Maryla Rodowicz w "swoim" Wilnie
Edyta Maksymowicz, 21 stycznia 2018, 01:10
Bilety wyprzedane na długo przed koncertem, w sali koncertowej Compensa widownia wypełniona po brzegi, charyzmatyczny występ gwiazdy, stare i znane przeboje, ale też utwory z ostatniej płyty, serdecznie przyjęte przez publiczność – to efekt koncertu Maryli Rodowicz w Wilnie. Gwiazda polskiej sceny przyjechała do Wilna po serii koncertów w ramach trasy koncertowej „Diva Tour” i uczczenia 50. rocznicy pracy na scenie. Ponad 20 koncertów w różnych miastach Polski i ten finałowy, w Wilnie, w mieście, które – jak niejednokrotnie przyznała i udowodniła – darzy szczególnym sentymentem.
Ojciec przed wojną wykładał na Uniwersytecie im. Stefana Batorego w Wilnie, dziadkowie byli właścicielami apteki „Pod Łabędziem”. Zresztą, dziadkowie zostali w Wilnie, spoczęli na Cmentarzu Bernardyńskim.
Fantastyczny porcelanowy łabędź w aptece, wieloletnia atrakcja wileńskiej starówki, jeszcze w latach osiemdziesiątych powitał Marylę w Wilnie. Była i apteka, co prawda nie dziadka, nie własność rodzinna, ale była. Dosłownie za parę lat w niejasnych okolicznościach zniknął łabędź, zaraz też zniknęła apteka.
Po latach pojawił się jednak odnowiony ołtarz świętego Dydaka w kościele bernardyńskim. To dar dla Wilna od rodziny Rodowiczów, w tym też i Maryli Rodowicz. Nic dziwnego, w tym kościele modlili się jej dziadkowie i rodzice, a mama, jako dziecko, przyjmowała pierwszą komunię świętą. Obecna wizyta Maryli w Wilnie była pierwszą po odejściu jej mamy, którą pożegnano w 2017 roku.
To też kolejna wizyta gwiazdy na Litwie, po kilku wspaniałych występach, m.in. w latach 80., kiedy na koncert w jeszcze sowieckim Wilnie przyszły tłumy Polaków, z biało-czerwonymi flagami, a Maryla odwdzięczyła się nawet nie kilkoma, a kilkunastoma bisami. W 2009 roku wystarczył jeden telefon organizatorów I Światowego Zjazdu Wilniuków, by artystka zgodziła się firmować swoim nazwiskiem tę imprezę i wystąpić z koncertem na placu Ratuszowym w Wilnie.
A publiczność ją kocha. Bezgranicznie. Za „Niech żyje bal”, za „Łatwopalnych”, za „Kolorowe Jarmarki”, za „Małgośkę”, za „Konie” Wysockiego, ale też i za „Wilno, kochane Wilno”. Ani jednego wolnego miejsca na sali, oklaski na stojąco, wspólny śpiew. Na jej piosenkach wychowały się całe pokolenia Polaków, również Polaków na Litwie.
Wychowały się i wychowują nadal. Maryla nadal wydaje płyty, śpiewa, porywa swoją muzyką. Dzisiaj jej twórczość jest bardziej stonowana, refleksyjna, ale nadal szalenie przekonywująca. „Tak nam się żyje, mój przyjacielu, jak się czujemy” – przekonuje Maryla w swojej „Piosence dla Przyjaciela” i zaraz dodaje, że „…Jeszcze chwycimy to życie za grzywę, za uzdę, za szyję, za kark. Bo gdy nic niemożliwe, to wszystko możliwe, a gdzie była meta, to start”.
I publiczność wierzy Maryli, bo nie da się nie wierzyć artystce, która w ciągu 50 lat potrafi nieustannie zachwycać i porywać.
Zdjęcia i montaż: Paweł Dąbrowski