Wycinek z wileńskiej niedzieli
"Heaven, I'm in heaven. And my heart beats so that I can hardly speak. And I seem to find the happiness I seek..." - płynie z głośnika Pana Antoniego. Przed chwilą się poznaliśmy, gdy potknęłam się o wielki kabel, który beztrosko biegnie sobie przez połowę skweru i...ulicę, by ostatecznie podłączyć adapter Pana Antoniego do prądu w mieszkaniu kolegi. Polak, pięknie mówi po polsku. Bezbłędnie, melodyjnie, chyba za sprawą muzyki. Na ławeczce wystawione rzeczy na sprzedaż, głównie płyty winylowe z muzyką: Wysocki, Okudżawa i klasyka jazzowa. "Jak idzie sprzedaż?" - zagaduję go. Uśmiecha się, "Dobrze, dzisiaj nawet coś sprzedałem".
„Wie Pani, my tym nie żyjemy, tak sobie wystawiamy, a nuż ktoś coś kupi. A jak nie, to też nic się nie stanie” – uzupełnia sąsiadka straganowa Pana Antoniego, Pani Jadwiga – „My z mężem z Wilna jesteśmy, nasza rodzina miała tutaj piękny dom, ziemię. Teraz małe mieszkanie”. „A teraz jak się żyje?” – staram się zrozumieć, nie rozdrażnić. I co słyszę? „Doskonale” – wyłania się zza rogu Pan Kazimierz. Promienieje. „Czy warto się denerwować tymi różnymi problemami? Dla mnie teraz istotniejsze usiąść tutaj teraz w słońcu, spotkać znajomych, o, kawy się napić... Z wiekiem człowiek dostrzega, że niewiele do szczęścia potrzeba. Piękne to nasze Wilno dzisiaj”.
Rzeczywiście, nie o sprzedaż tu chodzi, ale o spotkanie. O uspołecznienie. Wystawcy, bo tak wolą się nazywać, nie denerwują się, że ludzie przechodzą, oglądają, ale nic nie kupują.
Mapy Związku Radzieckiego, lampy oliwne, zastawy stołowe, biżuteria, szkło, zegary, instrumenty, wszelkiej maści przypinki i elementy dawnego systemu, ubrania, torebki, książki najczęściej rosyjskie, ale i takie cudeńka jak srebrne samowary, świeczniki czy różnorodne sprzęty grające.
Usadawiamy się pod pomnikiem. Dzieciarnia biega wokół pomnika. Pani z kubkiem kawy siedzi obok, chyba mieszka jak ja niedaleko i postanowiła wyjść na powietrze. Dalej student z notatkami, para lecąca u podnóża pomnika opala się, rodzinka z synem karmi gołębie. Sielanka. „Imagine”. Przyszedł chłopak i gra na gitarze. No i nie da się nie zapalić. Tak przyjemnie…
Są i Polacy. Przyjezdni. Wrzeszczą, bo ono pojechali na wycieczkę do Wilna, „na wschód”. Widzę, że po zakupach w Maximie, zaopatrzeni w prowiant, zaczynają żłopać piwsko. Tak właśnie żłopać a nie pić, bo nie jest to jedno piwo, popijane dla przyjemności, ale z chęci upicia się. Bo przecież są „na wschodzie”, przecież można pić na ulicach. Wymyślili sobie zabawę, straszenie gołębi. Napakowany sterydowiec do swojej dziewczyny: „Wystarczy, że ściągniesz bluzkę a wszystkie uciekną”. Cała zgraja wybucha rechotem, właśnie rechotem a nie śmiechem. Wszyscy jacyś wielcy, potężni po amerykańsku i głośni po amerykańsku.
Dzieci są tu jakieś bardziej inteligentne, życiowo mądrzejsze. Chłopiec ciągnie mamę do straganu z książkami, z pełnym zaangażowanie przegląda album Ajwazowskiego. Nie wyglądają jakoś ponadprzeciętnie. Chłopiec zwyczajny, matka też. Ale jacyś w tym zainteresowaniu książką i malarstwem niezwykli.
*Drodzy i Szanowni, informuję, że mój blog od teraz znajduje się pod adresem: http://lifeinvilnius.blogspot.com/.
Comments
#1 Generalizacja to mocny
Generalizacja to mocny kaliber insynuacji. "Wycinek" czyli fragment, pewnien urywek, zatrzymany obraz pewnej chwili, w pewnym miejscu, gdzie przypadkowo byli pewni ludzie. Fragment wyodrębniony z całości, kawałek.
#2 do anonim, proszę przeczytać
do anonim, proszę przeczytać jescze raz impresje wileńskie autorki.Takie często są realia. nie można zaprzeczyć . Całe szczęście nie zawsze tak zachowują się Koroniarze, ale trochę za często.Dlatego też tak lubię być na Wileńszczyżnie.
#3 Warto zaprzątać sobie głowę
Warto zaprzątać sobie głowę tymi informacjami. Nie warto przejmować się chrzanieniem Kmicica z ŁODZI. Owszem stylizuje się na Polaka z Litwy. To jest jeden z elementów jego pierdolca. Innym jest to, że czego się nie tknie to spartoli. To zresztą widać choćby tutaj. Przejmować się jednak nie warto. Ot, kolejny oszołom.
#4 Czytając ten wpis ostatecznie
Czytając ten wpis ostatecznie uświadomiłam sobie, że nie warto zaprzątać sobie głowy informacjami z tego regionu. W końcu i tak z góry postrzegają człowieka z Polski jako hołotkę z jakiejś korony. Bardzo dziękuję i gratuluję prawdziwego poczucia godności narodowej.
#5 Bardzo prawdziwy opis. Tak
Bardzo prawdziwy opis. Tak rzeczywiście często "zachowują się" wycieczkowicze z Macierzy.Całe szczęście ,że nie wszyscy. Rzeczywiście kultura Wilniuków stoi często na znacznie wyższym poziomie niż licznie przyjezdżającej hołotki z "Korony".
TYM BARDZIEJ NALEŻY OCALIĆ KULTURĘ WILEŃSZCZYZNY I TYM CENNIEJSZE JEST POCZUCIE DUMY NARODOWEJ LUDNOŚCI POLSKIEJ NA LIETUVII. To tutaj bardzo wielu Koroniarzy może się nauczyć prawdziwego patriotyzmu i poczucia godności narodowej.
Tym bardziej należy bronić polskich szkół jak polskiego SKARBU NARODOWEGO.
Powodzenia Pani Ewelino pod nowym adresem
#6 Tomasz: Proszę autorkę o
Tomasz:
Proszę autorkę o kontakt lesmas@interia.eu
Tekst bardzo dobry.
Pozdrawiam.
#7 Nie "znikam" a przenoszę
Nie "znikam" a przenoszę się:) Dziękuję za dobre słowo. Więcej zdjęć na http://lifeinvilnius.blogspot.com/ Obiecuję, że za tydzień wybiorę się tam z aparatem (a nie telefonem komórkowym;) i będzie pełna fotorelacja:)
#8 Szkoda ze "znikasz", twoje
Szkoda ze "znikasz", twoje wpisy byly naprawde czegos warte na tej stronie!
A zdjecia jako ilustracje przydalyby sie do detgo wpisu ;-)