Opowieści z dawnego Wilna (6 cz. 1) … miasto mlekiem i miodem płynące


Początek Pasażu na Ostrobramskiej, gdzie mieścił się pierwszy zakład mleczarski Józefa Hejbera.
Podtytuł artykułu nie oznacza, że Wilno było arkadią, krainą szczęśliwości, w której niczego nie brakowało. Rzecz dotyczy bowiem realiów życia organizmu miejskiego, który chłonął spore ilości żywności. Mleko i miód były towarami, których wartość odżywcza miała olbrzymie znaczenie dla zdrowia mieszkańców. Sięgnijmy zatem w głąb dziejów wileńskiej produkcji tych specjałów, przede wszystkim przez przypomnienie ważnych postaci, które jednoznacznie związane były z wysokim poziomem i jakością ich wytwórczości. Pierwsza część to opowieść o Józefie Hejberze, który od 1902 roku, był liderem wileńskiej branży mleczarskiej.
Międzywojenne Wilno konsumowało od 2 do 3 milionów litrów mleka rocznie. Był to duży rynek, na którym opłacało się zaistnieć. Najważniejszym dostawcą był Józef Hejber, który wyjątkowo zapisał się w dziejach tej branży. Kiedy wielokrotnie rozmawiałem z wilniukami, pytałem o Hejbera, który miał kilka sklepów mleczarskich w międzywojennym Wilnie. Każdy z nich pamiętał to nazwisko. Dodawali przy tym, że Hejber był marką samą w sobie, która oznaczała nie mniej, nie więcej, tylko „niebo w gębie”. Jedzenie bułki albo rogala, którego moczyło się w hejberowskiej śmietanie, to było najlepsze śniadanie, a kubek zimnego mleka zsiadłego doskonale gasił pragnienie w upalny dzień. Masło, które kupowały gosposie co znaczniejszych domów w Wilnie, było najwyższej jakości. W sklepach Hejbera zawsze były kolejki.

Józef Hejber (syn Mikołaja) urodził się w 1865 roku, niedaleko Bieniakoni. Wzrastał przy gospodarstwie, w którym ważną rolę odgrywała produkcja mleka. Podobnie było we wszystkich okolicznych majątkach. Sprawa przetwórstwa mlecznego stała się niebawem pasją Hejbera. Miał około 30 lat, gdy w Bieniakoniach prowadził już z powodzeniem zakład nazywany „Fabryką Masła J. Hejbera”. Mając zmysł organizacyjny rozszerzał produkcję. Nie chciał „dusić” się w małym ośrodku, jakim były Bieniakonie, toteż w 1901 roku, podjął próbę wejścia ze swoimi produktami na obszerny rynek w Wilnie, gdzie otworzył wkrótce swój pierwszy sklep.

W 1902 roku Józef Hejber wystawił swoje produkty na Wystawie Rolniczej w Wilnie (wyroby nabiałowe stanowiły grupę III, działu I – Rolnictwo). Najwięcej nagród zdobył w tym dziale zakład „Biruta”. Wśród wystawców masła do rywalizacji stanęło 12 producentów, przy czym warunkiem było, że jest produkt ma być w dobrym gatunku, wyrabiany w celach handlowych. Za najlepsze uznano masło Franciszka Kończy z dóbr Lukinie z gub. kowieńskiej (mały złoty medal), natomiast „duży srebrny medal” otrzymał Józef Hejber (fabryka Bieniakonie), a „małe srebne”: Romuald Chalecki, E. Lagenpusch (majątek Pogermań) i „brązowy medal” Jan Kotwicz (majątek Palestyna). „Fabryka Masła w Bieniakoniach” Józefa Hejbera w latach 1902–1906 dostarczała na rynek wileński 1000 garnców mleka w lecie i 500 w zimie. Surowe, świeże mleko pochodzić musiało od najlepszych hodowców krów. Stosowne umowy zawarł J. Hejber m.in. z Wagnerami (majątek Wielkie Soleczniki) i Kazimierzem Rymszą (majątek Hurynowszczyzna).

Pierwszy swój zakład parowy uruchomił w Wilnie na Ostrobramskiej 5, w jednej z suteren w pasażu, za domem miejskim nr 10 (obecenie filharmonia). Oddzielanie śmietanki od mleka przy coraz większym zapotrzebowaniu musiało być zmechanizowane. Wyposażył firmę w nowoczesne, jak na owe czasy, urządzenia, które zastąpiły ręczne wirówki widoczne na fotografii poniżej. Wówczas nowe wirówki-separatory firmy Alfa-Laval były napędzane paskami transmisyjnymi. Kupił również maszynę do mechanicznego zamykania butelek krążkiem tekturowym. W mieście miał wkrótce sześć punktów sprzedaży.

Reklama sklepów J. Hejbera z 1908 roku i ręczne wirówki do mleka, jakich używał w początkowym okresie



Kiedy J. Hejber rozwijał swoją działalność, na wileńskim rynku dostawców mleka działało równolegle kilka innych firm. W 1906 roku, powstała spółka mleczarska „Hygiena”, która reklamowała się jako zakład przeprowadzający „reformę mleczarstwa”, mającą na celu zlikwidowanie „braku dobrego mleka, jaki dawał się od dawna odczuwać w Wilnie”. Spółka zaczęła wprowadzać na rynek mleko pasteryzowane i miała własne laboratorium. Hejber, nie godząc się z tekstem reklamy, napisał do redakcji gazet list, w którym wyjaśniał, że przecież to on jest od kilku lat dostawcą znakomitego mleka, którego wcale nie brakuje. Do 1915 roku firma Hejbera i „Hygiena” konkurowały ze sobą. „Hygiena” miała swoje sklepy na Zawalnej 21, Znamieńskiej 26, Prospekcie Świętojerskim 22, Kalwaryjskiej 6, Wielkiej Pohulance 14 i na Wileńskiej 39. Józef Hejber miał w 1914 roku już dziewięć sklepów, w tym jeden w Odessie.
  


W zakładzie J. Hejbera pracowało kilkanaście osób. Obsługiwały urządzenia, zajmowały się odbiorem przywożonego mleka i dostarczaniem gotowych wyrobów do sklepów. Kilka pracownic wyrabiało masło, które ostateczny kształt przyjmowało w formach. W piwnicach była chłodnia zabezpieczona odpowiednią ilością naturalnego lodu. Wszelka działalność bez odpowiedniej reklamy traci, o czym Józef Hejber doskonale wiedział, dlatego nie żałował pieniędzy na druk ogłoszeń prasowych. Był darczyńcą podczas wielu imprez okolicznościowych dla dzieci z polskich przytułków. Maria Ciundziewicka, jedna z liderek opieki i oświaty wśród wileńskiej dziatwy, wspominała, jak przy takich okazjach przyjeżdżał wóz od Hejbera z koszem bułek i bańkami przepysznego, gorącego kakao.

Józef Hejber z trudem przetrwał okres okupacji niemieckiej 1915–1918, kiedy zrywały się dostawy i produkcja mleka, masła, śmietany oraz serów była z tego powodu wstrzymywana. Od 1919 roku rozpoczął odbudowywanie swojej pozycji. Przeniósł zakład na Prospekt Świętojerski 9, który nazywał się już wtedy ulicą Mickiewicza. Przejął lokal po dawnej mleczarni działającej pod szyldem „Hurczyn i Wojewódzki”. Przy zakładzie uruchomił też kawiarnię, która niebawem stała się jednym z najsłynniejszych lokali, w którym nie serwowano alkoholu. Wejście znajdowało się na lewym rogu ulicy Śniadeckich, gdzie należało zejść po schodkach. Jak pisano, lokal mieścił się w „suterence”.  Napoje i przetwory mleczne, znakomite pieczywo i ciastka, wszystko najwyższego gatunku.

Józef Hejber był aktywnym członkiem Stowarzyszenia Kupców i Przemysłowców Chrześcijan Miasta Wilna, w którym kierował m.in. komisją do spraw obliczania podatku dla branży mleczarskiej. Prowadząc własną działalność, mimo ciągłego wzrostu produkcji, ograniczył liczbę sklepów. W latach 1926–1930 najbardziej znane były: na Mickiewicza 9, na Ostrobramskiej 5 oraz na Zamkowej 14 i Ludwisarskiej 1, później także na Kalwaryjskiej 9 i Szopenowskiej 6.

Niejednokrotnie musiał pokonać trudności związane z prowadzeniem firmy. Dwa niżej omówione przykłady oddadzą ich charakter. Pierwsze zdarzenie miało miejsce w 1921 roku. Doszło do niego po tym, gdy miejski lekarz sanitarny dr Witold Legiejko przeprowadził w zakładzie Hejbera kontrolę sanitarną. W protokole zanotował, że zakład: „znalazł w stanie, nielicującym z wymaganiami higieny”. J. Hejber udał się rzekomo do redakcji „Gazety Wileńskiej”, gdzie poskarżył się, podając przy tym za „ofiarę prześladowania szowinisty litewskiego”. Faktem było, że dr W. Legiejko był wówczas jednym z nielicznych Litwinów, którzy zajmowali w Wilnie stanowisko publiczne. „Gazeta Wileńska” nie sprawdzając faktów, wydrukowała artykuł pt. „Szykany Litwina w polskim Wilnie”, domagając się usunięcia W. Legiejki z zajmowanego przezeń stanowiska. Kolejny artykuł dorzuciła „Straż Kresowa”. Kiedy pisał o tym „Kurier Wileński”, dodał szczegół związany z faktem zerwania tabliczek na drzwiach dra Legiejki przez nieznanych „patriotów”. Takie to były czasy. Każdy z organów prasowych miał swoje preferencje. Później była kontrola, która wykazała, że faktycznie w zakładzie Hejbera były pewne niedociągnięcia i „Gazeta Krajowa” opublikowała zbiorowy protest lekarzy sanitarnych przeciwko wystąpieniu „Gazety Wileńskiej”. Lekarz naczelny miasta Wilna, dr Michał Minkiewicz, napisał przy tym, że: „Kładąc podpis pod protestem, zaznaczyć muszę, że wszelkie próby skierowania spraw sanitarnych na drogę polityczną celu nie osiągną, i że nawet zarzut zdrady stanu nie powstrzyma zwalczania niechlujstwa i brudu, chociażby zaprawionego pseudo-patriotyzmem”. Faktem jest, że w 1921 roku, Wilno przeżywało tak wielkie trudności z aprowizacją, że sprawy sanitarne były odsunięte na dalszy plan, wobec czego i Józef Hejber mógł mieć w tej materii braki, ale w następnych latach to się zmieniło.

Kolejne problemy pojawiły się w 1924 roku. Do J. Hejbera trafił inspektor referatu do walki z lichwą i spekulacją. Oskarżył on Józefa Hejbera, iż w swojej mleczarni pobiera nadmiernie wygórowane ceny dochodzące do 200 procent cen rynkowych. Zarzucił właścicielowi spekulację. W protokole podał przykład, że jeden litr mleka, za który Hejber płaci jedynie 30 groszy, sprzedaje następnie po 80 groszy. Podobnie ze śmietaną, która u Hejbera kosztowała 4 złote, a na rynku można ją było dostać za połowę tej ceny. Hejber, nie godząc się z oskarżeniem, złożył wniosek do sądu i został uniewinniony, ale Referat odwołał się od wyroku pierwszej instancji. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego. Proces odbył się w 1925 roku. Obroną błysnął wówczas adwokat Bolesław Szyszkowski. W swojej mowie wykazał, że: „produkty Hejbera są przedniej jakości”, przy czym mleko i śmietanka są wyłącznie pasteryzowane, nie odbiegają od cen normalnych i że zarzut Referatu jest niesłuszny. Była mowa o tym, że porównywanie produktów Hejbera, z tym co oferuje się na rynku, nie ma żadnego sensu, gdyż produkty te są nieporównywalne. Sąd po wysłuchaniu obrony zatwierdził wyrok uniewinniający J. Hejbera.



Umowy, które J. Hejber podpisywał z dostawcami mleka do dalszej przeróbki, były bardzo starannie rozważane. Odbierał mleko od najlepszych hodowców krów, z wzorowo prowadzonych majątków pod nadzorem weterynarzy. Mleko miał m.in. od: Józefa Borowskiego (majątek Trybańce), Zygmunta Ruszczyca (maj. Wielka Rzesza), Stanisława Bochwica (maj. Kwietniewo-Skojdziszki) i Justyna Strumiłły (maj. Korwie). J. Hejber utrzymywał z nimi bardzo dobre stosunki, doglądał także krów czempionek, którymi każdy z wymienionych mógł się pochwalić.

Zastanawiałem się, czy podać szczegóły z tym związane i uznałem, że jako ciekawostkę warto przytoczyć jeszcze jedną informację. J. Borowski hodował krowy rasy polskiej czerwonej (wśród nich dużą mlecznością odznaczały się: Jabłonka, Lolka, Figa Pamiątka i Syrena). Z. Ruszczyc hodował krowy rasy nizinnej czarno-białej, mając w swoich oborach 30 mlecznych. S. Bochwic dowoził codziennie mleko do zakładu Hejbera, dzięki temu, że w stadzie miał kilka krów o wysokiej mleczności. Wreszcie J. Strumiłło miał stado złożone z krów rasy nizinnej i mieszanej, ale bez wyjątkowych sztuk.

W latach 1924–1925 Józef Hejber nabył dom w Jerozolimce (nr 65), w bezpośredniej bliskości z Kalwarią Wileńską, a niedługo później jeszcze jeden (nr 37). W pierwszym uruchomił sklep z jadłodajnią na potrzeby pątników, turystów, wycieczkowiczów i letników, którzy stanowili całkiem sporą rzeszę klientów. Oferowano śniadania i kolacje, proste jedzenie (mleko zsiadłe z ziemniakami) oraz kawę, herbatę, masło śmietankowe, mleko, wody mineralne, lody, piwo, owoce, słodycze. Organizacją tego punktu zajęła się Jadwiga Hejberowa, żona Józefa. W drugim z domów urządziła natomiast letnisko. Oferowała tam pokoje z kuchnią. W ogłoszeniu informowała, że dom położony jest w okolicy lasu sosnowego w pobliżu Wilii i jeziora, a w pobliżu znajdują się przystanek autobusowy i przystań rzeczna.

W porozumieniu z magistrem farmacji Bolesławem Szantyrem, który był współwłaścicielem apteki w Jerozolimce, Józef Hejber w 1927 roku zaczął wyrabiać kefir leczniczy, który wprowadził do oferty wszystkich swoich mleczarni. W latach 1925–1930 działalność mleczarska Hejbera rozwijała się pomyślnie. Poważnym odbiorcą mleka był np. Zarząd Miasta, który w ramach dostaw do kilku szpitali miejskich kupował 600–700 litrów mleka dziennie. Przestrzegano przy tym kryteriów jakości. Mleko musiało mieć bezwzględnie 3,2% tłuszczu. Podobnie było z odbiorem mleka dla instytucji pod nazwą „Kropla Mleka” (agendy Ośrodka Zdrowia), w którym biedniejsza część społeczeństwa mogła nabywać mleko dla niemowląt. Dostawcy mleka zobowiązani byli przekazywać je w mniejszych opakowaniach (buteleczki po 100 i 200 mililitrów). Do takiego konfekcjonowania produktu J. Hejber był znakomicie przygotowany. Większość najlepszych wileńskich cukierni i fabryk słodyczy zaopatrywana była przez mleczarnię Hejbera. Podczas poważnego kryzysu zaopatrzeniowego w maju 1929 roku Józef Hejber był jednym z nielicznych producentów, który miał w sklepach cały czas mleko, masło i śmietanę. Wszystko dzięki swojej dobrze zorganizowanej sieci dostawców. Pod jego sklepami stały kolejki liczące po 200 osób.  Konkurentem Hejbera w dostawie mleka i przetworów nabiałowych na rynek Wilna był Związek Spółdzielni Mleczarsko-Jajczarskich (zarząd na ulicy Końskiej 12). Związek produkował np. połowę ilości masła spożywanego w Wilnie, które w ciągu roku wynosiło 35 ton.

Ukoronowaniem blisko trzydziestu lat pomyślnej działalności Józefa Hejbera było uruchomienie nowego zakładu. Aby go urządzić, kupił z żoną kamienicę na ulicy Mostowej 11a, róg Bogusławskiej 1 wraz z przyległym dziedzińcem (dom należał wcześniej do (M. Izbickiej i Bajko). Posesja znajdowała się vis à vis łaźni Agresta. Miejsce nie było wybrane przypadkowo, gdyż w sąsiedztwie na Mostowej 9, mieli już kiedyś swój sklep mleczarski. „Pańskie oko konia tuczy” –to powiedzenie idealnie pasuje do J. Hejbera, biorąc pod uwagę, że zawsze mieszkał tam, gdzie miał zakład. Tak było i tym razem. Mieszkanie Hejberów było na piętrze, biura na parterze, natomiast w dwóch następnych budynkach (Mostowa 11b) zainstalował przetwórnię mleka. Większą część dotychczasowych urządzeń przerobiono, bądź wymieniono na napęd elektryczny, co gwarantowało czystość produkcji. Były wśród nich aparaty do sterylizacji i pasteryzacji, w których mleko podgrzewano do temperatury 80 stopni, a następnie schładzano do 5 stopni, co zabijało szkodliwe bakterie. Samodzielne kioski i pawilon Hejbera  cieszyły się popularnością wśród zwiedzających na Targach Północnych. Zakład dostał "Mały złoty medal" na ich drugiej edycji w 1930 roku.



Poświęcenie nowego zakładu odbyło się 13 lutego 1930 roku. Podczas przemówień podkreślano, że w dobie niesprzyjającej koniunktury gospodarczej, w okresie bankructw, znalazł się ktoś, kto dzięki energii i wytrwałej, mrówczej pracy oraz zamiłowaniu w swej specjalności mleczarza, był w stanie uruchomić nową placówkę. Wśród licznych gości Józef Hejber witał przedstawicieli duchowieństwa, władz, sfer przemysłowo-handlowych oraz prasy. Gospodarz pokazywał wszystkim zakład, udzielając wyjaśnień. Następnie ks. kanonik Adam Kulesza (proboszcz parafii św. Ducha), przy asystencji ks. prof. Leona Puciaty i ks. prob. Piotra Żarnowskiego, dokonał uroczystego aktu poświęcenia fabryki i domu mieszkalnego. Goście podejmowani byli później uroczystą kolacją w mieszkaniu państwa Jadwigi i Józefa Hejberów. Skromny zakład na Mickiewicza 9 stał się już tylko kawiarnią i sklepem mleczarskim, ale ze względu na sławę i doskonałą lokalizację była to nadal „centrala całego przedsiębiorstwa”.

Los sprawił, że Józef Hejber nie cieszył się zbyt długo swoim nowym etapem działalności. 1 maja 1931 roku, kiedy wraz żoną był na obiedzie u znajomych, zasłabł nagle po uderzeniu krwi do mózgu. Przewieziono go w stanie ciężkim do szpitala, ale nie odzyskawszy przytomności zmarł w wieku 66 lat. Msza w kościele Św. Ducha i pogrzeb odbył się już następnego dnia. Józef Hejber pochowany został na Rossie. Grób z czarnym krzyżem kryje również zwłoki Florentyny Tyczyńskiej z Grabowskich, jego teściowej zmarłej w 1921 roku.


Nagrobek Józefa Hejbera na cmentarzu Rossa.

Testament zmarłego wykonano w 1931 roku. Jadwiga Hejber prowadziła nadal zakład. „Nie mogąc się sama połapać w lesie podatków, terminów, nakazów i zakazów”, zaangażowała pełnomocnika w osobie Józefa Michańczyka. Za jego namową zatrudniła też jego żonę i siostrę. Utrzymywano przy tym wszystkie sklepy pod szyldem jej zmarłego męża. W 1935 roku miała problemy z plenipotentem, wobec którego wytoczyła sprawę karną. Oszust nie wpłacał należnych podatków, ani opłat przemysłowych, a przy tym „urzędowo zlikwidował” filię na Ostrobramskiej, mimo że działała ona w najlepsze. Michańczyk przez dwa lata fałszował kwity potwierdzające wpłaty do kasy urzędów skarbowych. Zadłużenie firmy Hejbera wynosiło ponad 5000 złotych. Pani Jadwiga, która przeprowadzała dobudowę nowego skrzydła domu, ciężko przeżyła dzień, kiedy na Mostową zajechały ciężarówki sekwestratora. Okazało się, że pieniądze, jakie przekazała na zapłacenie długów, jej plenipotent również sobie przywłaszczył, podobnie jak ulgę otrzymaną z urzędu za rozbudowę domu. Podczas śledztwa okazało się, że J. Michańczyk oszukiwał nie tylko ją. Sprawa była w toku, ale pani Hejberowa musiała spłacić wszystkie długi, co pociągnęło za sobą konieczność sprzedaży jednego z domów w Jerozolimce.

Mleczarnie Hejbera działały jeszcze w 1940 roku, a Jadwiga dawała ogłoszenia, poszukując pracowników znających język litewski. Likwidacja nastąpiła po włączeniu Litwy do ZSRR. Trwająca blisko czterdzieści lat sława mleczarni Hejbera została ucięta jedną decyzją o znacjonalizowaniu zakładu. Domy na Mostowej zostały zburzone przy rozbudowie kompleksu szpitala Czerwonego Krzyża.