Nie chcę się zastanawiać kto ma rację. Czy spisek rosyjski istnieje czy nie. Czy katastrofa smoleńska to błąd pilotów i nieszcześliwy zbieg okoliczności, czy to celowe działanie strony rosyjskiej. Prawda jest ważna. Ale my jej nie odkryjemy, możemy tylko liczyć, że zostanie nam objawiona.
Mówi się, że historia nie lubi "gdybania". Mnożą się znawcy politytki, zwłaszcza tej międzynarodowej. Niewyobrażalne z jaką lekkością media kreują rzeczywistość, jak szybko myśli i sądy bezosobowych podmiotów, stają się naszymi własnymi. Nie lubię tego "rozważania". Po co szukać rozwiązania, skoro brakuje nam danych, a te które posiadamy znamy tylko częściowo, a części, które znamy nawet nie mamy pewności, że poznaliśmy je prawdziwie. Zupełnie to wszystko nieważne, bezcelowe i absolutnie do niczego sensownego nieprowadzące. Wszelka informacja w świecie obecnie ma tyle zmiennych, jest tak mocno powiązana i uzależniona.
Są fakty, ale ma prawdy.
Pewien wpływ na decyzje polityczne mamy. Ale znikomy. Najważniejsze, niewidoczne dla oczu i uszu przeciętnego, ale i ponadprzeciętnego obywatela. Po co tracimy energię i tak losami świata kieruje jakaś garstka. Nie dowiemy się nigdy, jak było 10 kwietnia. Przynajmniej nigdy nie będziemy mieć pewności.
Dzisiaj w Smoleńsku prezydent Komorowski zaapelował, by przeciąć węzeł gordyjski kłamstw w stosunkach polsko-rosyjskich. Dodał, że "nie ma takiej korzyści, która pozwalałaby nam wyrzec się naszej tożsamości". Jeśli jednak przetniemy ten węzeł, to już nie jako Polska i Rosja jakie znamy. Jak rozumiana jest tu tożsamość Rosji? Chyba nie jako wizja własnej osoby: właściwości wyglądu, psychiki i zachowania się z punktu widzenia odrębności i niepowtarzalności. Bo jeśli tak właśnie, to Rosja nie można zgodzić się na przecięcie tego węzła, jeśli chce zachować swoją specyficzność. Ustępstwa wymagałyby zmiany w jej tożsamości. To nie byłaby już Rosja.
Krótko po katastrofie, na przełomie kwietnia i maja byłam w Rosji. Pijemy wódkę w komunałce w Pitrze. "Nas, Rosjan, obwiniacie za Smoleńsk? Prawda?" - nie pyta, stwierdza Pietia. Nie przekonam go, że póki co wszyscy są w szoku i poczekają na wyjaśnienia. Z perspektywy widzę, że miał rację. Albo miał wiedzę.
Pierwsze sms-y i maile z kondolencjami po katastrofie otrzymuję od Rosjan. Przychodzą nawet rok po katastrofie, gdy u nas dokonano już pełnego przewartościowania "Smoleńska". W tym przypadku nie ma mowy o fałszu w ich działaniu. Rosjanie, przynajmniej ci, których znam, emocjonalnie, prawdziwie i szczerze podchodzą do państwa, narodu, ojczyzny, abstrahując zupełnie od tego jaką wykładnię, aksjomaty i wartościowanie stosują. Jest coś przejmującego i prawdziwego w ich emocjach.
Zbyt pesymistycznie? Może to przez poniedziałek, złą pogodę, ogólną wileńską senstymentalną atmosferę, jakąś słotę atmosfery. Może jestem zmęczona tutejszymi, nie do końca moimi, "zmaganiami", ze wszystkim.
Mój współlokator, bardzo mądry człowiek, za każdym razem na powitanie, na moje как дела?, niezmiennie odpowiada, że kiepsko, bo jak utrzymuje: оптымизм, это нехватка информации. Dzisiaj jak wrócę do domu, gdy zapyta jak zawsze: Как жизнь молодая? Odpowiem mu, choć raz, jak dobrze poinformowany człowiek.
Pisząc o katastrofie Smoleńskiej bardzo łatwo otrzeć się o banał. Rok temu otrzeć się o banał było trudniej, żadne słowa nie wydawały się być powiedziane na wyrost. Dzisiaj czuję, że 10 kwietnia to data zmaltretowana politycznie i medialnie. Dzisiaj i Zbigniewa Herberta nurza się w banale.
10.04.2010, Warszawa
...dzwoni telefon. Konsternacja, zastanawiam się jaki to dzień tygodnia i czy musze wstać. Nie, nie muszę. Spoglądam na telefon. Potwierdzenia są słuszne, to nie budzik. Dzwoni mój tato. "Rozbił się prezydencki samolot. Włącz telewizję" - słyszę pierwsze słowa. "Tato, prima aprilis już był. Jest sobota. Ja śpię" - wiem, że żartuje. Po chwili zmusza mnie, bym włączyła komputer... Patrzę i nie wierzę. Takie rzeczy po prostu się nie zdarzają.
...dzwoni telefon. "Pani Ewelina Rzeszódko?"- bardziej stwierdza niż pyta głos w słuchawce. "Tu Aleksander z 5 Kanału, z telewizji z Petersburga" - słyszę po rosyjsku. Wyjaśnia mi sprawę, prosi o ... w sumie nie słyszę go, zastanawiam się usilnie: "Skąd do cholery rosyjska telewizja wie, że mieszkam w Warszawie, że znam rosyjski, że mogę im pomóc i najważniejsze: skąd mają mój numer telefonu?". Proszą o pomoc, wysyłają dziennikarzy i operatora i potrzebują pomocy w orgnizacji zdjęć w Warszawie. O 11 byli już na miejscu. Takie rzeczy po prostu się nie zdarzają.
Tego dnia w Warszawie wszystko było inaczej. Jadę z Pragi do centrum Warszawy. Wszędzie pusto. Zawsze pędząca Warszawa stanęła. Ludzie się zatrzymali. Patrzyli i nie wierzyli. Tego dnia w stolicy nawet powietrze było pełne niepokoju.
10.04.2011, Wilno
Poranek w DKP. Gwarno, tłoczno i wesoło. Przegląd dziecięcych zespołów ludowych. Dlaczego właśnie dzisiaj i to w "polskim domu"? A dlaczego nie? Ktoś powie: spisek, Polacy mają żałobę, a Rosjanie świętują. Ktoś inny powie: to dzieci, mają prawo być radosne. Wiosna miała prawo przyjść, taka jest kolej rzeczy i porządek świata.
Cieszę się, że dzisiaj jestem w Wilnie. Nie żałuję, że nie ma mnie w Warszawie. Dla mnie nic już nie pozostało z ogólnonarodowej żałoby. Nie ma już tego co było cenne, niezwykłej jedności ponad podziałami. Dzisiaj ubiegłoroczna tragedia dzieli Polaków jeszcze mocniej niż kiedyś. Dziś walczymy nie tylko z Rosjanami, ale i z Polakami. Sami dzielimy się na Polaków pierwszej i drugiej jakości.
W życiu publicznym dryfujemy po jakiejś bezwartościowej próżni. Bez dna, żyjemy spadając, po "różewiczowsku" we wszystkich kierunkach.
Stało się. Prezydent Litwy podpisała dyskryminującą mniejszości narodowe nowelę do ustawy o oświacie. Pogarszające się w ostatnich czasach z prędkością światła stosunki polsko-litewskie spadły na dno. Samo dno. Co dalej?
Optymiści twierdzą, że rozwój stosunków międzypaństwowych cechuje rotacyjność właśnie: raz lepiej, raz gorzej (czyt. relacje, przynajmniej te dyplomatyczne, niebawem powinny się zacząć polepszać).
Realiści sceptycznie kręcą głowami i zastanawiają się, o jakiej poprawie może być mowa, jeśli jeden z partnerów siedzi drugiemu na głowie i jeszcze nóżkami dynda. Chyba nie ulega wątpliwości, że tym siedzącym na głowie Polski jest właśnie Litwa, która co rusz daje dowody swego agresywnego i nieprzyjaznego nastawienia wobec sąsiada. Ostatnim gwoździem do trumny stosunków polsko-litewskich było właśnie przyjęcie przez nacjonalistycznie – a przynajmniej wyraźnie antypolsko - nastawionych polityków litewskich nowej ustawy oświatowej.
Z drugiej strony rozpoczęła się dyskusja nad ozdrowieniem stosunków pomiędzy Polakami a Litwinami na płaszczyźnie relacji codziennych. Egidijus Vareikis, poseł na Sejm RL, w zamieszczonym na swym blogu wpisie pt. „Jak nawiązać przyjaźń z prawdziwymi i nie do końca prawdziwymi Polakami?” podaje receptę na wyleczenie (bazujące na zmianie myślenia) części litewskiego społeczeństwa z antypolskich fobii:
• pogodzenie się z historią cieniem się kładącą na obustronne relacje
• traktowanie mieszkających na Litwie Polaków jako polskojęzycznych Litwinów (sic!)
• uznanie, że każdorazowo wypowiadane przez Polaków „Wilno nasze” oznacza nic innego jak stwierdzenie „nasze litewskie”
• tolerancja językowo-kulturalna.
A oto przepis E. Vareikisa dla Polaków na ocieplenie stosunków z Litwinami:
• niezamykanie się w polskich gettach (Szanowny Panie, to nie my się zamykamy/odosobniamy, tylko litewscy politycy, którzy, powodując w nas poczucie niebywałego zagrożenia, wyzwalają naturalne instynkty samozachowawcze)
• bardziej subtelne podejście do Litwinów ze względu na ich bolączki uwarunkowane martyrologią przeszłości, spowodowane emocjami i mentalnością (nie wiem, czy wywieszanie flagi biało-czerwonej podczas świąt rodzinnych i innych na prywatnej posesji jest niesubtelnym traktowaniem Litwinów. Wywieszałam i będę wywieszała, bo to zew krwi, zew serca. Tylko czy takie deklarowanie swej przynależności narodowej upoważnia poszczególnych Litwinów do nawoływania mnie do wynoszenia się z ziemi mych przodków?).
Ładnym wywodem kończy I część swego wpisu E. Vareikis: „ (…) jeśli jesteśmy kontynuacją WKL, uznajmy jej realia językowo-kulturalne, jeśli jesteśmy jedynie Litwą Kowieńską, pogódźmy się ze statusem państwa małego i nieznacznego. Będziemy „czystokrwiści”, lecz mali i niewiele znaczący”.
Na razie przywódcy litewscy i część społeczeństwa obrali, niestety, strategię rozwoju kraju monoetnicznego i ten plan desperacko realizują.
Stosunki polsko-litewskie sięgnęły dna. Nie dopuśćmy, by na dno stoczył się również korab samej Litwy. Wraz z nami wszystkimi na pokładzie.
Pamiętam tę chwilę: 2 kwietnia 2005 roku godzina 21:37. Byłem wtedy, na ul. Wenecja, kiedy zabrzmiał Dzwon Zygmunta obwieszczający śmierć naszego Papieża. Powoli uświadamiałem sobie, że oto zamyka się pewna ważna epoka, zapoczątkowana nowiną w ten październikowy wieczór, że nasz Rodak został wyniesiony na papieski tron. Była to epoka w której tyle się wydarzyło i która tyle zmieniła. Przecież nie sposób porównać świata tego z roku 1978 i tego w 2005 roku.
Papież był punktem odniesienia. Był ponad stanem wojennym, władzą komunistyczną, biedą, kartkami i zmaganiem się z ówczesną rzeczywistością. Jego dwie wizyty w 1983 i 1987 roku były wielką manifestacją solidarności Polaków z Nim i były też manifestacją jego solidarności z nami. Tych chwil myślę, że nie zapomnę do końca życia.
Co z tego dzisiaj zostało? Trudno powiedzieć. Ale jedno zdanie jest cały czas aktualne: "Non abbiate una paura". "Nie lękajcie się". Nie ustawajcie w drodze do celu. Nie zniechęcajcie się pomimo piętrzących się trudności. Nie obawiajcie się przewagi przeciwnika, bo jeśli cel jest słuszny, to z Bożą pomocą zawsze go osiągniecie.
Tak, to zdanie zapadło mi w pamięci. Myślę, że jest ono aktualne i ponadczasowe. Dotyczy wszystkich zakątków świata. Dzisiejszej Litwy też.
ZPL ogłosił, iż w tym roku nie będzie pochodu polskiego na 2ego maja (dzień Polonii i Polaków za granicą).
Ten pochód już stał się tradycją, a wg mnie takie wydarzenie było i jest bardzo potrzebne Polakom na Litwie. Dziś - dużo bardziej.
Ale oto, już drugi rok z rzędu pochód nie będzie organizowany. Nie rozumiem argumentów.
Albo nie można się dogadać z samorządem wileńskim (co na pewno łatwe nie jest), albo jest jakaś inna przyczyna, której nie znamy. Otóż to, że pochód był już organizowany wcześniej, oznacza, że dużo łatwiej go zorganizować ponownie (rokrocznie) niż później od nowa niejako przebijać mur.
Brak pochodu jest ogromnym błędem, bo akurat jak w tym roku, tak i ubiegłym, takie pochody należało zorganizować i to zwiększą motywacją niż zwykle.
W ubiegłym roku wydarzyła się katastrofa smoleńska. Wydarzenie bez precedensu, tragiczne i trudne do akceptacji, pojęcia. Przy tej okazji, to właśnie wtedy, moglibyśmy wyrazić solidarność i jedność z rodakami w Polsce - na pochodzie prezentując żałobne kiry, żal, smutek, żałobę. Znicze i kwiaty przy ambasadzie polskiej, to wg mnie za mało jak na wielkość i możliwości mniejszości polskiej na Litwie. Nastrój pochodów był zawsze wesoły, ale właśnie wtedy tak i teraz mógłby być właśnie smutny i refleksyjny.
Ponoć przyczyną braku pochodu stała się beatyfikacja Jana Pawła II. Jest to jak najbardziej wesołe wydarzenie. I przy okazji pochodu można właśnie zaznaczyć to wydarzenie i uświadomić też litewską opinię publiczną, która na pewno o tym większego pojęcia nie ma.
Jednak dla Polaków na Litwie „katastrofą smoleńską” stała się przyjęta przez sejm i podpisaną przez prezydent nowa ustawa oświatowa, która przyznacie, również jest trudna do akceptacji i pojęcia. Przy całej obecnej nagonce, atakach, poniżaniu i obrażaniu mniejszości polskiej na Litwie taki pochód jest zdecydowanie bardziej potrzebny dzisiaj niż kiedyś. Akurat teraz trzeba i wypada wyrazić solidarność i jedność, ale już między nami samymi - Polakami na Litwie.
Myślę, że na tegoroczny pochód przybyło by dużo więcej Polaków, którzy swoją obecnością wyrażaliby też sprzeciw wobec postępowania władz. Być może wtedy i premier, i prezydent, i przewodnicząca sejmu zobaczyliby nie tylko „suche” podpisy na kartkach, ale i ludzi, którzy te podpisy złożyli. Ludzi, którym wyrządzili krzywdę. Oczywiście w ich fałszywym pojęciu - "przysługę".
Pochodu nie będzie. Szkoda. Dla mnie argument, że ludzie w tym czasie mają świętować beatyfikację JPII, kompletnie nie logiczny i do mnie nie trafia. Zresztą, czy nie można się tą beatyfikacją cieszyć na pochodzie i to w dodatku razem z innymi?
Czy w kolejnym roku znów pojawi się jakiś pretekst? A może jedyną przyczyną jest jak najmniejsze poirytowanie wrażliwych braci Litwinów?
Ja osobiście byłem bardzo szczęśliwy mogąc uczestniczyć w takim pochodzie. I jest to dla mnie duże rozczarowanie.
W sobotę (03.26) odszedł 63-letni ksiądz salezjanin Kazimierz Lewandowski. Zapewne, większości z Was to imię o niczym nie mówi, jednak jestem pewna, że jest to osoba, o której powinno się mówić.
Księdza Kazia (tak go nazywałam) poznałam osiem lat temu, kiedy to wraz z trzema pomocnikami przyjechał do parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mickunach (rej. wileński) z chęcią pomocy w przygotowaniu miejscowej młodzieży do sakramentu bierzmowania.
Uczucie jakiego doznałam podczas pierwszej mszy księdza Kazimierza w mickuńskiej parafii, był lęk. Mówiąc kazanie, ks. Kazio srogo spoglądał na każdego z obecnych w kościele i nauczał życia, w jakiś, do dzisiaj dla mnie niezrozumiały, sposób docierając do najgłębszego zakątka serca. Z jednej strony czułam strach, a z drugiej – nie mogłam odwieść w stronę oczu i wsłuchiwałam się w każde wypowiedziane słowo. Lęk zamienił się w sympatię, szacunek, zachwyt.
Na szczęście miałam nie jedną okazję poznać księdza Kazia. Zaczęliśmy się spotykać niemal regularnie – rekolekcje adwentowe, wielkopostne, przygotowania do sakramentu bierzmowania. Każdy raz, codziennie przychodziłam na mszę świętą, by posłuchać kazania księdza Kazimierza. Po mszy, spotykaliśmy się w domku parafialnym, uczyliśmy się nowych piosenek, rozmawialiśmy na różne tematy. Znajomość przerosła w przyjaźń.
Ksiądz Kazio w 1967 roku złożył pierwsze śluby zakonne. Po siedmiu latach otrzymał święcenia kapłańskie. Jest założycielem salezjańskiego ruchu oazowego. Od pierwszych lat kapłańskich marzył o pracy z trudną młodzieżą. W roku 1991 to jego marzenie się spełniło. Został dyrektorem ośrodka wychowawczego w Trzcińcu. Pracował z młodzieżą z problemami wychowawczymi i rodzinnymi.
Rząd litewski pomaga mniejszościom mieszkającym - ich sytuacja jest bardzo dobra! Oto hasła rządowe! Rząd „ulepsza” sytuację mniejszości narodowej, bo … jest najlepsza na świecie. Dlaczego więc wywołuje to takie emocje? Jestem pewien, że gdyby dotyczyło to innego narodu mógłby mieć dużo większe przywileje, ale że akurat chodzi o Polaków to figa! Litwini nie lubią Polaków jak mało kto.
Rząd wybiórczo porównuje swoją ustawę z ustawą o oświacie w Polsce. Tam, gdzie rządowi wygodnie tam opiera się na tym, że „tak jest w Polsce”, ale gdzie przepisy są korzystniejsze niż na Litwie o tym perfidnie milczy. Chcesz być uczciwy, bądź, ale do końca.
A co zrobi Litwa, gdy Polska poprawi swoją ustawę dla mniejszości litewskiej? Czy Litwa postąpi tak samo? Nigdy w życiu. Wtedy realna sytuacja oświaty nie będzie argumentem dla Litwy. Rząd nie porównuje jak zmieniała się sytuacja Litwinów w Polsce w ciągu ostatnich 20 lat, bo będzie musiał stwierdzić, że sytuacja mniejszości litewskiej wyraźnie się polepszała. Paradoksalnie, ale litewska mniejszość w Polsce jest gotowa sama zrezygnować ze wszystkich przywilejów (możliwość pisania nazwisk po litewsku, umieszczania tabliczek z nazwami ulic i miejscowości, nauczanie przedmiotów po litewsku, trzykrotnie większe dofinansowanie szkół litewskich), tylko po to aby ten stan byłby odniesieniem dla rządu litewskiego, który wtedy mógłby dalej pogarszać warunki dla „swojej” mniejszości na zasadzie parytetu. To jest dopiero patriotyzm…
Jak zaobserwujemy media litewskie, (TV, radio, internet) to panuje tam bardzo negatywna ocena Polaków. Modne stało się zadawanie ciosów polskiej mniejszości. Polacy protestują, a to dodatkowo wywołuje chęć dowalenia jeszcze mocniej i więcej. Ubaw po pachy, bo akceptacja społeczna jak nigdy duża.
Tomaszewski jest wrogiem publicznym nr 1. Jest oskarżany o zdradę Litwy, o politykę wywrotową? Zgadzam się z tym jak najbardziej. Za czasów sowieckich obywatele, którzy się nie zgadzali z reżimem lub jedyną linią partii też byli wrogami narodu, wywrotowcami, byli karani, sądzeni, wsadzani do więzień lub łagrów. Rząd litewski prowadzi politykę totalitarną wobec mniejszości (na siłę narzuca pewne regulacje prawno-społeczne), których mniejszość kategorycznie nie chce, a wyrażając sprzeciw Tomaszewski (jak i inni Polacy) staje się zdrajcą i wywrotowcem, wrogiem, osobą niepożądaną. Tacy wrogowie reżimowi robią krzywdę, odsłaniając jego prawdziwe zamiary i cele.
Znany paradoks w świecie reżimowym: (Rosja, Białoruś, Korea, Chiny kraje afrykańskie itd.) prześladujący atakuje - ofiara się broni, ale to ofiara jest agresorem i oskarżonym. Na dodatek im bardziej się ofiara sprzeciwia, protestuje, nagłaśnia tym bardziej jest oskarżana o nienormalność, niesubordynację, brak integracji, wrogość, agresję.
Media są po stronie rządu i chętnie mu pomagają, tworzą grunt. Jeśli media przedstawiają argumenty strony rządowej to w pełni je motywują i tworzą obraz, który chce rząd przekazać. Jednak jeśli przekazują informację od obrońców mniejszości, to albo w ogóle tego nie robią, albo jeśli już to w sposób krzywy, wypaczony, wątpliwy, podważający, nieprawdziwy dodając zupełnie od siebie kontr-argumenty (tak niby obiektywnie). Na portalach i blogach istne szaleństwo dziennikarzy, pseudo-ekspertów-historyków, parlamentarzystów, tak jakby ktoś ogłosił nagrodę, kto bardziej obrazi i znieważy, dowali Polakom.
Wyłącznie temat polski wywołuje tak ogromne emocje i poruszenie. To widać nie tylko po ogromnej przewadze ilości komentarzy, ale również po poziomie agresji komentujących. Gdyby Polacy mieli inny kolor skóry lub inny kształt oczu już dawno by dochodziło do pobić i fizycznych ataków.
Kto jest temu winien? Pewnie, że nie rząd i media. Winni są Polacy i Tomaszewski, bo burzy się, nie przyjmuje z godnością ciosów i razów, prowadzi politykę wywrotową. Nikt się nie ośmielił na stwierdzenie, że to polityka rządu litewskiego jest wywrotowa w stosunku do mniejszości narodowych.
Fajnie jest wymierzać sprawiedliwość, oceniać, rządzić, panować jak się ma większość za sobą. Czy 7% lub nawet 15% może mieć rację? To nie istotne - wystarczy mieć przewagę w sejmie, media, aktywnych rasistów, premiera i Panią Prezydent. Wtedy ma się gdzieś etykę, moralność, rozsądek, poprawność, sprawiedliwość.
Protest mniejszości narodowych przy pałacu prezydenckim został odebrany nie jako fakt, że różne mniejszości sygnalizują to, że zupełnie i kategorycznie się nie zgadzają z proponowanymi zmianami, ale z faktem że Polacy są awanturniczym narodem i protestując w taki sposób potwierdzają swój haniebny i agresywny stosunek do rządu oraz wykazują się niesłychany brak lojalności. Polacy to tępa podkategoria ludzi, która nie rozumie, że rząd chce im dobrze. Wg rządu litewskiego, Polacy, to w większości bezrobotna, niedouczona kompletnie nie zintegrowana, nielojalna, agresywna masa, która zagraża Litwie. Tej masie jak najprędzej należy wykręcić ręce, zawinąć w kaftan bezpieczeństwa i zrobić pranie mózgu. A że się opiera to te czynności trzeba przyśpieszyć i zintensyfikować.
Im bardziej się będziemy bronić, tym większa chęć zniszczenia nas, a jak bronić się nie będziemy - to pogarda jeszcze większa. Diabelskie, przepraszam, litewskie błędne koło. Mam wrażenie, że Polacy na Litwie stali się dla rządu litewskiego tym - czym żyd, cygan, gej czy murzyn dla ksenofobów, nacjonalistów, homofonów czy rasistów.
Tyle smutnej refleksji.
Litewski sejm przyjął ustawę o zmianie prawa oświatowego. Przedstawiciele mniejszości narodowych argumentują, że nowe przepisy doprowadzą do zamknięcia wielu szkół, w których treści nauczania przekazywane są w językach mniejszości.
Rząd Andriusa Kubiliusa argumentował, że podstawowym celem nowej ustawy jest lepsze opanowanie przez młodzież z mniejszości narodowych języka litewskiego. Według sondaży przeprowadzonych na zlecenie rządu, mniejszości niedostatecznie znają jedyny oficjalny język na Litwie, co utrudnia im znalezienie dobrze płatnej pracy, a także ogólnie obniża ich poziom przystosowania do życia w państwie. Przepisy stanowią, że jeśli w danej miejscowości działają dwie szkoły, np. litewska i polska, a w szkole mniejszości narodowych uczniów jest niewielu, placówka ta zostanie zamknięta, a uczniowie będą uczęszczać do szkoły litewskiej. Według szacunków AWPL, spowoduje to zamknięcie połowy ze 120 szkół, w których naucza się po polsku.
Problem ten jest o tyle palący i uderzający w podstawy prężnej działalności kulturalno-oświatowej litewskich Polaków, że wielu z nich mieszka we wsiach i miasteczkach. To rozdrobnienie przekłada się na wiele szkół (właściwie szkółek) z niewielką liczbą uczniów. Działacze polscy uważają, że to poważny krok na drodze ku lituanizacji mniejszości narodowych.
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że widmo ustawy, tak często prezentowane w polskich mediach, oddala się, ponieważ rząd Litwy przekazał projekt nowego prawa "do konsultacji" polskiemu MSZ-owi. Audronis Azubalis oświadczył jednak, że celem jego resortu były nie "konsultacje", ale "zakomunikowanie" zmian. To doprawdy dosyć mętne tłumaczenie. Jeśli miało służyć jedynie poinformowaniu Warszawy, rząd mógł zostawić tę kwestię i poczekać, aż parlament przegłosuję nową ustawę oświatową. Co to za różnica, czy Polska dowie się o niej ante czy post factum, skoro rezultat będzie taki sam?
By weszła w życie, ustawa musi zostać podpisana przez prezydent Grybauskaite. Zapowiedziała ona, że uczyni to tylko wtedy, gdy będzie miała pewność, że nowa ustawa nie upośledza uprawnień litewskich Polaków w porównaniu do tych, jakimi cieszą się polscy Litwini. Niektórzy uznali te słowa za zapowiedź weta. Sugeruję jednak poczekać, gdyż trudno jest przewidzieć decyzję pani prezydent. Nie zmienia to wszakże faktu, że Litwini po raz kolejny pokazują, jak wielki mają kompleks wobec Polaków i nie tylko (chodzi przecież także o Rosjan). Mały naród w środku Europy (o tak, wystarczy wybrać się na wycieczkę z Wilna do Uteny i ujrzy się znak - my mamy swój środek, Białorusini swój, więc i Litwini nie powinni udawać, że to oni nie mają racji) maluje wszystkie swoje traumy pędzlem tak grubym, że zamazuje nawet te momenty w historii, w których nikt Litwinów nie zmuszał np. do polonizowania się. Po raz kolejny zapominają, że w XIX wieku znalazła się grupa intelektualistów, którzy arbitralnie orzekli, że chłopa spod Kowna należy uznać na esencję litewskości. Nie winię ich za to, ponieważ w podobny sposób tworzono i inne narody w XIX wieku (nie tylko małe, ale i bardzo liczne, np. włoski). To, że pół wieku po rozpoczęciu forsownej rusyfikacji sprawę tożsamości trzeba było nakreślić bardzo jasno na zasadzie kontrastów, nie oznacza, że teraz nadal trzeba wierzyć w uniwersalność dziewiętnastowiecznych środków.
Przykład Litwinów bojących się szkolnictwa mniejszościowego powinien uzmysłowić wielu polskim politykom (i nie tylko im), że dramat dziejów Europy Środkowej polega na tym, że każdy z tutejszych narodów dał sobie wbić do głowy niemiecki rodzaj nacjonalizmu, zasadzający się na języku i ostrych podziałach etnicznych. Było to rozumowanie trafne, gdy trzeba było walczyć w sposób oczywisty o utrzymanie odrębności. Teraz jednak czas uświadomić sobie, że model taki dawno przekwitł i nie zanosi się na to, by musiał wybujać na nowo. Mamy szansę budować patriotyzm nowoczesny, oparty na pracy i poczuciu odpowiedzialności za wspólnotę - słowem, patriotyzm zachowań i postaw codziennych. Co więcej, winien być to patriotyzm myślenia: "wiem, skąd jestem i wiem, skąd są oni". "Oni" to także Litwini.
Możemy różnić się pod wieloma względami. Możemy mieć całkowicie odmienne spojrzenie na niektóre wydarzenia o znaczeniu przełomowym dla regionu, ale wbijmy sobie do głowy, że lęki w rodzaju Niemca z pikielhaubą niosącego aryjską wyższość nabitą na bagnet lub polskiego szlachcica wymachującego koncerzem i krzyczącego "tu jest wszędzie Sarmacja" to intelektualna błazenada.
Bracia Litwini, nigdzie nie znajdziecie lepszego przyjaciela niż tu, nad Wisłą.
Litwa zrobiła to co, zamierzała i obiecała, właściwie rząd litewski zrobił to co zamierzał i planował. Cieszą się nacjonaliści litewscy. O to ich triumf. Oto pogardę udało się wyrazić ustawą. Rząd idzie ramię w ramię z rasistami krzyczącymi „Litwa dla Litwinów”.
Nikt nie chciał w to wierzyć, ale trzęsienie ziemi dla oświaty polskiej na Litwie stało się faktem. Wywołał je sejm 76 głosami przegłosowując zmiany w oświacie (14-stu było przeciw, 29-u wstrzymało się od głosu, czyli przyglądali się egzekucji) pomimo wyraźnych protestów Polski jak też Polaków na Litwie. Litwa ma w nosie (mówiąc językiem dyplomacji) wszelkie opinie i argumenty mniejszości, te 60 tysięcy podpisów i wszelkie apele Polski. Sama głowa państwa litewskiego mówi, że podpisy są zbędne. Wcześniej, swoją ostatnią wypowiedzią „kropkę na i” postawił litewski minister spraw zagranicznych dając pokaz arogancji i "dyplomacji". Już nie wywołał zdziwienia, ale przerażenie i chyba też politowanie.
Im więcej protestów Polski i polskiej społeczności na Litwie tym większa irytacja rządu i tym większa niepohamowana chęć zniszczenia, zduszenia i zdeptania Polaków na Litwie. Przypomnę, że kiedy Polacy zorganizowali protest przed prezydenturą, to rząd litewski jeszcze szybciej chciał przyjąć ustawę, pokazując tym jak guzik (mówiąc językiem dyplomacji) obchodzą go uczucia Polaków. Jak przyjeżdżał prezydent Polski to sejm odrzucał projekt pisowni nazwisk. Czy można lepiej wyrażać pogardę dla Polski i Polaków na Litwie. Myślę, że rząd ma jeszcze wiele pomysłów. Wszelkie kary, zamykanie szkół, szykany, dyskryminacja - to tylko niektóre. To tylko pierwszy etap, potem nastąpią kolejne nie mniej wstrząsające. Egzaiminy, przedmioty same szkoły. Baza prawna gotowa. Media, telewizja, portale, dziennikarze i naukowcy litewscy - wszyscy pomogą. To sprawa wagi państwowej i bezpieczeństwa litewskiego. Kto się temu sprzeciwi? Te 7%?
Polski minister spraw zagranicznych zwyczajnie po ludzku prosił, aby nie pogarszać stanu polskiej oświaty na Litwie. Podkreślam nie żądał, a prosił. Dlaczego? Bo jak ktoś jest głuchy na argumenty i rozsądek, jest zaślepiony rasizmem, uprzedzeniem, fanatyzmem, nacjonalizmem, to można spróbować po prostu prośbą. Nie pomogło. Nic nie było wstanie zatrzymać buldożera litewskiego, który rozjeżdża polską oświatę na Litwie, jednocześnie głosząc, że jest najlepsza na świecie.
Tym strzałem Litwa ustrzeliła dwa zające naraz: pogorszyła sytuację Polaków na Litwie i pokazała Polsce, gdzie jest jej miejsce. Jednoznaczny sukces rasistów -nacjonalistów. Sukces rządu. Gratuluję pychy, szowinizmu, nacjonalizmu, obłudy, zapiekłości, nienawiści, rasizmu, zaślepienia. Rząd pokazał jak widzi patriotyzm.
Rząd litewski uważa, że jak nakaże Polakom uczyć się litewskiego jako języka ojczystego, to Polacy na Litwie staną się z powrotem Litwinami, a jeśli nie będą znali języka litewskiego i literatury tak dobrze jak Litwini, (bo by musieliby w domu, na ulicy, między kumplami, kolegami, znajomymi mówić i myśleć po litewsku), to też dobrze - bo na studia nie pójdą i zejdą na margines. Rząd nie jest głupi, wie, że z Polacy czy Rosjanie przynajmniej na początku nie zdążą się nauczyć języka tak dobrze jak Litwini, co za tym idzie będą oni mieli gorsze oceny na świadectwach maturalnych i tym samym dużo gorsze szanse na studia. To jest „cudowny i pożądany” efekt uboczny ustawy rasistów. Uniwersytety litewskie tylko dla Litwinów! A rząd twierdzi, że właśnie po to zmienia ustawę, aby Polacy o wiele łatwiej dostawali się na studia. Obłuda gebelsowa w czystej postaci.
Jakie są konsekwencje? Litwa wzbudziła nienawiść Polaków na Litwie (być może też Rosjan) oraz zapewne zrobiła swoisty reset w stosunkach z Polską. O ile uczucia Polaków na Litwie rząd litewski ma w nosie (mówiąc językiem dyplomacji) o tyle fakt kolejnego już pogorszenia stosunków z sąsiadem jest nie na rękę, choć wydaję mi się, że rząd litewski spodziewałby się nawet dużo stanowczej reakcji Polski i jest na nią gotowy.
Co teraz zrobi Polska? Czy odpowiednio uchwali ustawę, która pogorszy stan mniejszości litewskiej? A może odpuści i pozwoli, aby sprawa rozeszła się po kościach.
Jest takie przysłowie: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Litwa zawsze będzie sąsiadem Polski. I trzeba będzie nie raz spojrzeć w oczy sąsiadowi. I zdarzy się wiele razy sytuacja, gdy Litwa będzie potrzebowała wsparcia. Los bywa i będzie przewrotny.
Rząd litewski ma nadzieję, że Polska nie pozostanie zezłoszczona długo i to w dodatku partnera przecież strategicznego (ten termin ciągle odmieniają premier, minister spraw zagranicznych, Pani prezydent). Ci politycy ośmieszają siebie samych.
Litwę z Polską łączy mnóstwo projektów jak biznesowych, energetycznych tak wojskowych i kulturalnych. Litwa wie i wierzy, że one się nijak jednak nie mają do działań rządu litewskiego względem mniejszości polskiej na Litwie. Rząd wierzy i wymaga by Polska jako sąsiad, partner w EU i NATO pomagał i stawał w obronie Litwy przy każdej sprawie, gdzie Litwa tego potrzebuje, BO Litwa nie pogarsza, ale polepsza sytuację mniejszości polskiej na Litwie. I nie warto pytać Polaków na Litwie, co oni o tym myślą, bo oni się nie liczą tak jak te 60 tysięcy podpisów.
Tak wygląda myśl obecnego rządu litewskiego. Niewiadomo czy rząd litewski tylko udaje, czy rzeczywiście w to wierzy? Jeśli udaje, to można podejrzewać o niepełnosprawność umysłową, a jeśli w to wierzy, to też.
Ciach, i po sprawie. Sejm litewski przyjął nowelę do ustawy o oświacie mającą druzgocący wpływ na sieć polskich szkół na Litwie: prognozuje się, że z powodu nowych przepisów skurczy się ona aż o połowę.
Tyle napięcia, oczekiwania, zapowiedzi, wiara Polski w możliwość wspólnego radzenia się z Litwinami, ale oni (Litwini) – jako naród wielce osobliwy - po raz enty wystrychnęli wszystkich na dudka, i poprawki do ustawy pośpiesznie przyjęli.
Media, politycy, politolodzy – wszyscy prześcigają się w komentowaniu wydarzenia. I słusznie. Dobrze, że rezonans budzi kwestia rażącego deptania praw człowieka w państwie członkowskim UE.
Pałeczkę przejmuje prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė, która ustawę może zawetować. Albo nie. Wydaje się, że jej decyzję zdeterminuje reakcja nas, Polaków na Litwie, Polski, Parlamentu Europejskiego etc. Jak będzie mocna i dobitna – jest szansa, że prezydent uda się uratować mocno nadszarpnięty wizerunek (raczej jego resztki) państwa litewskiego na arenie międzynarodowej.
A może to tylko optymizm przez nas przemawia? Może rzeczywiście jest tak, że Litwini mają wszystkich w najgłębszym poważaniu i wiedzą najlepiej? Niebawem się dowiemy.
Praktycznie wszystkie duże markety w tym roku w Boże Narodzenie i Sylwestra, 25 grudnia i 1 stycznia nie będą czynne, a w okresie świątecznym - 24, 26 i...
Film „Plica Polonica” Agaty Tracewicz został najlepszym litewskim filmem krótkometrażowym na zakończonym w niedzielę, 19 listopada, w Wilnie 21. Forum...
Litewski Związek Tłumaczy Literackich tegoroczną swoją Nagrodę Przyjaciół (Bičiulių premiją) przyznał Instytutowi Polskiemu w Wilnie – poinformowano we...
Na prośbę lekarzy papież Franciszek odwołał swoją podróż do Dubaju na konferencję klimatyczną ONZ w dniach 1-3 grudnia - poinformowało biuro prasowe...
Publikacje wyrażają jedynie poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie"