Egipt oczyma turystów
Dla większości turystów wakacje od pierwszych dni pobytu w Egipcie zapowiadały się spokojnie, z dala od zamieszek i "wojny".
Niepokój zapanował od razu po tym, jak w hotelu uciekinierzy, czyli "turyści" z Kairu, zaczęli stanowić 60 procent wszystkich turystów. To był znak, że sytuacja w kraju jest poważna. Nie podawano jednak informacji, mówiono, że wszystko jest dobrze, że nic turystom nie grozi, że nic się nie dzieje. Policja również nie udzielała żadnych informacji. Tylko sprzedawcy w sklepach i miejscowi przewodnicy tłumaczyli ukradkiem, o co chodzi.
Tragizm rewolucji, jak zaznaczali mieszkańcy Hurghady, polegał na tym, że demonstranci chcieli usunięcia prezydenta Hosniego Mubaraka, ale nie widzieli kandydata na jego miejsce. Główne ugrupowanie opozycyjne w Egipcie, Bracia Muzułmańscy, nie wzięli udziału w rozmowach opozycji z premierem Ahmedem Szafikiem, a jako wstępny warunek wysunęli ustąpienie prezydenta Hosniego Mubaraka. Bracia Muzułmańscy zaznaczyli jednak, że nawet po obaleniu prezydenta nie chcą zajmować w kraju pozycji rządzących.
28 stycznia wprowadzono godzinę policyjną, początkowo od 19.00, później od 20.00. Pierwszego dnia podczas godziny policyjnej turyści nie byli wypuszczani z hoteli - organizowano imprezy, bary pracowały dłużej, aby zatrzymać ludzi. Później jednak nikt nie zwracał uwagi na obowiązujące ograniczenie, centrum miasta, czyli Sakkala, było pełne ludzi, tu życie wrzało przez całą dobę. 7 stycznia godzinę policyjną przesunięto na 18.00.
Kolejnym problemem, z którym spotkali się turyści, były zamknięte banki. Turyści i mieszkańcy miasta nie mogli pobrać pieniędzy. Sklepy otwarte, żywności i wody nie brakowało, tylko osoby, którym skończyła się gotówka, nie mogły płacić kartami. Strefa bezcłowa na lotnisku natomiast, gdzie wzmocniono ochronę, przeżywała swój złoty czas - w niej bez problemu można było posługiwać się kartami i robić zakupy.
Antyprezydenckie protesty, demonstracje i zamieszki, nieczynne banki i giełda. Zagraniczni turyści wyjeżdżali w obawie o bezpieczeństwo. Według wiceprezydenta Egiptu Omara Sulejmana podczas zamieszek sektor turystyczny w Egipcie stracił co najmniej miliard dolarów. Zamieszki i polityczna walka kosztowały kraj co najmniej 310 mln dolarów dziennie.
Kolejnym 21 państwom, zaliczanym do tak zwanych rynków wschodzących, grożą protesty antyrządowe podobne do tych w Algierii, Egipcie, Jordanii, Tunezji czy Jemenie.
Zdjęcia: Katarzyna Kostygin, Rajmund Rozwadowski
Montaż: Paweł Dąbrowski