Zespół Turgielanka powstał w 1991 roku z inicjatywy księdza Józefa Aszkiełowicza. Składa się z czterdziestu osób, którymi kieruje Pani Władysława Szyłobryt. Jest to głównie młodzież gimnazjalna, w wieku od 13 do 18 lat, a również występują dzieci i seniorki. Turgielanka wykonuje pieśni ludowe polskie, litewskie i białoruskie. Stara się odtworzyć tradycje świąt ludowych. Akompaniuje jej harmonia, mandolina, łyżki, brzęczałka. Zespół występował mi. na Festiwalu Piosenki Kresowej w Mrągowie.
XII Letnia Akademia Kultury i Języka Polskiego dobiegła końca. Przez dziesięć dni 25-osobowa grupa młodzieży zza wschodniej granicy wraz z rówieśnikami z Polski spędzała czas w Głogowie, i w kilku innych polskich miastach. Tradycyjnie akademia zakończyła się w Wilnie.
- "Możemy poznać wspaniałych ludzi i zawiązać przyjacielskie kontakty na lata". Tak tłumaczyła swój udział w XII tegorocznej odsłonie Letniej Akademii Kultury i Języka Polskiego młodzież z Kresów Wschodnich oraz z Polski. Młodzi uczestnicy zgłębiali kulturę oraz historię Polski. Młodzieży w czasie podróży towarzyszył operator.
Jutro - 15 lipca wyrusza z Suwałk do Wilna XXI Międzynarodowa Piesza Pielgrzymka Suwałki - Wilno. Pielgrzymka Suwałki – Wilno każdego roku ściąga najwięcej uczestników. Organizowana jest przez księży salezjanów przy parafii Matki Bożej Miłosierdzia w Suwałkach. Przedstawiam poniżej wspomnienia z ubiegłorocznej pielgrzymki zebrane i spisane przez pielgrzyma Jacka Wilka oraz filmy z ostatnich 5 dni pielgrzymki grupy żółtej (ale nie tylko żółtej)
XX JUBILEUSZOWA PIELGRZYMKA SUWAŁKI – WILNO 2010 „WSTAŃCIE, CHODŹMY” (Jan Paweł II) WSPOMNIENIA PIELGRZYMÓW zebrał i spisał Jacek Wilk.
Tegoroczne motto… Bądźmy świadkami miłości…to trudne w zwykłej, szarej rzeczywistości… chociaż nosisz wiele imion jesteś tylko jedna, Twoje dobre oczy patrzą na świat, chociaż czasem zapłakane, lecz zawsze kochające, Matko – prowadź nas! Ale te słowa towarzyszą mi odkąd po raz pierwszy znalazłam się na wileńskim szlaku, po 20-tu latach wędrowania na Jasną Górę: „SERCE MATKI BIJE DALEJ W SERCACH JEJ DZIECI” ”Wszystko jedno czy w Ostrej świeci Bramie czy na Jasnej Górze trzyma straż; Ona jest w nas i trwa… „ „WSTAŃCIE, CHODŹMY” (Jan Paweł II).
Wilno. Jeszcze jedna wizyta w mieście nad Neris i jawnie zerwę z moją Polskością b. Królestwa Kongresowego, PRLu i III RP i zadeklaruję, że jestem Polskojęzycznym Litwinem. Zagubionym w przepaści rozbiorów. Nie odnalezionym w międzywojennym województwie Wileńskim. Tym bardziej nie mogącym odbudować Wielkiego Księstwa Litewskiego w czasach Polski Ludowej i Sowieckiej Litwy. Gdy się spaceruje wśród piękna wileńskich kościołów, uliczek, cmentarzy tak pięknie opowiadających o naszej historii, i równocześnie dostrzega się naszą dzisiejszą Polską bylejakość, naiwność polityczną i głupotę.. to aż chce się powiedzieć, że się nic wspólnego z panami Tuskiem, Kaczmarkiem, Chlebowskim, Drzewieckim czy sędzią Jabłońskim nie ma. I chociaż nawet mówimy tym samym językiem, to oni są Polakami, a my tylko polskojęzycznymi Litwinami.
Wilno. Ostra Brama. Najlepiej znaleźć się tam w samo południe, donośnie ogłaszane biciem dzwonów wszystkich Wileńskich kościołów. O 12 w Wilnie nie mamy dostojnego bicia Zygmunta z Wawelu, czy skromny kurant z Poznańskiego ratusza. W Wilnie mamy kanonadę dzwonów. Jest gwar i pełno turystów, ale o 12 słychać tylko dzwony. Tyle samo dzwonów, wydających taki sam dźwięk w tym miejscu bije od XVII wieku.. więc wyobraźnia podsuwa nam widok kwietniowego południa 1919 roku. Do Wilna wchodzą ułani Piłsudskiego.
Przez ostatnie 4 lata Wilnianie przeżyli cztery końce świata. Pierwszy, gdy w 1915 roku z miasta zniknęli Rosjanie. Przecież mieli być w Wilnie wiecznie, a ich obecność pięczętowały pomniki „Wieszatiela” Murawiewa i carycy Katarzyny II. Ten drugi pomnik nawet był w części fundowany przez miejscową elitę finansową polską, co miało być najlepszym dowodem na kapitulację Polski wobec Rosji. A jednak.
Drugi koniec świata to okupacja Niemiecka. Niemcy w Wilnie są doskonale znani. Wszak do Królewca jest ledwie tylko 250 km, nie mówiąc już o niemieckich baronach z Kurlandii czy Inflant. Jednak okupacja niemiecka jest ciężka. Nowoczesna wojna wymaga wielkich poświęceń ludności cywilnej. Więc tym razem Niemcy mniej kojarzą się z solidnością w handlu i rzemiośle, ale bardziej z nieustannymi rekwiracjami. Ogólną biedą w mieście. I brakiem mężczyzn, którzy albo siedzą w niemieckiej niewoli, albo w carskiej armii.
Trzeci koniec świata to moment w którym okupacja niemiecka chyli się ku końcowi i Niemcy pragną sobie zorganizować sojuszniczą Litwę, która ogłasza, że miasto będzie wreszcie Litewskie i zostanie stolicą Litwy. To jak to – dziwią się miejscowi – To Wilno nie jest Litewskie? Fakt, że było rosyjskie, ale to przez rozbiory. Rozbiory niejako zostały anulowane przez Wielką Wojnę. Skończy się wojna. Odrodzi się Polska, to Wilno z powrotem będzie Litewskie. A jednak.
Wreszcie koniec świata czwarty. To Bolszewicy. Chyba najbardziej upiorna zima 1918/1919 roku. Niemcy rozpływają się z Wilna, tak jak już niegdyś rozpłynęła się w Rosji Armia Napoleona. Litwini od prawdziwej Litwy boją się wychylić poza hotelowe sale spotkań gdzie mówią o tym jaka będzie Litwa i dlaczego będzie Litewska i dlaczego obecna Litwa nie jest Litwą. Polska na razie gdzieś wybucha bliżej nieokreślenie w Lublinie, Krakowie i Warszawie, ale to jednak jest bardzo daleko… I do Wilna wchodzą Bolszewicy… Okupacja niemiecka była końcem świata. Ale to co wyprawiają Bolszewicy…
W marcu ktoś rozpuszcza plotki o Polsce, że jest już blisko. W Białymstoku i Suwałkach. Na wiosnę człowiek zawsze ma nadzieję. Wilnianie Polskę znają jedynie z książek, historii, cmentarnych nagrobków i kościelnych tablic. To Polskę zdecydowanie idealizuje. Chociaż może bardziej idealizacja Polski bierze się z brutalności Niemców i jeszcze bardziej z okrucieństwa i chaosu bolszewickiego. Polska musi być lepsza i na pewno jest lepsza!
Polacy do Wilna wchodzą niepozornie. Bolszewicy miasto oddali Litwinom (tym od Mendoga, a dla których Jagiełło to zdrajca). Ci jednak nie byli na tyle silni by władzę nad Wilnem podnieść).. i do miasta ni z tego kierunku, ni z owego, w ciągu trzech dni od podjęcia ofensywy wchodzą (i wjeżdżają pociągiem) Polacy. To jest jak czekanie na coś wielkiego.. a gdy to przychodzi, to okazuje się że to zwykle, jeden niepozorny moment. Wilno jest już Polskie.
Kwietniowe południe 19 kwietnia. Biją wszystkie wileńskie dzwony. Biją z całych sił, bo to dla Polskich żołnierzy, którzy oznaczają koniec koszmaru rosyjskiego, niemieckiego, bolszewickiego.. Biją bo wreszcie przyszła ta wymarzona, „cudem powrócono” Polska i każdy będzie mógł wreszcie normalnie żyć… Pod Ostrą Bramą mamy chyba z 50-tysięcy ludzi. Ale nawet taka ilość nie zagłuszy wileńskich dzwonów.. dopiero gdy te gasną, tłum wydobywa z siebie spokojne i dostojne słowa: Boże coś Polskę… I to jest ten moment, na który się czekało tyle, a tyle lat, że spełnia się ta przepowiednia mówiąca, że kiedyś przestaniemy śpiewać tą pieśń z „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie” ale z pełną siłą zaśpiewamy „pobłogosław Panie”.
Teraz wypada nam już tylko stać pod Ostrą Bramą. Obserwować teraźniejszość. Przenosić ją w przeszłość. I próbować odczytać z niej przyszłość. Ludzie nic a nic się nie zmienili. Jedynie czasy historyczne się zmieniają. Co mogła mieć ludność Wileńska kiedy nie miała własnego państwa, bogactwa, sprawiedliwości. Mogła mieć tylko wiarę i nadzieję, realizowaną przez modlitwę. Tu pod Ostrą Bramą, albo w setce innych kościołów czy Cerkwi Wileńskich.
Kościołów pięknych. Których nie potrafię opisać słowem. Cerkiew Świętego Ducha ze swoją zielenią. Kościół Dominikanów. Kościół Św. Rafała. Kościół Św. Jana… Kościół Św. Anny..
Katedra Wileńska, ze swoją wieżą latarnią, a sama w szatach greckiej świątyni… I każdy z kościołów z połową mszy w języku litewskim, połową w języku polskim.. a w cerkwi, rzecz wiadomo język Rusiński.Gdy zaś dojdziemy na na Antokol. Z zewnątrz zwykła barokowa bryła kościelna. Żółty pobrudzony tynk, gdzie niegdzie odpadający. Takich kościołów setki są w Polsce. Kościół Świętego Piotra i Pawła na Antokolu. Wejdziemy do środka i oślepi nas biel. Zwiedzanie tego kościoła w grupie turystycznej, mimo że grupa na grupie i tak wywołuje zachwyt. I widać tylko jak każdy chłonie ten kościół, jego biel, jego rzeźby.
To jest właśnie to bogactwo Rzeczypospolitej. Może nie mieliśmy dróg, stałej i regularnej Armii, sprawnej administracji i prawa, ale był Magnat, który miał na tyle odwagi i fantazji a przede wszystkim wierny był swojemu słowu, że oto zbudował taki Kościół. W XVII wieku Kościołów też nie budowano za muszelki, tylko za bardzo solidne pieniądze. Ale powstało Coś. Coś pięknego, i co sprawia że jest się dumnym ze swojego człowieczeństwa, ze swojej polskości.. ze swojej przeszłości. Coś co sprawia, że najchętniej siedlibyśmy w takim kościele, zapomnieli o przewodniku po nim oprowadzającym i obecności tylu starających się przesuwać bezszelestnie turystów. Siedzieli. Patrzyli. Chłonęli. Nim sami się zorientujemy. Będziemy klęczeć i modlić się.
Wilnianom w 1945 roku zaproponowano Gdańsk, Wrocław i Szczecin. Zaproponowano miasta europejskie, z kanalizacją, z brukowanymi ulicami, z oświetleniem elektrycznym, z parkami, z tramwajem… tylko na co to wszystko Wilniukowi, który nie będzie mógł wziąć ślubu w jednym z Wileńskich Kościołów? A wybranka to też rodowita Wilnianką, którą zdobył cielęcym wzrokiem wpatrzony w nią w Parku przy Katedrze.. zwanym właśnie Cielętnikiem. Na co mu tramwaj podwożący do pracy.. kiedy nie będzie mógł się pomodlić w Świętym Piotrze i Pawle? No właśnie na co mi ten tramwaj i ta cała „nowoczesność”?
Tak jestem zaginionym polskojęzycznym Litwinem, który chce żyć w przeszłości i jak najdalej uciec od nowoczesności.
Podwileńska wieś Suderwa liczy 448 mieszkańców. Suderwska Szkoła Podstawowa liczy 19 nauczycieli i 97 uczniów, skupionych w 11 oddziałach. Jest to szkoła z polskim językiem wykładowym. Funkcję dyrektora pełni Teresa Młyńska. Obecny nowy budynek szkoły został oddany do użytku w 2003r., dzięki wsparciu finansowemu uchwalonemu przez Senat Polski i Zarząd Krajowy Stowarzyszenia ,,Wspólnota Polska”. Zapraszam na film:
Republika Zarzecza to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Wilnie. Państwo w państwie rządzone przez artystów
Najstarsza dzielnica Wilna, przez lata zapomniana i obracająca się w ruinę, odzyskała nowe życie. Administracyjnie należy do Starego Miasta, ale tworzy odrębną enklawę, oddzieloną malowniczo wijącą się rzeką Wilejką. Stąd nazwa Užupio – Zarzecze.
Wilejka to niewielka rzeczka, ale jej nurt rwie jak górski potok
Niskie czynsze i bliskość Akademii Sztuk Pięknych sprawiły, że zaczęli się tu osiedlać artyści. Stworzyli własną społeczność, która w prima aprilis 1997 roku samozwańczo proklamowała Užupio Republię – Republikę Zarzecza. Przy głównym moście stoi tablica informująca w kilku językach, że przybysz znajduje się na jej terenie. Uzupełniają ją odrębne znaki drogowe, m.in. z portretem Mony Lisy.
Naprzeciw, nad brzegiem Wilejki – rzeki niewielkiej, ale o rwącym nurcie jak górski potok, siedzi w niszy muru pomazanego kolorowym graffiti „dziewczyna z Zarzecza”, czyli syrenka z brązu. Nie musi czarować i zwodzić, by przyciągnąć zwiedzających. Już na moście czuje się, że trafiliśmy do niezwykłego zakątka. Balustrady obwieszone są metalowymi kłódkami niczym gronami. To dowody miłości z wygrawerowanymi imionami zakochanych par i datami, kiedy się poznali. Mają zaświadczać, że ich miłość jest wieczna. Niektóre już zardzewiały. Ale romantycznych par to nie zraża i kłódek co roku przybywa na wszystkich mostach prowadzących na Zarzecze: Bernardyńskim, Fluxus, Užupio i Popławskim.
Pies ma prawo być psem
Republika ma swoją konstytucję, flagę w czterech kolorach, symbolizującą pory roku, hymn, ambasadorów, a nawet prezydenta. Jest nim Romas Lileikis, reżyser i kompozytor, inicjator społeczno-artystycznej utopii na Zarzeczu.
Konstytucja składa się z 38 punktów spisanych w różnych językach (także po polsku) na lustrach zawieszonych na ścianie tzw. inkubatora sztuki z pracowniami i galeriami artystów przy ulicy Užupio 2/11. Czytam: „Człowiek ma prawo być niepowtarzalny”, „Człowiek ma prawo kochać”, „Człowiek ma prawo umrzeć, lecz nie jest to obowiązkowe”, „Człowiek ma prawo się mylić”, „Pies ma prawo być psem”, „Kot nie musi kochać swego pana, ale w trudnej chwili powinien mu pomóc”, „Człowiek ma prawo być szczęśliwy”, „Człowiek ma prawo być nieszczęśliwy”, „Człowiek może dzielić się tym, co ma”, „Człowiek nie może dzielić się tym, czego nie ma”. Na koniec dorzucono jeszcze trzy wezwania: nie zwyciężaj, nie broń się, nie poddawaj się. Obok konstytucji znak otwartej dłoni symbolizuje otwartość tej dzielnicy.
Kiedyś na Zarzeczu mieszkali głównie rzemieślnicy: tkacze i młynarze. Pierwsi właściciele młynów otrzymali zezwolenie na ich założenie od Zygmunta Starego w XVI wieku. Północną część zajmowali popi z bractwa Świętego Ducha. W XIX wieku sprowadzili się tu niżsi rangą urzędnicy. W czasach sowieckich była to dzielnica lumpów. Dziś po ulicach Zarzecza chodzi się bezpiecznie nawet o zmroku. Dzielnica stała się modna, ostatnio już nie tylko wśród artystów, ale także zamożnych wilnian. Czynsze rosną. Sporo domów odremontowano, ale pozostały też jeszcze malowniczo odrapane zaułki.
Świat leży między ludźmi
Republice patronuje Anioł Zarzecza. Jego rzeźba, dzieło Romasa Vilciauskasa, stoi na centralnym placyku. Anioł na wysokiej kolumnie dmie w trąbkę ponad dachami.
Główną ulicę Zarzeczną i sąsiednie dekorują oryginalne szyldy kafejek sklepów, pracowni, warsztatów ceramicznych, galerii. Obiad można zjeść w restauracji Užupio Cavine, gdzie spotyka się rząd republiki, albo w pizzerii, pod okiem Anioła z brązu. Przy dobrej pogodzie Zarzecze zamienia się w otwarty malarski plener, ożywa spotkaniami i happeningami. Ale nawet w deszczu dzielnica litewskiej bohemy nie traci niepowtarzalnego magicznego klimatu. Pada właśnie, a nad głową powiewają banery z cytatami niemieckich poetów i filozofów. „Świat leży między ludźmi” – przypomina jeden z nich słowami Hanny Arendt.
Przy Młynowej ciągną się mury dawnego klasztoru Bernardynek, który z czasem przeszedł w ręce bractwa Świętego Ducha. Potem braci wysiedlono i przerobiono klasztor na mieszkania. W latach 30. w jednym z nich mieszkał Konstanty Ildefons Gałczyński. Parę kroków dalej otwiera się panoramiczny widok na drugą stronę rzeki z kościołem bernardyńskim i niewielkim kościołem św. Anny z czerwonej cegły – perłą gotyku w barokowym Wilnie. Podobno Bonaparte na jego widok powiedział, że przeniósłby ten strzelisty kościół do Paryża we własnych dłoniach.
Wracając na ulicę Zarzeczną, wychodzę prosto na bramę, zza której wynurza się kościółek św. Bartłomieja należący do społeczności białoruskiej. A za nim odkrywam kolejną rozległą panoramę na południowo-wschodnią część miasta.
Zarzecze jest także doskonałym punktem wypadowym do dalszych wycieczek. Można stąd – przez las Belmontu, w którym spotykali się filomaci i filareci – dotrzeć do jaru Pučkoriari. Albo do przedmieść Markucia, gdzie w drewnianym domu na wzgórzu znajduje się muzeum wielkiego romantyka Aleksandra Puszkina.
Republikę Zarzecza warto odwiedzić w czasie któregoś z jej świąt. Największe z nich to Dzień Niepodległości, obchodzony 1 kwietnia. Tego dnia wejść do artystycznej dzielnicy można po „kontroli paszportów” na moście i wbiciu granicznej pieczątki. Potem można do woli szaleć na ulicznych imprezach i happeningach. 7 maja – w Dzień Muzyki Ulicznej – Zarzeczem i całym miastem włada muzyka. Każdy może dołączyć do koncertujących pod gołym niebem grajków i śpiewaków.
Kto choć raz trafił na wileński Montmartre, tęskni, żeby tam wrócić.
Święta Faustyna Kowalska (1905-38) w 1933 r. z polecenia przełożonych znalazła się w Wilnie, a spowiednikiem jej został ks. Michał Sopoćko. Jemu to wyznała, że od 22 lutego 1931 r. ukazuje się jej Pan Jezus w białej szacie, a z rany Jego serca spływają dwa promienie: czerwony i blady, które oznaczają krew i wodę, jakie wypłynęły z Jego boku po przebiciu serca na krzyżu przez żołnierza. Pan Jezus żąda od niej, aby wymalowała taki Jego obraz i starała się o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego.
Ksiądz Sopoćko, po dokładnym zbadaniu sprawy objawień, zaangażował malarza Eugeniusza Kazimierowskiego i uzyskał od przełożonych s. Faustyny zgodę na to, aby mogła ona udawać się do tegoż malarza w celu dawania mu wskazówek, by obraz był zgodny z objawieniami. Dzieło zostało ukończone w lipcu 1934 r. i umieszczone na pewien czas w Ostrej Bramie. Potem ks. Sopoćko przechowywał obraz w ciemnym korytarzu kościoła św. Michała, którego był rektorem. W marcu 1936 r. s. Faustyna została przeniesiona z Wilna do Walendowa pod Warszawą, a po dwóch miesiącach do Krakowa.
Ksiądz Sopoćko zajął się nie tylko wymalowaniem obrazu, ale także wydaniem modlitw, jakie znajdowały się w “Dzienniczku” s. Faustyny; wydrukowano je w Krakowie w 1937 r. Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Wilna we wrześniu 1939 r. abp Jałbrzykowski zezwolił na kolportowanie owych modlitw, a 7 maja 1940 – na ich ponowne wydanie drukiem.
Obraz Miłosierdzia Bożego, znajdujący się już wówczas w kościele św. Michała, był tłumnie nawiedzany przez wiernych; w 1941 r. miał 135 wot za otrzymane laski. Rozwój nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego był bardzo utrudniony z powodu wojny i okupacji. Mimo to objęło ono całą Polskę, szczególnie Kraków i Warszawę. Uciekinierzy zaś i zesłańcy polscy roznosili je do miejsc swojej zsyłki na Sybirze i w Kazachstanie, a nawet do innych części świata.
Jednym z wygnańców, który stał się szczególnym “kurierem” Miłosierdzia Bożego i przeniósł tę nową formę nabożeństwa do Ameryki, był marianin ks. Józef Jarzębowski (1897-1964).
Po wybuchu wojny w 1939 r., wobec zb1iżania się wojsk niemieckich do Warszawy, na wezwanie władz cywilnych grupa księży i kleryków mariańskich opuściła 6 września Bielany i podążyła na wschód do klasztoru mariańskiego w Raśnie, a następnie na północ do Drui nad Dźwiną. Ostatecznie znaleźli się na Litwie, uchodząc przed bolszewikami. Ksiądz Jarzębowski, który znajdował się w tej grupie, został opiekunem duchowym internowanych polskich żołnierzy w Wiłkomierzu. W obozie wiłkomierskim zetknął się po raz pierwszy z nabożeństwem do Miłosierdzia Bożego, według objawień s. Faustyny. Jednak na początku nie przejął się nim ani nie zachwycił.
Po włączeniu Litwy do Związku Radzieckiego sytuacja zupełnie się zmieniła – rozpoczęła się walka z re1igią i duchowieństwem. Niektórzy marianie postarali się o wizy amerykańskie i włoskie, także ks. Jarzębowski, ale żadne państwo nie chciało im udzielić tranzytu. W tym czasie ks. Józef stał się gorliwym czcicielem Miłosiernego Zbawiciela. W połowie lipca 1940 r. usunięto marianów z ich mariampolskiego klasztoru. Wówczas ks. Jarzębowski wraz z klerykami rozpoczął modły do Miłosierdzia Bożego. Rozszerzały się aresztowania i wywózki Polaków. Ksiądz Józef postanowił szukać moż1iwości wyjazdu. Pod koniec 1940 r. pojechał w pielgrzymce do Wilna. Odprawił Mszę św. u Matki Boskiej w Ostrej Bramie i w koście1e św. Michała, gdzie znajdował się obraz Miłosierdzia Bożego. Tam zobaczył, że nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego jest szeroko znane, i wiele osób przybywa modlić się przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Spotkał się też z ks. Sopoćką, a do Kowna powrócił z obrazkiem i modlitwami do Miłosierdzia Bożego.
Ksiądz Jarzębowski poczuł wewnętrzne przynaglenie, aby starać się o wyjazd. Nie była to jednak sprawa łatwa, a raczej beznadziejna. Wizę amerykańską miał przedawnioną, tranzytu też nie miał. Potrzebował pieniędzy na opłacenie podróży, a czasu na załatwienie formalności było niewiele. Sprawy wyjazdu załatwiało NKWD, a ono najczęściej kierowało interesantów na Sybir, nawet z wizą amerykańską w paszporcie; doświadczyli tego niektórzy klerycy mariańscy. Ksiądz Józef czuł jednak ciągle coraz większe przynaglenie wewnętrzne do załatwienia sprawy wyjazdu z Litwy. Udał się więc do Kowieńskiego NKWD z przedawnioną wizą amerykańską i obrazkiem Miłosiernego Zbawiciela.
Nazajutrz ks. Jarzębowski znalazł swoje nazwisko umieszczone na liście wyjeżdżających. To już bardzo wiele. Nie miał jednak ani wizy tranzytowej, ani pieniędzy na podróż. Napisał do franciszkanów w Nagasaki z prośbą, by mu załatwili wizę tranzytową, a do ks. prowincjała Łuniewskiego w Ameryce – o pieniądze na podróż. Odmawiał cięgle nowenny do Miłosierdzia Bożego. Kiedy już kończył mu się termin ważności przepustki, ks. Józef otrzymał pieniądze na podróż i promesę wizy tranzytowej japońskiej. Przedstawił to w NKWD i pojechał znów do Wilna, gdzie modlił się przed obrazem Miłosierdzia Bożego i w Ostrej Bramie. Spotkał się też z ks. Sopoćką, który wręczył mu swój traktat teologiczny o Miłosierdziu Bożym, obrazek oraz modlitwy i prosił go, by to wszystko przewiózł do Ameryki i wydał drukiem. Stał się więc ks. Józef posłańcem Miłosierdzia Bożego i jego apostołem. Będąc jeszcze w Wilnie, otrzymał informację o terminie odjazdu pociągu transsyberyjskiego z Kowna do Władywostoku. “Około 2 w nocy poszedłem przed Ostrą Bramę pożegnać się z Matką Boską”. Wrócił do Kowna. “Obiad pożegnalny w stołówce sióstr skrytek plateranek. Rozdałem moje rzeczy. Ubrałem się po świecku, w krawat. Na dworzec. Pożegnanie. Pociąg wyjechał z Kowna przez Wilno o 3 po południu w Popielec 26 lutego 1941 r.”.
Do Władywostoku ks. Jarzębowski przybył 9 marca. Czekały go jeszcze kłopoty z dotarciem do japońskiego konsulatu i odprawa celna. Jednak celnik nie chciał kontrolować jego torby z traktatem, obrazkiem i modlitwami do Miłosierdzia Bożego. Japoński konsul badał pieczęć na przedawnionej wizie amerykańskiej, nie wypowiadając sądu o jej ważności, i przystawił japońską wizę tranzytową.
Dnia 13 marca 1941 r. znalazł się ks. Jarzębowski w japońskim porcie Jokohama. Przebywał tam przez 2 miesiące w oczekiwaniu na amerykańską wizą wjazdową, duszpasterzując w tym czasie wśród japońskiej Polonii. Uzyskawszy wizę, przybył do Seattle 18 maja i udał się do mariańskiego klasztoru w Waszyngtonie. Od dnia przybycia zlecano mu zajęcia duszpasterskie w polskich parafiach.
Ksiądz Jarzçbowski ślubował na Litwie, że przez cale życie będzie szerzyć nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego, ale marianie polscy w Ameryce nie mieli wówczas funduszy na drukowanie książek. Pierwszą broszurkę o Miłosierdziu Bożym, autorstwa ks. Jarzębowskiego, w nakładzie 2 tys., wydały drukiem siostry felicjanki w Enfield w stanie Connecticut, dla których ks. Józef prowadził rekolekcje. Pierwszy obraz Miłosiernego Zbawiciela namalowała siostra Fabia, felicjanka z Livonia, stan Michigan, w 1943 r. Kiedy ks. Jarzębowski od stycznia do lipca 1943 r. był redaktorem pisma Sodalis w seminarium polskim w Orchard Lake, to z funduszy ks. Waleriana Jasińskiego MIC wydano drukiem dzieło ks. Sopoćki De misericordia Dei eiusdem festo istituendo. Rozesłane biskupom i seminariom duchownym w Stanach Zjednoczonych, nie wzbudziło większego zainteresowania. Natomiast nakład broszurki szybko się rozszedł i trzeba było drukować następne, co przejęli już Księża Marianie. Ludzie informowali o uzyskaniu łask, zaczęli przesyłać ofiary na szerzenie tego nabożeństwa. Do odpowiadania na listy zaangażowano świeżo wyświęconego ks. Władysława Pełczyńskiego MIC. I to stało się zaczątkiem specjalnego biura, nazwanego później “Apostolatem Miłosierdzia Bożego”, który szerzył nabożeństwo na wielką skalę i w różnych językach.
W tym samym czasie ks. Jarzębowski, w czerwcowym numerze redagowanego przez siebie pisma Sodalis, opublikował artykuł zatytułowany “Jezu, ufam Tobie”, w którym szerzy to nabożeństwo z wielkim zaangażowaniem. Powtórnie wydano go w Jerozolimie w wydawnictwie biskupa polowego w tymże 1943 r.
W listopadzie ks. Jarzębowski wyjechał do Meksyku, aby w Santa Rosa objąć duchową opiekę nad grupą 1600 Polaków, przeważnie dzieci i kobiet uratowanych z Syberii. I tam szerzył na wszelki sposób nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego, słowem mówionym i drukowanym. A gdy po 7 latach opuszczał Meksyk, ponieważ obozy polskie uległy likwidacji, napisał: “Jeden promienny ślad pozostawią po sobie w Meksyku wygnańcy polscy: będzie to kult Miłosierdzia Bożego, który z nami przywędrował z Wilna poprzez śniegi Sybiru, Iran, Indie, Pacyfik. Coraz bardziej zyskuje na sile i zdobywa dusze katolickiego Meksyku tym krótkim wezwaniem: >>Jesus in ti confio”<< – >>Jezu, ufam Tobie<<. Oby tak było”.
Na rok przed śmiercią, w pierwszej swojej rozmowie z kard. Stefanem Wyszyńskim w maju 1963 r. w Rzymie powiedział: “Chcę powiedzieć, czego doznałem od Miłosierdzia Bożego w 1940 i 1941 r. w Meksyku, w Anglii i obecnie w tej chorobie. To, że tu jestem i mówię z Eminencją, to łaska Bożego Miłosierdzia [...] może to jest misją narodu naszego, by przypominać i szerzyć nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego”.
Tupolew ścinał drzewa, ale poobijany wylądował awaryjnie w błocie. O 8:39 rozerwała go siła wybuchu bomby próżniowej i ona też zabiła część pasażerów. Ci, którzy przeżyli, zostali zamordowani strzałami z broni palnej.
"Zamach w Smoleńsku" Leszek Szymowski
Tupolew wylądował awaryjnie w błocie, a o 8:39 rozerwał go wybuch bomby próżniowej, która zabiła część pasażerów. Ci, którzy przeżyli zostali zamordowani strzałami z broni palnej. Wszystko zarejestrowały amerykańskie satelity. Takie szokujące tezy przedstawia książka "Zamach w Smoleńsku. Niepublikowane dowody zbrodni" Leszka Szymowskiego, która była kolportowana podczas uroczystości rocznicowych na Krakowskim Przedmieściu. Cieszyła się tam dużym wzięciem.
Książkę sprzedawano w niedzielę pod Pałacem Prezydenckim w cenie 30 zł. Kupowano ją chętnie, zwłaszcza, że była reklamowała hasłem "Książka, którą każdy Polak powinien przeczytać" przez "Warszawską Gazetę", którą rozdawano zgromadzonym. Uczestnicy uroczystości rocznicowych zorganizowanych przez PiS z ożywieniem dyskutowali o tezach zawartych w publikacji i uznawali ją za dobrze udokumentowaną.
Książkę wydała firma United Express Dystrybucja Prasy i Wydawnictw Branżowych. Szymowski, dziennikarz śledczy, który współpracował m.in. z "Wprost", "Gazetą Polską", "Najwyższym Czasem" oraz "Misją Specjalną" przedstawia "10 najważniejszych kłamstw smoleńskich". To rozwinięcie jego kilku wcześniejszych publikacji na temat katastrofy smoleńskiej m.in. w "Najwyższym Czasie". W nowej książce obala twierdzenie, że załoga samolotu była niedoświadczona i popełniła kardynalne błędy, z których największym było zlekceważenie poleceń kontrolerów lotu i podjęcie próby lądowania. Jak utrzymuje, piloci byli świetnie wyszkoleni i mieli duże doświadczenie, a kontroler wcześniej wydał im zgodę na lądowanie, mówiąc "pas wolny".
Dowodzi, że nie jest prawdą, iż o godz.8:41, po zderzeniu z brzozą, tupolew odwrócił się na grzbiet i uderzył o ziemię, a siła przeciążenia zabiła wszystkich pasażerów. Zdaniem Szymowskiego, tupolew ścinał drzewa, ale poobijany wylądował awaryjnie w błocie. O 8:39 rozerwała go siła wybuchu bomby próżniowej i ona też zabiła część pasażerów. Ci, którzy przeżyli, zostali zamordowani strzałami z broni palnej.
Dziennikarz pisze też o słynnym filmie nakręconym na miejscu tragedii telefonem komórkowy, który - w jego opinii - ma ogromne znaczenie dla sprawy. Jak twierdzi, odgłosy wystrzałów pochodziły od broni palnej, a film jest dowodem, że pasażerowie, którzy przeżyli, zostali zamordowani.
Poza tym utrzymuje, że rząd Donalda Tuska oddał Rosjanom śledztwo w sprawie katastrofy, a Rosjanie od pierwszych minut mataczyli. Rodziny ofiar od początku upokarzano i utrudniano im dostęp do materiałów śledztwa, a trumny przywiezione do Polski zalutowano i nie pozwolono ich otwierać. "Mieliśmy do czynienia z dobrze zorganizowaną akcja dezinformacyjną. Kłamali i polscy i rosyjscy śledczy, i MAK, i oba rządy" - pisze.
Twierdzi też, że
Lech Kaczyński został zamordowany, ponieważ mógł ponownie wygrać wybory. Pozbyto się go, ponieważ "szkodził polityce rosyjskiego imperializmu, bo wciągał Gruzję do NATO, umacniał niepodległość Polski, przyczynił się do rozwiązania WSI i sprzeciwiał się niekorzystnym zapisom umowy gazowej"Zamach w Smoleńsku"Leszek Szymowski
Amerykanie wszystko nagrali?
Najbardziej sensacyjną tezą książki jest twierdzenie, że satelity NSA nagrały cały lot tupolewa i moment jego lądowania. Zdjęcie zrobione chwile później przedstawia już wrak tupolewa, którego fragmenty są porozrzucane. Mają one być dowodem na to, że doszło do zamachu. Amerykanie chcieli oddać zdjęcia w ręce Polaków, ale premier nie zdecydował się skorzystać z oferty Amerykanów. "To oznacza, że rząd Donalda Tuska wspólnie z Rosją uczestniczy w matactwie. I tuszuje ślady zabójstwa prezydenta państwa NATO" - czytamy.
Na końcu książki zostały umieszczone sensacyjne zdjęcia, m. in. mało uszkodzonego samolotu Tu154M po wylądowaniu w lesie, a przed wybuchem bomby.
Jest to wg mnie jeden z najpiękniejszych i najmądrzejszych tekstów jaki powstał w ostatnim okresie.
Pytasz mnie: „Co to jest Patriotyzm?
Na co komu potrzebna Ojczyzna?…”
Roztapiamy się w tyglu Europy,
A ja tylko o ranach i bliznach…
Dziwisz się, po co ten cały bagaż:
Hymn, sztandary, historia i wiersze…
Jak wyjaśnić to komuś, kto chętnie
Czyta tylko instrukcję playstation?…
Wiem… Nie było już dawno tu wojen…
Jest internet, McDonalds i stringi…
Mądrych ludzi obrzuca się błotem…
Na przywódców ogłasza castingi…
Rządzą chłopcy w przykrótkich spodenkach,
Chleb drożeje, tanieją igrzyska…
Rozszczekała się w mediach nagonka;
Lepkie kłamstwo wylewa się z pysków…
Złodziej dzierży dziś klucze do banku…
Błazen mieni się dumnie Stańczykiem…
„Autorytet” wystawię na sprzedaż
Swe poparcie – za euro-srebrniki…
Mówisz mi: „To jest chyba normalne!
Cały świat przecież „jedzie po bandzie”…
Dla nas liczy się, wiesz… Tu i teraz…
Taki czas… Bawmy się w Eurolandzie!”
„Wolność mamy… Więc „róbta co chceta!”
Kto nie umie się bawić, niech spada!…”
Ja coś mówię o tańcu Chochoła,
Ty nie kumasz nic z tego, co gadam…
Masz licencjat, brak zasad i power.
(Chamski Pi-aR pozwoli wyjść z cienia) …
Nauczyli cię prawie wszystkiego,
Odebrali zaś zdolność myślenia…
„Miałeś, chamie, złoty róg, (…)
ostał ci się ino sznur”
„A mury rosną, rosną, rosną…
Łańcuch kołysze się u nóg…”
Pytasz mnie: „Co to jest PATRIOTYZM?”…
Wielu mędrków wciąż nad tym się trudzi…
Patriotyzm na dziś – to mieć dzieci…
I wychować je… Na dobrych ludzi…
Tutaj wspaniałe wykonanie tego utworu przez barda Lecha Makowieckiego (na tle filmu, który przedstawia okolicznościowe uroczystości, jakie odbyły się w środę 21 lipca 2010 w trakcie pieszej pielgrzymki Suwałki - Wilno - http://www.youtube.com/watch?v=KGsqQo9FYAE ):
Zapraszam do obejrzenia wybranych fragmentów z ostatnich 5 dni pielgrzymki grupy żółtej (i innych grup) podczas XX Jubileuszowej Pieszej Pielgrzymki Suwałki - Wilno w lipcu 2010 roku. Są to następujące etapy; Orany - Ejszyszki, Ejszyszki - Solecznik, Soleczniki - Turgiele, Turgiele - Nowa Wilejka i ostatni najkrótszy z Nowej Wilejki do Ostrej Bramy. Przeżyjmy to jeszcze raz: