Taniec cukierka ze śmiercią, w tle - Halloween
Bartosz Frątczak, 30 października 2015, 18:21
Zbliża się 31 października, a z nim w zakamarkach naszego miasta powycinane dynie, upiornie przebrane dzieci i słyszane zewsząd słowa "cukierek albo psikus!". Czy w tym roku do Twego mieszkania w bloku także zapukają "kolędnicy od Halloween", z wileńska - popraszajki, którym cukierków w życiu z pewnością nie brakuje, a jednak? Czy zdajemy sobie sprawę z rzeczywistego pochodzenia tego "święta", zwanego Halloween? Czy porozkładane dynie ze świeczkami, to po prostu "ekologiczne lampiony"? A może jednak coś więcej? Maski upiorów, zakładane przez dzieci, kupione w sklepie z zabawkami - to tylko zabawki? Pytań jest oczywiście więcej, ale intuicyjnie prowadzą one na pewien styk - równoległych albo ścierających się ze sobą światów. Tego duchowego i materialnego, w którym nurzamy się na co dzień z równie duchowym, ale pałętającym się gdzieś na granicy podświadomości oraz imaginacji.
Czy możemy je jakoś rozgraniczyć beztrosko używając symboli zaczerpniętych chociażby z druidzkich wierzeń? W języku greckim znajdujemy słowo “symbolon": niewielki, rozłamany na pół podczas zawierania umowy przedmiot z gliny, kości, drewna lub metalu. Jedna część kuponu odnosi się do drugiej, ukrytej w tym momencie przed naszymi oczyma, przyciągają się w wzajemnie i wzajemnie do siebie odwołują. Analogicznie, dynie z wyciętymi wzorami, maski demonów, odnoszą się do drugiej części "kuponu", chcąc, nie chcąc, pozostają symbolem. Ale czego?
Popularne stwierdzenie, że "największym zwycięstwem szatana we współczesnym świecie jest to, że się w niego nie wierzy". Oczywiście nie zmienia to faktu, że niewiara w "coś", w tym wypadku w konkretny byt (szatana) sprawia, że owo "coś" przestaje istnieć. Nic bardziej mylnego. W Boga też wielu nie wierzy (a może niewielu tak naprawdę wierzy?). Współczesny człowiek potrzebuje dowodów, namacalnych, do powąchania, a jeszcze lepiej - na ząb. I wcale nie musi to być dynia… Wzorów, które wytłumaczą nam ten tajemniczy margines (a może epicentrum?) działanie świata przyrody, o którym zapomnieli autorzy szkolnych programów nauczania. Niektórych wzorów jednak nie ma, a niektóre sprawy pozostają tylko w przestrzeni wiary. A może by tak odrzucić przestrzeń wiary?
Na samym końcu pozostaje pytanie, czy zabawa, uwikłana w estetykę strachu i ciemności, w której dzieci utożsamiają się z postaciami wiedźmy, wilkołaka czy upiora, przynosi im korzyść, czy może wręcz przeciwnie, niszczy ich wrodzoną niewinność, ciekawość i naturalny sposób postrzegania świata? Ruszyliśmy poza Wilno w poszukiwaniu odpowiedzi na nasze pytania, które - mamy nadzieję - są również pytaniami naszych czytelników. Dokąd nas zawiódł ten, trochę parafialny trop?
Zdjęcia i montaż: Edwin Wasiukiewicz