Prałatowi w hołdzie: muzeum, pomnik... ołtarze?
Walenty Wojniłło, 11 czerwca 2013, 20:35
Prałat z Mejszagoły, ksiądz Józef Obrembski, który w ciągu 61 lat swej posługi rozsławił to miasteczko daleko poza granicami Wileńszczyzny i Litwy, powrócił przed wyremontowany "pałacyk". Nadal będzie stamtąd wypatrywał gości i czekał na młodzież - jak za życia - tyle że z wysokości niedużego cokołu lub zdjęć i portretów na ścianach starej plebanii, która także zajaśniała nowym blaskiem. Ponad pół wieku szukano w niej przystani duchowej, potem - legendy. Teraz będzie to izba pamięci, swoista atrakcja turystyczno-edukacyjna, a w przyszłości - kto wie - może nawet sanktuarium, wszak lud Boży Wileńszczyzny modli się już o beatyfikację Patriarchy...
Uroczystość w mejszagolskim kościele - a potem przy pomniku i "pałacyku" - zgromadziła pokaźny tłum parafian i gości, jednak dla większości z nich ksiądz prałat - to już tylko legenda, dobroduszny staruszek, "o którym Pan Bóg chyba zapomniał", jak nieraz sam o sobie żartował. Niewielu już tych, którzy mogą zaświadczyć, jak wielkich dzieł dokonywał w najtrudniejszych czasach - podczas ostatniej wojny, gdy kilkakrotnie otarł się o śmierć, i w czasach szalejącego ateizmu, gdy wyciągał dłoń do komunistów, proponując układ: "Dobrze, będę namawiał z ambony ludzi, by szli do kołchozów, ale pod warunkiem, że wy będziecie ich namawiać, by szli do kościoła!". Mówił to całkiem poważnie, no może z charakterystycznym dla niego, dobroduszno-szelmowskim uśmieszkiem...
A w nocy udzielał ślubów i chrztów, także działaczom partyjnym, odwiedzał chorych, dawał schronienie, przyjmował błądzących i szukających prawdy. Dla każdego miał słowa pociechy, otuchy i nadziei. Nawet nie chciał myśleć o wyjeździe z Wileńszczyzny, choć w jego przypadku określenie "repatriacja" mogło być używane. Twierdził, że Ojczyzny się nie wybiera, nie mógł "osierocić" swojej trzody - rodaków, którzy nagle zostali poza krajem, byli odrywani od własnych korzeni, kultury, a przede wszystkim - od wiary. Jak później ktoś trafnie określi, przyjął zgotowany mu krzyż i własną drogą krzyżową prowadził Wileńszczyznę niczym Mojżesz - przez Morze Czerwone...
Przykład nazaretanki z pobliskiego Nowogródka, siostry Małgorzaty Banaś, która miała podobne zasługi przed Bogiem i ludźmi, dowodzi, że kwestia beatyfikacji nie jest czymś mało realnym. Proces diecezjalny s. Małgorzaty na Białorusi już się zakończył, obecnie toczy się na szczeblu rzymskim. Na proces prałata Józefa Obrembskiego przyjdzie zaczekać co najmniej trzy lata - można go rozpocząć pięć lat po śmierci.
Zdjęcia i montaż: Paweł Dąbrowski