Jubileusz uśmiechniętej rodziny
Beata Bużyńska, 29 maja 2011, 22:05
Piętnaście lat temu, świeżo upieczona absolwentka Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Marzena Grydź, wróciła do rodzinnego Wilna. Szczęśliwym trafem otrzymała posadę nauczycielki klas początkowych w Gimnazjum im. A. Mickiewicza w Wilnie, które przed kilku laty sama ukończyła. Oprócz pragnienia pracy w zawodzie miała jeszcze jedną pasję, która towarzyszyła jej od wielu lat - zamiłowanie do tańca, a do polskiego tańca ludowego w szczególności. I marzenie - mieć swój zespół taneczny. Marzenie się spełniło, na mapie zespołów Wileńszczyzny pojawił się jeszcze jeden, Dziecięco-Młodzieżowy Zespół Tańca „Sto Uśmiechów”.
Ciężka praca, bez której niemożliwe jest osiągnięcie tak wysokiego poziomu, nie przesłania jego tancerzom frajdy bycia razem, przyjemności wspólnego spędzania czasu. Wszyscy rozmówcy „Wilnoteki”, czy to byli tancerze czy obecni, podkreślali fakt, że zespół jest dla nich czymś więcej niż rozrywką. To jest duża, wspaniała rodzina, na której pomoc można w każdej chwili liczyć.
Cieszy też fakt, że młodzież zespołowa na tle swoich rówieśników wygląda na bardziej dojrzałą i bardziej świadomą swojej tożsamości. Przykładem jest choćby wypowiedź jednego z tancerzy najstarszej grupy. Edgar Kułakowski powiedział: „Moim zdaniem każdy Polak żyjący na Litwie powinien popularyzować takie tańce, które my tu tańczymy, bo w każdym z nas jest taki mały Polak, którego trzeba kształcić i ten taniec to jest jeden z takich czynników, które pomagają to robić”. Brzmi nieco patetycznie? Ale rozwiewa mity o tym, że współczesnej młodzieży do tańców ludowych się nie zagoni.
Dzieci chętnych do udziału w zespole jest o wiele więcej niż zespół może „pomieścić”, stwierdza to sama kierownik: „Dzieci chętnie chodzą do zespołu, jest nadmiar tych dzieciaków, nadmiar grup, szukamy kierownika, może ktoś sie zgłosi do pomocy, bo to jest naprawdę trudno prowadzić cztery grupy, to jest osiem prób w tygodniu”.
Do małej ekipy kierowniczej tego dużego zespołu, oprócz choreografa Marzeny Grydź-Willems i asystenta choreografa Danuty Grydź, należy kierownik muzyczny Jerzy Krupiczewicz. Nie jest też tajemnicą, że w najtrudnieszych chwilach na pomoc spieszy cała rodzina Grydziów. Marzena Grydź-Willems przyznaje: „Ja mogę liczyć tylko na swoją rodzinę, która też nie ma czasu, ale widząc jak dużo mam pracy, stara się mi pomóc. Tak na co dzień pracuję sama, a jak są większe koncerty czy wyjazdy, pomaga mi siostra. A jeżeli są takie jubileusze, to wtedy pracuje już cała rodzina łącznie z mężem, mamą, bratem, bratową. Wszyscy pomagają”.
Pomysł na taką pogodną nazwę zespołu pochodzi od tytułu piosenki „Sto uśmiechów na minutę” z repertuaru harcerskiego zespołu „Gawęda”. Na pierwszych koncertach wykonywano ten utwór niemalże jak swoisty hymn. Jakże trafna jest ta nazwa! Na każdym koncercie można zaobserwować, jak na widok setki uśmiechniętych artystów rozkwitają uśmiechy na widowni, niezależnie od tego, w jakim mieście czy kraju odbywa się spotkanie.
Zdjęcia i montaż: Rajmund Rozwadowski
Komentarze
#1 Wredna pani,nielubilem jA
Wredna pani,nielubilem jA nigdy;D lecz choreografka dobra.Powodezenia tobie Marzenko :)