Ewa Piotrowska: Do Wilna wracam z wielką radością


Ewa Piotrowska, fot. wilnoteka.lt
„Bardzo lubię pracować na Litwie, ponieważ czuję, że ludzie tutaj naprawdę lubią teatr” – mówi Ewa Piotrowska, reżyserka spektakli lalkowych i dyrektorka Teatru Baj w Warszawie. Tuż przed Wielkanocą w wileńskim Teatrze „Lėlė” odbyła się premiera jej najnowszego przedstawienia „Czerwona księga” opowiadającego o ginących gatunkach ptaków.



Ewa Piotrowska pochodzi z Lidzbarka Warmińskiego niedaleko Olsztyna. Jest absolwentką Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, zamiejscowej filii Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie (2003). Swoje pierwsze przedstawienie na scenie zawodowej zrealizowała w 2004 roku w Olsztyńskim Teatrze Lalek – była to „Emilka w Krainie Snów” na podstawie jej autorskiego scenariusza. Od początku reżyserka bardzo często brała do realizacji teksty albo przez siebie napisane, albo we własnej adaptacji, osnute na motywach znanych z literatury, zazwyczaj we własnym opracowaniu. W latach 2005–2008 była dyrektorką Teatru Maska w Rzeszowie, od stycznia 2009 roku prowadzi najstarszy polski teatr dla dzieci – Teatr Baj znajdujący się na warszawskiej Pradze.

Dorobek Ewy Piotrowskiej to około 35 przedstawień zrealizowanych w teatrach lalkowych w całej Polsce, a także na Słowacji, w Rosji, Meksyku oraz na Litwie. Do tej pory reżyserka pracowała w Kownie, gdzie wystawiła „Dwie niegrzeczne myszy” na motywach opowiastek Beatrix Potter (Państwowy Teatr Lalek w Kownie, 2007) oraz „Alicję w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla (Państwowy Teatr Dramatyczny w Kownie, 2011). „Czerwona księga” to jej pierwszy spektakl przygotowywany w Wilnie.

Tytuł widowiska, do którego wierszowany tekst napisała Nijolė Indriūnaitė, nawiązuje do „Czerwonej księgi gatunków zagrożonych”. Jest to oficjalny rejestr zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt, opracowywany przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody. Niektóre kraje, w tym Polska i Litwa, mają własne czerwone księgi. Jak mówi Ewa Piotrowska, w Polsce wiedza na ten temat jest powszechnie znikoma, natomiast jej zdaniem na Litwie publikacja ta jest bardzo popularna. „Jak powiedziałam w Polsce, że robię «Czerwoną księgę», to nie wszyscy wiedzieli, co to jest, a już to, że w Polsce taka księga również istnieje, to już w ogóle. Więc tak naprawdę jest to pretekst do rozmowy o ptakach, chociaż szczerze powiedziawszy, myślę, że tutaj na Litwie jest jeszcze dużo ptaków i można usłyszeć naprawdę piękne ptasie śpiewy nawet na starówce” – mówi w rozmowie z Wilnoteką reżyserka.

Jak przyznaje, do zajęcia się tym tematem zainspirowała ją wystawa pewnego iberoamerykańskiego artysty, który w zoo fotografował ginące gatunki zwierząt. „Na początku byłam trochę zbulwersowana, że ktoś sobie jeździ i fotografuje w zoo, ale później zaczęłam oglądać różne wywiady z tym fotografikiem, w których mówił, że już nie ma możliwości tak naprawdę, aby sfotografować zwierzęta w naturze: po pierwsze dlatego, że niektórych gatunków już w ogóle w naturze nie ma, a po drugie, że taki kontakt ze zwierzętami nie jest prosty” – mówi E. Piotrowska. „Wtedy narodził się pomysł, żeby w ogóle opowiadać o zwierzętach, ptakach, których nie ma, żeby przypominać nazwy tych zwierząt, zainteresować to najmłodsze pokolenie ptakami, zwierzętami w ogóle, nie tylko ginącymi” – dodaje.

Pierwszym jej spektaklem poświęconym temu tematowi była „Mała draka o zwierzakach” do tekstu Maliny Prześlugi i ze scenografią litewskiej autorki Juliji Skuratovej, wystawiona w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora w lutym 2018 roku. „Kiedy Julija przyjechała na Litwę, opowiadała dużo o tym projekcie i bardzo zainteresowała tym dyrekcję wileńskiego teatru. Narodził się pomysł, aby opowiedzieć tym razem o ptakach, bo ptaki są bardzo bliskie Litwie” – opowiada E. Piotrowska.

W spektaklach dla dzieci bohaterami są często zwierzęta obdarzone ludzkimi cechami. W przypadku „Czerwonej księgi” jest nieco inaczej, ponieważ ptaki nie są symbolami, a bardzo konkretnymi i realnymi istotami żywymi, którym grozi zapomnienie i wyginięcie. „Było bardzo trudno opowiedzieć (historię – przyp. red.), ponieważ to są bohaterowie z tak dużym problemem, że w zasadzie w pierwszym planie nie udało się go udźwignąć w sposób dosłowny. (…) W naszym przedstawieniu trochę bawimy się formą: czasami opowiadamy o problemie bohatera z perspektywy bohatera i tutaj nie ukrywam, że inspirowaliśmy się naszym «Żurawiem i czaplą» w pisaniu wiersza np. o bocianie i sowie, gdzieś oni są tutaj bardzo blisko charakterów ludzkich. Są też tacy bohaterowie, o których opowiadamy z perspektywy ludzkiej, traktując ich jak zwierzęta, a nie jak bohaterów” – zdradza Ewa Piotrowska. Elementem łączącym historie i sytuacje poszczególnych ptaków jest postać kuropatwy-fotografki, która spotkania z ptakami dokumentuje na fotograficznej kliszy. Wszystko osadzone jest w klimacie retro, ptaki pomieszane są ze starymi przedmiotami tak, że czasem trudno odróżnić jedno od drugiego. Można odnieść wrażenie, że reżyserka wraz ze scenografką zabierają widzów w podróż po… zakurzonym strychu.

„Cały pomysł zrodził się z kolażu – wyszłyśmy od starych rzeczy, od przedmiotów, myśląc o tym, że tak jak ludzie kochają rzeczy, a potem je wyrzucają, tak trochę jest z ptakami, że na chwilę się zachwycamy, a potem o nich zapominamy, nie są już nam potrzebne. W naszym przedstawieniu padają takie słowa, że śpiewu skowronka już nikt nie słucha i skowronek czuje się niepotrzebny, bo już nie ma komu śpiewać, nikt go po prostu nie chce usłyszeć” – mówi Ewa Piotrowska. Jak dodaje, ten kolaż obecny jest na wielu poziomach przedstawienia: w budowaniu scen, kompozycji, podejściu do bohatera, opowiadaniu o problemie, ale też w planie aktorskim. „Aktor jest tutaj bardzo ważny, bo to on jest narratorem tej historii. W końcu mówimy o człowieku i jego stosunku do ptaków” – podkreśla.



Reżyserka nie ukrywa, że bardzo ją ucieszyło zaproszenie do współpracy z wileńskim teatrem. „Od dawna obserwuję pracę Teatru Lėlė, zawsze bardzo sobie ceniłam realizacje, które tutaj powstawały i czuję się zaszczycona, że otrzymałam takie zaproszenie, ponieważ wiem, że dyrekcja tego teatru bardzo skrupulatnie dobiera realizatorów” – mówi. „Bardzo sobie cenię współpracę z zespołem aktorskim i z pracowniami, dlatego że tak naprawdę wszystkich cechuje duża etyka pracy i dbałość o szczegóły, o jakość pracy, mogłabym powiedzieć: takie podejście pasjonatów. (…) Znowu sobie przypomniałam, dlaczego kocham ten zawód” – dodaje.


Pierwsze spotkanie z wileńską publicznością okazało się dla reżyserki również bardzo pozytywne. „Zazwyczaj jak oglądam przedstawienia litewskie, to one charakteryzują się specyficzną dynamiką. Najczęściej są bardzo poetyckie, bardzo linearne... i troszeczkę się bałam. W Polsce, kiedy pracujemy nad spektaklem dla dzieci, najczęściej myślimy o tym, że percepcja dziecka zmienia się co 5 minut i należy konstrukcyjnie o tym pomyśleć. U nas dzieci reagują bardzo dynamicznie, no i dzisiaj okazało się, że nie ma tak wielkiej różnicy, że ta publiczność też bardzo żywiołowo weszła w proces, podpowiadała, odpowiadała na pytania” – cieszy się E. Piotrowska. Choć bariera językowa nieco utrudniła jej rozumienie wszystkiego, co mówiły dzieci podczas pierwszego przedpremierowego pokazu, ich ekspresja nie pozostawiała wątpliwości. „Wymieniłyśmy kilka spostrzeżeń z aktorkami i one mówią, że bardzo dobrze się czuły, ponieważ miały wrażenie, że dzieci bardzo polubiły kuropatwę – towarzyszyły jej w podróży, podpowiadały jej, odpowiadały na jej wątpliwości czy zawahania” – mówi reżyserka.

Mimo że „Czerwona Księga” jest pierwszym przedstawieniem realizowanym przez E. Piotrowską w wileńskim teatrze, jest ono tak naprawdę wynikiem i kontynuacją współpracy, która od jakiegoś czasu łączy sceny lalkowe w Warszawie i Wilnie. Przed Ewą Piotrowską Teatrem Baj przez niemal 35 lat kierował pochodzący z Wilna Krzysztof Niesiołowski (1927–2013), który wielokrotnie zapraszał do współpracy twórców litewskich, często też sam bywał w Wilnie. Białostockie i rzeszowskie kontakty Ewy Piotrowskiej zaowocowały z kolei znajomością m.in. z Juliją Skuratovą, z którą reżyserka zrealizowała już kilka przedstawień w Polsce. „Jeździliśmy też ze spektaklami Teatru Baj do Wilna, graliśmy przedstawienia w Domu Kultury Polskiej, więc nie jest to moja pierwsza wizyta, ale zawsze wracam tutaj z bardzo dużą radością, z sentymentem” – zaznacza Ewa Piotrowska.


W przekonaniu reżyserki dzieci warto zabierać do teatru już od najmłodszych lat. „Ja ciągle wierzę w to, że teatr jest jedynym miejscem, które ma szansę na wytworzenie wspólnej więzi, ma szansę na wymianę emocji, obudzenie empatii i wrażliwości. Żyjemy w świecie, w którym coraz bardziej dominuje technologia, wręcz kieruje czasami naszymi relacjami, a ja ciągle jednak wierzę w to, że empatia tworzy się wtedy, kiedy jesteśmy w relacji z drugim człowiekiem czy też nawet wspólnie z innymi widzami przeżywamy pewne zjawisko” – przekonuje. Idąc za jej myślą, warto sięgnąć od czasu do czasu do repertuarów dziecięcych teatrów i wspólnie ze swoimi podopiecznymi ponownie coś przeżyć. A kto wie, może także czegoś się nauczyć.



Zdjęcia: Edwin Wasiukiewicz
Montaż: Aleksandra Konina