Jak smakuje tradycja
Małgorzata Kozicz, 24 grudnia 2010, 08:34
Gdy zabłyśnie pierwsza gwiazdka, cała rodzina zgromadzi się przy stole. Tradycyjny stół wigilijny przetrwał na Wileńszczyźnie w niezmienionej postaci, i właśnie ta ciągłość sprawia, że zwyczaje wigilijne są tak cenne.
Jak się okazuje, większość dań króluje na stołach do dziś. Wilnianie nie tęsknią za egzotyką na wigilijnym stole. Nasi rozmówcy z największym sentymentem wymieniali dobrze znane śliżyki, pierożki z rozmaitym nadzieniem, śledzie w wielu postaciach. Każdy ma swoje ulubione danie, którego smak i zapach pozostał w pamięci jeszcze z dzieciństwa.
Podstawowym wymogiem wigilijnego stołu jest zachowanie postu. Nie chodzi tylko o mięso - przy przyrządzaniu potraw nie można używać tłuszczu, majonezu. Tej tradycji przestrzega się powszechnie, chociaż wbrew pozorom zakaz ten nie wynika już z nauki Kościoła katolickiego, tylko z wieloletniej tradycji. Dla porównania, w Stanach Zjednoczonych czy Europie do tradycyjnych potraw wigilijnych - również wśród katolików - należy pieczony indyk. Także w Polsce od 2003 roku Kościół katolicki zezwala na spożywanie mięsa w Wigilię. Mimo to przeprowadzane sondaże dowodzą, że zaledwie kilka procent Polaków korzysta z takiego przyzwolenia. Na Wileńszczyznę nawet polskie nowości docierają z wielkim opóźnieniem. W tym wypadku chyba na szczęście - kontekst tradycji i kultury jest zbyt silny, by Wilnianie chcieli złamać wielowiekowy zwyczaj postu w Wigilię.
Obecne na stołach potrawy raczej się nie zmieniają, jednak niektóre z czasem zanikają. Coraz rzadziej na wileńskim stole można znaleźć kutię z podsytą. Nie wypieka się dużych pierogów drożdżowych, nazywanych bułkami. Niegdyś ich przygotowanie wiązało się z całym rytuałem.
"Rozpalało się piec, zbierały się trzy albo cztery gospodynie. Kobieta musiała mieć świeże ubranie, włosy skrzętnie schowane pod chustką. Gospodynie “miesiły bułki”, a potem ciasto drożdżowe musiało urosnąć. Kiedy ciasto urosło pierwszy raz, było osadzane i znów stawało się płaskie. Dopiero gdy urosło za drugim razem, wstawiano je do pieca. W tym czasie nie wolno było w żadnym wypadku trzasnąć drzwiami, bo pieróg by osiadł i powstałby zakalec. Drugiego dnia świąt do bułki “zakładano” mięso i pieczono ponownie. Jednak, jak mówiono “pierwszy duch”, czyli pierwsze wypieczenie, musiało przejść samo ciasto" - opowiada Teresa Michalkiewicz z zespołu "Cicha Nowinka".
Dzisiaj z racji tempa, które narzuca współczesny tryb życia, trudno o zachowanie takich rytuałów. Jednak konserwatywnej Wileńszczyźnie nie grozi przesadna uległość wobec zachodnich trendów. Nie ma obawy, sushi na pewno nie wyprze swojskiego śledzika!
Zdjęcia i montaż: Rajmund Rozwadowski
Komentarze
#1 piękna tradycja. tak trzymac
piękna tradycja.
tak trzymac