78. rocznica urodzin Anny Krepsztul — ambasadorki Wileńszczyzny


Anna Krepsztul
"Kurier Wileński", Barbara Chikashua
W Taboryszkach, małej wioseczce w dolinie Mereczanki, przyjaciele Anny Krepsztul obchodzą piękną uroczystość, upamiętniającą 78. rocznicę Jej urodzin, która przypada dokładnie dzisiaj, 20 lutego.
„Stało się to już piękną tradycją. Co roku 12 października, w dzień śmierci artystki ludowej, oraz 20 lutego, w dniu Jej urodzin, przy grobie nadwornej malarki Ostrobramskiej na miejscowym cmentarzu, gdzie spoczywa w spokoju, gromadzą się licznie przyjaciele oraz społeczność Wileńszczyzny, aby uczcić Jej pamięć” — powiedział „Kurierowi” ks. Dariusz Stańczyk, który również z harcerzami Hufca Maryi przybędzie, aby na jej grobie złożyć wiązankę kwiatów oraz zapalić znicze.

Przybyli goście udadzą się na mszę świętą do kościółka pw. św. Michała Archanioła, odwiedzą przed dwoma laty założone muzeum ku pamięci Anny Krepsztul. Po muzeum oprowadzi i o ciężkim życiu „ambasadorki Wileńszczyzny” opowie siostra Danuta Mołoczko, która schorowaną Hanią przez całe życie troskliwie się opiekowała. Na tę okazję ks. Stańczyk przygotował folderek, w którym oprócz głównych informacji o malarce, muzeum oraz Taboryszkach zostały zamieszczone zdjęcia niektórych obrazów malarki z różnymi refleksjami z jej listów i wypowiedzi.

Mała miejscowość Taboryszki przez wiele lat przyciągała niczym magnez ludzi, gdyż rezydowała tam „malarka nadworna Ostrobramskiej Pani” — niezwykły człowiek — słaby ciałem a tak silny duchem. Od kilku lat nie jest już fizycznie obecna w swoich Taboryszkach. Ale jak się okazuje — tylko fizycznie, bo jej twórczość, pamięć o niej, jej duch — dzielnego człowieka — nie zostały tu zapomniane. Staraniem władzy rejonowej w miejscowej szkole, która z braku większej liczby dzieci skazana była na zanik, urządzono muzeum-galerię obrazów Anny Krepsztul, a kustoszem jego została najbliższa jej osoba — siostra Danuta Mołoczko.

W Izbie Pamięci muzeum Anny Krepsztul, której autorką jest rzeźbiarka Jadwiga Szykowska-Zalewska z Polski, możemy oglądać dorobek znakomitej malarki ludowej, ekspozycję jej 44 obrazów, jej robótki ręczne, a mianowicie hafty, dywany mereżkowane, kredkowe rysunki, pocztówki. Można tu przeglądać bogatą korespondencję pani Anny do rodziny (ponad 500 listów), oglądać zdjęcia jej rodzinnego domu… Pomimo obrazów w muzeum znajduje się popiersie malarki wykonane przez rzeźbiarzy Annę i Aleksandra Paskalów z Torunia oraz prowizoryczny pokój z domu pani Anny — łóżko, wózek inwalidzki, urządzenie do podnoszenia się z łóżka.

To wszystko oglądając możemy tylko podziwiać i spróbować zrozumieć, jak silny duchem i jak kochający życie musiał to być człowiek, który będąc inwalidą od dziecka, mając aż 77 złamań, zestaw ciężkich chorób — potrafił tworzyć piękno i być pogodnym. To właśnie do niej — kobiety, która całe życie praktycznie spędziła na wózku inwalidzkim w swoim domu, ludzie przyjeżdżali (i dziś przyjeżdżają), by dostać zastrzyk miłości do życia, dobra i promieniującego optymizmu, afirmacji życia. Tak było, kiedy pani Anna żyła sama w swoim domku ukwieconym, wypełnionym obrazami. Pomimo wielu lat okropnego bólu i cierpienia, Anna Krepsztul w małej wioseczce na pograniczu z Białorusią spędziła lata szczęśliwe, ponieważ w otoczeniu kochającej rodziny oraz wiernych przyjaciół, którzy do niej zawsze spieszyli z pomocą, aby w jakikolwiek sposób ulżyć jej krzyż, który dzielnie niosła przez całe życie. Swoje cierpienie sprytnie ukrywała za przyjaznym uśmiechem, emanującą dobrocią i życzliwością do wszystkich.

„Siostra była duchowo niezmiernie silną osobą, zawsze pogodna i uśmiechnięta, bardzo życzliwa. W rodzinie — nieoceniona. Jednak to oczywiście były tylko pozory. Cierpiała bardzo. Dnia nie było, żeby nie cierpiała od bólu, jednak zawsze starała się to przed nami ukryć. Tylko raz w życiu miała prawdziwy kryzys psychiczny, kiedy się dowiedziała, że już nigdy nie będzie mogła chodzić. Wówczas w szpitalu zamierzała popełnić samobójstwo” — zwierza się z ciężkich przeżyć pani Danuta.

O osobowości Anny Krepsztul wie nie tylko zwykły człowiek, również w opinii biskupów jest Ona szczególna. Podczas uroczystości pogrzebowych biskup Juozas Tunaitis podkreślił to mówiąc o niej jako o „Świętej męczennicy”.

Życie zdolnej malarki ludowej było przeplatane cierpieniami. Przeżycia osobiste i refleksje spisywała w swoich listach i dziennikach. „W wieku 21 lat zostać inwalidką… to okropne przeżycie. Nie pokazywała po sobie swojej biedy, nie chciała martwić swoich rodziców. Jeszcze chodząc w bucie ortopedycznym, potrafiła do Wilna pojechać po mąkę, czy też pracować w ogrodzie. Na przeciągu 15 lat bardzo dużo szyła, malowała natomiast mało, ponieważ wówczas uważano malowanie za rozrywkę. W ten sposób starała się pomóc rodzinie. Później jednak, pewnie Pan Bóg tak chciał, po śmierci rodziców choroba się zaostrzyła. Przestała chodzić. Nowe złamania powodowały, że po 4-6 miesięcy musiała spędzać w szpitalach. Okazała się na wózku inwalidzkim, w którym przebyła ponad 30 lat. Wówczas wróciła do malowania” — opowiada siostra.

Pierwsze objawy gruźlicy kości, wówczas jeszcze medykom nieznanej choroby, nastąpiły u 10-letniej Ani. Miała złamaną rękę i nogę.

„Hania musiała dużo przebywać na słońcu, żeby jej nogę oświetlało. Tak przebywając na łonie przyrody moja siostra rysowała wszystko, co jej się tylko spodobało. Ania była samoukiem. Pierwszych lekcji rysunku udzielał jej ojciec, który lubił rzeźbić. Następnym razem choroba się powtórzyła w wieku 20 lat, z tragicznym skutkiem. Przez 16 miesięcy leżała w szpitalu „Czerwony Krzyż” — nie mogła ani usiąść, ani wstać, tylko na leżąco. Siostra bardzo się męczyła, zanim lekarze zdecydowali się na operację. Po kilka godzin przebywała na rentgenie, gdyż medycy mieli do czynienia z nieznaną dla nich chorobą, na której temat później powstała praca doktorska. Na skutek ciężkiej operacji — amputowano część kolana — siostra straciła słuch” — wspomina przykre przeżycia siostry Danuta Mołoczko, która wówczas miała zaledwie cztery latka.

Tragiczne skutki operacji odebrały wszelkie nadzieje i możliwości profesjonalnego kształcenia się w dziedzinie malarstwa. Nasilająca się choroba nieraz zmieniała plany ludowej artystki. Prawie na żadnej ze swoich uroczystości malarka nie była obecna, gdyż większość takich okazji spędzała w szpitalach z kolejnym złamaniem. Tak się zdarzyło między innymi w roku 1993, kiedy to do Litwy z wizytą przyjechał Ojciec Święty. „Na tę okazję moja siostra haftowała Matkę Boską Bolesną i zamierzała swoją pracę papieżowi osobiście wręczyć. Schorowanej Hani mieli towarzyszyć medycy, jednak los zrządził inaczej. Szykując herbatkę dla gości, podjechała wózkiem do kranu, aby nalać wody i właśnie w tym momencie pękła kość kręgosłupa” — opowiada wierna opiekunka malarki. Nie było pani Ani również podczas nadania Jej oraz profesorowi Andrzejowi Stelmachowskiemu tytułu Honorowego Obywatela Rejonu Solecznickiego.

Obraz Ojca Pio to ostatni obraz, który namalowała. W ciągu ostatnich dwóch lat schorowana malarka już nie sięgnęła po pędzel. Na sztaludze pozostał niedokończony rysunek — gałązka bzu…

Anna Krepsztul, malarka o niezwykłym losie, zmarła w wieku 75 lat. W twórczości symbolizował ją motyw złamanej brzozy, która mimo tragedii życiowych puszcza nowe pędy, gdyż żywe są jej korzenie. Pozostawiła po sobie ogółem ponad 3,5 tysięcy prac twórczych, dzisiaj rozsianych po całym świecie. W zbiorach rodzinnych znajduje się zaledwie 100 prac.