Zapraszanie-przepraszanie
Czy gesty będą nieszczere a obietnice bez pokrycia – trudno powiedzieć. Zaufanie traci się raczej na długo. Choć sam proces utraty zaufania też był ogromnie długi i powolny. Kredyt zaufania, który Litwa dostała od Polski nie spłaciła, a i nadal chce, aby go rozkładać na raty na kolejne lata lub dekady. Polska umie obietnice przyjmować a Litwa przecież składać – więc będzie jak było.
Litewski minister spraw zagranicznych, litewski premier w Polsce, prezydent Polski - na Litwie. W mediach aż huczy - że nareszcie, teraz to już prędko odbudujemy dobre relacje z Polską i będzie jak dawniej. Mam takie wrażenie, że media oraz politycy tyle napsuli powietrza, że sami czują, iż pałę przegięli na tyle, że marne sumienie albo surowa kalkulacja ekonomiczna wymusza straty szybko zniwelować. Do niedawna media aż pławiły się w cudownie twórczej krytyce skierowanej Polsce i jej „naciskowej” polityce, a pochwał i wsparcia twardej i „niedającej” się Litwie nie szczędząc. Potwierdzały celowość litewskiego kursu na północ niż na południowych zachód. Mimo, że na południowym zachodzie, zawsze było i jest cieplej, a z północy zawsze wiało i wieje chłodem. Składający wizyty w Polsce Linkevicius i Butkevicius zapewne zaprosili Tuska i Sikorskiego na Litwę. Na razie w sferze oczekiwań i nawet sympatii litewskiej nie zmieniło się nic, widać to szczególnie po wypowiedziach wybranki narodu (absolutnie z wyłącznym prawem do przedstawiania stanowiska Litwy na świecie) i mianowanego premiera litewskiego. Niewiadomo też czy warto dalej Linkeviciusowi i Butkeviciusowi gdziekolwiek zagranicę wyjeżdżać, bo oni prawa przedstawiania stanowiska litewskiego nie mają, mimo że do Sejmu zostali wybrani a dopiero później mianowani na stanowiska. Czy nie mając uprawnień do przedstawiania stanowiska takie ich zaproszenia do Wilna pozstają ważne? Niewiadomo.
Często dostajemy różne zaproszenia od naszej rodziny lub przyjaciół z okazji jakichś wydarzeń. Im impreza ważniejsza tym skrupulatniej dobieramy gości i tym okazalszą formę ma samo zapraszanie. Ogólnie traktując, owe zapraszanie może być dwu-rodzajowe. Pierwszy tzw. serdeczny. Zaproszenie kierowane uczciwie, od serca. Obecność takiego gościa nas mocno cieszy, dodaje prestiżu, pewności, powagi, radości i tworzy udaną imprezę. Tu, odrzucenie zaproszenia przez zaproszonego zmartwi nas lub zrani, sprawi, że też nasza “impreza” nie będzie tak udana, jak sobie wyobrażaliśmy, a dodatkowo bardzo nas zastanowi, dlaczego ów ktoś zaproszenia nie przyjął.
Drugi rodzaj zaproszeń to zaproszenie z przymusu. Wielu zapewne ma przyjaciół czy rodzinę, którą słusznie bądź nie traktuje z dystansem, nie lubi, krytykuje i ogólnie unika. Formalne zaś więzi są lub były tak bliskie, że nie wystosowanie zaproszenia postawi nas w świetle bardzo negatywnym, czego oczywiście chcemy uniknąć. Tutaj, obecność tych „niechcianych” zaproszonych święto nam psuje, radości i satysfakcji nie ma wiele, zaś w zamian otrzymamy irytację i zdenerwowanie. Dokładnie w tym wypadku zapraszając kogoś, pragniemy aby ten ktoś nam odmówił i nam sprawę ułatwił, na przykład zapraszając gościa zazwyczaj w formie dość nonszalanckiej. Z takiej odmowy się ucieszymy niezmiernie a dodatkowo możemy krytykować i wytykać brak szacunku, wychowania czy obycia z powodu odrzucenia właśnie naszego dostojnego zaproszenia. Trąci mocno fałszem i hipokryzją, ale tak się zdarza.
Pani Prezydent Grybauskaite wystosowała zaproszenie do prezydenta Komorowskiego, jednak bardzo nie chciała, aby ten je przyjął. Zresztą miał wystarczające powody ku odrzuceniu. Nie tak dawno sama Grybauskaite odrzuciła jego zaproszenie i to parokrotnie z rzędu. Pokazała w iście “namacalny” sposób, że nie życzy sobie towarzystwa Komorowskiego twierdząc dodatkowo, że po pierwsze nie chce spotykać się wyłącznie dla ceremonii (bo to strata cennego czasu), oraz że chce zrobić pauzę w stosunkach obu państw, bo dojść do porozumienia z Polakami nie umie (za co oczywiście winę ponoszą Polacy). Trudno o bardziej wymowne stanowisko w dyplomacji, choć to oczywiście już żadną dyplomacją nie jest. Czy zatem wystosowanie zaproszenia przez Grybauskaite “odwołało” poprzednie jej “ustalenia” dotyczące ceremonialności i pauzy? Tak można przecież by to potraktować.
Ale, gdyby tak było to zachowanie pani prezydent podczas wizyty Komorowskiego byłoby zgoła odmienne. Zaprosić gościa i go traktować jak powietrze, z dodatkowymi wyrzutami? To nie tylko nietakt, ale i brak szacunku. Mamy zatem tu „drugi rodzaj” zaproszeń.
A prezydent Komorowski? Nie zrozumiał, czy nie słyszał życzeń o ceremonialnych spotkaniach i pauzie? To czemu je zignorował. I może sam sobie winien, że zaproszenie w takiej atmosferze przyjął? A może owe „życzenia” w opakowaniu dyplomatycznym miały swój “okres ważności”, który już wygasł, a kanałami dyplomatycznymi podano Warszawie, że pani prezydent już się nie obraża.
Wiedząc jak będzie potraktowany, przyjechał i swoje się odmęczył – „respekt” - jak mówią młodzi. Trzeba powiedzieć, że zrobił dobrze i dobrze wypadł. Pokazał, że jest ponad takimi “babskimi fochami”, które w polityce uprawiają tylko politycy miałkiego kalibru, nie potrafiący świat widzieć szerzej i mądrzej, lepiej czy po prostu inaczej. Skoro został zaproszony, to uszanował zapraszającego i go odwiedził.
Bardzo wygodnie by było dla prezydent Grybauskaite, aby zaproszenie Komorowski odrzucił. Można by wtedy go krytykować do woli, a że ignoruje, a że się wywyższa, że tak naprawdę ma gdzieś ważne sprawy litewskie i na pewno nad głowami litewskimi dogaduje się z Rosją, a z Litwy robi kozła ofiarnego. Komorowski bezczelnie czas znalazł, przyjechał i nie dał powodów do krytyki, czym być może prezydent Grybauskaite zirytował, co dała wyraz w przemowie. I mimo, że musiał znosić lodowaty chłód uprzejmości litewskiej prezydent, wytrzymał i pokazał klasę. Wielu Litwinów i Polaków na Litwie chciałoby, aby prezydent postąpił tak jak tego się spodziewała lub na to liczyła Grybauskaite, czyli nie przyjeżdżał. Polacy dlatego, że uważają, iż Komorowski odpowiadając na zaproszenie, sam się zniżył (bo traktuje kogoś z szacunkiem, wtedy gdy sam jest traktowany byle jak), a Litwini - ogólnie nie chcieliby by przy najważniejszym święcie litewskim, przebywał tu „jakiś ktoś” z Polski posiadający gdzieś z tyłu głowy niezadowolenie z niesprawiedliwej i pogarszającej polityki litewskiej wobec mniejszości polskiej, nawet jeśli tego dnia o tym nie wspominający.
Można powiedzieć, przyjeżdża i kłania się ten, komu zależy, kto wierzy w porozumienie, dobrą wolę, przyjaźń. Ten komu nie zależy siedzi obrażony w domu. Jak wiemy ukłon w kulturze japońskiej jest wyrazem nie tylko szacunku, ale i siły, a jego brak lub jego bylejakość jest oznaką słabości braku wychowania. I choć to Polska powinna być obrażona za traktowanie jej jak idioty w ciągu dwóch dekad i to w zamian za bycie „litewskim adwokatem” i realną pomoc lub wstawiennictwo na arenie międzynarodowej, to obrażonym jest tu traktujący a nie traktowany. Czy życie nie jest przewrotne? To pewne dlatego, żywe jest i ciągle bardzo popularne powiedzenie, a może już nawet przysłowie, traktujące o wychowaniu i statusie obu narodów, powtarzane i zasiane w głowach litewskich, a takimi wydarzeniami zamiast wykorzenienia, jest tylko bardziej utrwalane.