Dorota Masłowska: Polska to jedyny kraj, który przez język rozumiem tak do kości.


Dorota Masłowska, fot.: Wilnoteka
Z Dorotą Masłowską rozmawia Tadeusz Tomaszewski
W Wilnie gościła znana polska autorka powieści i dramatów Dorota Masłowska (ur. 1983). Jej debiutancka powieść „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” (2002) otrzymała prestiżową nagrodę Paszport „Polityki” i uchodzi za największą polską sensację literacką ostatniego dziesięciolecia. Na podstawie powieści powstał film w reżyserii Xawerego Żuławskiego, w którym Dorota Masłowska zagrała rolę epizodyczną. Za swoją drugą powieść „Paw Królowej” (2006) pisarka otrzymała najważniejszą polską nagrodę literacką NIKE.
Dorota Masłowska jest także autorką dwóch sztuk teatralnych: „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” (2006) i „Między nami dobrze jest” (2008). Zarówno powieści, jak i sztuki teatralne doczekały się wielu tłumaczeń i inscenizacji. W języku litewskim ukazała się powieść „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” („Lenkų ir rusų karas po baltai rauduona vėliava“, tłumacz Vytautas Dekšnys, 2007), a na podstawie sztuki „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” spektakl pt. „Du vargšai rumunai, kalbantys LT“ w „Menų spaustuvė“ wystawił Agnius Jankevičius. Goszcząc w Wilnie na zaproszenie Instytutu Polskiego i producenta spektaklu Audronisa Liugi Dorota Masłowska obejrzała wileńskie przedstawienie oraz spotkała się ze studentami i wykładowcami Wileńskiego Uniwersytetu Pedagogicznego.

Jeśli Pani pozwoli, o wrażenia z Wilna zapytam na koniec rozmowy, najpierw proszę powiedzieć, z czym się Pani kojarzyła Litwa przed przyjazdem tutaj?

Nigdy tutaj nie byłam i szczerze mówiąc nie kojarzyła mi się z niczym specjalnym oprócz Adama Mickiewicza i Czesława Miłosza. Jestem raczej indolentką i turystką, która zwiedza raczej hotele i samoloty. Bardzo nie lubię turystyki i robienia sobie zdjęć przy pomnikach.

Przypuszczam jednak, że zwiedziła Pani Berlin podczas rocznego w nim pobytu? Co w Berlinie zrobiło na Pani największe wrażenie?

W Berlinie bardzo lubię wolność, w jakiej ludzie żyją i możliwość bycia tym kim się jest bez płacenia za to jakiejś szczególnej ceny. Dlatego mój pobyt w Berlinie wspominam bardzo fajnie. Tylko że wiodłam tam również niezbyt turystyczne życie. Do Berlina przeniosłam się z całym domem, moja córka chodziła tam do normalnego przedszkola, moje życie w Berlinie było bardzo, że tak powiem, codzienne.

Jak z Berlina wygląda Polska? Czy roczne oddalenie się od Polski pozwoliło Pani inaczej spojrzeć na polskie problemy, na samą polskość?

Myślę, że ten rok pod tym właśnie kątem bardzo wiele mi dał. Sama świadomość, że można żyć gdzie indziej, na trochę innych prawach przynosi pewną ulgę i pewien oddech. Ale ja wróciłam do Polski. To była moja świadoma decyzja, wynikająca z tego, że jestem od tej Polski uzależniona, że jest to kraj, który dostałam jakby w zestawie, jedyny kraj, który przez język rozumiem tak do kości. Więc wróciłam do Warszawy z radością i dobrze się tam czuję.

Spotkała się Pani w Wilnie z tutejszymi polonistami. Wydaje mi się, że nie jest Pani w środowisku polonistycznym lubiana?

Szczerze mówiąc, to było moje pierwsze zetknięcie się z polonistyką od czasów licealnych. Bardzo dawno nie słyszałam takich literaturoznawczych omówień tego co robię, dlatego wysłuchałam tego z zainteresowaniem. Natomiast tym, czy poloniści mnie lubią, wie Pan, za bardzo się nie interesuję.

Miała Pani zawsze zdecydowanych zwolenników i równie zdecydowanych przeciwników. Czy przejmuje się Pani krytyką?

Kiedy publikuję nową rzecz i spotyka się ona z jakimś tam odbiorem, ocenami, omówieniami prasowymi i tak dalej, wtedy przez pewien czas to śledzę i tym w jakiś sposób się emocjonuję. Ostatni raz taki epizod miałam dwa lata temu, więc teraz akurat jestem w momencie, kiedy kompletnie mnie to nie interesuje i wydaje się zeszłorocznym śniegiem. Ale oczywiście w tych momentach, kiedy wysyłam coś z siebie w przestrzeń, to śledzę ten odbiór i oczywiście w jakiś sposób go przeżywam.

Zaczynając od ukazania się książki „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” co jakiś czas miały miejsce, że tak powiem, sezony na Masłowską: po pierwszej powieści była druga, potem kolejno dwa dramaty. Kiedy możemy oczekiwać na następny sezon na Masłowską?

Nie mam pojęcia. To trochę rządzi się własnymi prawami. Ja jestem osobą niezbyt obowiązkową i bardzo nie lubię nacisku, nawet stwarzanego przez siebie samą. W tej chwili jestem raczej na etapie zbierania danych, niż ich przetwarzania.

Kolejna rzecz to będzie powieść czy sztuka teatralna?

Trudno mi w tej chwili powiedzieć, wolałabym wrócić do prozy. Nie chciałabym utknąć w teatrze i nie chciałabym zacząć robić niczego mechanicznie, dlatego myślę, że fajnie by było, gdybym wróciła jednak do bycia pisarką.

Z czego wynikło Pani zainteresowanie teatrem?

Uważam, że bardzo zdrowe i twórcze jest uciekanie od wykonywania czegokolwiek na automacie, to znaczy, że trzeba dawać sobie ciągle hasło: „Orientuj się, ucz się nowych rzeczy!”, dlatego, kiedy dostałam propozycję napisania sztuki teatralnej, skorzystałam z niej. Byłam zwyczajnie ciekawa, czy to potrafię i chciałam w jakiś sposób zmusić się do nauczenia się nowej rzeczy. I to się udało. Potem napisałam drugą sztukę. Ale teraz obawiam się, że mogłoby to stać się w jakiś sposób mechaniczne. Uważam, że powrót do prozy byłby bardziej wymagający intelektualnie.

W międzyczasie zetknęła się Pani także z filmem. Jak się Pani odnalazła w roli aktorki?

Myślę, że bardzo źle. Ale musiałam to zrobić, bo wiedziałam, że nigdy mi się już to w życiu prawdopodobnie nie przydarzy, dlatego czułam obowiązek wobec siebie zrobienia tego.

Czy czuje się Pani częścią pokolenia literatów, z którymi łączy Panią pokoleniowe pokrewieństwo?

Jeżeli czuję się częścią czegoś, jeżeli coś takiego w ogóle rejestruję, to z pewnością nie w kategoriach literaturoznawczo-socjologicznych, tylko towarzysko-emocjonalnych. Z wieloma osobami wykonującymi ten sam zawód i będącymi w tym samym wieku jestem bardzo zaprzyjaźniona. Mając podobną wrażliwość i podobne postrzeganie świata, myślę, tworzymy pewne środowisko. Natomiast nie mam pojęcia, jak to prezentuje się z zewnątrz i gdzie można to uplasować na linii historyczno-literaturoznawczej.

Kiedyś Lew Tołstoj napisał tekst pod tytułem „Nie mogę milczeć”. Napisał, bo nie mógł milczeć. Dlaczego Pani pisze?

Dlatego że nie mogę mówić (śmiech). Zawsze miałam problemy z konstruowaniem zdań na bieżąco i myślę, że moja potrzeba i konieczność pisania wzięła się w dużej mierze właśnie z niezdolności mówienia. Nad czym zresztą staram się pracować i tę zdolność gdzieś tam w sobie powoli wykształcam. Nigdy jednak nie umiałam się wyrazić za pomocą słowa mówionego. Dlatego myślę, że pisanie było mi potrzebne od początku dla przeżywania w pełni siebie. Więc jest to jedna z moich psychologicznych i emocjonalnych potrzeb, potrzeba bardzo organiczna i naturalna.

Jest Pani przedstawicielką – jak pisze krytyka – literatury popsutej. Czy elementy destrukcji językowej i mieszanie konwencji to był od początku Pani świadomy wybór?

Myślę, że był w tym mój instynkt wolności, chęć poczucia się wolnym, złamania pewnych wiążących i paraliżujących reguł. Zawsze podobała mi się literatura przełamująca jakieś schematy, co do których wszyscy są przekonani, że właśnie w nich kryje się jej piękno. Dlatego grawitowałam ku pewnej obskurności, ohydzie czy też skatologii. Ale zawsze było za tym pragnienie wypowiedzenia rzeczy ukrywanych, ściskanych i usilnie maskowanych. Zwłaszcza kiedy byłam jeszcze osobą młodą. W tej chwili mnie to już zmęczyło i myślę, że ten wątek gdzieś tam wyczerpałam, ciśnienie obnażania i demaskowania nie jest już we mnie tak wielkie, jak kiedyś. Poza tym wiem, że te maski, te wszystkie lakiery, plandeki są zwyczajnie potrzebne, żeby móc normalnie żyć.

Czy często jest Pani rozpoznawana na ulicy i jak Pani sobie z tym radzi?

Ponieważ film na podstawie mojej książki okazał się głośny, a ostatnio była jego projekcja w polskiej telewizji publicznej, ta moja rozpoznawalność, która zawsze w dość znośnym wymiarze gdzieś tam istniała, w tej chwili rzeczywiście bardzo wzrosła i jest to dość niepokojące, ale cóż można zrobić.

Jaka literatura jest dla Pani inspirująca i co Pani lubi czytać?

Czytam bardzo dużo. Zazwyczaj są to okresy, kiedy fascynuję się jakimś autorem i czytam wszystkie jego książki, po czym to zainteresowanie gdzieś tam przepada. Ostatnio takie silne dreszcze przeżywałam przy Trumanie Capotem i przy Brecie Ellisie. Natomiast oprócz tego czytam książki, które sprawiają mi dużo większy ból i trud czytelniczy. Myślę, że to jest w ogóle bardzo ciekawe, jak książka oddziaływuje na człowieka w danym momencie jego życia i jak to co czyta jest bardzo sprzężone z chwilą, w której to robi.

A jednocześnie to może znaleźć odbicie chwilę czy znacznie później, na przykład, w tym co Pani zrobi.

To bardzo interesujące, co dzieje się w ludzkiej głowie z przeczytaną książką. Jestem pewna, że może ona wiele zmienić, może zmienić tak wiele, jak realne zdarzenia, które się człowiekowi przytrafiają.

Co Pani sądzi o przekładalności swoich utworów na inne języki i inne kody kulturowe?

Ta wizyta w Wilnie i obejrzenie tutejszego spektaklu są dla mnie akurat w tej kwestii bardzo ciekawe, bo po raz pierwszy widziałam swoją sztukę przełożoną jakby na warunki kulturowe, obyczajowe tego kraju, w którym sztuka jest wystawiana. Myślę, że to było możliwe w dużej mierze dlatego, że Litwa kulturowo jest bardzo podobna do Polski, że też jest katolicka. Spektakl, który tu obejrzałam, nasunął mi refleksję, że ludzie nie chcą wiedzieć niczego o Polsce czy o jakimkolwiek innym kraju, oglądając przedstawienie, oni zawsze chcą dowiedzieć się czegoś głównie o sobie samych i kiedy tak się staje – a w wileńskim spektaklu tak się stało - dochodzi do rzeczywiście entuzjastycznej reakcji i entuzjastycznej korespondencji publiczności z aktorami i z tym tekstem. Myślę że obydwie moje sztuki, mimo że były wystawiane w bardzo wielu miejscach w Europie i nie w Europie zazwyczaj stają się - przy braku możliwości przełożenia ich na warunki danego kraju - opowieściami o Polsce, co powoduje, że uczestniczenie w takich spektaklach jest zawsze uczestniczeniem jakby turystycznym, a nie dogłębnym.

Na koniec proszę podzielić się swoimi wrażeniami z pobytu w Wilnie.

Moja odpowiedź będzie wybitnie nieciekawa, ponieważ przyjechałam tu w dużym pośpiechu, w nocy i zobaczyłam głównie hotel od wewnątrz, restaurację hotelową oraz Instytut Polski. Jeszcze pomnik Adama Mickiewicza przez okno samochodu. Dlatego myślę, że zwiedzenie Wilna i odpowiedź na to pytanie muszę sobie zostawić na jakieś niedookreślone później.

Wilno, maj 2010

Komentarze

#1 próbowałem czytać nagrodzoną

próbowałem czytać nagrodzoną powieść. Po przebrnięciu przez 4 strony zrezygnowałem. Chyba się nie znam na tej literaturze współczesnej, bo dla mnie to był po prostu bełkot.

#2 Bylem na spotkaniu z

Bylem na spotkaniu z Maslowska. Wydala mi sie osoba nie majaca nic ciekawego do powiedzenia ani o sobie, ani o swiecie. Ten wywiad tylko to spostrzezenie podtwierdza :(

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.