Ten kościół trzeba zobaczyć. Jego położenie i architektura są wspaniałe oraz jedyne w swoim rodzaju. Jeden z najpiękniejszych kościołów, jakie widziałam w Wilnie. Budowę kościoła zainicjował Michał Kazimierz Pac w II połowie XVII wieku. Powstawał on już w pewnym oddaleniu od ówczesnego miasta dlatego został otoczony murem z kaplicami przypominającymi baszty.
Świątynia jest budowlą wzniesioną na wzór bazyliki watykańskiej. Piękna jest barokowa fasada z wieżami i portalem jednak o unikatowości świątyni decyduje jej wnętrze. Ściany i sklepienia są bogato zdobione stiukami, ornamentami i rzeźbami. Uwagę przykuwa ambona w kształcie łodzi Piotrowej.
W ubiegłym roku po raz pierwszy w historii Pielgrzymki Pieszej z Suwałk do Wilna pielgrzymi mogli złożyć hołd i pomodlić na grobach pomordowanych mieszkańców wsi Koniuchy. Film przedstawia naocznego świadka tych wydarzeń (jako kilkunastoletnia dziewczynka cudem przeżyła tą gehennę) oraz okolicznościowe uroczystości, jakie odbyły się w środę 21 lipca 2010 w trakcie pielgrzymki na trasie z Ejszyszek do Solecznik.
Wieś Koniuchy (50 km na południe od Wilna) była dużą, polską wsią skraju Puszczy Rudnickiej, liczyła ok. 60 zabudowań i ponad 300-tu mieszkańców. Podczas II wojny światowej wczesnym rankiem 29 stycznia 1944 r. oddział partyzantów sowieckich, złożony również z ukrywających się Żydów dokonał mordu ponad 100 mieszkańców Koniuch. Od 5-tej rano przez 1,5-2 godziny pochodniami podpalano słomiane dachy domów a do wybudzonych, uciekających mieszkańców strzelano na oślep. Część ofiar spłonęła w swych domach, część zginęła od strzału z broni palnej. Wśród ofiar byli mężczyźni, kobiety i małe dzieci (najmłodsze miało 2 lata).
Masakra wszystkich mieszkańców wioski - z kobietami i dziećmi miała być "karą" za zorganizowanie przez polskich chłopów oddziału samoobrony, chroniącego wygłodzoną wieś przed ciągłym rekwizycjami żywności. Zapraszam na film z tych uroczystości:
Występ zespołu Turgielanka z Turgieli (lit. Turgeliai) k/Wilna podczas XX Pieszej Pielgrzymki Suwałki - Wilno w dniu 22 lipca 2010 roku. Zespół Turgielanka powstał w 1991 roku z inicjatywy księdza Józefa Aszkiełowicza. Składa się z czterdziestu osób, którym kieruje Pani Władysława Szyłobryt. Jest to głównie młodzież gimnazjalna, w wieku od 13 do 18 lat, a również występują dzieci i seniorki. Turgielanka wykonuje pieśni ludowe polskie, litewskie i białoruskie. Stara się odtworzyć tradycje świąt ludowych. Akompaniuje jej harmonia, mandolina, łyżki, brzęczałka. Zespół występował mi. na Festiwalu Piosenki Kresowej w Mrągowie. Zapraszam na film:
To prawdopodobnie 36-letni chińczyk Liu Xiao Vilniang z Kunming jest anonimowym ofiarodawcą zestawu chińskich zielonych herbat, które w ubiegłym tygodniu trafiły do redakcji Wilnoteki. Gdy do Liu dotarła ekipa Wilnoteki, nie krył zdziwnienia. Podkreślił, że nie zrobił tego dla rozgłosu i nie ma 'parcia na szkło'.
Więc dlaczego ten zapracowany chiński plantator herbaty wysłał półroczny zapas zielonej herbaty do redakcji Wilnoteki?
"Wilnotekę oglądam od zawsze, nie wiedziałem jak mógłbym pokazać moją solidarność z Wami, tyle tam macie problemów, życie niełatwe...a skołatane nerwy najlepiej koi napar z zielonej herbaty. Postanowiłem, więc że prześlę Wam trochę" - wyjaśnia Liu Xiao
Kunming, w którym mieszka Liu to stolica Junnanu, górskiej prowincji w południowo-zachodniej części Chińskiej Republiki Ludowej. Jej nazwę można przetłumaczyć jako "Na Południe od Chmur" lub "Chmurne Południe". Junnan to wysoko (1500-3000 m.n.p.m.) polożony region, znany przede wszystkim z uprawy herbaty. To jeden z pięciu najbardziej znanych i docenianych obszarów herbacianych na świecie. To stąd pochodzi najwyższej klasy herbata.
"Zielona herbata w naszym regionie uznawana jest za cudowny, uzdrawiający napój! Aktywizuje działanie mózgu, usuwa zmęczenie, działa pobudzająco, wspomaga szybkość zapamiętywania i kojarzenia, poprawia koncentrację. Słowem - dobra jest na wszystko!" - z przekonaniem zachwala Liu Xiao.
Niestety, zielona herbata nie cieszy się wzięciem w redakcji Wilnoteki. Z dobrze poinformowanego źródła wiadomo, że istnieją podejrzenia, że w tajemniczych opakowaniach chińskiej herbaty niekoniecznie znajduje się rzeczona chińska herbata.
Z informacji autora wynika, że zalegającą na półkach zieloną herbatę należy wiązać z również nieznikającym cukrem. Przypomnijmy, że redakcja Wilnoteki w ubiegłym roku borykała się z problemem deficytu cukru.
Sprawą podobno zainteresowała się już Państwowa Inspekcja ds. Powiązań Zagranicznych Dziennikarzy na Litwie, która zbada jak zielona herbata w takiej ilości trafiła z Chin na Litwę.
Nieoficjalne doniesienia mówią o polskich korzeniach matki Vilnianga. Podobno jego ojciec Miu Xiao, miał poznać swoją przyszłą żonę w Wilnie...
Jaki związek ma Liu Xiao Vilniang z Wilnem (prócz dziwnie znajomo brzmiącego nazwiska oraz imion dzieci Jan Jintao i Maria Mu)? I istotniejsze pytanie: jakie interesy chciał załatwić poprzez wysłanie herbaty do Wilnoteki? Czyżby to miała być forma "prezentu", który pomoże załatwić jakąś sprawę?
To wspaniale, że Polacy znają języki obce. Nie mogę wyjść z podziwu jak szybko i z jaką łatwością Polacy na Wileńszczyźnie przechodzą na litewski, rosyjski, angielski...narasta we mnie jednak obawa, że niedługo również jezyk polski stanie się językiem obcym. Primo: 21 lutego obchodzimy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, secundo: według szacunków UNESCO w ciągu kilku następnych pokoleń zaniknie aż połowa z sześciu tysięcy istniejących obecnie języków, tertio: przeszłam szkołę profesora Bralczyka, który zachęcał mnie do tego by zwracać uwagę, gdy słyszę błędy; pozwolę sobie więc na trzy refleksje.
Niepoprawne wymawianie czasowników: włączać, wyłączać, odłączać, podłączać, przyłączać, załączać... bardzo często słychać wymawiane jako włanczać, wyłanczać, odłanczać, przyłanczać, załanczać. Mój profesor tłumaczył to faktem, że popełniający ten błąd sugerują się czasownikami wykańczać, dokańczać, zakańczać itp.
Wyrażenie 'między Bogiem a prawdą'. Nonsensowane dodawanie słowa 'między'. W cywilizacji euroepjskiej pojęcie Bóg i pojęcie prawda są tożsame. Dodając słowo 'między' do wyrażenia, pośrednio dopinamy do Boga etykietkę 'fałsz', jako coś przeciwstawnego, w opozycji do prawdy. Markowski w Wielkim słowniku poprawnej polszczyzny PWN przestrzega, by nie mówić i nie pisać 'między Bogiem a prawdą', tylko Bgiem a prawdą. Gramatycznie to wyrażenie odpowiada wyrażeniu Bogiem i prawdą. Spójnik 'a' nie ma znaczenia przeciwstawienia. ale jest synonimem spójnika 'i'. Choć, jak mawiał mój profesor, 'takiej polszczyzny nie używa się na co dzień, to styl raczej ksiązkowy' I rzeczwiście dużo bardziej natrualnie brzmi Bogiem i prawdą.
Badania udowodniły, że przeciętny Polak podczas swojego życia używa w rozmowach tylko około dwóch tysięcy różnych słów. Podobno u kobiet ten wskaźnik jest wyższy. Dobrze więc, gdy staramy się sięgać po słowa rzadziej używane. Twierdzę, iż im więcej słów znamy tym precyzyjniej możemy się wyrażać, co pozwala mówić krócej. À propos, dywagować (łac. divagari ‘błąkać się’, fr. divaguer ‘ schodzić na manowce, odbiegać od tematu’) to odstępować od tematu w mowie i piśmie, mówić lub pisać rozwlekle, nie na temat. To nie synonim rozważać, zastanawiać się itp.
Błędy na moim koncie? Byłam przekonana, że spolegliwy, jako termin wprowadzony do języka polskiego przez Kotarbińskiego („Traktat o dobrej robocie”) oznacza 'kogoś niezawodnego, pewnego, oddanego drugiemu człowiekowi'. I oto znajduję (Słownik 100 tysięcy potrzebnych słów PWN pod red. prof. Jerzego Bralczyka, Warszawa 2006, s. 780) informację, że spolegliwy to także ‘taki, który łatwo ustępuje, uległy, potulny, skory do kompromisu'.
Luty 1945 na Krymie był wyjątkowo mroźny. Choć w Pałacu w Liwadii już za czasów ostatniego cara Rosji Nikołaja II zainstalowano ogrzewanie elektryczne, to jednak po raz ostatni w historii postanowiono rozpalić w pałacowych piecach kaflowych. Okazja niebylejaka - oto w liwadijskim pałacu mają się spotkać Stalin, Churchill i Roosevelt. (fot. Pałac w Liwadii, wschodnia fasada)
Pałac w Liwadii związany jest z polską historią już początków XIX wieku, wtedy to polski magnat Leon Potocki za 150 tysięcy rubli, zakupił zimię w okolicach Jałty, w Liwadii. Należy tu odróżnić Leona Potockiego, herbu Pilawa, pseudonim Bonawentura z Kochanowa, syna Stanisława, polskiego pisarza, literata i powieściopisarza, od Leona Potockiego, z Podhajec herbu Pilawa (Srebrna), syna Seweryna. Ten ostatni, członek rady państwa rosyjskiego, tajny radca, urodzony w roku 1788 w Milanowie koło Rzeszowa, w 1834 wybudował w Liwadii swoją rezydencję. Ćwierćwiecze później, po jego śmierci, rodzina Potockich sprzedała posiadłość rosyjskemu carowi Aleksandrowi II Romanowowi. To właśnie ów pałac w lutym 1945 gościł uczestników konferencji "krymskiej", nazywanej również "jałtańską" lub jak lubią ją nazywać miejscowi "liwadijską".
Konferencja trwała od 4 do 11 lutego 1945 roku. Wzięli w niej udział szefowie rządów tzw. "Wielkiej trójki": Związku Radzieckiego - Józef Stalin, Stanów Zjednoczonych - prezydent Franklin Delano Roosevelt oraz premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill. Podczas konferencji w liwadyjskim pałacu rezydował poruszający się na wózku inwalidzkim, prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt.
Stalin nie lubił podróżować. Obawiał się o swoje życie, podróże ograniczał więc do minimum. Dlatego też drugą, po teherańskiej, konferencję postanowiono zorganizować na Krymie. Niemałe znaczenie mógł mieć również fakt, iż przeprowadzenie konferencji na "swoim terenie" ułatwiało sowieckim służbom specjalnym penetrowanie delegacji zachodnich, zakładanie podsłuchów itd. Również czas zorganizowania spotkania nie był przypadkowy. Konferencja miała się odbyć już jesienią 1944 roku. Zachodni alianci chcieli skorzystać z udanej inwazji na kontynent europejski w Normandii i wystąpić jako strona, która odniosła sukces. Przeciwnie Stalin, który chciał, żeby Armia Czerwona w Europie Środkowej doszła tak daleko, jak to tylko możliwe. Kiedy odbywała się konferencja, najbardziej wysunięte jednostki Armii Czerwonej znajdowały się już zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Berlina. Stalin czuł, że w takiej chwili ma w ręku same asy. W Liwadii państwa zachodnie prezentowały się szokująco słabo.
W czasie konferencji "Wileka Trójka" ustaliła zasady nowego ładu geopolitycznego, jaki po zwycięstwie nad hitlerowskimi Niemcami miał zapanować w Europie i na świecie. Podjęto decyzję w sprawie okupacji Niemiec przez trzy mocarstwa i Francję, obciążono Niemcy reparacjami wojennymi oraz podzielono Berlin na 4 sektory okupacyjne. Na konferencji jałtańskiej powstała również koncepcja utworzenia Organizacji Narodów Zjednoczonych. Związek Radziecki w zamian za koncesje na Dalekim Wschodzie, zobowiązał się do przystąpienia do wojny przeciw Japonii, po zakończeniu wojny w Europie.
Większość spotkań roboczych odbywających się w sali balowej oraz decyzji podejmowanych w gabinetach Roosevelta było jednak poświęconych sprawie polskiej. Polska utraciła Kresy Wschodnie na rzecz ZSRR. Ustalono też rekompensatę dla Polski w postaci dotychczasowych ziem niemieckich: Pomorza Zachodniego, Prus Wschodnich i Śląska. Mocarstwa zgodziły się na utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej w Warszawie. Podczas konferencji przesądzono o przynależności Polski do bloku sowieckiego. Decyzje wielkiej trójki zdecydowały o poważnych zmianach terytorialnych i tym samym tragedii dla milionów Polaków, którzy pozostali na terytorium sowieckim.
Przeprowadziłam (tłumacząc na język polski) przez Pałac w Liwadii grubo ponad 30 polskich grup, gdy już któryś z przewodników wspomniał o sprawie polskiej to przeważnie zdawkowo. Gdy pytałam ich o to, okazywało się, że doskonale orientują się w postanowieniach konferencji oraz skutkach jakie przyniosły dla Polski i Polaków. Nie chcą poruszać tej drażliwej sprawy, by przypadkowo jakimś nieprecyzyjnym określeniem nie wywołać niepotrzebnych scysji. Wiedza Polaków, co wnioskuję na podstawie tych którzy odwiedzali Pałac w Liwadii, jest różna. Od zerowej, poprzez kojarzenie samego faktu, dalej łączenie: Jałta-1945-zdrada Polski, aż po bardzo dobrą orientację. Tej ostatniej, mimo wszystko, najmniej.
Winston S. Churchill, wnuk brytyjskiego premiera, tak broni udziału swojego dziadka w tak zwanej zdradzie Polski: "Mogę stwierdzić bez żadnej wątpliwości, że największym rozczarowaniem czasów wojny było dla mojego dziadka właśnie to, co stało się z Polską. Fakt, że po 5 latach okupacji niemieckiej staliście się ofiarą sowieckiego niewolnictwa. Kwestia niepodległości Polski była dla niego punktem honoru i sprawa ta bolała go do końca życia".
Zaryzykuję stwierdzenie, że w 1945 roku na Krymie, decydującą rolę odegrały fakty dokonane. Spójrzmy na ówczesne tereny Polski: od granicy wschodniej z traktatu ryskiego po granicę zachodnią na Odrze, znajdowały się wojska sowieckie i podległa im armia Berlinga. Tak samo sytuacja wyglądała w Rumunii i Bułgarii, a także na terytorium Węgier czy Czechosłowacji. To Stalin miał najwięcej do powiedzenia wobec krajów na terenie których znajdowała się Armia Czerwona. Co mogli zrobić Churchill i Roosevelt? Wypowiedzieć wojnę, przy pomyślnym przebiegu zdarzeń, pokonać wojska radzieckie, wypędzić je z tych terenów. Spójrzmy jednak na sytuację oczyma społeczeństw doświadczonych dopiero co kończącą się wojną. Ludzie byli zmęczeni, chcieli końca rzezi, a nie nowej wojny. Stalin postawił Zachód przed faktami dokonanymi.
Warto wspomnieć, co rzadko się pamięta, że kluczowe decyzje w sprawie Polski. m.in. oparcie wschodniej granicy o Linię Curzona, zostały podjęte ponad rok wcześniej, podczas konferencji w Teheranie w grudniu 1943 r. Wbrew obiegowym opiniom, to nie Jałta czy Poczdam, ale właśnie konferencja teherańska przesądziła o tym, jakie będą losy Polski po zakończeniu wojny.
Niemałe znaczenie w tak zapamiętanej historii ma fakt, że ustalenia konferencji jałtańskiej i poczdamskiej znane były bezpośrednio po ich zakończeniu, natomiast decyzje podjęte w Teheranie przez ponad rok były utrzymywane w najgłębszej tajemnicy i nikt z Polaków nie wiedział, że zachodni sojusznicy już wydali Polskę w ręce Sowietów. Decyzje jałtańskie były tylko konsekwencją ustaleń podjętych w Teheranie. O ustaleniach tych wciąż nie wszystko wiadomo.
Zbigniew Brzeziński, w książce "Myśl i działanie w polityce międzynarodowej" uznaje za mit sąd, że "Zachód zgodził się w Jałcie na podział Europy. Faktem jest, że Roosevelt i Churchill w praktyce oddali wschodnią Europę Stalinowi już na konferencji w Teheranie (listopad-grudzień 1943), w Jałcie natomiast przywódcy brytyjski i amerykański poniewczasie się w tej sprawie zawahali. Zdobyli się w ostatniej chwili na bezskuteczny wysiłek, by osiągnąć przynajmniej minimalne warunki wolności dla wschodniej Europy. - "Zachodni mężowie stanu nie potrafili jednak należycie ocenić bezwzględności rozwoju powojennej potęgi sowieckiej i w starciu między stalinowską siłą i ich naiwnością zwyciężyła siła" - ocenia Brzeziński.
Jakiś czas temu w Polsce była burza medialna, która dotyczyła ujawnienia nagranej wypowiedzi szkalującej prezydentową Polski przez osobę duchowną o statutowym przecież obowiązku posiadania najwyższej moralności i wrażliwości.
Jakiś czas temu w Polsce była burza medialna, która dotyczyła ujawnienia nagranej wypowiedzi szkalującej prezydentową Polski przez osobę duchowną o statutowym przecież obowiązku posiadania najwyższej moralności i wrażliwości. Otóż ten ktoś mówiąc obraźliwe rzeczy jednocześnie dodawał słowo „nie uwłaczając”, co przecież oznacza, że nie chciał obrazić.
Genialny satyryk Artur Andrus pisał o tym ironicznie: „nie wierzę, żeby takich słów używała osoba wykształcona, duchowna, kierująca się w swoim życiu wyłącznie zasadą miłości bliźniego. To, co tam zostało nagrane, mówiło jakieś chamidło podszywające się pod kogoś innego. Na pewno spreparowane. Ale nawet z takich przykrych zdarzeń należy wyciągać wnioski, trzeba się czegoś uczyć.”
I stąd zrodził się wiersz satyryka skierowany do „podszywającego się chamidła”, a moim zdaniem może być również adresowany też do każdego nacjonalisty, który obraża Polaków na Litwie zarazem im "nie uwłaczając".
Tępy palancie w „de” kopany,
Synu najgorszej kurtyzany,
Paskudna mordo, zły pomiocie
Sklejony z genów po idiocie,
Żmijo obmierzła, wredna, śliska,
Gnijąca warstwo torfowiska,
Skutku uboczny chorób licznych,
(W tym - przede wszystkim wenerycznych),
Świeża padlino, brudna ściero,
Trądzie, tyfusie i cholero,
Ścierwo, klejnocie ciemnogrodu,
Żywe ucieleśnienie smrodu,
Jamo, do której plują ptaki,
Ryju podobny do kloaki,
Nędzna przybłędo spod Sodomy,
Świńskie koryto pełne pomyj,
Potwór! Wywłoka! Kreatura!
Krzyżówko skunksa, pchły i szczura,
Poczwaro ty ropnistooka,
Ozdobo szamba i rynsztoka,
Klonie sparszywiałego chwostu,
Odmiano ścieku i kompostu,
Szmato, na której psy siadają,
Bękarcie zła! Nie uwłaczając.
„Niezwykle trudny partner” – tak się często mówi o Litwie w kontekście stosunków międzynarodowych. Obietnice bez pokrycia, dwie wersje wydarzeń (oficjalna i ta prawdziwa), zaciętość – tak, tak, to wszystko, niestety, o kraju nad Niemnem. Polska również poszukuje swoistej instrukcji obsługi Litwy. Wszystko wskazuje na to, że znalazła albo – przynajmniej – jest na dobrej drodze.
Realia pokazują, że zaostrzenie kursu wobec Litwy, wykreślenie jej z listy państw, wobec których przymyka się oczy, noty, ostrzejsze wypowiedzi (chociażby w kontekście głośnych poprawek do Ustawy o oświacie godzących w polskie szkolnictwo na Litwie), wymowne posunięcia dyplomatyczne – wszystko to wygląda na właściwą drogę, którą należy podążać. Ponieważ, jak trafnie w wypowiedzi prywatnej zauważył Rajmund Klonowski, dziennikarz „Kuriera Wileńskiego”, młody przedstawiciel polskiej inteligencji na Litwie: „(…) traktowanie Litwy jako kolejnego, normalnego państwa, a nie „strategicznego partnera” czy „bratniego narodu” przyniesie najbardziej wymierne efekty. Jak przyjeżdżali kolejni prezydenci Polski w imię „braterstwa”, to litewskie media o tym nawet nie wspominały. Jak 13 stycznia nikt nie przyjechał, to po raz pierwszy w ciągu dwudziestu lat cała prasa o tym napisała, a niektórzy się nawet publicznie zaczęli zastanawiać, że może gdzieś tu jest także wina Litwy”.
Ale na drodze tej, prowadzącej ku demokratyzacji Litwy oraz ku normalnym stosunkom polsko-litewskim, zaczęły – niespodziewanie (a może wcale nie?) - wyrastać szlabany. Jako jeden z takowych odbieram nieudolne, krzywdzące nas, Polaków na Litwie, „doradzanie” Rządowi RP w sprawie stosunków z braćmi Litwinami: http://wyborcza.pl/1,86723,9031489,Litwo__ojczyzno_Litwinow.html
Nic, tylko podziękować autorowi za taką wizję instrukcji obsługi Litwy przez Polskę: promocja Litwy, jej kultury, wspieranie litewskich szkół (!) na Litwie etc. Podziękować, ponieważ jest, tak sądzę, szkodliwa dla Polaków na Litwie, jeszcze bardziej utwierdzi Litwę w przekonaniu, że jej dotychczasowa polityka wobec mniejszości narodowych jest OK, będzie stanowiła swoistą aprobatę Polski skandalicznych jej działań.
Obserwacja zachowań litewskiej ekipy rządzącej pozwala na stwierdzenie, że krajów z tzw. miękkim modelem zachowania się Litwa nie szanuje i szanować nie będzie. Miękkość, brak stanowczości, przymykanie oczu – już próbowaliśmy tego. 20 lat. I jak? Jeszcze gorzej. Dopiero ostrzejsza retoryka i działania, tupnięcie nogą mogą być właśnie tym, co skłoni (może) Litwę do rewizji swych dotychczasowych działań. Żeby kogoś zmienić, należy zaskarbić jego szacunek. Tylko czy szanujemy lizuso-pochlebców?…
Tak bardzo nie lubianej Polsce, Litwa będzie wreszcie mogła dowalić. Kiedy? Gdzie? Już we wrześniu tego roku w Poniewieżu. Tym bardziej będzie ciekawie, bo Litwa poprzednio dostała baty od Polski, kiedy to Polska poniżyła Litwę w 2009 roku.
Oglądałem mecz Polska - Litwa w ME`2009 w TV, przy czym obie relacje (z Polski i Litwy) naraz. Słyszałem komentatora z Litwy oraz z Polski jednocześnie. Ubaw po pachy. I jeden i drugi komentator musiał dokładnie przedstawiać przeciwnika swoim widzom. Dlaczego? Otóż w Polsce koszykówka jest zupełnie niepopularna, więc Polacy kompletnie nie wiedzieli z kim grali. Litwini też nie wiedzieli z kim grali. Litwini o polskich koszykarzach wiedzą tyle co kot napłakał (bo Polska wg Litwinów to nawet nie peryferia koszykówki). I tylko naprawdę posiadający wiedzę wiedzieli kim jest Marcin Gortat albo Maciej Lampe.
Co było wspólne po meczu? Kolosalne zdziwienie Litwinów i Polaków jednocześnie. Polaków, że wygrali z guru koszykówki, a Litwinów, że przegrali z „przedszkolem”. Czytałem komentarze Litwinów, po porażce z Polakami: rozpacz choć bardziej wściekłość sięgała zenitu. Polacy tę wygraną będą rozpamiętywać przez wieki, dzieciom i wnukom opowiadać. Litwini będą pamiętać te porażkę tak samo.
Los sprawił, że będzie rewanż. Litwini będą mieli okazję oczyścić się ze wstydu. Trener będzie miał łatwo, bo o motywację zawodników nie będzie musiał się martwić. Polacy mogą zaś pokazać, że to nie był szczęśliwy „przypadek” przy pracy.
Spójrzmy jednak na nasz aspekt Polsko Litewski jako kibiców. Zazwyczaj Polacy na Litwie kibicują „swojej” drużynie czyli litewskiej. Łatwo jest, gdy Litwini z każdą inną drużyną niż Polska. Pojawia się argument, że gra drużyna „z ziemi” na której się my też się urodziliśmy. Co się dzieje gdy trwa mecz, gdzie walczą ze sobą orzełki i koniki. Trudno jest zrozumieć ten ciekawy „wyjątek”, gdy chcemy wytłumaczyć swoje kibicowanie przyjaciołom zagranicą, bo tak naprawdę to walczą naród przeciwko narodowi.
Obecnie mamy wojnę wypowiedzianą przez polityków litewskich Polakom mieszkającym na Litwie (choć wg nomenklatury litewskiej) „osobom uważającym się za Polaków”, albo „osobom używającym języka Polskiego”, lub Litwinom polskiego pochodzenia.
Antypolska atmosfera rozlała się i cuchnie na całej Litwie (może warto ten zapach włączyć do oficjalnie stworzonego zapachu Litwy). Czy Polacy na Litwie zaczną kibicować polskiej drużynie? Myślę, że na 100% w meczu Polska-Litwa Polacy na Litwie będą skandować: „LIETUVA!!!”. Bo Polacy na Litwie kochają litewską koszykówkę tak samo jak Litwini. I co z tego, że głównymi graczami są Litwini z krwi i kości, przecież być może zobaczymy tam „naszych” przedstawicieli czyli Krzysztofa i Dariusza.
„Nasi” na pewno pokonają „nienaszych”. Sami określcie dla siebie kto jest dla was „nasi” i „nienasi”. Co mają zrobić małżonkowie, gdzie jeden jest Polakiem z Polski a drugi z Litwy?
A teraz zabawmy się: załóżmy, że UE i NATO się rozpadają. W niewyjaśnionych okolicznościach następuje konflikt zbrojny Polski i Litwy. Polacy na Litwie jako, że są obywatelami Litwy walczą w armii litewskiej, przeciwko armii polskiej. Założenie jest takie, że nie można być neutralnym się i trzeba się opowiedzieć po którejś stronie. Czasami mecz to prawdziwa wojna i walka. Nie? Pamiętacie, co Litwini mieli w oczach grając z Rosją zaraz po odzyskaniu podległości?
PR, czyli public relations – to rzecz potrzebna, przyszłościowa. Osobiście lubię zagadnienia związane z PR, ba, pracuję z nimi na co dzień. Ale daleko mi do retoryki posła do Parlamentu Europejskiego, patriarchy konserwatystów Vytautasa Landsbergisa. Czytając kolejny artykuł profesora (http://www.lzinios.lt/lt/2011-01-26/komentarai_ir_debatai/del_lenkijos_ir_lietuvos_santykiu.html) o stosunkach polsko-litewskich nie mogłam się zdecydować: płakać czy się śmiać. Płacz, bo uświadomiłam, jaka przepaść dzieli moje doświadczenie w zakresie PR z możliwościami PR’owskimi p. Landsbergisa. Śmiech, bo jakże zuchwałe to jest, że nic, oprócz bezradnego uśmiechu, nie pozostaje…
Profesor twierdzi, że znudziły mu się już stwierdzenia „całego świata” o rzekomo najgorszych w Europie stosunkach dwustronnych Polski i Litwy. Brednie, twierdzi poseł, i twierdzi, że pierwszym skojarzeniem przeciętnego Polaka (tego z Polski) dotyczącym Litwinów jest określenie „bracia Litwini”. No pewnie! Rozmowy z Rodakami w Polsce i wyniki sondaży pokazują, że tak właśnie jest. Przyczyna? Brak informacji nt. traktowania nas, Polaków na Litwie, przez tutejsze władze. I proszę nie próbować zarzucać chęci zrewidowania pozytywnego nastawienia Polaków do braci Litwinów czy, broń, Boże, pogorszenia stosunków polsko-litewskich. Chodzi o zwykłą, rzetelną prawdę.
Dalej: więcej! Zastanawiam się, dlaczego dopiero profesor wpadł na to, że nie ma mowy o żadnym pogorszeniu się dwustronnych stosunków polsko-litewskich, bo przecież do tanga trzeba dwojga. W tym przypadku pary, nie ma, bo – co Wy na to – to Polska wrzeszczy wniebogłosy i szkodzi Litwie na arenie międzynarodowej, Litwa natomiast podstawia biblijny drugi policzek i cierpi, znosi ze stoickim spokojem rzeczone pomówienia. Ktoś, kto nie jest na bieżąco, rzeczywiście może pomyśleć, że to nie Litwa, tylko Polska łamie postanowienia dwustronnego porozumienia z 1994 roku…
W artykule dostało się również polskiej partii na Litwie oraz miejscowym Polakom za wywieszanie dwujęzycznych tabliczek na swych domach. Po raz enty zadziwia mnie pan profesor – a Państwa nie? – stwierdzeniami, że postępowanie zgodnie z aktami prawnymi UE jest niczym innym jak pogwałceniem ustawodawstwa litewskiego. No nie przystoi szerzenie takich przeżytków osobie, jak by się mogło wydawać, bywałej, posłowi do Parlamentu Europejskiego.
Ale za perfekcyjne opanowanie sztuki PR pochwała się należy. Jeśli pan profesor zdecyduje się na poprowadzenie szkoleń z zakresu PR – na liście chętnych będę pierwsza.
Praktycznie wszystkie duże markety w tym roku w Boże Narodzenie i Sylwestra, 25 grudnia i 1 stycznia nie będą czynne, a w okresie świątecznym - 24, 26 i...
Film „Plica Polonica” Agaty Tracewicz został najlepszym litewskim filmem krótkometrażowym na zakończonym w niedzielę, 19 listopada, w Wilnie 21. Forum...
Litewski Związek Tłumaczy Literackich tegoroczną swoją Nagrodę Przyjaciół (Bičiulių premiją) przyznał Instytutowi Polskiemu w Wilnie – poinformowano we...
Na prośbę lekarzy papież Franciszek odwołał swoją podróż do Dubaju na konferencję klimatyczną ONZ w dniach 1-3 grudnia - poinformowało biuro prasowe...
Publikacje wyrażają jedynie poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie"