„Te przyjaźnie trwają do dzisiaj”. Spotkanie kobiet Solidarności i Sąjūdisu


Spotkanie „Kobiety wolności”, fot. Eryk Iwaszko
Podczas gdy w Sejmie Litwy trwa Światowe Forum Kobiet Liderek w Polityce, w czwartek, 7 czerwca, w Litewskiej Bibliotece Narodowej im. Martynasa Mažvydasa w Wilnie spotkało się siedem kobiet: trzy Polki i cztery Litwinki, aby rozmawiać o swoim doświadczeniu w dwóch organizacjach, które przyczyniły się do odzyskania niepodległości przez Polskę i Litwę u progu lat 90. minionego wieku. Spotkanie odbyło się z inicjatywy Instytutu Polskiego w Wilnie i, co należy z żalem stwierdzić, wzbudziło niewielkie zainteresowanie w męskim gronie.

Jak powiedział dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie Marcin Łapczyński, choć spotkanie odbywa się w ramach wspomnianego forum, pomysł jego zorganizowania pojawił się w instytucie jeszcze pod koniec minionego roku. Złożyły się na to trzy rocznice: stulecie odzyskania niepodległości w Polsce i jednocześnie przyznania kobietom praw wyborczych w obydwu krajach, a także obchodzona w minioną niedzielę 30. rocznica powołania Grupy Inicjatywnej Sąjūdisu. Jak przyznał, choć o zasługach tej organizacji dla budowy demokratycznego państwa litewskiego, podobnie jak Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” dla Polski, mówi się sporo, kobiety są w tym kontekście często pomijane. Wczorajsze spotkanie miało to zmienić.

Moderator dyskusji, litewski dziennikarz i politolog Vytautas Bruveris przedstawił uczestniczki – działaczki opozycji antykomunistycznej w Polsce i na Litwie: europosłankę i posłankę na Sejm RP Ewę Tomaszewską, obecną ambasador Polski na Litwie Urszulę Doroszewską, dziennikarkę radiową i telewizyjną, korespondentkę polskiej sekcji BBC Marię Przełomiec, dyplomatę, doradczynię prezydenta Valdasa Adamkusa i współprzewodniczącą „Kobiet Sąjūdisu” Halinę Kobeckaitė, muzykolog, posłankę na Sejm RL i przewodniczącą koła kobiet Związku Ojczyzny Viliję Aleknaitė-Abramikienė, sekretarz Sąjūdisu i jedną z organizatorek Szlaku Bałtyckiego i Szlaku Wolności Angonitę Rupšytė oraz aktorkę, sygnatariuszkę aktu niepodległości z 11 marca i współprzewodniczącą Kobiet Sąjūdisu” Nijolė Oželytė.

W spotkaniu miała wziąć udział także dziennikarka i członkini zarządu katowickiego oddziału Solidarności Jadwiga Chmielowska, jednak nie udało jej się dotrzeć do Wilna. Nagrała więc film, w którym opowiada o początkach nie tyle Solidarności, ile kontaktów związku z innymi podobnymi organizacjami na terenie różnych republik radzieckich. Jako współprzewodnicząca Autonomicznego Wydziału Wschodniego udzielała pomocy materiałowej i szkoleniowej (oraz koordynowała działania z nią związane) działaczom niepodległościowym Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Gruzji, Kazachstanu, Armenii, Azerbejdżanu, Uzbekistanu czy Rosji. Za swoją działalność w 2009 roku w Wilnie wraz czwórką innych działaczy Autonomicznego Wydziału Wschodniego Solidarności Walczącej została odznaczona przez ówczesnego prezydenta Valdasa Adamkusa Medalem Orderu za Zasługi wobec Litwy.

„Autonomiczny Wydział Wschodni to była malutka grupa, która zaczęła jeździć na Wschód i tam wspierać (działaczy niepodległościowych – przyp. red.). (...) W moim wystąpieniu w Wilnie powiedziałam, że prawem człowieka jest życie w wolnym kraju. Dostałam olbrzymie oklaski, znosili mnie na rękach. Razem z Piotrkiem Hlebowiczem objeżdżaliśmy wszystkie republiki radzieckie, gdzie nas zapraszano. Zaczęliśmy od Litwy. Cała nasza organizacja polegała na sprawdzonych ludziach. Litwa nas ubezpieczała. Genutė Sakalauskienė, Leonardas Vilkas, Andrius Tučkus – masa ludzi i kontaktów, które przeszły na Sąjūdis”  opowiadała. Podkreśliła, że Litwa była centralnym punktem dla wszystkich tych działań. „Te przyjaźnie trwają do dzisiaj” – dodała.  

Działaczka wspomniała, że do niedawna o tej pomocy niewiele się mówiło. Kilka lat temu ukazała się jednak książka „Solidarność – Sąjūdis: początek strategicznego partnerstwa”, w której temat ten został opisany po raz pierwszy. J. Chmielowska podkreśliła, że zorganizowanie wsparcia było dla niej szczególnie istotne: „Ja miałam świadomość, że walcząc o Litwę, walczę o Polskę”. Odniosła to do obecnej sytuacji na Ukrainie – kraj ten największą pomoc otrzymuje właśnie od swoich sąsiadów: Polski i Litwy.

Po projekcji V. Bruveris poprosił uczestniczki spotkania, aby podzieliły się swoimi wspomnieniami z czasów opozycyjnych, wrażeniami, które najsilniej zapadły im w pamięć. Interesowały go także wątki związane ze współpracą Solidarności z Sąjūdisem oraz Polaków z Litwinami.

Jako pierwsza głos zabrała Ewa Tomaszewska. Przypomniała, że w 1918 roku Polki nie tylko zyskały prawa do głosowania, lecz także do startowania w wyborach parlamentarnych. Dla niej ważnym wspomnieniem był udział w II Międzynarodowej Konferencji Praw Człowieka w Leningradzie (dzisiejszym Petersburgu) w 1990 roku, na którą pojechała ze Zbigniewem Romaszewskim. Ze smutkiem stwierdziła, że wtedy łatwiej ją było zorganizować tam niż w Wilnie, gdzie wciąż rządził „beton partyjny”. Wspominała, jak na Pałacu Zimowym zatknęli flagę Solidarności. „Drugim takim momentem było spotkanie z pracownikami fabryk, którego nam wzbraniano. Zagrożono nam, że jeśli się do nich zbliżymy, zostaniemy ostrzelani” – dodała, zwracając uwagę, że w tamtym czasie oficjalne gesty takie jak publiczna debata o prawach człowieka kłóciły się z codzienną rzeczywistością.

Ewa Tomaszewska mówiła także o kontaktach z Litwą. „Po dramatycznych wydarzeniach pod wieżą telewizyjną byłam kilkakrotnie w Wilnie: i pod wieżą, i na Antokolu na grobach osób, które wtedy zginęły, i przy parlamencie, który był otoczony zasiekami. To było dla mnie wstrząsające, bo my się już z traumy stanu wojennego otrząsnęliśmy. Ale z drugiej strony zaowocowało to szybkim nawiązaniem stosunków z Sąjūdisem”. Jej zdaniem ta współpraca była bardzo potrzebna i rozwijała się równolegle ze związkami z Rosji, szczególnie z Donbasu: „To pokazuje tę jedność losów, wyzwań i zadań, które mamy przed sobą” – podsumowała.

Urszula Doroszewska także wspomniała leningradzką konferencję. „To, co najbardziej pamiętam, to że umożliwiono nam zwiedzenie więzienia. Pokazano nam, co jedzą więźniowe – mówiono, że mięso, a w misce był kawałek skóry z sierścią”. Ambasador przywołała także starsze epizody: przede wszystkim I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”, który odbył się 8 września 1981 roku. „Pamiętam, że wyszłam ze zjazdu na chwilę, a po powrocie zobaczyłam ogromną euforię. Okazało się, że przed chwilą jednogłośnie przyjęto Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej. (…) Zrobili to przedstawiciele zakładów pracy z całej Polski, a nie grupka intelektualistów, jednogłośnie” – podkreśliła.

Opisując relacje z Litwy, powiedziała, że były to „postawy ogromnej życzliwości i współdziałania”. „To była atmosfera tworzona przez młodzież, że to jest nasza wspólna sprawa” – dodała. Wspomniała także o informacjach dotyczących „Kroniki Kościoła Katolickiego na Litwie”, które docierały do PRL. Nazwała ten czas „intelektualnym fermentem, który doprowadził do spotkania naszych narodów po 1989 roku”.

Maria Przełomiec podkreśliła rolę wątku osobistego w swoim zainteresowaniu Litwą. Choć sama urodziła się w Krakowie, jej rodzina pochodziła z terenów Wileńszczyzny. „Będąc korespondentką BBC, obserwowałam to, co się działo na Litwie z dystansem. Ale kiedy Polska była już wolna, a na Litwie wybuchła ta sprawa z początku 1990 roku, obudził się we mnie taki młodzieńczy duch, że teraz trzeba jechać bronić drugiej ojczyzny” – powiedziała.

Polska dziennikarka poruszyła także drażliwą kwestię polskiej autonomii na Wileńszczyźnie. „Nie były to łatwe stosunki z różnych względów” – powiedziała. Przypomniała, że to działacze Solidarności Jadwiga Chmielowska i Piotr Hlebowicz tłumaczyli Polakom na zjeździe w Ejszyszkach, dlaczego nie jest to dobre rozwiązanie. Wspomniała także o sprawie dwóch litewskich dezerterów z armii radzieckiej, których polskie MSZ przekazało ZSRR. Opowiedziała również o swoim sporze z prof. Vytautasem Landsbergisem dotyczącym Konstytucji 3 maja, przyznając, że z czasem różnica w ich ocenie tej kwestii znacznie się zmniejszyła: „Ja odczepiłam się od swojego przywiązania do koncepcji Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a parlament litewski uznał rocznicę uchwalenia konstytucji za święto – co prawda nie narodowe, ale jednak święto. I dzisiaj chyba traktujemy to dziedzictwo WKL jako wspólne, przy świadomości odrębności naszych narodów i tego, że do tamtego modelu nie ma już powrotu”.

Głos zabrały także przedstawicielki Sąjūdisu. Rozpoczęła Halina Kobeckaitė: „Kiedy dostałam z Instytutu Polskiego w Wilnie zaproszenie na to spotkanie o kobietach wolności, nie miałam pojęcia, o czym będziemy rozmawiać, kto przyjedzie z Polski, kto z Litwy. Słuchając teraz pań, zdałam sobie sprawę, jak wiele było kontaktów między Polską a Litwą. Podstawowa różnica jest jednak taka, że Solidarność stworzyła klasa robotnicza, a Sąjūdis – inteligenci, wśród których było sporo kobiet. Mieliśmy wiele komitetów, ale żaden nie był poświęcony klasie średniej” – zwróciła uwagę H. Kobeckaitė.

Przyznała także, że kontakty z miejscowymi Polakami były w tym czasie skomplikowane, mimo dobrych kontaktów z Polską. Konstytucja, którą zaproponowała Litwa, nie odpowiadała ani miejscowym Polakom, ani Rosjanom. „To była, przynajmniej dla mnie, jedna z podstawowych spraw. W tym czasie przyjeżdżało wielu dziennikarzy z Polski i pamiętam, że jeden z nich zapytał mnie: «To dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze?»”.

Vilija Aleknaitė-Abramikienė odniosła się do słów Marii Przełomiec, mówiąc, że V. Landsbergis był jednym z inicjatorów uczczenia Konstytucji 3 maja w parlamencie. O swoich doświadczeniach z Sąjūdisem opowiedziała z perspektywy młodej studentki Konserwatorium Litewskiego. „Ja byłam muzykologiem, nie w głowie mi była polityka. Bardzo dobrze pamiętam 3 czerwca 1988 roku, kiedy zabrano mnie do sali, w której zebrała się Grupa Inicjatywna Sąjūdisu i trzeba było złożyć podpis”. Wspomniała także pewną konferencję naukową w Sandomierzu, w czasie której miała przyjemność spotkać ks. Józefa Tischnera, który powiedział wówczas „Litwa wraca”. „Te słowa jeszcze długo we mnie brzmiały i brzmiały. To było ważne dla Polaków, że stoimy na wspólnym froncie. My tam (w Sandomierzu – przyp. red.) podnosiliśmy naszą trójkolorową flagę, pokazywaliśmy naszą muzykę, mówiliśmy o wolności” – wspominała.

Angonita Rupšytė powiedziała, że Sąjūdis nie miał płci: był przede wszystkim pragnieniem wolności. Jako jedna z organizatorek Szlaku Bałtyckiego zdradziła, że początkowo pojawił się pomysł, aby oprócz krajów bałtyckich uwzględnić także Polskę. Okazało się to niemożliwe z uwagi na granicę.

Jako ostatnia z zaproszonych kobiet głos zabrała Nijolė Oželytė. Powiedziała, że to prawda, że w Sąjūdisie było wiele kobiet, ale nie w kierownictwie. Ona sama była wtedy młodą matką skupioną na opiece nad dzieckiem, ale chciała pracować społecznie. Dlatego pojawił się pomysł stworzenia związku „Kobiet Sąjūdisu”. W jego ramach kobiety zaczęły wydawać własne pismo po polsku i litewsku „Głos Kobiet”. Aktywnie włączyły się także w sprawę Artūrasa Sakalauskasa, który w sierpniu 1991 roku został zabity przez armię radziecką przed budynkiem Sejmu Litwy. W tej kwestii wraz z innymi działaczkami jeździła nawet do Moskwy i planowała spotkanie z żoną Michaiła Gorbaczowa.

Po tych wspomnieniach zabrakło już czasu na dalsze dyskusje i pytania. Moderator, próbując podsumować tak różne wypowiedzi, sformułował następującą refleksją: „Tak dużo się teraz mówi o partnerstwie strategicznym, powołując się na historię i dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a mnie się wydaje, że należy się raczej odwoływać do tej współpracy między Solidarnością i Sąjūdisem”.

Na zakończenie Ewa Tomaszewska podzieliła się jeszcze jedną myślą. „Szczegół z sierpnia 1980 roku – w Zakładach im. Róży Luksemburg rozpoczął się strajk. To były zakłady produkujące lampy elektryczne, pracowały tam niemal wyłącznie kobiety. (…) Pamiętam, jak dyrektor naszego ośrodka przyszedł do nas bardzo wzburzony i taki jakby stłamszony, i powiedział, że był tam i widział, jak ten strajk wygląda – kobiety siedzą przy swoich maszynach i nic nie robią, niczego nie mówią. Widać, że partyjni dyrektorzy byli tym przerażeni. Dobrze mieć świadomość, że ma się taką moc sprawczą” – powiedziała.

Szkoda, że to wspomnienie pojawiło się dopiero pod koniec spotkania – stanowić by mogło znakomity punkt wyjścia do debaty nad faktycznym udziałem kobiet w działaniach obydwu organizacji. Temat pozostaje więc otwarty.