Wileńska Wielkanoc 100 lat temu


Trudno jest dzisiaj poczuć podobny niepokój mieszkańców Wilna, gdy w styczniu 1919 roku, po krótkim zrywie niepodległościowym, dowiedzieli się, że nikt już ich nie broni. Na ulicach zobaczyli bolszewickich żołnierzy z czerwoną gwiazdą na czapkach. Nikt jeszcze nie najadł się do syta po niemieckiej okupacji, gdy widmo dalszego głodu pojawiło się wraz z nieproszonymi gośćmi ze wschodu. Okupacja bolszewicka trwała 105 dni, do czasu, kiedy w czasie świąt Wielkiejnocy w kwietniu 1919 roku do Wilna wkroczyło wojsko polskie.

Grozę kolejno następujących dni od stycznia do kwietnia oddają wspomnienia, dzienniki i reportaże. Jeszcze Niemcy się w pełni nie wynieśli, gdy część z nich ogłupiona przez bolszewickich agitatorów postanowiła się przyłączyć do szerzycieli światowej rewolucji. Obok braku żywności, najboleśniejszym brakiem było dla wilnian pozbawienie rzetelnej informacji. Nikt nie wiedział dokładnie, nikt nie miał pewności, co dzieje się gdzieś tam… „na zachód od Wilna”.

Nowa władza ujawniła się w postaci Litewskiej Rady Komisarzy Ludowych, na czele której stanął Vincas Mickevičius-Kapsukas. Porządki bolszewickie to zabór mienia. Początkowo na potrzeby armii, później na potrzeby władzy. Wszystko w myśl regulacji prawnych w duchu bolszewickim. Po kilku tygodniach chaosu wyłonił się konkret. Oto 27 lutego 1919 roku ogłoszono, że bolszewickie władze Litwy i Białorusi połączyły się, tworząc Litewsko-Białoruską Socjalistyczną Republikę Rad. Wilno stało się miastem Kraju Rad.

Od lutego trwała już jednak na dobre wojna polsko-bolszewicka. Aby utrzymać zajęte terytorium wprowadzono reżim. Krwawa dyktatura była i jest najlepszą formą podporządkowania sobie okupowanego społeczeństwa. Pierwszą ofiarą reżimu na Wileńszczyźnie stali się ziemianie, inteligencja, działacze niepodległościowi i duchowieństwo. Niszczenie dorobku kulturalnego to obraz dnia powszedniego tamtego okresu. Najgorszą organizacją była Czeka (Wszechrosyjskiej Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem), jej funkcjonariusze – jak mówiono – nigdy „nie spali”. Szukali, kontrolowali, śledzili, podsłuchiwali – nawet jeden bochenek chleba nie mógł się pojawić bez ich wiedzy.

*     *     *

Na zachodzie od lutego formowała się tymczasem linia frontu licząca 150 km. Szczątkowe informacje o walkach i postępie wojska polskiego docierały z opóźnieniem. Były niepełne i bez możliwości weryfikacji. Pozostawało czekać i obserwować zachowanie okupantów. Co mogło się stać w Wilnie, gdyby wystąpiły próby oporu, bolszewicy pokazali w Nieświeżu, gdzie krwawo stłumiono polskie wystąpienie. Powstanie, które tam wybuchło szykowano dosyć dobrze, ale źle wybrano termin. Przez brak informacji o postępie wojsk polskich, wszczęto je zbyt szybko. Efekt – pięciu pojmanych i rozstrzelanych przywódców.

Północno-wschodnie tereny były dla polskiego dowództwa ważne. Jeszcze 7 lutego Józef Piłsudski mówił o przyszłych granicach na bliskich mu rubieżach: „W tej chwili Polska jest właściwie bez granic i wszystko, co możemy w tej mierze zdobyć na zachodzie, to zależy od Ententy i o ile zechce mniej lub więcej ścisnąć Niemcy. Na wschodzie to inna sprawa; tu są drzwi, które się otwierają i zamykają, i zależy, kto i jak szeroko siłą je otworzy...”. Od początku marca zaczęły działać mniejsze zgrupowania wojska polskiego. Oddziały dowodzone przez gen. Stanisława Szeptyckiego podjęły kontrofensywę. Grupa gen. Antoniego Listowskiego zajęła Pińsk. Odległość między Wilnem, a Pińskiem to 360 km. „Boże, kiedy przyjdą do nas?” – myślał niejeden wilnianin.

Na początku kwietnia siły polskie okrzepły na tyle, aby podjąć bardziej zdecydowane działania. Poszczególne etapy dalszych operacji na Froncie Litewsko-Białoruskim uzgadnianie były przez dowództwo. Przygotowanie operacji nie obyło się bezkonfliktowo. J. Piłsudski chciał zająć Wilno wbrew opinii szefa sztabu generalnego płk. Stanisława Hallera, który z tego powodu dwukrotnie podawał się do dymisji. Piłsudski postawił na swoim, objął osobiste dowództwo nad operacją. Nad mapą sztabową zasiedli: ppłk Julian Stachiewicz, mjr Tadeusz Kasprzycki, kpt Stanisław Nilski-Łapiński i kilku młodszych oficerów z adiutantury.

Operacją Wileńską Józef Piłsudski zainteresowany był szczególnie, gdyż jak powiedział: „Wilno jest kluczem do spraw litewsko-białoruskich, jak jest nim Warszawa dla spraw polskich. [...] dopiero po zajęciu Wilna można mówić o realnym kształtowaniu stosunku całego tego kraju do Polski”. Czas na Wilno przyszedł w połowie kwietnia. Punktem wyjścia do rajdu miała być Lida, którą z Wilnem łączyła linia kolejowa. J. Piłsudski od 15 kwietnia był w Skrzybowcach, gdzie urządzono punkt dowodzenia, punkt koncentracji oraz aprowizacji. Do Wilna było stąd 115 km. Do zadania bezpośredniego zajęcia miasta wyznaczono grupę bojową, na którą składały się: Grupa Jazdy płk. Władysława Beliny-Prażmowskiego (9 szwadronów kawalerii i półbateria artylerii konnej 1 d.a.k., łącznie 790 szabel) oraz grupa piechoty gen. Edwarda Rydza-Śmigłego (3 bataliony piechoty z 2 DPLeg., łącznie 2500 bagnetów) oraz dwie baterie z 6 i 9 pułków artylerii polowej.


Generał Edward Rydz-Śmigły i płk Władysław Belina-Prażmowski.

Gorączkowo działały służby wywiadowcze. Według meldunków Wilna bronić miała załoga w liczbie 1600 bagnetów. Rosjanie nie znali planów Wojska Polskiego i na możliwość ataku zareagowali późno. 18 kwietnia komisarz spraw wojskowych bolszewickiego rządu Litwy wydał rozkaz o częściowej mobilizacji. Obejmowała głównie komunistów i członków żydowskich organizacji lewicowych: Bundu i Poalej Syjonu. W tym czasie w akcji pierwszy raz pojawili się kolejarze Polacy, którzy sabotowali próby ewakuacji wileńskiego węzła kolejowego.

Kwietniowa ofensywa wojsk polskich była ryzykowna. Oddziały ruszyły 16 kwietnia. Zakładano, że kawaleria po szybkim rajdzie dotrze do Wilna w dwa dni (18 kwietnia – Wielki Piątek lub w sobotę, 19 kwietnia). Za kawalerzystami podążała piechota Rydza-Śmigłego, która do Wilna dotrzeć miała dzień później niż jazda. Dwie inne grupy (gen. Józef Lasocki i gen. Adam Mokrzecki) operowały w innym miejscu, aby odciągać siły przeciwnika i mimo problemów 17 zajęły Lidę, 18 Nowogródek, 19 Baranowicze.


Płk Gustaw Orlicz-Dreszer i mjr Mariusz Zaruski.

Marsz oddziałów na Wilno miał opóźnienia, gdyż za kawalerią nie nadążały kolumny z furażem, żywnością i wozy z amunicją. Szwankowała łączność między nacierającymi oddziałami, a dowództwem. Żołnierzy polskich podczas drogi na północ widzieli mieszkańcy kilku miasteczek: Bastuny, Bieniakonie, Soleczniki, Turgiele, Jaszuny. Przez brak łączności płk Belina miał „pewien zakres swobody” w podejmowaniu decyzji i samodzielnie wydał rozkaz natarcia na Wilno. Jego oddziały miały szczęście, gdyż natrafiono na składy owsa i konie zostały nakarmione. 19 kwietnia o świcie (godzina 3.30) od strony Lipówki rozpoczął się szturm na uśpione miasto. Pierwszym celem był dworzec kolejowy, który zajęto bez walki (szwadrony z 11 i 4 pułku ułanów). Zaskoczenie nieprzyjaciela było kompletne. Zdobyta została znaczna liczba taboru kolejowego, a do niewoli wzięto 400 żołnierzy rosyjskich, którzy byli w wagonach gotowych do ewakuacji. Polscy kolejarze przystąpili do pomocy w organizowaniu składu, który odszedł w kierunku Lidy, aby zabrać piechotę gen. Śmigłego.


1 dywizjon artylerii konnej w marszu na Wilno (kwiecień 1919).


Po obstawieniu dworca, kawalerzyści Beliny ruszyli wileńskimi ulicami w kierunku północnym. Szpicę stanowili ułani szwadronu pod dowództwem płk. Gustawa Orlicz-Dreszera. Celem było panowanie całej lewobrzeżnej części miasta. Kierunek posuwania się to: ulica Kolejowa, Ostrobramska, Wielka, Plac Katedralny. Grupa pięciu żołnierzy szturmowała Górę Zamkową, gdzie na baszcie łopotał wciąż czerwony sztandar. Inni atakowali koszary w klasztorze na ulicy Subocz. Następna grupa (11 p.Ułanów mjr. Mariusza Zaruskiego) opanowała ulicę Niemiecką i przyległe uliczki i zaułki. Czwarta grupa działała na Rossie. Udany atak na koszary w klasztorze Wizytek zakończył się wzięciem blisko 200 jeńców. Do wieczora wykonano jeszcze rajdy przez Sadową, Zawalną na Łukiszki i przez Dominikańską, Trocką na Wielką Pohulankę. Zlikwidowano tam małe próby obrony oddziałów wroga. Walki uliczne trwały cały dzień. Przeciwnik stawiał opór, lecz był on słabo zorganizowany, garnizon pozostawał zupełnie zaskoczony. Najsilniejszy punkt oporu Rosjan powstał przy Zielonym Moście, aby nie dopuścić Polaków do przekroczenia Wilii. Belina rozkazał ustawić blisko brzegu dwie posiadane armaty (półbateria 1 dywizjonu artylerii konnej), które strzelały w stronę koszar na Śnipiszkach/Wojenny Polu – po drugiej stronie Wilii (jeden z pocisków trafił wówczas w wieżę pałacu Raduszkiewicza). Płk Belina zbierał meldunki odnośnie strat. Były one zaskakująco pomyślne. W walkach ulicznych zginęło dwóch żołnierzy, a dziesięciu było rannych. Zdobyto natomiast wiele broni i wyposażenia wojskowego.

„Wojsko polskie w Wilnie!” – było to wówczas najpiękniejsze hasło mieszkańców. Czekali długo i modlili się pod Ostrą Bramą, aby ktoś ich oswobodził. Helena Romer pisała po latach: „Aż tu w Wielki Piątek, strzelanina z daleka, koło dworca, ale nikt nie myślał, że coś innego jak jakieś wiwaty, czy bójki. A tu coraz bliżej. Chryste Panie, to bitwa! Wybiegliśmy. Szare mundury przebiegają… sen? Marzenie najradośniejsze! Nasi! Polacy! Polacy! słychać krzyk zewsząd, z powietrza chyba... Nasz braciszek porwał parę jajek i poniósł z kawałkiem chleba, dziewczynki dzban herbaty... dali to pierwszemu żołnierzowi. Wróciły, płacząc i krzycząc: «To ułani, ułani! Czy wy rozumiecie, że to prawdziwi polscy ułani!»”. Na każdym kroku, beliniacy spotykali zapłakanych i szczęśliwych mieszkańców. Większość spieszyła z jedzeniem i piciem. Oferowali też praktyczną pomoc, jako przewodnicy, gdyż kawaleria nie znała topografii miasta. Pewien ułan, porucznik zapamiętał: „Nigdy nie byłem w Wilnie, cóż to była za bitwa! Chyba dzieje wojskowe mało takich zanotować mogą. Konnica po ulicach! Potem spieszone ułaństwo z karabinami, chłopaki i dziewczęta biegają za nami i pomagają. Nic się kul nie bało to szkrabstwo, krzyczeli z radości. Prowadzili nas jakimiś zaułkami, przez przechodnie domy, śmiech było widzieć: tu naciskają bolszewiki, a my nie wiemy nic, gdzie iść? Jakieś baby, cywile poczciwe, prowadzą do bramy, biegiem przez dziedzińce, przez zakamarki; okrążamy bolszewików i walimy w nich z innej ulicy”. Grupy młodzieży z wydobytą ze schowków bronią przyłączały się do żołnierzy. Szef sztabu płk. Beliny, major Tadeusz Piskor wspominał: „Entuzjazm ludności polskiej wzrastał z godziny na godzinę. Wyrażał się on praktycznie w czynnej pomocy, której udzielali w walce dorośli, starcy i dzieci, ostrzeliwując zawzięcie stanowiska karabinów maszynowych bolszewickich i ich skupienia oraz wykrywając stanowiska bolszewickie. Kobiety uwijały się między walczącymi ułanami, obdarzając ich jadłem, mlekiem, herbatą. Podziwiać należało odwagę ludności cywilnej, która bez bojaźni przed kulami niosła pomoc żołnierzowi polskiemu czy to walczącemu, czy też rannemu”. Belina nakazał wydać odezwę w czterech językach, w której napisał, iż Wojsko Polskie przynosi „prawdziwą wolność i równość”.

Rozproszenie ułanów – którzy w mieście walczyli, jako piechota – na coraz większym obszarze tworzyło jednak niebezpieczeństwo. Gdyby nastąpiło zorganizowane kontrnatarcie, nie zdołaliby się utrzymać. Część ułanów odciągnięto, bowiem do pilnowania jeńców, których było już blisko 1000, innych do obsadzenie drogi ewentualnego wycofania, innych do pilnowania koni, a jeszcze innych do patrolowania ulic i zaułków oraz obsadzenia najważniejszych gmachów. Bez powiększenia liczby żołnierzy sytuacja mogła się stać niebezpieczna.

Wieczorem zrobiło się niespokojnie. Rosjanie ochłonęli po zaskoczeniu i podejmowali akcje zaczepne. Była chwila, gdy zaatakowali dworzec kolejowy. Wyczerpani fizycznie do granic możliwości ułani nie mieli sił, aby się rewanżować, ale atak odparli. „Przetrwać” – było głównym i jedynym zadaniem w tej fazie. Niewielkie straty z dnia, powiększyły się teraz o kilku zabitych i kilkunastu rannych. Niebezpiecznie było na ulicach. Rosjanie komuniści i grupy sprzyjających im Żydów „bolszewików” strzelali do pojedynczych żołnierzy z dachów, okien i zakamarków. Zdarzały się wypadki rzucania granatów i polewania wrzątkiem: „miało się tu do czynienia z komunistami, nieumundurowanymi żołnierzami, czyhającymi niemal z każdego zakątka”. Atmosfera wojennej grozy gęstniała. Wilnianie Polacy starali się pomagać wojsku. Mieszkańcy wskazywali domy, w których mieściły się dowództwo lub komisariat komunistów. Robotnicy i kolejarze utworzyli oddziały, które m.in. przejęły od ułanów część zadań w tym stanowiska wartownicze. Wobec koncentracji nieprzyjaciela noc zapowiadała się bardzo trudna. Belina był przygotowany na odwrót, jeśli nie będzie w stanie utrzymać pozycji. Wydał wiele rozkazów, które uporządkowały szeregi i ściślej je grupowały. „Na twarzach mieszkańców, tak radosnych w ciągu dnia, odczytać można było ślady zaniepokojenia, a nawet trwogi o swój los w razie naszego odwrotu” – wspominał major Piskor.

Wszyscy odetchnęli, kiedy po godzinie 20 do Wilna dotarł pierwszy oddział piechoty. Był to 3 batalion 1 p.p.Leg., pod dowództwem kpt. Władysława Złom-Langnera. Blisko 850 żołnierzy i 8 cekaemów, to było wzmocnienie, jakiego najbardziej było potrzeba. W Wilnie pryskał niepokój i wybuchł niebywały entuzjazm. Walki wstrzymano i oczekiwano na resztę, która maszerowała z Bieniakoń. Rosjanie również wiedzieli o przybyłych posiłkach i przestali atakować. Belina zwołał oficerów do swojego sztabu przy dworcu. Po naradzie wyszły rozkazy: o uporządkowaniu szeregów, wysłaniu następnych pociągów i przygotowaniu się do generalnego natarcia rankiem 20 kwietnia. Mjr Zaruski wyznaczony został na tymczasowego komendanta wojskowego Wilna. Sztab z Naczelnym Wodzem J. Piłsudskim od 20 kwietnia był w Bieniakoniach. Kiedy zaczęły dochodzić meldunki o sytuacji w mieście, tam również odetchnięto z ulgą. Gen. Rydz-Śmigły miał przyspieszyć marsz pozostałych oddziałów.


Patrole ułanów na placu Katedralnym (kwiecień 1919).

Noc Wielkiej Niedzieli była ciemna, ale nie głucha gdyż, co rusz w jakimś punkcie miasta słychać było strzały. W takich okolicznościach, Wanda Stanisławska w swoim pokoju przy świecy napisała wiersz pt. „Alleluja”:

Kolebko Jagiellonów! Pod najeźdźcy batem,
Przetrwałaś w nędzy, głodzie, całych sto pięć dni…
Lichwiarz świata bez ojczyzny był twym katem,
Pływałaś w łez potokach i w strumieniach krwi!

Kolebko Jagiellonów! Jeszcze w twych więzieniach,
Za żelaznymi karty słychać ofiar jęk…
Skazańcy tam modlitwy szepczą w cierpieniach,
Aby łańcuch terroru, złości, fałszu pękł!

Kolebko Jagiellonów! Dziś braci z Korony,
Męczeństwa twego pęta ostry przeciął miecz,
Dla Pani z Ostrej Bramy i Ludu obrony,
Krew leją na ulicach, wrogów żenąc precz.

Huczą dział, grzmią salwy od samego świtu,
A w każdym polskim sercu Alleluja brzmi,
O Wilno! To się ważą losy twego bytu –
A z serc naszych wzlatują wyzwolenia sny!

Hosanna ci, o miasto, w dniu Chrystusowego
Zmartwychwstania! Hosanna! Niechaj płynie śpiew!
Niech tysiące serc naszych twej wolności strzegą,
Niech strzeże Duch Narodu i przelana krew!

(Wilno, w dniu Zmartwychwstania, 20 kwietnia 1919)

Tereny wokół trasy piechoty na Wilno były bezpieczne, co potwierdzała obserwacja lotnicza. W samym mieście sytuacja w niedzielę była bez poważniejszych zmian. Każda ze stron utrzymywała pozycje, nie podejmując poważniejszych akcji. W lewobrzeżnej części miasta Rosjanie nadal utrzymywali się na Pohulance i Zakrecie. Pociąg wysłany przez kolejarzy zanim dojechał do Bieniakoń, zabrał następny batalion piechoty „z drogi” marszu. Pozostałe oddziały gen. Śmigłego docierały do Wilna każdym kolejnym składem. Do godziny 2 w nocy 21 kwietnia na miejscu był już cały 1 p.p.Leg. (2500 bagnetów) z dowódcą kpt. Janem Krukiem-Kruszewskim. Jeszcze później dotarły dwa bataliony 5 p.p.Leg. (mjr Stefan Dąb-Biernacki). Do Wilna dojechało też dowództwo 2 Dywizji Piechoty Legionów z gen. Edwardem Rydzem-Śmigłym i szef sztabu mjr. Juliuszem Kleebergiem. Był to już poniedziałek wielkanocny. Natarcie na części miasta obsadzone przez czerwonoarmistów rozpoczęto o 5 rano. Pierwsze natarcie zaczepne wyszło z wysokości warsztatów kolejowych (ulica Kolejowa i Ponarska) w stronę Pohulanki i Łukiszek. Gen. Śmigły objął dowództwo nad całością sił polskich. 4000 bagnetów stanowiło przewagę liczebną na Rosjanami. Kawalerię Beliny wreszcie zluzowano w całości i ściągnięto z ulic. Walki piechoty nie były ciężkie, gdyż przeciwnik cały czas się wycofywał. Nieco więcej oporu było tylko w okolicach Łukiszek w stronę Wilii, w pobliżu Góry Bouffałowej, Szkoły Junkierskiej na Zakrecie, a także Zielonego Mostu. Po godzinie 11 żołnierze polscy przechodzili już na Zwierzyniec, rozpoczynając zajmowanie prawobrzeżnej części miasta. Posuwali się na wschód w stronę ulicy Kalwaryjskiej i Wojennego Pola. Rosjanie bronili się słabo, masowo zajęci wycofywaniem się w stronę Werek i dalej na Niemenczyn.


Piechota polska maszerująca ulicą Świętojańską (kwiecień 1919).

Po południu 21 kwietnia, całe miasto było już w rękach wojska polskiego. „Wilno było wolne od komunistów i ich władzy”. Likwidowano jeszcze pojedyncze punkty oporu i „histeryczne wybryki cywilnych komunistów” strzelających z ukradka. Zdobywając Wilno, zerwano styczność bojową Armii Czerwonej z wojskiem niemieckim. Wilno nie mogło stać się już stolicą planowanej Republiki Litewsko-Białoruskiej. Gen. Rydz-Śmigły, doceniając wysiłek żołnierzy, nie zapomniał o cywilnej ludności: „Wilno okazało wojsku naszemu tyle prawdziwej sympatii i uczucia, że można być pewnym jak największych wysiłków i poświęcenia tego wojska dla ubezpieczenia miasta i kraju”.

O godzinie 18, kolejarze wysłali specjalny pociąg do Bieniakoń, którym parę godzin po zakończeniu walk, do Wilna przyjechał Naczelny Wódz Józef Piłsudski. „Wjeżdżamy na dworzec, orkiestra gra «Jeszcze Polska nie zginęła». Czarno od ludzi wstrzymanych szarą, prostą sztabą kompanii honorowej. Na skrzydle panowie oficerowie z generałem Śmigłym na czele” – wspominał Juliusz Kaden-Bandrowski. J. Piłsudski nie chciał wjeżdżać do miasta samochodem. „Kazał sprowadzić swoją Kasztankę i na niej w otoczeniu gen. Rydza-Śmigłego i innych dowódców odbył swój wjazd przez Ostrą Bramę”.


Powitanie Józef Piłsudskiego przed dworcem kolejowym w Wilnie.
Naczelny Wódz na Kasztance rusza w stronę Ostrej Bramy (21 kwietnia 1919).

Wśród rozgorączkowanych tłumów i wojska uwijali się z aparatami Leonard Siemaszko i Jan Bułhak, którzy na fotografiach uwiecznili najważniejsze momenty. To dzięki nim utrwalone zostały niektóre fragmenty faktów sprzed stu laty. Następnym wydarzeniem była msza dziękczynna „Te Deum” w katedrze, sumę celebrował biskup Jerzy Matulewicz. Po niej była rewia wojska na placu Katedralnym. J. Piłsudski napisał później: „[…] do żadnego miasta, zdobytego przeze mnie nie wjeżdżałem z takim uczuciem jak do Wilna”. Następnego dnia J. Piłsudski wydał znaczący dokument: „Odezwę do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego” i ustanowił zarząd cywilny z Jerzym Osmołowskim na czele.


Rewia wojskowa po mszy „Te Deum” w katedrze wileńskiej. Na czele idących oficerów Naczelny Wódz Józef Piłsudski (23 kwietnia 1919).

Następnego dnia odbył się pogrzeb 30 żołnierzy, którzy zginęli w walkach o Wilno. Kilkanaście tysięcy ludzi odprowadzało bohaterów z dziedzińca pałacu pobiskupiego na Rossę, gdzie doniosłą mowę wygłosił ksiądz kanonik Stanisław Jasieński. Po nim przemawiał major Gustaw Orlicz-Dreszer. Jego przemówienie było szczególne, gdyż żegnał brata, którego kula dosięgła przy Zielonym Moście. Proste trumny opuszczono do dołów wykopanych przed murem cmentarnym. Taki był początek kwatery żołnierskiej na Starej Rossie, gdzie później stanęło mauzoleum „Matki I Serca Syna”.


Kondukt pogrzebowy żołnierzy, którzy zginęli podczas zdobywania Wilna. Ulica Wielka – plac Ratuszowy (23 kwietnia 1919).

Na okoliczność pogrzebu Wanda Stanisławska znów sięgnęła po pióro, pisząc wiersz pt. „Ej nieście mnie…”:

Poległym żołnierzykom

Ej nieście mnie w trumnie, bracia, ej nieście mnie w trumnie,
A niech wiatr tam chorągwiami załopoce szumnie,
Niech tam szumnie załopoce do samej Warszawy,
Żem tu głowę złożył młodą od tej rany krwawej…

A powiedźcie za Warszawą Częstochowskiej Pani,
Żem tu bronił Ostrej Bramy, żem tu bił się dla Niej,
Żem od czerni bolszewickiej bronił moich braci,
A może mi za to w niebie dobry Bóg zapłaci…

A powiejcie wiatry z Litwy, aż do chaty mojej,
Co tam teraz w oziminach w szczerym polu stoi,
Pokłońcie się mojej chacie niziutko, do ziemi,
Niech wie, żem za swoich poległ, leżę między swemi.

Nie płaczcie tam – ojcze, matko, ej nie płaczcie po mnie,
Bo żal mi was staruszkowie, żal i was ogromnie,
A ja w trumnie mam szabelkę i nic mnie nie boli,
Konik za mną nóżką grzebie, miejsca mam do woli.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Niosą trumny za trumnami. A kto w nich? Żołnierze!
Oj oddali głowy młode Ojczyźnie w ofierze,
Oj gorące serca dali, nic nie żałowali –
Jeno ludzie na cmentarzu nad nimi płakali.

(Wilno, 23 kwietnia 1919)

Kolejne dni upływały na stabilizowaniu sytuacji w Wilnie i jednocześnie zakończeniu najważniejszego etapu operacji wileńskiej. 25 kwietnia Józef Piłsudski przyjmował szereg delegacji, a w sobotę 26 podczas „Wieczoru Hołdu” w Sali Miejskiej na Ostrobramskiej otrzymał symboliczne „Klucze do Wilna”. Ze względu na nagłe okoliczności były wtedy tylko rysunkiem, który wykonał Ferdynand Ruszczyc. Adres napisany przez artystę kończył zdaniem: „W stolicy Jagiellonów, której bramy Ci się otwarły, przyjm te klucze, a z nimi klucze serc naszych”. W niedzielę, 27 kwietnia, Piłsudski wziął udział w nabożeństwie dziękczynnym na „ulicznej świątyni” przed kaplicą Ostrobramską.


Józef Piłsudski i oficerowie opuszczają ulicę Ostrobramską po nabożeństwie dziękczynnym
(26 kwietnia 1919).

Naczelny Wódz zmuszony był później do powrotu do Warszawy, wobec czego dowództwo „grupy wileńskiej” przekazał gen. Rydzowi-Śmigłemu. Walki, które toczyły się w następnych dniach na Wileńszczyźnie nie doprowadziły atakiem nieprzyjaciela do zajęcia Wilna. 28 kwietnia w rozkazie dziennym wydanym przez Naczelnego Wodza, znalazła się pochwała czynu kawalerzystów: „Świetnie prowadzona, wspaniałym marszem obeszła cały układ sił wroga; by z tyłu wpaść do głównego siedliska wszystkich sił bolszewickich; śmiałym, a nagłym napadem zajęła miasto z ogromnymi zapasami materiału wojennego i utrzymała je pomimo ogromnej przewagi wroga, aż do przyjścia piechoty. Jest to najpiękniejszy czyn wojenny, dokonany w tej wojnie przez polską jazdę”.

Wielkanoc tego roku pozostała w pamięci wilnian jako najpiękniejsza. Pewien robotnik z Lipówki dwadzieścia lat później wspominał… prosto, po swojemu:

 „Głodno było, że Jezus ty Maria... wstał ja, czuć świt, myszla, pójda do wagzału, może przygodzi się jaka praca, może choć dla dzieci uda się co dostać na święta. Bo starsze ludzie, wiadomo, u nas naród na konto głodu wytrzymały, ale dzieciuków bardzo wtedy szkoda było. Stoją ja przed wrotyma i iść nie chcesia, nóg nie czuja, zesłabiawszy... Patrza ja, cości rucha się na drodze... daleko. I znów wujska przysłali te bolszewiki ci co? Aż tu ony coraz bliżej, coraz to... ajej, kiedy ja popatrza, szare mundury, konie okropnie zmęczone i twarzy ze wszystkim nie bolszewickie, ale swoje, katolickie, młodzieńkie... Ja do nich, a oni: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, a jak tu ojcze“ - mówi i pyta, ,,Tędy do dworca kolejowego?“ „Na wieki“, krzyknoł ja i łzy mnie pokocili sie po twarzy. A panowie milińkie, ratować nas przyszli? Z Warszawy musi?“ „Tak, tak z całej Polski!“ Tak powiedział legionista i śmiał się i polecieli oni, a ja takoż za nimi. Nu i straszenna strzelanina była i wzięli oni w pleń krasnoarmiejców, co w wagonach spali i zaraz żesz nasze kolejowcy polecieli maszyno do Lidy po piechota, a te ułany do miasta, bolszewików bić. Po domach strzelali, po oknach, nic nie patrzyli. Ale czuć, czuć te czerwone czorty nie pobili naszych ułaników, bo nadto wiele ich było; aż słyszą, jak pułkownik Belina szlubował Najświętszej Panience srebrna wota. Tak zaraz że i piechota pociągiem przyjechała i dałaż bobu tym ruskim aż ha. A jak Pan Piłsudski przyjechał to wszyscy płakali z radości i kobietki i dzieci kwiaty jemu podnosili, a on Wszystko śmiał się, kontent był... chwalił, słyszą, swoich Legionów... że Jemu mówił, na święcone Wilno odratowali. Jak raz na Rezurekcja... trzebaż zdarzenia... Ot i był wesoły dzień... którego każdy żądał, jak w pieśni”.

Mieszkańcy domów koło placu Katedralnego opowiadali natomiast:
„W wigilię tego pamiętnego dnia, bolszewicy, zajmujący wszystkie domy od placu w tzw. Kolonii Montwiłłowskiej, urządzili straszną orgię. Pili, wrzeszczeli i strzelali, późno w noc, czasami trzaskały wybite szyby. Nikt oka nie zmrużył. Raniutko, posłyszeliśmy dalekie strzały. Ale nikt nie zwracał uwagi, aż po południu dopiero doszła nas wiadomość, że nasi są w mieście i biją się ostro z bolszewickim wojskiem. Kucharka bolszewików zaczęła ich budzić ale spali, odpędzając ją i klnąc, porzuciła ich własnym losom, aż wpadł któryś z miasta i wrzasnął im, że Polacy są tuż... Jak się porwą, jak zaczną uciekać. Jak karaluchy wrzątkiem polane. W koszulach, boso — na wszystkie strony. Widowisko było pocieszne, baby kulały się ze śmiechu i rzucały za nimi przekleństwa i drwiny. Potem już i nasi znaleźli się na placu, ale to dopiero w sobotę... i karabin maszynowy prał od Wilii. Jednego komisarza to baby wywlekły z łóżka, powiązały sznurami i rzuciły na ulicy, leżał potem zastrzelony. Kule rwały ściany i rozbijały szyby. Ale i o strachu zapomnieliśmy z radości. Toż to była wtedy Rezurekcja cudowna”.


Mieszkańcy Wilna: „pomni na zasługi, jakie położył 11 pułk ułanów w pamiętnym dniu 19 kwietnia 1919 roku, wręczyli w październiku ufundowany przez nich sztandar”. Na sztandarze wyhaftowano wizerunek NMP Ostrobramskiej i napis: „Obrońcom swoim – wdzięczne Wilno”. Sztandar wykonywany był jeszcze w czasach okupacji niemieckiej 1915-1918 i przeznaczony przez ofiarodawców dla pierwszego polskiego oddziału, który wejdzie do Wilna. Na zwieńczeniu drzewca był orzeł zaprojektowany przez Ferdynanda Ruszczyca, natomiast na odwrocie herb z Orłem i Pogonią oraz napis „Honor i Ojczyzna”.


Zachowany do dzisiaj sztandar 11 pułku Ułanów.

Napis „Wielkanoc i Wilno” oraz data „1919”, znalazły się na Krzyżu Wileńskim, który wręczano uczestnikom walk o miasto. Krzyż ustanowiony został z inicjatywy gen. Edwarda Rydza-Śmigłego.


Historia nie jest biało-czarna. W swojej palecie różnych szarości, wiosną 1919 roku odcisnęła się także negatywnymi wydarzeniami na szczęśliwych dniach Wilna. Dla żołnierzy, zwłaszcza tych pochodzących z Wielkopolski, zaskakująca była ogromna liczba ludności żydowskiej. Zgodnie z rozkazami karano Żydów, którzy dokonywali dywersji lub udostępniali swoje mieszkania do skrytobójczych ataków. Zdarzyło się też jednak wiele napaści, grabieży i gwałtów, jakich dopuścili się wojacy. Ludność również odreagowywała w różny sposób. Niektórzy rzucali się np. na prowadzonych przez żołnierzy zaaresztowanych bolszewików, Rosjan lub Żydów. Nieraz z gromady gapiów stojących na chodnikach wychodziła jakaś kobieta i zbliżywszy się do któregoś z jeńców potrafiła wymierzyć ciężki policzek: „To za nasza krzywda, psia twoja mać! Czego wy tu naleźli, cholery nieoskrobane!”. F. Ruszczyc zapisał, że: „Postawa pospólstwa «groźna» […] w ogóle «lud» wileński głębiej znienawidził ohydę bolszewicką niż inteligencja. Miała słuszność kobieta, która powiedziała: «myśmy z głodu brzękli», a «pany» poszli na służbę u bolszewików”.

   *     *     *

Wielkanoc 1919 roku... oto Wilno wkładało znów koronę na swoje stare i pomarszczone zaborami skronie. Nie była to korona królewska ani wielkoksiążęca, lecz korona najważniejszego miasta północno-wschodnich obszarów rodzącej się na nowo Rzeczpospolitej. Niebawem na koronę tę trafić miał prawdziwy brylant w postaci wskrzeszonego uniwersytetu, któremu nadano imię Stefana Batorego, założyciela uczelni w XVI-wieku.