Jerzy Orda, wilnianin z wyboru


Zdjęcie przedstawia Jerzego Ordę i Wilhelma Zienowicza – ojca rozmówcy „Kuriera Wileńskiego”. Zdjęcie zrobiono w Wilnie, fot. archiwum prywatne Pawła Zienowicza
W programie tegorocznej 20. edycji interdyscyplinarnego festiwalu „Wilno w Gdańsku” znalazł się pokaz filmu dokumentalnego Ilony Lewandowskiej (scenariusz) i Dovilė Gasiūnaitė (reżyseria) pt. „Anarchista w duchu św. Augustyna” o Jerzym Ordzie, wybitnej wileńskiej postaci. Z Pawłem Zienowiczem, wnukiem Jerzego Ordy, rozmawia Tomasz Snarski, dyrektor artystyczny festiwalu.




Podczas tegorocznej edycji festiwalu „Wilno w Gdańsku” odbędzie się specjalny pokaz filmu „Anarchista w duchu św. Augustyna”, poświęconego 
wyjątkowemu wileńskiemu humaniście, dr. Jerzemu Ordzie. Kim dla Pana był Jerzy Orda i czy tytuł filmu właściwie oddaje charakter tej postaci?

Jerzy Orda był moim przybranym dziadkiem. Nie miał własnych dzieci, a mojego ojca, którym opiekował się przez wiele lat, traktował jak syna. Niestety, nie miałem okazji poznać go osobiście, bo miałem jedynie dwa lata, gdy zmarł. Jednak poznałem go z opowieści, bo ci, którzy pamiętali Ordę, często wspominali tego wyjątkowego człowieka. Był świetnym przewodnikiem, historykiem i archiwistą. Potrafił odnaleźć nić porozumienia praktycznie z każdym, pomimo nierzadko ogromnych różnic światopoglądowych. Ważne były dla niego ideały, praca i jej rezultaty. Był nie tylko humanistą i głęboko wierzącym katolikiem, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem. Nigdy nie odmawiał pomocy. Gdy występował jako świadek w procesie polskich komunistów, na pytanie sądu o poglądy polityczne odpowiedział, że jest „anarchistą w duchu św. Augustyna”. Sam siebie tak postrzegał. Gdy ogromna większość Polaków opuszczała Wilno, on, jako jeden z nielicznych, pozostał. Dlatego nazywano go również wilnianinem z wyboru. Myślę, że oba te określenia są w pełni adekwatne i uzasadnione.



Pokaz filmu „Anarchista w duchu św. Augustyna” w ramach festiwalu „Wilno w Gdańsku” odbył się w sobotę 12 sierpnia o godz. 15 w Domu Literatury w Gdańsku.

Pana więź rodzinna z Jerzym Ordą jest zatem szczególna. Dodajmy, że Jerzy Orda w czasie wojny ukrywał wraz z Heleną Zienowicz dzieci pochodzenia żydowskiego, w tym Pana ojca, Wilhelma Józefa Zienowicza. To ocalenie w czasach Zagłady zrodziło niepowtarzalną więź rodzinną. Jerzy Orda na zawsze stał się ojcem Pana ojca (który nie wyjechał do Izraela, ale został w Wilnie), a Pana dziadkiem. Co łączyło Jerzego Ordę i Pana ojca? Czego z tej relacji możemy nauczyć się o prawdziwym ojcostwie?

O Zagładzie trudno się mówi, gdy poznało się szczegóły z relacji naocznego świadka – bliskiej osoby. Książka lub film mogą ukazać w miarę wiernie zdarzenia, emocje, ale nie uczucia. One w literaturze i sztuce zawsze będą nieco sztuczne, sztywne, nienaturalne. Jak opis smaku wyrafinowanego dania. Gdy o historii opowiada ktoś bliski, uczucia są najważniejsze. Trudność nie polega więc na opisaniu zdarzeń, ale na przekazaniu relacji pojawiającej się pomiędzy ludźmi. Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się biedzie. Jednak czy przyjacielem można nazwać człowieka, który uratował cudze obce dziecko, ryzykując własne życie, latami dzieląc się z nim odrobiną chleba, którą ogromnym wysiłkiem udało mu się zdobyć? W godzinie próby z większości dobrych ludzi w najlepszym wypadku wychodzi obojętność. Helena Zienowicz i Jerzy Orda nie przechodzili obojętnie. Pomagali. Mój ojciec, mówiąc o Jerzym Ordzie, zawsze mówił „Tatuś”. To chyba najlepiej oddaje łączącą ich relację. Co musiałbyś zrobić, żeby twoje dziecko do końca życia nigdy o tobie inaczej nie mówiło, tylko „Tatuś”?


Jerzy Orda w młodości, fot. archwium prywatne Pawła Zienowicza


Jerzy Orda wykonuje typową dla niego czynność - czyta. On bardzo dużo czytał. Fot. archiwum prywatne Pawła Zienowicza

Czego uczy nas historia dr. Jerzego Ordy? Wytrwania przy ideałach? Nonkonformizmu? Jaka lekcja płynie z trudnej życiowej drogi i postawy Jerzego Ordy dla współczesnego pokolenia?

Jerzego Ordę i Danutę Siedzikównę ps. Inka łączy jedna rzecz – w chwili próby oboje zachowali się jak trzeba. Człowiek po śmierci jest wart tyle, ile pozostawił w zbiorowej pamięci potomnych. Moralność chrześcijańska rozumiana nie tylko jako religia, obrzędy i zwyczaje, ale jako niezachwiana postawa. Bezkompromisowe prawe postępowanie. Współcześnie większość z nas dąży do zwiększania konsumpcji: lepszy samochód, dom, wycieczka, telefon, komputer. Zachłyśnięci dobrobytem zapominamy o tym, co naprawdę ważne w życiu.

Gdańsk to miasto solidarności, ale to też miejsce, w którym po II wojnie światowej wielu wilnian znalazło swój drugi dom. Do dzisiaj wileńskie tradycje są w Gdańsku żywe i rozwijane. W latach 1944–1945 większość polskiej inteligencji opuściła Wilno i Wileńszczyznę, a do wyjątkowych należała postawa Jerzego Ordy, który zdecydował się pozostać. Czy zastanawiał się Pan kiedyś, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby wyjechał po wojnie z Wilna, np. do miasta nad Motławą? Czy znamy powody, dla których Jerzy Orda nie wyjechał z Wilna?

Jerzy Orda kochał Wilno, jego architekturę, historię, archiwa. Mógł bez najmniejszego problemu wyjechać do Polski i na pewno wtedy żyłoby mu się o wiele wygodniej. Ale czym byłoby powojenne Wilno bez Ordy? Na pewno nie tym samym miastem. Ojciec opowiadał mi o tym, że Ordę wielokrotnie namawiano na repatriację, a on uparcie odmawiał. Z perspektywy lat i tego, co wiem o tym „wilnianinie z wyboru”, pomysł powrotu na stałe Ordy do Polski wydaje mi się równie absurdalny, to jak przesadzenie drzewa z jednego końca lasu na drugi. Orda nigdy nie przyjechał do powojennej Polski, bo bał się, że go nie wpuszczą z powrotem.


Jerzy Orda i Wilhelm Zienowicz – na krótko przed repatriacją do Polski Ludowej, fot. archiwum prywatne Pawła Zienowicza

Ilona Lewandowska, pomysłodawczyni i scenarzystka filmu o Jerzym Ordzie, uważa, że film jest przede wszystkim dobrym pretekstem, by dalej rozwijać poszukiwania historyczne i badania nad jego postacią oraz dorobkiem. Jakie, Pana zdaniem, tematy związane z Jerzym Ordą, warto byłoby dalej pgłębiać?
Jerzy Orda był nie tylko dobrym człowiekiem i animatorem życia społeczno-kulturalnego wileńskich Polaków, ale też świetnym archiwistą. Myślę, że jego praca zawodowa i dorobek są dobrym tematem dla badań naukowych, przygotowania specjalistycznej publikacji, a może nawet pracy doktorskiej.

Na koniec nie mogę nie zapytać o Pana więzi z Wilnem. Co Pana zdaniem wyróżnia Wilno? Jerzy Orda kochał Wilno i to było jego miejsce na Ziemi. Kilka razy był Pan w Wilnie. Jakie są Pana ulubione miejsca w mieście nad Wilią? Co warto odkryć w Wilnie i na Litwie?

Wilno jest niepowtarzalne, to jedyne takie miasto na świecie. Unikalna architektura, przepiękne kościoły, a szczególnie ukochany przez Ordę kościół św. św. Piotra i Pawła, cmentarz Na Rossie i baszta Giedymina. Dla mnie Wilno to jednak przede wszystkim Ostra Brama i chleb. Każdy Polak powinien zobaczyć na własne oczy obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej. Wtedy zrozumie słowa Mickiewicza: „Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie!”. Żaden chleb nie smakuje tak dobrze jak wileński. Wracając z Wilna, zawsze kupuję prawdziwy chleb, zamrażam i delektuję się nim jeszcze długo po powrocie. Z niepowtarzalnych rzeczy na Litwie na pewno trzeba zobaczyć Niemen. Dla mnie jako miłośnika „Potopu” bardzo ważne są Taurogi, choć zamek w Kownie wydał mi się ciekawszy i bardziej okazały. Chciałbym wybrać się do Kłajpedy i Nidy na Mierzei Kurońskiej.

Mój stosunek do Litwy i Litwinów najlepiej oddaje cytat z Sienkiewicza: „Wojsko obojga narodów, każde z osobna, może być pobite, ale w kupie i sam piekielny komput mu nie poradzi”. Polska i Litwa razem są mocniejsze nie tylko militarnie, ale także kulturowo, ekonomicznie i edukacyjnie. Chciałbym, żebyśmy w Polsce i na Litwie odkrywali naszą wielką wspólną historię i nauczyli się dzięki temu zbudować lepszą przyszłość.

Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 32 (93) 12-18/08/2023