Dama w t(D)alii
To nic nie zwykłego w demokracji, przecież często mamy wynik w stylu 51% za do 49% przeciw. Gdzie większość - tam racja – oto demokracja. Przy nie wymyślonym żadnym lepszym systemie państwowym - demokracja jest tak samo dobra jak i zła. Nader często duża cześć prawie połowa społeczeństwa jest nie zadowolona. Z drugiej strony bardzo łatwo jest zmienić każdy stan poprzedni: wystarczy te 2% z tych 51% przekabacić na stronę przeciwną, a wówczas to ta druga strona będzie „miała rację“. W jaki sposób przekabacić – to inna sprawa. W założeniu demokracja to rządy większości. Zastanówmy się w ilu państwach na świecie większość to ludzie wykształceni, obyci? Zazwyczaj wykształcenie, obycie – tzw. klasa średnia to skromna mniejszość A zatem decyzję podejmie niewykształcona większość, którą przecież dużo łatwiej manipulować, i to ona mówi co jest dobre i prawidłowe. Ale to tak na marginesie.
Prawdziwy raiting Grybauskaite oscyluje na razie wokół 50%. Miała prezydent już wiele więcej, ale będzie coraz mniej. Jak w każdym kraju, każda władza się „zużywa”. Przyśpieszenie zaś zużycia powoduje swoim zachowaniem najczęściej sam ów ktoś zużywający się. Jak bardzo przyśpieszy proces dla obecnej prezydent okaże się w kolejnych wyborach prezydenckich.
Jak odchodził Adamkus wydawało się, że ludzie odetchnęli, bo Adamkus, był zepchnięty na boczny tor, zdominowany albo odizolowany i być może z racji wieku nie miał siły lub nie umiał się temu przeciwstawić. Jako prezydent był wielkim ideologiem, żeby nie powiedzieć romantykiem, zupełnym przeciwieństwem obecnej prezydent. Nic dziwnego, nie studiował na rosyjskiej uczelni, nie wykładał komunizmu, nie był w partii komunistycznej, brzydził się systemem reżimowym, obce mu były pojęcia „real politic”. Te cechy, które reprezentował nie pasowały do społeczeństwa litewskiego na takim etapie rozwoju cywilizacyjnego, jakim jest i było za jego kadencji. W końcu 20 lat to za zdecydowanie mało na zmianę mentalności w dodatku w okolicznościach rzeczywistości raczej spowalniających ewolucję. Jednak Adamkus chciał i się spotykał, tworzył właśnie atmosferę przyjaźni i zaufania czy współpracy. I nawet jeśli niczego niezwykłego w stosunkach polsko-litewskich nie dokonał, to na tym gruncie można budować coś trwałego. Adamkusowi nie przyszło by do głowy, aby np. odrzucić spotkanie z Obamą czy bagatelizować spotkanie prezydentów krajów bałtyckich i Polski, nie mówiąc już o sprawach wewnętrznych. Chciał tworzyć koalicję regionalną państw a nie przewodniczyć światu.
Dlatego, gdy ustępował z urzędu, w jego następcy wszyscy zobaczyli zupełne przeciwieństwo. I się zachwycili, można powiedzieć zachłysnęli się. Był mężczyzna - będzie kobieta. Przy ogromnej fali kryzysu w 2009 roku naród chciał, aby go ktoś mocno przytulił i stanowczo ochronił. Kobieta z natury swojej często jest rodzinna, niekonfliktowa, próbująca i potrafiąca załagadzać każde „kanty”, szukająca porozumienia, pragnąca dialogu, spokojna, miła, ciepła, racjonalna, zaradna, sprytna pracowita, taka matka, która łączy, a nie dzieli. Matka najczęściej jest postrzegana jako ta, która prędzej przytuli, niż zruga. Dodatkowo ambitna, profesjonalna z uznaniem w europie, wydawało się, że sam los podarował Litwie kogoś, kto jak królowa zjedna naród i odpędzi złe moce. Prawie 70% poparcia w wyborach już w pierwszej turze musiało zawrócić w głowie. A może właśnie nie, dlatego, że tak naprawdę nikt nie znał cech nowej pani Prezydent.
I problem chyba właśnie w tym, że prezydentowa czuje się jak królowa w monarchii absolutnej. Nie tylko w sensie uwielbienia przez poddanych, które nadal widzi w słupkach poparcia, ale też w bezwolnej dyspozycji parlamentu, rządu.
I choć wszyscy bardziej cenią sobie silnego przywódcę od słabego, to jest ogromna różnica pomiędzy siłą a brutalnością, pewnością a arogancją, mądrością a instynktem, zarozumiałością a bezczelnością czy hardością, wiarą we własne przekonania a pychą, dumą a wyniosłością, współpracą a poddaństwem. Nawet przez różowe okulary u swoich wiernych poddanych, zaczyna się jawić obraz wcale nie różowy. O prawdziwych cechach jej ekscelencji mogą powiedzieć najbliżsi współpracownicy, którzy nie wytrzymali tej bliskiej współpracy i odeszli. Po ich półgębkowych wypowiedziach można łatwo sądzić jaka naprawdę trudna do współpracy jest pani prezydent. Byli współpracownicy pani prezydent odchodzą ze stanowisk przecież, które zapewniają im nie tylko uznanie, opłacalną pracę, ale i najwyższe poczucie dowartościowania, wiec musi być naprawdę źle. Szczere wypowiedzi pani marszałek sejmu nagrane ukrytą kamerą dają rzeczywisty obraz, który nie jest zaskoczeniem a tylko potwierdzeniem. Zresztą coraz mniej ukrywa siebie i sama prezydent w swoich wypowiedziach, uwidacznia swoje delikatnie mówiąc wcale nie delikatne ciągoty do reżimowego traktowania otoczenia. Gesty, mowa ciała, tonacja, dobieranie słów i określeń w przemówieniach, wyrazy twarzy, mimika - to wszystko już daje pewien obraz.
Do kolejnych prezydenckich wyborów jeszcze sporo czasu i już widać że nie będzie to łatwy okres szczególnie dla pani prezydent. Obecny formująca się większość parlamentarna nie ulegnie pani prezydent, a jeśli dogadana koalicja porozumie się z AWPL, to łatwo odrzuci każde weto pani prezydent, a że takich wet będzie dużo – to pewnik. Nawet jak się nie dogadają z AWPL, to wciąż będą mogli liczyć na ich głosy przy odrzucaniu weta, w zamian za choćby doraźne korzyści polityczne, albo i bez nich, bo programy partii lewicowych w wielu miejscach są zbieżne z AWPL. Dopiero wtedy też obejrzymy najbardziej prawdziwe oblicze pani prezydent, bo nic nie pokazuje osoby dogłębniej niż konflikt i sposoby jego rozwiązywania. Spięć będziemy mieli sporo, to widać jeszcze na etapie, gdy nawet nie ma rządu i jego działań. Konflikty rządów i prezydentów nie są niczym nowym, ale w momencie, gdy prezydent jest zbyt pryncypialny, uzurpuje sobie więcej władzy niż realnie daje mu konstytucja w republikach parlamentarnych, a parlament ma zdolność do zmian konstytucyjnych, dla ludzi określonego formatu i powodować frustrację, która to spowoduje popełnianie jeszcze większych błędów.
Polityka zagraniczna, która mogłaby ratować panią prezydent dodatkowo ją pogrąży, gdyż polityka zagraniczna, jest najsłabsza i najbardziej nieudolna od trzech lat, którą przecież autorem jest właśnie prezydent. A więc wracamy do spraw polsko-litewskich. Tak naprawdę prezydent odpuściła sobie wizytę w Polsce na 11 listopada zgodnie z zapowiedzią „pauzy w ceremonialnych spotkaniach” i braku umiejętności lub nie chęci rozwiązywania problemów. Myśląc w kategoriach „real politik” - kto nam tym straci bardziej? Polska zaprasza, pomimo wie, ze Litwa darzy ją niechęcią. Litwie zależy na wielu projektach gospodarczych i geopolitycznych, które Polsce opłacalne nie są, natomiast Litwie są niezbędne do rozwoju. Prezydent Litwy nie dbając o stosunki polsko-litewskie oddala lub spowalnia możliwości szybkiej i efektywnej współpracy, tym samym przecież działa na szkodę Litwy. Z punktu widzenia interesów litewskich należy nieustannie atmosferę formować, doskonalić, bo tylko przy takiej atmosferze można Polskę nakłonić na wydatki, których nie chce lecz poniosłaby w imię geopolityki i partnerstwa strategicznego. A litewska pierwsza dama, nie przyjęła zaproszenia i to po raz drugi z rzędu. Choć poprzednie spotkanie prezydentów krajów bałtyckich nie należało przecież do ceremonialnych.
Na ważne wydarzenie zapraszamy przyjaciół lub osoby, których szanujemy , potrzebujemy, z czystej grzeczności lub zwykle chcemy pokazać, że wyciągamy rękę na zgodę. Zapewne zadziałał urok prezydenta Polski, który wydaje się być osobą dość pobłażliwą i ugodową. Każdy inny prezydent (a mogli nim zostać Kaczyński lub Sikorski) za wszystkie afronty Litwy wobec Polski już dawno by „zapomnieli” zaproszenie wystosować na kilka lat do przodu. Nie wiadomo co musi zrobić Litwa, aby Polska przestała narzucać ze swoją uprzejmością i przyjaźnią. Być może jednak to jest tak, że poziomy Polski i Litwy są tak odległe, że nie ma znaczenia co zrobi Litwa, Polska zawsze wystosuje zaproszenie, bo jego brak byłby okazem słabości czy zejścia do litewskiego poziomu percepcji stosunków międzypaństwowych, a na to Polska nie chce pozwolić i nie może pozwolić nawet jeśli miałaby na to ochotę, bo określone normy europejskie dobrego wychowania obowiązują. Czy więc w lutym Litwa zaprosi Komorowskiego? Zgodnie z "pauzą" ustanowioną przez najwyższą dostojniczkę, tego nie zrobi, chyba że to tego czasu ów kaprys się odmieni.