Jestem mistrzem przerw. Przerw w przerwach. Kawa, herbata, spotkanie, gazeta, skype. Skończy się przerwa, „biorę się do roboty” i oto przypomina mi się Libia, Lec, przelew, email, że dziś rocznica, a to sobie sprawdzę, przeczytam jeszcze o tym. Ktoś przychodzi, dzwoni, pisze. Widzę, że wypadałoby odkurzyć, kotu dać jeść, przejrzeć zdjęcia, cokolwiek innego zrobić. Masakra. To nie jest lenistwo. Bo przecież ja cały czas coś robię. Teraz piszę licencjat, z małą przerwą, bo trafiłam na wywiad w „Rzepie” , a w wywiadzie po raz kolejny pada „ABC. Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne”.
Po raz pierwszy usłyszałam o tej publikacji w Ponarach. Skoro głowa państwa po raz drugi w ciągu kilku dni odwołuje się do „ABC…” to musi być coś na rzeczy. Idę więc tym tropem.
O „ABC…” mówi się i pisze wszędzie tam gdzie wspomina się życiorys polskiego prezydenta, chcąc podkreślić jego zaangażowanie i solidarnościową działalność. Sam prezydent w „Rzepie” tak mówi o piśmie: „(…) tym poglądom dawałem wyraz już w okresie stanu wojennego, współredagując podziemne pismo „ABC. Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne”. Poświęcone ono było między innymi wspólnej walce z komunizmem narodów tamtego regionu”.
Pismo "ABC" ukazywało się w podziemiu w latach 1985-1989. Obecny prezydent był swego czasu współredaktorem tego pisma. Mało oryginalny tytuł pochodził od skrótu słów: Adriatyk – Bałtyk – Morze Czarne. Pismo "ABC" wydawano w oczekiwaniu na bliski rozpad ZSRR. Wierzono, że należy rozwijać współpracę regionalną wymierzoną w komunizm i wszelkie dążenia imperialne.
Dorobek wydawców pisma był dosyć skromny: w ciągu 4 lat ukazało się zaledwie 8 numerów pisma. Objętość pisma prezentuje się lepiej: od około 70 stron do prawie 150.
I niby wszystko pięknie, ale samych publikacji głównego zainteresowanego jak na lekarstwo. W numerze 8 z 1989 odnajduję jedyną publikację podpisaną „Bronisław Komorowski”. To wywiad z księdzem Kazysem Vaičionisem, „Moja wiara nie jest ani polska ani litewska”. Pozwolę sobie zacytować ostatnie pytanie, bo wydaje się wciąż aktualne.
B.K.: Nasza rozmowa nastraja raczej pesymistycznie. Czy widzi Ksiądz możliwość złagodzenia konfliktu polsko-litewskiego?
K.V.: Tak, gdyż sądzę, że nie ma dla Polaków i Litwinów innego rozsądnego wyjścia. Stosunki polsko-litewskie muszą ułożyć się w przyszłości inaczej, lepiej niż w minionych kilkudziesięciu latach. Dotyczy to zwłaszcza kościoła litewskiego, dla którego Polska jest przecież Matką chrzestną, a matkę chrzestną trzeba szanować.
Być może, krótkie komentarze redakcyjne są autorstwa Bronisława Komorowskiego, ale tego bez bardziej dokładnych badań stwierdzić się nie da. Skoro jednak był współredaktorem, można sądzić, że istnieje takie prawdopodobieństwo.
Co ciekawe, w numerze 3 z 1986 roku w dziale „Poglądy” trafiamy na tekst Zygmunta Komorowskiego, ojca Bronisława, zatytułowany „ Św. Kazimierz a stosunki polsko-litewskie”. Autor zastanawia się on jak mogło dojść do waśni między Polakami i Litwinami, skądinąd bratnimi narodami. Jego zdaniem sprawa sięga pokładów tzw. osobowości społecznej. „Kryje się za nią długi łańcuch grzechów obopólnych, narastających jak lawina, gdy zło rodziło i potęgowało zło. Choć, my Polacy działaliśmy przeważnie mniej brutalnie, bardziej elegancko, chciałoby się powiedzieć po „inteligencku””. Ciekawe to stopniowanie zła. Eleganckie, inteligenckie zło, zawsze mnie to w Wolandzie ujmowało.
Obecnie wznowiono wydawanie pisma „ABC…”. Wydawcy, wyjaśniają przyczyny: „nasze struktury państwowe okazały się nie tylko nie zdolne do prowadzenia polityki wschodniej, ale przede wszystkim ich zainteresowanie współpracą regionalną nie wychodzi poza czcze deklaracje”. Były współpracownik prezydenta, obecny szef wydawnictwa Antyk, Marcin Dybowski, mówi: „Nie przypuszczałem, że tak bardzo się na nim [Bronisławie Komorowskim, przyp. er.] zwiodę. Komorowski był zwolennikiem Okrągłego Stołu, a potem jego beneficjentem”. Według niego Komorowski "zdradził ideały" pisma. „Po 1989 roku postawił na karierę” – dodaje Dybowski.
Poglądy M.Dybowskiego wyraźnie rozmijają się z poglądami obecnego prezydenta. Zdaniem M.Dybowskiego: „Zachód patrzy na nas albo przez pryzmat interesów Rosji i stosunków zachodnio-rosyjskich, albo interesów Niemiec, my zaś pozostajemy niezdolni do wyartykułowania własnego, solidarnego stanowiska. Niech o losie krajów położonych między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym nie decydują obce potęgi, lecz suwerenne państwa reprezentujące nasze narody”. Pozostaje pytanie, które należałoby postawić Panu Prezydentowi: "Czy Panskie poglady z czasów działalności w "ABC.." są nadal aktualne"?
Ze zdobywaniem wiedzy jest jak z podróżą do nieznanego miejsca. Niby warto się kierować przewodnikiem i „zaliczyć” to co najważniejsze, ale coś nowego masz szansę odkryć dopiero kiedy zwyczajnie się poszwendasz. Podczas pisania pracy magisterskiej moje szwędanie prowadziło poprzez strategię wejścia polskich firm na rynek wschodni, przez gazociąg północny, przez polsko-kazachskie stosunki gospodarcze, Szestowa, by ostatecznie zakończyć się na Sołowjowie. W przeddzień obrony mój promotor upewnił się: "Pani Ewelino, Bierdiajew, tak? Pani o Bierdiajewie pisała".
Genialny Czesław Miłosz wykiwał tyrana Józefa Stalina i to na oczał wszystkich.
Czesława Miłosza we Lwowie w 1939 roku napisał wiersz, który został wydrukowany w miejscowej prasie za zezwoleniem władz radzieckich, mało tego, Czesław Miłosz został wtedy nagrodzony specjalną nagrodą Stalina.
Stalin jednak nie przypuszczał, że ten sam wiersz jest tak naprawdę napisany jemu na pohybel, faktycznie prognozujący jego upadek.
Przy okazji Roku Czesław Miłosza jak najbardziej na miejscu jest przypominanie perełek tego niezwykłego człowieka. Jestem pewien, że wierz był napewno "przerabiany" w szkołach, jednak dla tych co tego w szkole nie zaliczyli będzie to ciekawostką. Dla mnie to taki wiersz "3D".
..............................................................................................................................................................................................
...............................................................................................................................................................................................
........1. Runą w łunach, spłoną w pożarach.........................3. Na ziemskim globie flagi czerwone......................
............Krzyże Kościołów, krzyże ofiarne...................................Będą na chwałę grały jak dzwony..........................
............I w bezpowrotnym zgubi się szlaku .............................Czerwona Armia i wódz jej Stalin...........................
............Z Lechickiej ziemi Orzeł Polaków.................................Odwiecznych wrogów swoich obali.......................
........2. O słońce jasne, wodzu Stalinie................................4. Zmienisz się rychło w wieku godzinie...................
.............Niech władza Twoja nigdy nie zginie..........................Polsko, a twoje córy i syny.......................................
.............Niech jako orłów prowadzi z gniazda..........................Wiara i każdy krzyż na mogile.................................
.............Rosji i Kremla płonąca gwiazda.................................U stóp nam legnie w prochu i pyle........................
...............................................................................................................................................................................................
..............................................................................................................................................................................................
Jak wiadomo, cała sztuczka polega na tym, że Stalin przeczytał wiersz zwrotkami 1-2-3-4. Jeśli jednak przeczytać go w układzie poziomym to ukaże nam się prawdziwa intencja i prawdziwy przekaz Miłosza. Czesław mógł mieć nie złą satysfakcję, gdy wiersz ukazał się w prasie.
Niektórzy badacze wątpią czy wiersz był autorstwa Miłosza, gdyż ani stył ani słownictwo nie jest "Miłoszowe". Kolenym argumentem jest to, że była to sprawa zbyt ryzykowna: ktoś mógł to odkryć i wtedy byłoby bezpośrednie ryzyko dla życia autora i jego rodziny, więc autor nie mógł tak ryzykować.
Jednak ja wierzę, że to Miłosz w pięknym stylu wyrolował tę kreaturę, która jak najbardziej nadaję się na "bohatera" wiersza Artura Andrusa "Nie uwłaczając".
Wydaje się, ze źródłem niepowodzenia dotychczasowej polskiej polityki zagranicznej wobec Litwy jest stosowanie wobec niej klasycznych, najczęściej w dyplomacji i polityce na najwyższym szczeblu stosowanych instrumentów. Ale klucz do zrozumienia Litwy i Litwinów powinien być inny, bo i oni są inni, swoiści, jedyni w swym rodzaju, charakterystyczni.
Fot. Marian Paluszkiewicz
Mówią o tym i sami Litwini: „Możliwe, że słabe zrozumienie litewskiej mentalności jest jednym z powodów, dla których polski prezydent, premier i minister spraw zagranicznych za obecne napięcie w relacjach z Wilnem obwiniają tylko Litwinów" (Eldoradas Butrimas).
Miałeś rację, Przyjacielu, mówiąc, że „(…) traktowanie Litwy jako kolejnego, normalnego państwa, a nie „strategicznego partnera” czy „bratniego narodu” przyniesie najbardziej wymierne efekty. Jak przyjeżdżali kolejni prezydenci Polski w imię „braterstwa”, to litewskie media o tym nawet nie wspominały. Jak 13 stycznia nikt nie przyjechał, to po raz pierwszy w ciągu dwudziestu lat cała prasa o tym napisała, a niektórzy się nawet publicznie zaczęli zastanawiać, że może gdzieś tu jest także wina Litwy”.
Przyjazd Prezydenta Bronisława Komorowskiego na obchody 16 lutego został w litewskiej prasie wymownie pominięty... Jakże głośna jest ta cisza, jakże niedwuznaczna. Nie twierdzę, że nie pisano o tej wizycie w ogóle. Pisano. Tylko tak jakoś a propos, między innymi. Nie da się tego porównać z histerią, jaka się rozpętała w litewskich mediach z powodu nieobecności najwyższych rangą polskich polityków na obchodach rocznicy krwawych wydarzeń 13 stycznia 1991 r. w Wilnie. Czyżby oznacza to, że Litwini szanują tylko twardych, zdecydowanych i konsekwentnych, a nie przyjaźnie do nich nastawionych? Daje do myślenia...
Co nieco już o Litwie, Litwinach wiemy.
Kajanie się, wyrzuty sumienia i niesmak mieli również sami Litwini po afroncie, jakiego na dwa dni przed tragiczną śmiercią doznał w Wilnie śp. prezydent Lech Kaczyński. Mówię o zablokowaniu w dn. 8 kwietnia ub. r. przez sejm litewski możliwości zapisu imion i nazwisk Polaków na Litwie w wersji oryginalnej. Czy mamy z tego wyciągnąć wniosek, że tylko rewolucyjna zmiana okoliczności może wpłynąć na uporczywie naganną politykę władz litewskich? Skłania do refleksji…
Wiemy też to, że Litwini nadal - zupełnie bezzasadnie - czują zagrożenie ze strony mieszkającej tu polskiej mniejszości, Polskę traktują jak Wielkiego Brata.
Ale nasza wiedza o narodzie litewskim to tylko skromne elementy złożonej mozaiki jego mentalności. Powinniśmy ją ciągle układać, uzupełniać, analizować - bo i Polska potrzebuje solidnego partnera, i polska mniejszość na Litwie wymaga wsparcia i zrozumienia. Niemniej ważne jest również spowodowanie wdrożenia na Litwie zasad demokracji (tych z prawdziwego zdarzenia), poszanowania praw człowieka oraz nabycia przez nią wszelkich cech charakteryzujących normalne państwo członkowskie UE.
„Kołaczcie, a otworzą wam”. Szukajmy, a znajdziemy....
Miałam kiedyś sen... moim krajem kierowała elita. Najlepiej wykształcona, z najlepszym manierami i kulturą osobistą, najbardziej błyskotliwa, nieprzeciętnie inteligentna grupa wybranych przez społeczeństwo ludzi. Po wysłuchaniu nagrań ze spotkania w Majszagole, nawet się nie łudzę: tak, to był tylko sen.
W swojej koncepcji elit V. Pareto mówi m.in. o elicie rządzącej, wyłonionej z szeroko pojmowanych elit, o elicie władzy. Uważał on, że społeczeństwo dzieli się na pozaelitarne warstwy niższe i na warstwę wyższą. Ta druga dzieli się z kolei na rządzącą i nierządzącą elitę. Zdaniem Pareto o przynależności do elit decydują walory intelektualne danego człowieka. Michels, Mosca a także Max Weber łączą przynależność konkretnego człowieka do elity z określonymi predyspozycjami psychicznymi. Ortega y Gasset dorzuca do tego przymioty moralne danego człowieka, jako jego kwalifikacje uzasadniającą przynależność do elity. Wypada wspomnieć również o koncepcji charyzmatycznych przywódców Webera i platońskiej koncepcji „państwa doskonałego".
Wszystkie te koncepcje mówiły o pewnej "zaporze", która zapewniałaby, by do świata elit i sfery rządzenia nie przenikały, mówiąc oględnie, osoby przypadkowe, pozbawione mądrości i cnót moralnych, słowem osoby, których kwalifikacje rażąco ranią społeczne wyobrażenia na temat elit.
Pominę intonację. Wznoszącą i opadającą w najbardziej zaskakujących momentach, tak, że nie wiem czy to dobra czy zła wiadomość. Swój stan podczas słuchania wystąpienia nazwałabym „dezorientacją emocjonalną”.
Pominę gestykulację. Czuję jakąś sprzeczność słuchając wypowiedzi i patrząc na gesty, powiem więcej czuję, że „coś tu nie gra”. Jednostajny ruch ręką, machanie w rytm wypowiadanych słów palcem wskazującym. Próby zaakcentowania ważnych momentów wypowiedzi długim, przeciągłym ruchem ręki. Raz po raz wyliczanie „na paluszkach”.
Pominę złe akcentowanie, niedbałą wymowę. Poświęciłam sporo czasu, by odgadnąć jakie słowo/słowa padają tutaj http://www.youtube.com/watch?v=1w3xCfssRqY&feature=player_embedded#at=286 (4.44-4.45). „Piekarzem”, „wiekarzem”…? Po konsultacjach doszliśmy do wniosku, że chodzi o „w Polsce wie każdy”. Ktoś powie: złe nagłośnienie, i owszem, ale to nieodosobniony przypadek (wszędzie powtarzana wymowa: „liteskiej”).
Pominę sposób trzymania mikrofonu. Może to zdenerwowanie, może brak pomysłu na to co zrobić z „druga ręką”, by nie czuła się bezczynna. Nie mam pojęcia dlaczego momentami zagospodarowane są obie dłonie do trzymania mikrofonu.
Pominę wizualną część wystąpienia. W Majszagole widać, próby "wygłoszenia" przemówienia. I słusznie zawsze to lepiej niż przeczytane. Nieszczęście polegało na tym, że konspekt leżacy na stole był zbyt daleko, nie dało się swobodnie do niego zerkać. Uważam, że należało wybrać: albo przeczytanie/posiłkowanie się konspektem przy jakimś wyższym pulpicie, ale mówienie z głowy, albo jeśli spoglądać to usiąść cokolwiek, wybrano opcje najgorszą - przemówienie w półukłonie nad kartką.
Pominę kiepską polszczyznę i niepoprawną składnię. Zły dobór słów, złe odmiany, chybione związki frazeologiczne, mrowie różnorakich błędów... Z wystąpienia w Mejszagole: „Jest rzeczą trudno zrozumiałą dla Polaków, także dla polskich polityków, to że nie może doczekać się wykonania układ polsko-litewski, umowa, która miała być fundamentem relacji pomiędzy naszymi krajami i relacjami”. „Uważam, że warto stawiać na budowanie tkanki współpracy polsko-litewskiej także w obszarze gospodarczym, bo to ułatwi, a nie utrudni rozwiązywanie, dobre, przyzwoite rozwiązywanie problemów polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie". „Każdy kamień, każda bruzda, tu na Wileńszczyźnie, każdy dom w Wilnie czasami do mnie krzyczy, czasami do mnie szepcze, czasami do nie mówi”.
Pominę, że ja po prostu nie rozumiem o co chodzi: "Dłużej klasztora niźli przeora. [co oznacza: dłużej istnieje jakieś dzieło niż osoby, które je tworzyły, przyp.er] co oznacza, że trzeba liczyć także na dobrodziejstwo demokracji, które przynosi różne konstelacje partyjne, różne konstelacje personalne, umiejętność politycznego działania Polaków na Wileńszczyźnie, na Litwie, powinna również oznaczać uzyskiwanie zdolności koalicyjnych, porozumiewania się z innymi, także z siłami litewskimi".
Wizytę u księdza Obrembskiego, wystąpienie przed Pałacem Prezydenckim i wypowiedzi w Ponarach pominę, choć nie powinnam.
Prezydent to nie byle kto. Od niego można i trzeba wymagać więcej.
Można zapytać: co komu przyjdzie z krytyki? Równie dobrze można zapytać: co komu przyjdzie z myślenia. Odpowiem za O.Wilde: to krytyka, tworzy z umysłu subtelny instrument.
“Bosy funkcjonariusz – niebezpieczni ludzie” – taki napis nieraz można było ujrzeć na plakatach i znaczkach protestujących strażaków, policjantów i innych pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Na pierwszy rzut oka, jest to zwykła metafora, mająca na celu przedstawić niemiłą sytuację funkcjonariuszy (niskie zarobki, zwolnienie z pracy itd.). Niestety problem jest znacznie głębszy, niż na początku może się wydawać.
Dosłownie kilka dni temu w państwie obchodzono Dzień odrodzenia Państwa Litewskiego. Tegoż dnia z rąk Prezydenta Dali Grybauskaite zostały wręczone Państwowe nagrody za zasługi dla Litwy. W ogromnej i pięknej, tak zwanej - Białej Sali Pałacu prezydenckiego od samego rana gromadzili się nominanci i ich najbliżsi. Wśród nich – panowie w mundurach wojskowych, policyjnych, straży granicznej. Biała koszula, krawat, starannie wypastowane buty wyjściowo-galowe, pochewki z oznakami stopnia wojskowego i dumna żona obok swojego bohatera. Jedynie dwaj strażacy – Andrej Kutowicz i Roland Narkiewicz, odznaczeni Krzyżem za Ratowanie Życia, na spotkanie z Panią Prezydent przybyli w stroju cywilnym. Nie z pogardy, ani nie z braku szacunku wobec swoich pracodawców i państwa nie włożyli świątecznego munduru strażackiego. Oni po prostu takowego już dawno nie mają. Obydwaj ze smutkiem w oczach spoglądali na swoich kolegów w mundurach i z żalem stwierdzili: „To byłby dla nas ogromny zaszczyt, gdybyśmy mogli dzisiaj tu przyjść ubrani tak jak oni.”.
Kino jako rozrywka stało w naszym życiu się standardem. Na Litwie nie ma jakieś dużej ilości kin, bo to mały kraj, ale np. w Polsce sieć kin jest dobrze rozwinięta. Kina są nawet w maleńkich miejscowościach. Różnica między telewizja a kinem - wiadomo jest taka, jak obejrzenie meczu lub koncertu w telewizji i na żywo. Za jakiś czas zapewne nie będzie też filmów w 2D, bo wszystkie będą w 3D.
Zastanawiałem się czy to możliwe, aby w Wilnie powstało polskie kino, gdzie będą wyświetlane zagraniczne filmy po polsku no i oczywiście te polskie z całą plejadą polskich gwiazd.
Mamy polskie radio na Litwie, mamy małą prasę po polsku, mamy też serwery internetowe Wilnoteka.lt, KurierWilenski.lt, ZnadWilii.lt (zresztą możemy też zajrzeć do wp.pl, onet.pl, interia.pl, gazeta.pl itd. w poszukiwaniu informacji o świecie). Telewizja Polonia – działa prężnie. Czasami gwiazdy polskiej estrady też zawitają do Wilna. Czego brakuje jeszcze? Dla mnie - kina. Polskiego KINA.
Nie musiałaby to być duża sala. Wystarczyłaby wielkośś takiej "Skalvii". Przyjemnie byłoby obejrzeć polskie, ale i zagraniczne filmy z polskimi napisami oraz animowane produkcje dla dzieci (które dorośli lubią nie mniej) genialnie zdubbingowane. (Polskie lub zagraniczne filmy po polsku mozna zobaczyć w internecie za darmo na www.seans24.pl, trzeba się tylko zarejestrować (w mowie tutejszej: "zaregistrować się :)))
W kinie musi być dobre nagłośnienie i prawdziwy kinowy ekran, fotele, jak również obecność innych widzów. Czy realny jest taki projekt? Czy byłoby wielu chętnych?
Wielu Polaków wyjeżdżających np. do Anglii zabiera ze sobą polską telewizję. My Polacy na Litwie też możemy oglądać polską telewizję w domu (nie tylko TV Polonia). W Polsce są platformy cyfrowe takie jak „Cyfrowy Polsat”, „Cyfra+”, „Telewizja n”. Można znaleźć osobę w Polsce, która podpisze za nas umowę na taki zestaw: dekoder satelitarny + karta (koszt 99PLN). Zatem posiadając antenę satelitarną, odbiornik i kartę możemy oglądać najpopularniejszą telewizję z Polski: 1 TVP, 2 TVP, TVP Info, TVN, TV4, Polsat, Polsat CAFE, TVN7, Polsat Jim Jam (dla dzieci!) i wiele innych już za 8 litów miesięcznie. Płacąc więcej można mieć i kilkadziesiąt polskich kanałów. Ale uwaga: nabycie takiego kompletu do polskiej telewizji będzie oznaczało brak jakiejkolwiek chęci do oglądania telewizji litewskiej (sprawdzone). Jeśli ktoś chce piszcie, powiem co i jak.
Wracam jednak do kina. Co rok mamy możliwość obejrzenia polskich filmów w kinie na corocznym festiwalu kina polskiego na Litwie. Impreza super. Jednak mamy tylko tydzień, a filmów jest i dużo i mało. Zazwyczaj nie możemy obejrzeć wszystkich, z powodu braku czasu, ale i z powodu braku pieniędzy na wszystkie seanse, które musimy wydać w jeden tygodzień. Mając rodzinę i chcąc pójść we trójkę lub w piątkę uzbiera się kwota, na którą może nas normalnie nie stać.
Dom Polski w tej kwestii już zaczął działać i uważam, że jest nam to ogromnie ważne i potrzebne. Bardzo proszę nie zaprzestańcie, pod żadnym warunkiem. Może tutaj wsparcie mógłby okazać Instytut Polski, który organizując „Tydzień Filmu Polskiego” wie gdzie, co i jak należy zrobić, choćby w sprawie praw autorskich.
Jeśli nawet na paru seansach filmowych, które się odbyły w DKP nie było szerokich mas, to kontynuując ten projekt, wyświetlając kolejne filmy na pewno wykreuje się setka osób, która regularnie bardzo chętnie przyjdzie na taki film. Być może warto zaproszenia na takie filmy wysyłać mailem, a ci do których to przesłano mogliby przesyłać dalej, a jeśli podłączyć Facebook - reklama będzie efektywna na bank wśród młodzieży. Być może DKP znalazłby mniejszą salkę, która też nadawała by się na kino? Duża sala często jest zajęta różnymi imprezami. A skrót DKP dla wtajemniczonych będzie oznaczał "Dom Kina Polskiego".
A może Multikino?
Nie dawno weszło na rynek litewski „Multikino”. Jest to duży polski operator kinowy. Wierzę, że mógłby wyświetlać filmy po polsku lub polskie w jakiejś w najmniejszej salce w swoim centrum kinowym w w CH "OZAS". Ostatnio tam byłem i zostałem przywitany po polsku "Witamy". Ach - miód na serce.
Jest wspaniała baza i wszystkie warunki, wystarczyłoby puścić taśmy, które przecież Multikino ma u siebie w Polsce. Polacy na Litwie byliby wniebowzięci. I myślę, że jeśli salka kinowa zapełniłaby się przynajmniej w połowie to ekonomicznie taki pomysł byłby na pewno opłacalny. Już zwróciłem się do nich z takim pomysłem, kto wie, może im się spodoba.
I choć zapewne na razie Multikino jest skupione na tym, aby mocno zapuścić korzenie na Litwie, to i tak trzymam kciuki!
Zapraszam do obejrzenia wybranych fragmentów z ostatnich 5 dni pielgrzymki grupy żółtej (i innych grup) podczas XX Jubileuszowej Pieszej Pielgrzymki Suwałki - Wilno w lipcu 2010 roku. Są to następujące etapy; Orany - Ejszyszki, Ejszyszki - Solecznik, Soleczniki - Turgiele, Turgiele - Nowa Wilejka i ostatni najkrótszy z Nowej Wilejki do Ostrej Bramy. Przeżyjmy to jeszcze raz:
Jutro wizyta Prezydenta RP. Jakieś nadzieje? No właśnie co z tą Litwą Panie Prezydencie? Jest ona tym naszym strategicznym partnerem, naszą drugą połową? A może to wróg? Co zapamiętamy, Unię w Krewie, w Lublinie, obok Orła znak Pogoni? A może raczej Ponary i pośpieszną lituanizację Wileńszczyzny? Mamy tę Litwę kochać, czy nienawidzić? A może jedno i drugie? Schizofrenia.
Z jednej strony, jest kawał wspólnej historii, tyle tylko, że Litwini tę historię postrzegają inaczej niż my. Są też wspólne cele, np. polityka względem do Rosji, bezpieczeństwo energetyczne, tranzyt, członkostwo w UE. Ale czy Litwa zbawi Polskę? Albo na odwrót, czy Polska uratuje Litwę? Zresztą przed czym i przed kim mamy się ratować?
Ale z drugiej strony są sprawy wstydliwe. Niezwrócona ziemia, pisownia nazwisk, szkolnictwo, polowanie na polskie napisy. To trwa już dwadzieścia lat, o kilkanaście za dużo.
Zatem, jak tę Litwę traktować? Przede wszystkim w sposób absolutnie pragmatyczny. Trzeba mieć na uwadze to, co nas łączy, ale też trzeba mieć na uwadze to, co nas dzieli. A dzieli nas przede wszystkim odmienne spojrzenie na polską mniejszość na Litwie. W interesie Polski jest zachowanie polskiego dziedzictwa kulturowego, na naszych dawnych ziemiach. Gwarantem tego dziedzictwa jest właśnie pozostała na tych terenach część polskiego Narodu.
Polska nie jest skazana na współpracę z Litwą, Litwa prawdopodobnie też z mniejszym lub większym sukcesem bez Polski sobie będzie radzić. Przynajmniej w tych uwarunkowaniach geopolitycznych, jakie obecnie są. Oczywiście lepiej, aby współpraca pomiędzy sąsiadami kwitła, ale nikt nikogo do współpracy zmuszać nie powinien.Natomiast bez względu na to, czy współpraca zaistnieje czy nie, Litwa powinna pamiętać, że są granice nielojalności i są granice lekceważenia postulatów swoich własnych obywateli. I gdy te granice zostaną przekroczone, to Polska ma prawo, ba wręcz obowiązek reagować.
Litwa wreszcie powinna pamiętać, że warunkiem partnerstwa jest zaufanie. Nie można mówić o zaufaniu, jeśli nawet nie jest się w stanie zaufać swoim obywatelom. I jest bez znaczenia, że nie należą do narodowości dominującej. Bo oni są też gospodarzami tej ziemi.
Tego bym sobie życzył, aby Prezydent mojego Państwa na jutrzejszym spotkaniu się, o tym nie zapomniał.
Dostojewskiego trzeba czytać. Powiem więcej: nie wypada, choćby "nie otrzeć" się o którąkolwiek z powieści Dostojewskiego. Pomimo dewaluacji humanistyki jako nauki, pomimo przemian jakie dokonują się w podejściu do kultury (to potencjał kulturowy, wartości i przekonania społeczeństwa, prowadzą do rozwoju ekonomicznego)... Genialność Dostojewskiego pozwala "stracić" całą noc na dyskusję o jego twórczości. Tym razem pokłóciliśmy się o antypolskość Dostojewskiego. Niestety awersja do Polaków to jeden z motywów do którego zbyt często i zbyt łatwo sprowadza się Dostojewskiego. (fot. fragment rękopisu Dostojewskiego, Muzeum Dostojewskiego w Petersburgu)
Pamiętam jak wiosną 2007 roku ówczesny Minister Edukacji Narodowej RP Roman Giertych zmienił kanon lektur szkolnych. Obok Witolda Gombrowicza (dotąd polscy licealiści czytali "Ferdydurke" i "Trans-Atlantyk"), Witkacego ("Szewcy"), Goethe ("Cierpienia młodego Wertera", "Faust"), Kafki ("Proces"), Conrada ("Lord Jim"), Herlinga-Grudzińskiego ("Inny świat"), z listy lektur wypadł również Fiodor Dostojewski i "Zbrodnia i kara". Pamiętam swoją irytację. W zamian nauczyciele dostali do wyboru m.in. przez cały okres istnienia PRL-u wspierającego władze komunistyczne Dobraczyńskiego i jego "Listy Nikodema". Na liście obok Dobraczyńskiego wpisano wówczas także Jana Pawła II i "Pamięć i tożsamość". Książkę która absolutnie nie nadaje się do liceum. Papież pisał tak hermetycznym jezykiem, że zmuszenie kogokolwiek, a zwłaszcza młodych ludzi do czytania go w liceum musi wywołać skutek odwrotny od planowanego, tj. będzie to pierwsza i ostatnia książka papieża, którą przeczytają. A szkoda!
Dostojewski wypadł z listy lektur, o czym mówiono nieoficjalnie, m.in. za swoją antypolskość. I oto wczoraj przyszło mi po raz kolejny bronić Dostojewskiego.
Głosy przeciwko, oskarżające Dostojewskiego: Polacy przedstawieni w powieściach Dostojewskiego to ludzie bez zasad i wartości, choćby w "Graczu" pokazani są w kasynie, gdzie zajmują się robieniem hałasu licząc, że wygrani rzucą im jakieś drobne; w "Idiocie" "ruchliwy Polaczek" kieruje pijaną kompanią jedengo z głównych bohaterów, prowadzi go do miejsc, gdzie mógłby się jeszcze bardziej zadłużyć itp.
„Dziennik pisarza” i „Bracia Karamazow” te dwa dzieła Dostojewskiego i ukazane w nich postacie polskich szulerów, wywołują najwięcej kontrowersji. Choć odmiennie od np. N.Leskova, Dostojewski nie widzi w nich buntowników czy nihilistów...
Kontrowersje wokół Dostojewskiego biorą się z czytania Dostojewskiego poza kontekstem. Podobnie rzecz się ma z krytyką przez Dostojewskiego Polaków jako katolików. Spór toczy się w kontekście rywalizacji między Polską a Rosją o ukrainskie i białoruskie tereny jagiellońskiej Rzeczypospolitej. W 1878 roku, po śmierci papieża Piusa IX kandydatem na stolicę piotrową był polski kardynał Mieczysław Halka Ledóchowski. Dostojewski obawiał się, że papież-Polak wskrzeszałby ideę wielkiej Polski, zamiast idei socjalistycznych...
Bezpośrednio po śmierci Dostojewskiego, zarzucano mu wielkomocarstwowy szowinizm. Ten wizerunek tworzyli Polacy, towarzysze Dostojewskiego w sybirskiej katordze. Polacy trafiający do łagrów często zachowywali się zgodnie z zasadą: dlaczego niby ja polski szlachcic, będę się bratał z kryminalną kanalią i odmawiali często podania nawet ręki. Trudno się więc dziwić Dostojewskiemu... Polacy niechęć do własnej osoby często interpretowali jako wyraz antypolskości. By nie być gołosłownym odsyłam do Tokarzewskiego, autora książki Siedem lat w Rosji i na Syberii.
Pamiętam, że w 2008 roku, po śmierci Sołżenicyna, podobna dyskusja toczyła się pokół jego antypolskości, a wystarczy szersze, i bardziej wnikliwe, spojrzenie na jego twórczość i kontekst, by dostrzec, że nie był polakożercą. Często krytykował imperium i bynajmniej nie był zwolennikiem jego odrodzenia.
Zostawcie więc pseudoantypolskość Dostojewskiego, rzucam na pożarcie choćby Katkova. Dodam, że przecież postaci z powieści Dostojewskiego nie są alter ego autora.
Nie jest to spojrzenie absolutnie obiektywne, pewnie dlatego, że najwięcej dobra spotkało mnie w Rosji, najwięcej o tym jak żyć dowiedziałam się właśnie mieszkając w Rosji i tam spotkałam ludzi, którzy stali się moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Grubą kreską rozgraniczyliśmy wspólnie Rosję na poziomie rządzenia i polityki od ludzi, duchowości, mentalności i kultury rosyjskiej.
Dymitr Mereżkowski powiedział kiedyś, że "Rosja jest bardzo kobieca, ale nigdy nie miała męża. Gwałcili ją Tatarzy, carowie, bolszewicy. Jedynym mężem dla Rosji mogłaby być Polska. Ale Polska była za słaba". Z polskiej strony wyglądało to chociażby tak jak w ówczesnym Krakowie, który był miastem, o którym pisał Żeromski: "Pyskować na Rosję - znaczy tu zdobywać wielkość i patent obywatela". Minął wiek, jest zmiana?
Przedstawiam fragment wspomnień Pani Grażyny Czuchońskiej – jednej z naszych znajomych na profilu „Moje Ukochane Wilno i Wileńszczyzna”.
Jestem rolnikiem ziemi warmińskiej. Napisałam wspomnienia mojej mamy z Wileńszczyzny. Zatytułowałam je: ,,Jak bocianięta wyrzucone z gniazda.”
Przedstawię Państwu maleńki fragment tych wspomnień, rozdział najbardziej charakterystyczny dla całości, opisujący moment wypędzenia przez Litwinów chłopskiej rodziny z ich gospodarstwa.
Zdjęcie przedstawia mamę Pani Grażyny – Wandę Uszacką i jej brata Bolka, w dniu ich I Komunii Świętej w maju 1940 roku.
JAK BOCIANIĘTA WYRZUCONE Z GNIAZDA
Był początek gorącego lata 1941 roku. Jedliśmy obiad przy wspólnym stole. Tego dnia odwiedzili nas: babunia Stefcia i dziadzio Adolf. Na dworze świeciło piękne słońce. Dookoła panowała niczym nie zmącona cisza. Nagle do naszych uszu dobiegł okropny skrzek i klekotanie. Wszyscy wybiegliśmy na podwórko i z trwogą spoglądaliśmy na bocianie gniazdo.
Działy się tam straszne rzeczy. Ojciec bocian brał w dziób każde ze swoich sporych już piskląt i wyrzucał je z gniazda. Przerażona matka bocianica fruwała i biła męża dziobem i skrzydłami.
Jej rozpacz udzieliła się nam wszystkim. Rodzice zabrali małą Jasię do domu, żeby nie patrzyła. Ja, wówczas prawie dziesięcioletnia dziewczynka, do dziś mam w uszach daremne krzyki bocianicy, widzę porozrzucane dookoła stodoły pisklęta i słyszę ich ciche, słabnące kwilenia skargi, prośby o ratunek. Niestety, nie mogliśmy im pomóc.
Dziadzio żegnał się znakiem krzyża i powtarzał drżącym głosem, że będą wysiedlenia.
Mając na uwadze prorocze słowa dziadzia, lato tego roku mieliśmy bardzo pracowite. Chcieliśmy zebrać jak najwięcej zapasów na zimę, żebyśmy nie głodowali. My, dzieci, pomagaliśmy naszym rodzicom ze wszystkich swoich sił. Biegaliśmy do lasu, zbieraliśmy maliny, jagody, żurawiny i grzyby.
Pomagaliśmy przy żniwach. Spichrze były pełne wymłóconego zboża. Tatuś kupił drzewa, piłowaliśmy jei rąbaliśmy wszyscy razem. Zimą na pewno nie będzie nam zimno.
We wrześniu wykopaliśmy wszystkie ziemniaki, zebraliśmy co do jednego.
Usypaliśmy ich dwa duże kopce. Jeszcze na początku października
wyrwaliśmy wszystkie buraki i też ułożyliśmy w kopcu. Zwierzęta też nie będą głodne.
Zdążyliśmy posiać oziminy na naszych polach i nareszcie mogliśmy odsapnąć.
Na początku listopada wydarzyła się pierwsza tej wojny tragedia w naszej rodzinie. Hitlerowcy zamordowali wujka Romka. Wszyscy pojechaliśmy bryczką na pogrzeb. W domu została tylko mała Jasia pod opieką sąsiadów.
Wujek Romek miał dopiero trzydzieści lat. Dostał od Niemców zezwolenie na zabicie jednej świni, a zabił dwie. Sąsiadka Rosjanka chciała kupić kawał mięsa, ale wujek nie zgodził się, więc ona doniosła Niemcom.
Oni wujka aresztowali i zabili.
Przywieźli ciało i nie pozwolili otwierać trumny, bo umarł na tyfus. Dziadzio nie posłuchał, otworzył wieko i zobaczył, że kula weszła z lewego boku i rozerwała rękę w łokciu. Wujek był najmłodszym dzieckiem babuni i dziadunia. Jak oni bardzo rozpaczali. Ja też bardzo kochałam wujka. Był taki wesoły, pełen radości życia
i przyjazny ludziom. Od śmierci wujka zaczęłam nienawidzić Niemców i tej strasznej wojny.
Ale wojna dopiero zaczęła zaciskać swoje szpony na mojej małej osobie.
Wujka pochowaliśmy na cmentarzu we wsi Korwie. W drodze powrotnej z pogrzebu, zatrzymał nas znajomy gospodarz i kazał wracać do dziadków,to uratujemy chociaż konia i bryczkę. Nic nie rozumiałam z jego pośpiesznych, urywanych słów. Nie mamy już domu, gospodarstwa i ziemi?
Nie mamy nic? W naszym domu panoszy się litewska rodzina?
Rodzice odwieźli nas szybko do dziadków, a sami pobiegli do naszego, nie naszego już domu. Ja dalej nic nie rozumiałam, a moja starsza siostra Hela tak bardzo płakała.
Gdy po kilku godzinach zobaczyliśmy na drodze naszą mamusię biegnącą bez tchu, popychaną co chwilę kolbą karabinu przez litewskiego policjanta płakaliśmy już wszyscy. Policjant darł się na całe gardło, żeby zaprzęgać konia do bryczki. Dziadzio, trzęsącymi się rękoma próbował założyć na naszego konia swoją starą uprząż. Chciał uratować naszą, nową, pięknie udekorowaną. Nie udało się, uprząż była za mała. Dziadzio dostał kolbą po plecach i musiał założyć naszą. Policjant wsiadł na bryczkę, posadził przed sobą rozpaczającą mamusię i pojechali.
Dopiero po kilku dniach dowiedzieliśmy się, jakie sceny rozegrały się w naszym domu. Gdy rodzice ostatkiem sił dobiegli na miejsce, przywitała ich szlochająca Jasia, skarżąc się, że Litwinka wyrzuciła ją z domu i nie dała mleka od naszej krowy. Rodzice próbowali wejść do środka, ale Litwini kazali im się wynosić, bo tu już nic nie jest ich. Policjant rozkazał tatusiowi zostać z Jasią, a mamusię popędził do Antonowa, po konia i bryczkę. Gdy wrócili z powrotem, mamusia chwyciła w ramiona szlochającą Jasię i wzięła z płotu suszącą się poduszkę. Litwinka podbiegła do niej z wrzaskiem i wyszarpała jej ją z rąk.
Tak jak staliśmy, w jednym ubraniu, zostaliśmy wypędzeni do obozu przejściowego w Mejszagole.
Dopiero wtedy zrozumiałam słowa dziadzia mówiące o wysiedleniu, gdy na początku lata bocian rozrzucał swoje pisklęta.
Wylecieliśmy z naszego gniazda rodzinnego jak te bocianięta, goli i bosi a zbliżała się zima.
I tak skończyło się moje beztroskie dzieciństwo. Nastały dni, miesiące i lata pełne upokorzeń, rozdzielenia z rodzeństwem i rodzicami oraz pracy ponad siły w służbie u Litwinów. Nastały dni pełne niemocy, strachu i rozpaczy.
„…Wieczorem Litwin załadował wóz słomą i sianem, przywiązał do niego cztery krowy i wywiózł mnie z nimi w głąb lasu. Przyczepił zwierzęta do drzew, kazał mi doić je rano i wieczorem, a sam odjechał do domu. Zawsze kochałam las, znałam każde drzewo, roślinkę, jagodę i grzyb. Lubiłam spacery po lesie wiosną, jesienią, latem i zimą. Obserwowałam zmieniającą się przyrodę. Ale teraz ten las wydał mi się straszny. Tuliłam się do krów leżących na słomie rzuconej w śnieg. Jedyną moją myślą było: „Uciekać!”. Ale dokąd? Wszystkie ślady zasypał śnieg. Spłakana zasypiałam przycupnięta między krowami i budziłam się z płaczem. Nie mogłam palić ogniska, aby Niemcy nie zobaczyli ognia i dymu.Wiele dni i nocy drżałam z zimna i przerażenia. Modliłam się i pomstowałam na przemian. Najbardziej bałam się wilków, bo myślałam, że przyjdą i zjedzą mnie, a nie krowy. Gdy nadszedł wigilijny wieczór i na niebie błysnęła pierwsza gwiazdka, z moich oczu znowu popłynęły łzy. Najświętsza Panienka w ubogiej stajence tuli do piersi narodzonego Jezuska, a moja mamusia jest tak bardzo, bardzo daleko. „Mamusiu, przytul mnie, tak mi źle, tak mi zimno!” – wyszeptałam cichutko. Wątłymi ramionami wstrząsnął spazm, a z gardła wyrwał się dziki skowyt. „Czy to ja krzyczałam? A może to wyły wilki?” W sennych majakach widziałam całą naszą rodzinę siedzącą razem przy wigilijnym stole w naszym domu. Mamusia podawała nam miseczki pełne pachnącego żurawinowego kisielu…”
Zapraszam Państwa do przeczytania napisanych przeze mnie wspomnień mojej mamy z Wileńszczyzny. Wydawca książki : Fundacja Nasza Przyszłość.
Praktycznie wszystkie duże markety w tym roku w Boże Narodzenie i Sylwestra, 25 grudnia i 1 stycznia nie będą czynne, a w okresie świątecznym - 24, 26 i...
Film „Plica Polonica” Agaty Tracewicz został najlepszym litewskim filmem krótkometrażowym na zakończonym w niedzielę, 19 listopada, w Wilnie 21. Forum...
Litewski Związek Tłumaczy Literackich tegoroczną swoją Nagrodę Przyjaciół (Bičiulių premiją) przyznał Instytutowi Polskiemu w Wilnie – poinformowano we...
Na prośbę lekarzy papież Franciszek odwołał swoją podróż do Dubaju na konferencję klimatyczną ONZ w dniach 1-3 grudnia - poinformowało biuro prasowe...
Publikacje wyrażają jedynie poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie"