Lojalność. Termin odmieniany przez wszystkich polityków litewskich przez wszystkie rodzaje i wszystkie przypadki. Właściwie, oczywiste stało się na Litwie, że polskość to epitet nielojalności. "Niech jeszcze i to" - jak mawiał Korczyński.
Co tak naprawdę co oznacza lojalność. Polacy się oburzają, że z powodu okazywanego uzasadnionego niezadowolenia z siłowo wprowadzonych zmian w oświacie i za samo stawianie wszelkich postulatów, uważa się ich za nielojalnych względem państwa litewskiego. Termin zaczęli używać nawet pani prezydent, premier, ambasador Litwy w Polsce, wyżej już się nie da. Tym samym ci prominenci cynicznie „promują” termin o braku lojalności Polaków i tym samym dodatkowo separują Polaków od Litwinów. Czy Polacy naprawdę są nielojalni, a może prezydent, rząd, premier i sejm w tej nielojalności są jeszcze „lepsi”?
Lojalność to postawa charakteryzująca się przestrzeganiem przepisów prawa, zgadzaniem się z działaniami rządu lub władcy państwa. Lojalny obywatel pracuje dla gospodarki litewskiej, tworzy miejsca pracy, zakłada firmy, pracuje dla służb mundurowych, płaci podatki. Czy Polacy na Litwie nie płacą podatków, uciekają przed pracą na rzecz państwa i obywateli, nie tworzą miejsc pracy?
Polacy domagają się nazwisk, tablic, zwrotu ziemi, nie zgadzają się i wyrażają niezadowolenie z wprowadzanych zmiana w oświacie oraz w ze sposobu w jaki są wprowadzane. Tylko tyle wystarczy, aby u Pani prezydent i reszty zasłużyć na niesprawiedliwą i krzywdzącą opinię.
Politycy, naczele z prezydent, ciągle w ten sam sposób szkalują Polaków, choć przypomnę, że raptem 20 lat temu byli oni nielojalni wobec sowieckiego reżimu w różnoraki sposób okazując swoją niezgodę na działania władz sowieckich. System sowiecki był pełen zakazów, nakazów i siłowych rozwiązań ustawowych. Widocznie tak mocno wsiąkł do polityków litewskich, że bez zrozumienia, wrażliwości, etyki, dobrej woli, przychylności za to z brakiem lojalności i ogromną arogancją, brutalnie wprowadzili zmiany w oświacie.
W związku sowieckim istniało kiedyś pojęcie wroga ludu. Wróg narodu był zdrajcą i oczywiście nielojalnym obywatelem. Wrogowie narodu byli torturowani i wsadzani do więzień, bo mieli inny pogląd na to, jak powinno wyglądać ich życie i przysługujące im prawa. Zresztą dziś też istnieją państwa, w których taki stan rzeczy jest aktualny. Prezydent i litewscy politycy, wg tej samej sowieckiej nomenklatury, postrzegają dziś lojalność swoich obywateli, co prawda tylko z tych mniejszości narodowej.
Kiedy sami Litwini wyszli na ulice w proteście na zmiany spowodowane niedawnym kryzysem, nikt im nie zarzucał braku lojalności mimo, że stanowczo nie zgadzali i protestowali przeciwko rządowi. Litewscy politycy, prezydent i premier stosują podwójne standardy dla obywateli narodowości litewskiej i reszty. Stąd prosty wniosek rząd, premier, prezydent są lojalni tylko względem większej części obywateli.
To, że mniejszość wyraża niezadowolenie, krytykuje państwo, narzeka na brak poszanowania praw mniejszości, nie zgadza się z ciągłym pogarszaniem sytuacji mniejszości podając za przykład choćby rozwiązania prawne sąsiedniego państwa dotyczące właśnie litewskiej mniejszości narodowej, wysocy rangą dostojnicy państwowi nazywają nielojalnością, choć w duchu prawa europejskiego, te żądania są absolutnie uzasadnione i sprawiedliwe.
Spójrzmy na jeszcze jedno określenie lojalności:
Lojalność to wierność wobec osób, wzajemne zaufanie, uczciwość w kontaktach międzyludzkich, dotrzymywanie słowa i danych obietnic. Czy Litwa jako państwo zachowywała się lojalnie przez 20 lat wobec Polski? Ciesząc się przychylnością i zaufaniem Polski, Litwa przez 20 lat zwodziła i oszukiwała Polskę, gdyż zamiast ulepszyć, to pogarszyła sytuację mniejszości. Lojalność bezwzględnie wymaga dotrzymywania obietnic.
Uczciwość. Rząd litewski nie był uczciwy wobec mniejszości narodowych, kiedy ignorując i poniżając mniejszość wprowadził nowe zmiany w ustawie o oświacie. Zgodnie jednak z nomenklaturą sowiecką, to obywatel musi być poddany całkowicie państwu, a nie państwo obywatelowi. Na razie świadomość polityków jest na tyle wąska i uboga, że nie rozumieją oni, że zostali wybrani przez obywateli, aby to im właśnie służyć.
Państwo jeśli chce, aby obywatele byli lojalni, akceptowali działania władz, nie może być wrogie, ani krzywdzące dla obywateli. Nie może być nieczułe i ślepe na sprawiedliwe żądania mniejszości narodowej, które przez państwo sąsiednie (np. Polskę) są spełniane od dawna i bez żadnych emocji, jako zwykły standard europejski, nie będący niczym wyjątkowym. Granicy miedzy Polską i Litwą nie ma od dawna, ale granica w świadomości, podejście do praw mniejszości narodowych nawet nie jest granicą, jest przepaścią. Przykładów potwierdzających tę tezę jest całe mnóstwo.
Mówi się, że lojalność i przychylność teraz można kupić. Np. sieci handlowe lub inne instytucje tworząc programy lojalnościowe stwarzają jak najdogodniejsze warunki klientowi, aby ten był permanentnie zadowolony. Jest to sensowne, prawdziwe i logiczne. Jeśli klientowi (obywatelowi) stworzymy dogodne warunki, to pewne, że nigdy nie będzie chciał zrezygnować z takiego stanu, pozostanie zadowolony wierny i lojalny. Państwo nie jest siecią handlową, ale zasada budowania lojalności, przychylności i zadowolenia jest taka sama wszędzie.
Jednak prędzej politycy zawrą pakt z diabłem, niż stworzą Polakom takie warunki na Litwie, choćby zbliżone do warunków, którymi może się cieszyć litewska mniejszość w Polsce, która notabene nawet ich nie chce. Może drugie, trzecie pokolenie polityków litewskich, nie będących zarażonych sowiecką chorobą, oznaczającą brak tolerancji i akceptacji dla inności, strach, podejrzliwość i kompleksy, będzie przychylne mniejszościom. Na obecne, nie ma co liczyć.
Lojalności nie da się wymusić na siłę, lojalność pojawia się sama, gdy ufamy sobie nawzajem, lubimy się i szanujemy, rozumiemy się, wspieramy się. Skoro jednak nawet prezydent Litwy tego nie rozumie, nie ma co liczyć na jej i lub innych dostojników zrozumienie, a juz napewno nie na ich lojalność.
Czy protest przy urzędzie prezydenta to akt nieposłuszeństwa obywatelskiego czy może akt rozpaczy i desperacji? Dla władz litewskich, mediów to jednoznaczne - Polacy awanturują się „z nie wiadomego powodu” i potwierdzają kolejny raz że są „elementem wywrotowym”. Polacy moralnego prawa do protestu i wyrażania swojego zdania nie mają.
Wszystko na świecie jest względne jak mawiał wielki Einstein. Jeśli chodzi o fizykę czy matematykę to proste. Ale jeśli chodzi o człowieka, jego emocje, poczucie sprawiedliwości, relacje między ludzkie? Też proste, wystarczy, że będzie się uczciwym i sprawiedliwym wobec wszystkich a nie tylko „swoich”.
Czy protest przy urzędzie prezydenta to akt nieposłuszeństwa obywatelskiego czy może akt rozpaczy i desperacji? Dla władz litewskich, mediów to jednoznaczne - Polacy awanturują się „z nie wiadomego powodu” i potwierdzają kolejny raz, że są „elementem wywrotowym”. Władze bowiem uznają, że Polacy nawet moralnego prawa do protestu i wyrażania swojego zdania mieć nie powinny.
Władze litewskie wiedziały, że wiec się odbędzie. Jednak nikt nawet nie zamierzał uspokajać nastroje, proponować dialog, rozmowę, wykazać przychylność, zrozumienie czy sympatię. Pojawiały się tylko dygresje, że winni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za nie posłuszeństwo. W państwach demokracji zachodnich konflikty się łagodzi, szanuje się prawa wszystkich obywateli, a nie tylko tych „z państwowym językiem nauczania jako ojczystym”. Zatem ze strony władz i mediów litewskich była i jest tylko wroga obojętność. Wrażenie jest jedno: zasadniczo nikt nie chce rozwiązać istniejącego problemu, bo to problem tylko 7% społeczeństwa litewskiego, w dodatku odrzucanego, oskarżanego niechcianego i nielubianego. Więc dobrze że „element wywrotowy” cierpi – bo na to zasłużył. Ot tam, pobuczą, potupią, pomachają flagami i transparentami – i tyle – nic więcej władzom nie grozi oprócz, prawda, wstydu i nędznego obrazu litewskiej europejskości, zacowania, homofobii, którymi ociekają relacje przekazywane przez zagranicznych dziennikarzy w świat.
Powrócę do teorii względności. Jak chodzi o mniejszość litewską w Polsce, to władze zaciekle popierają ją w tych samych dążeniach, o które walczą Polacy na Litwie. Popierają i postulują, aby były nazwy ulic te, które chce litewska społeczność, aby wisiały i nie były niszczone lub zrywane tabliczki z nazwami litewskimi, aby Litwini w Polsce mogli pisać, czytać i uczyć się po litewsku, zdawać egzaminy w języku litewskim (a egzamin z litewskiego był obowiązkowy na maturze), aby nie zamykać szkół litewskich, wydawać podręczniki, aby Litwini mogli pisać swoje dane osobowe w dokumentach po litewsku. Natomiast dokładnie te same postulaty Polaków na Litwie władze litewskie tępią, uniemożliwiają, ignorują, a nawet karzą za nie. Dlaczego? Zwykła teoria względności, a może raczej dookreślmy - dwulicowość, fałszywość, cyniczność, obłuda.
Pani prezydent, premier, przewodnicząca sejmu, wszyscy twierdzą, że polska mniejszość nie jest dyskryminowana przez obecne ustawy, a jej sytuacja jest od 20 lat polepszana. Czy warte cokolwiek są te ich cyniczne formułki powtarzane jak zdarta płyta? Każdy szanujący się analityk zapytany o sytuację mniejszości narodowej odpowiedziałby: „wyłącznie mniejszość może sprawiedliwie swą sytuację ocenić wieć ją prosze zapytać”. Inaczej, to jest tak samo jakby pytać przywódców np. Rosji, Kuby, Korei Północnej, Chin czy Białorusi o to czy w tych krajach opozycja nie jest dyskryminowana i ma zagwarantowane prawa a obywatele czują się wolni.
Inteligentni dostojnicy państwowi twierdzą, że jak Polacy będą zdawali taki sam egzamin z litewskiego to wreszcie szanse będą równe. Nie ma większej bzdury – bo właśnie wtedy zacznie się dyskryminacja. Zdając taki sam egzamin, Polacy muszą znać język dokładnie tak samo dobrze jak Litwini. A Polacy, aby znać język litewski w takim samym stopniu jak Litwini muszą nim posługiwać się 24h na dobę. Musieliby w szkole mieć wszystkie przedmioty po litewsku oraz w domu mówić po litewsku. Jeśli tak nie jest - to z natury rzeczy nie możliwe jest, aby Polacy tak samo dobrze znali litewski. Dostojnicy inteligentni twierdzą, że zdając taki sam egzamin Polakom będzie łatwiej dostawać się na studia. To jest bzdura. Zdając ten sam egzamin litewski a nie znając go tak samo dobrze - będą mieli zawsze średnio oceny gorsze. Litewskie wyższe uczelnie przyjmują na bazie ocen ze świadectw maturalnych, więc oczywiste jest, że mniejszej ilości Polaków uda się dostać się na studia, mając średnio oceny gorsze w porównaniu z Litwinami.
Władze litewskie cynicznie kłamią, mówiąc, że ujednolicenie egzaminu ułatwi Polakom drogę na studia, będzie dokładnie odwrotnie, władze tę drogę uczynią bardziej wyboistą dla Polaków, natomiast pomogą słabszym Litwinom, aby ci zajęli ich miejsca. Przypomnę, że Polacy rokrocznie mają wyższy wskaźnik dostawania się na studia niż Litwini, więc skąd w ogóle pomysł, że Polakom należy pomagać? Odpowiedź już padła przed chwilą.
Po wiecu, na Litwę pośpieszył premier Polski. Co tak nagle? Kiedy rząd litewski zapowiadał i przygotowywał ustawę nie było stanowiska „takiego kalibru”? Przecież Polacy protestowali jeszcze przed przyjęciem ustawy, gdzie był Tusk z pomocą? Dlaczego raptem premierowi Tuskowi zaczęło zależeć na Polakach na Litwie? Ano tak, w Polsce zbliżają wybory się i trzeba będzie odbijać piłeczki rzucane przez opozycyjny PIS.
Premier Tusk ładnie powiedział, powiedział to co Polacy chcieli usłyszeć. Bóg zapłać i za to. To chyba pierwsze słowa premiera Tuska w obronie Polaków od wielu lat. Jak dotychczas, to tylko było: „nie będziemy brutalnie naciskać na braci Litwinów. Trzeba uszanować wrażliwość Litwinów..." i tak dalej w tym samym stylu. Więc przestrzegam przed mylnym poczuciem radości rychłego wstawienia Polski się za Polakami, to tylko public relations zwane potocznie „piarem”. Zresztą premier Litwy zapowiedział od razu, że ustawy o oświacie nie zmieni.
Ale dzięki tej wizycie powstanie kolejna komisja. Tylko po co? Co ona załatwi? Przecież zdaniem Kubiliusa przyjęta ustawa o oświacie polepsza sytuację polskiej mniejszości.
Premier Kubilius zgodził się na dwustronną komisję która będzie miała za zadania rozwiązać „nabrzmiały problem”, którego i Kubilius, i rząd, i sejm, i prezydent nie widzą, to jak go rozwiążą? Można się spodziewać jak: aby komisja dobrze, skutecznie, sensownie działała potrzebne są działania obu stron, jestem pewien, że strona litewska będzie torpedować, przeciągać, uniemożliwiać prace komisji w nieskończoność. A jak Polacy wymuszą jakieś ustalenia, to przecież można przez kolejne 20 lat unikać ich spełnienia – takie doświadczenie Litwa już ma, łatwizna.
Kolejny wstyd, który zaliczył Kubilius wynika z faktu, iż nie powołał takiej komisji ze społecznością polską na Litwie gdy ustawę przygotowywano? To premier obcego państwa „spowodował” że w tej komisji mają zasiąść też przedstawiciele polskiej mniejszości na Litwie. (I za to rzeczywiście należą się podziękowania Tuskowi.) To premier obcego Państwa zmusza Kubiliusa, aby ten zachowywał się demokratycznie. Wstyd i kompromitacja - Kublius woli słuchać premiera Polski niż własnych obywateli. A potem się dziwi dlaczego Polacy lgną do premiera Polski a nie Litwy. I tu jest ta pseudonielojalność Polaków, którą wymyslili i wypromowali władze i media litewskie.
Smutne, że premier i rząd, sejm i prezydent Litwy nie mogli powstrzymać sadystycznej chęci zemsty na Polakach stosując politykę gwałtu, siły, arogancji, dezinformacji - tak jak 20 lat temu w stylu ohydnego totalitaryzmu. Narazie resocjalizacja się nie udała, metody i rozumowanie - z sowieckiego reżimu.
Ustawy litewskie (dotyczące oświaty, pisania nazwisk, nazw miejscowości, używania języka) obowiązujące w takim kształcie, zakładają skuteczną asymilację mniejszości, a że często obraz lepiej oddaje sens niż tekst, dlatego wyobrażam ten proces jak scenę z filmu kryminalnego:
Cel - złapać polską mniejszość, unieruchomić pasami bezpieczeństwa, przygotować strzykawkę z antypolską substancją w składzie: język litewski, mentalność, kultura, światopogląd. Szybko wstrzyknąć, odczekać, poluzować pasy, wypuścić. Obserwować działanie „leku” na pacjencie. Może nareszcie wszyscy będą jednakowo litewscy.
Boże miej litość nad oprawcami. To może dlatego, Tusk spotkał się z Polakami w kościele, bo nic innego nie pozostało jak tylko się modlić.
Mimo, iż zaczął się sezon urlopowy, konflikt polsko-litewski nie słabnie. Szczerze mówiąc trudno jest sobie wyobrazić, aby się skończył, stał się swoistym serialem czy nowym realisty show dla Litwinów. Przy tej okazji Polacy na Litwie mogą przy większej uwadze wszystkich wypowiedzieć wszystkie swoje bolączki i żale, a Litwini mogą się wreszcie dowartościować.
„Był czas przywyknąć” - jak mówiła stara Kargulowa w dobrze znanym filmie. I się przyzwyczailiśmy się, że każdy pseudo-dziennikarz wyciera mordę Polakami na Litwie dostając premie do płacy minimalnej.
Sam konflikt dobrze smakuje społeczności litewskiej i jej elitom. Czują się bezpiecznie, mogą sobie poużywać, pośpiewać razem z litewskim zespołem Diktatura albo bić brawo z widzami popularnego show „Kocham Litwę”. Satysfakcja gwarantowana.
Większość w sejmie z przewodniczącą na czele, premier, prezydent nie są bezstronni. Wyraźnie widać po której stronie stoją i jaką część obywateli reprezentują. Jak to powiedział kiedyś pewien polityk: „My stoimy tu, gdzie stała solidarność - oni tam, gdzie stało ZOMO”. Na Litwie już jest widoczny wyraźny podział na „my” i „oni”. Potwierdza to i „promuje” również p. ambasador Litwy w Polsce. Kto więc kreuje ten podział? Media i politycy promują taka modę antypolską: tym lepszym będziesz Litwinem im bardziej będziesz antypolski. To już nie jest pewna ideologia to już jest schorzenie psychiczne, które postępuje.
Polacy i Litwini rzeczywiście stoją po różnych stronach i to bardzo daleko od siebie. Różnica zdań i prawd Polaków i Litwinów jest taka jak niegdyś u ZOMO i Solidarności. Konflikt, którego wydaje się nie da się go rozwiązać, tak aby przysłowiowy wilk był syty i owca była cała. Owcą oczywiście są tu Polacy na Litwie, bo stanowiąc 7% społeczeństwa trudno, aby było inaczej. "Wilk" zaś wie, że nie ma "leśniczego" co mógłby go dobrze nastraszyć. Zaraz obok jest większy ospały "zwierz" (Polska), którego ten wilczek (tak wygląda z perspektywy Polski) troszkę denerwuje, ale nie na tyle, aby włazić mu w drogę. A niech robi co chce, wszak to jego terytorium. Polski zwierz jest większy od zwierzaka litewskiego, a jeśli sparafrazować porównanie Litwy i Polski dokonanego przez ministra R. Sikorskiego (1:13) to nawet trzynastokrotnie, więc wydawałoby się, że będzie miał przewagę, jednak to wilczek jest lepszy w „sztukach walki” i to już od 20 lat.
Mam wrażenie, że gdyby w prawyborach PO wygrałby Sikorski i zostałby później prezydentem Polski, to w sprawach zagranicznych, a szczególnie polsko-litewskich mielibyśmy dużo bardziej pryncypialne stanowisko niż mamy (a właściwie nie mamy) od obecnego prezydenta RP, mimo, że to właśnie obecny deklaruje, że „czuje się stąd”. Przypomnę, że wg konstytucji RP to prezydent i rząd wspólnie tworzą politykę zagraniczną.
Tak w ogóle, to mało jest komentarzy polskich przywódców w sprawie Polaków na Litwie. I tylko czasami da się słyszeć premiera, ale tylko wtedy, gdy skandal jest już tak duży, że dziennikarze nie odpuszczają. Oto kilka przykładowych wypowiedzi premiera Polski:
1. „nie będziemy chcieli używać zbyt brutalnych, czy nachalnych form nacisku po to, by przekonać Litwinów do tego, by te standardy europejskie dotyczące mniejszości były w pełni respektowane”
2. "będę zalecał jak najdalej idącą cierpliwość, ponieważ nie jest to problem ani ostatniego roku, ani ostatniego dziesięciolecia"
3. „musimy zrozumieć Litwinów”
4. „Polskę w relacjach z Litwą stać na takie strategiczne, długoterminowe myślenie, którego podstawą powinna być cierpliwość i wyrozumiałość”
Czy wciągu ubiegłych 20 lat Polska nie była dla Litwy wyrozumiała, cierpliwa, a może używała zbyt brutalnych i nachalnych metod nacisku w sprawie Polaków na Litwie?
Być może premier miał na myśli coś takiego: „spokojnie.., z głupim trzeba po dobremu i ostrożnie, trzeba poczekać aż zmądrzeje”, ale na końcu pojawia się zasadnicze i ważne zdanie premiera:
„Żeby nie było żadnego niemądrego pomysłu na retorsje czy zbyt ostre reakcje, bo my wobec Litwy powinniśmy być wyrozumiali. Oczywiście wszystko ma swoje granice, kiedy w mojej ocenie naruszano polskie interesy, kiedy utrudniano, a nie ułatwiano w Możejkach pracę rafinerii orlenowskiej, stawialiśmy sprawę bardzo twardo.”
Proszę zwrócić uwagę: „kiedy naruszano polskie interesy”! Działania władz litewskich wobec Polaków na Litwie nie są naruszaniem polskich interesów. Co być może jest logiczne, choć bardzo przykre i moralnie nie do przyjęcia.
Proszę zwrócić też uwagę, że gdy polski premier komentuje konflikt polsko-litewski na Litwie, to odnosi się tylko to do Litwinów. Nie pamiętam (chciałbym się mylić), żeby Polacy usłyszeli słowa wsparcia, solidarności, pokrzepienia, wyrozumiałości, zrozumienia, rady czy zapewnienia. Jedyne czego Polacy mogą być pewni to to, że premier prędzej rozumie Litwinów niż Polaków.
Polski premier jest premierem Polaków: ale uwaga - obywateli polskich, a nie Polaków obywateli litewskich czy innych - logiczne. Jeśli więc obywatele polscy będą mieli problem na Litwie, to premier nie będzie cierpliwy, wyrozumiały i miękki, a skoro to dotyczy Polaków ale obywateli litewskich, którzy z własnego wyboru są Polakami, to przecież mogli wybrać inaczej i teraz nie narzekać.
Sprawa Polaków na Litwie nie jest sprawą Polski, więc jest wyłącznie sprawą Litwy. Wyłania się smutna „oczywista oczywistość” jak mawiał już cytowany przeze mnie wyżej polityk.
Dawno temu nie zastanawiałem się nad tym czy za plecami Polaków na Litwie stoi polski premier, byłem pewien, że tak jest. Dziś coraz częściej widać, że premier stoi nie ZA plecami Polaków, ale plecami DO Polaków na Litwie.
Kiedyś sojuszniczy zachód zdradził Polskę i zostawił ją na pastwę Rosji, dziś Polska zostawia Polaków na Litwie na pastwę Litwy, zresztą jak i w ciągu 20 ubiegłych lat.
Litwa jest domem wszystkich Polaków i Litwinów – twierdzi premier. Tu się wszyscy zgadzamy. Jednak prawo do gospodarowania tym domem jednoznacznie zawłaszczają sobie Litwini. Tak jakbyśmy byli tu gośćmi. Premier mówi, że mamy kłótnię w domu, obie strony są winne, a Polacy powinni pomilczeć (czytaj pogodzić się i przeprosić). Ciekawe - czy mówiąc „winne są obie strony” miał na myśli też stronę litewską, czy może tylko Polaków na Litwie plus Polskę?
Polacy winni są konfliktu i basta! Polacy są winni, bo chcą dbać o swoją oświatę, chcą pisać imię i nazwisko poprawnie, chcą mieć nazwy ulic i miejscowości w swoim języku. Takie prawa w kraju zachodnim nie wywołują żadnych emocji czy zdziwienia. Na Litwie uznaje się je za działania wywrotowe, zakrawające o zdradę państwa.
Posłużmy się przykładem, aby zobaczyć skalę i różnicę w poglądzie.
Porównajmy jazdę samochodem w krajach zachodnich i na Litwie. Na zachodzie czujesz się jak w idealnym świecie: szacunek, kultura, sympatia. Wjeżdzając na Litwę - auta, ludzie, domy, przyroda wyglądają podobnie, a różnica „wychodzi z worka”, gdy zobaczymy zachowanie tych ludzi jeżdżąc autem. „Zachodniak” dostaje szoku i niedowierzania, bo jego ocena nie mieści się w jego skali wartości. Co może z tym zrobić? Nic, bo nie ma na to wpływu. Nie sprawi, że nagle wszyscy zaczną jeździć grzecznie, kulturalnie, szanując innych. To społeczeństwo musi dorosnąć, rozwinąć się, wyzdrowieć.
Zdrowe społeczeństwo okazuje szacunek, zrozumienie, sympatię mniejszościom narodowym. Taki szacunek i zrozumienie dla mniejszości narodowych jest zupełnie naturalny, gdy poziom rozwoju mentalnego narodu jest wysoki. Rząd litewski nie ma szacunku i zrozumienia dla Polaków na Litwie – to jasne jak słońce. Wszystkie te dążenia Polaków na Litwie są absolutnie zrozumiałe dla Litwinów tylko wtedy gdy dotyczą …. Litwinów zagranicą. Jadąc do Polski rząd litewski wspiera inicjatywy tego samego rodzaju, które wróciwszy na Litwę tępi i represjonuje.
Żadnym swoim zachowaniem nie sprawimy, że Litwini przestaną się bać agresji Polski na Litwę (w sensie terytorialnych pretensji) lub ogłoszenia przez Polaków na Litwie autonomii polskiej na Litwie. Jeśli ktoś ma taką fobię, to zazwyczaj nie daje się z tego wyleczyć, trzeba mieć nadzieję, że ta wada jest nie genetyczna. Wyrażam żal, bo ta „usterka” obiera im rozum, bo z tego rodzi się nacjonalizm. Jednak ubolewanie szybko mija, gdy tych ludzi popierają media, a ich tezy podtrzymuje sejm, premier, rząd i prezydent.
Wracając do premiera i jego oskarżenia. Otóż twierdzi on, że obie strony są winne, a że Polacy „winniejsi” - to powinni milczeć. Przypomina to przesłuchanie - przesłuchiwany może się odezwać, gdy przesłuchujący na to pozwoli. Czy jest to zwykła arogancja, do której już nas premier przyzwyczaił? Czy brak świadomości, szacunku, wiedzy, ale i przychylności czy sympatii?
Rząd zaatakował Polaków: zaczął od usunięcia języka polskiego z obowiązkowych egzaminów, od kar za używanie języka Polskiego, kar za tablice dwujęzyczne (w momencie, gdy de facto prawo ani tego, ani drugiego nie zabrania), dołożył ustawą o oświacie (w momencie, gdy w UE zakazane jest pogarszanie sytuacji mniejszości), o sprawie nazwisk nie wspomnę (która dotyczy też samych Litwinów).
Rząd swoim postępowaniem wzniecił antypolskie nastroje, rozpalił emocje, wywołał awanturę, a teraz oskarża, że to ofiara represji jest winna i nie chce rozwiązać „konfliktu rodzinnego”. (Tak się traktuje rodzinę wg premiera). Otóż jednoznacznie panie premierze można stwierdzić, że Polacy nie są i nie byli za karami za używanie języka polskiego, czy używanie tablic dwujęzycznych, nie są też przeciwko pisaniu nazwisk po polsku, nie są też przeciwko nauczaniu w szkołach wszystkich przedmiotów po wyłącznie po Polsku, więc nie wywołali i nie są winni tej awantury.
Porównam sytuację znów do sytuacji na drodze. Jedziemy grzecznie samochodem, zajeżdża nam drogę cham, powodując wypadek, ale to cham oskarża nas o spowodowanie wypadku. Idąc dalej, cham obwinia nas, że nie wyrażamy chęci rozwiązania sprawy z orzeczeniem o naszej winie i przyjęcia kosztów naprawy jego auta, a na dodatek nasza reakcja jest zbyt emocjonalna!
Polska i przedstawiciele parlamentu polskiego są tak samo (tak jak my) obwiniani za „zbyt emocjonalną” reakcję na wprowadzane zmiany. Jeśli więc rząd litewski wierzy, że polepsza sytuację Polaków na Litwie, powinien w ogóle kwestionować negatywną reakcję Polaków i Polski jako taką, i żądać pozytywnej reakcji. Przecież jeśli rząd sytuację ulepsza to musi być wszechobecna radość i oklaski Polaków i Polski, nie? Gdzie one są? Czy tępi Polacy w Polsce i Polacy na Litwie tego nie rozumieją?
Skromne grono przedstawicieli RP w końcu dotarło na Litwę, aby porozmawiać o zmienionej sytuacji mniejszości polskiej na Litwie „twarzą w twarz”. Jakież było ich oburzenie, gdy pojęli jaka jest rzeczywistość, choć i tak mniejsze od oburzenia Litwinów, którzy się zirytowali, że Polacy nie poklepali ich po ramieniu za „odwalenie dobrej roboty”.
Pewien pseudopublicysta na portalu internetowym twierdzi, cytuję: „wg psychologii oraz tzw. logiki życiowej, konflikt powstaje wtedy, gdy jedna strona odmawia bycia partnerem w sprawie rozwiązania konfliktu”. Odnosi się w ten sposób do niedawnego spotkania przedstawicieli RP, którym zarzuca ślepotę i głuchotę. "Łatwiej dostrzec źdźbło w oku bliźniego, niźli belkę we własnym".
Ubolewam nad takim poziomem logiki tego pana! Konflikt powstaje dużo wcześniej: wtedy gdy jedna strona atakuje drugą. Konflikt powinna rozwiązywać strona, która ten konflikt wznieciła i jest za niego odpowiedzialna, a nie strona zaatakowana i skrzywdzona. Konflikt zaś rozwiązuje się przyznając się do winy, wyrażając żal za popełniony czyn, naprawieniem krzywdy, zadośćuczynieniem i przeprosinami. Konfliktu nie rozwiąże oburzaniem się i oskarżaniem, że ofiara nie akceptuje agresji i ataków.
ZPL ogłosił, iż w tym roku nie będzie pochodu polskiego na 2ego maja (dzień Polonii i Polaków za granicą).
Ten pochód już stał się tradycją, a wg mnie takie wydarzenie było i jest bardzo potrzebne Polakom na Litwie. Dziś - dużo bardziej.
Ale oto, już drugi rok z rzędu pochód nie będzie organizowany. Nie rozumiem argumentów.
Albo nie można się dogadać z samorządem wileńskim (co na pewno łatwe nie jest), albo jest jakaś inna przyczyna, której nie znamy. Otóż to, że pochód był już organizowany wcześniej, oznacza, że dużo łatwiej go zorganizować ponownie (rokrocznie) niż później od nowa niejako przebijać mur.
Brak pochodu jest ogromnym błędem, bo akurat jak w tym roku, tak i ubiegłym, takie pochody należało zorganizować i to zwiększą motywacją niż zwykle.
W ubiegłym roku wydarzyła się katastrofa smoleńska. Wydarzenie bez precedensu, tragiczne i trudne do akceptacji, pojęcia. Przy tej okazji, to właśnie wtedy, moglibyśmy wyrazić solidarność i jedność z rodakami w Polsce - na pochodzie prezentując żałobne kiry, żal, smutek, żałobę. Znicze i kwiaty przy ambasadzie polskiej, to wg mnie za mało jak na wielkość i możliwości mniejszości polskiej na Litwie. Nastrój pochodów był zawsze wesoły, ale właśnie wtedy tak i teraz mógłby być właśnie smutny i refleksyjny.
Ponoć przyczyną braku pochodu stała się beatyfikacja Jana Pawła II. Jest to jak najbardziej wesołe wydarzenie. I przy okazji pochodu można właśnie zaznaczyć to wydarzenie i uświadomić też litewską opinię publiczną, która na pewno o tym większego pojęcia nie ma.
Jednak dla Polaków na Litwie „katastrofą smoleńską” stała się przyjęta przez sejm i podpisaną przez prezydent nowa ustawa oświatowa, która przyznacie, również jest trudna do akceptacji i pojęcia. Przy całej obecnej nagonce, atakach, poniżaniu i obrażaniu mniejszości polskiej na Litwie taki pochód jest zdecydowanie bardziej potrzebny dzisiaj niż kiedyś. Akurat teraz trzeba i wypada wyrazić solidarność i jedność, ale już między nami samymi - Polakami na Litwie.
Myślę, że na tegoroczny pochód przybyło by dużo więcej Polaków, którzy swoją obecnością wyrażaliby też sprzeciw wobec postępowania władz. Być może wtedy i premier, i prezydent, i przewodnicząca sejmu zobaczyliby nie tylko „suche” podpisy na kartkach, ale i ludzi, którzy te podpisy złożyli. Ludzi, którym wyrządzili krzywdę. Oczywiście w ich fałszywym pojęciu - "przysługę".
Pochodu nie będzie. Szkoda. Dla mnie argument, że ludzie w tym czasie mają świętować beatyfikację JPII, kompletnie nie logiczny i do mnie nie trafia. Zresztą, czy nie można się tą beatyfikacją cieszyć na pochodzie i to w dodatku razem z innymi?
Czy w kolejnym roku znów pojawi się jakiś pretekst? A może jedyną przyczyną jest jak najmniejsze poirytowanie wrażliwych braci Litwinów?
Ja osobiście byłem bardzo szczęśliwy mogąc uczestniczyć w takim pochodzie. I jest to dla mnie duże rozczarowanie.
Rząd litewski pomaga mniejszościom mieszkającym - ich sytuacja jest bardzo dobra! Oto hasła rządowe! Rząd „ulepsza” sytuację mniejszości narodowej, bo … jest najlepsza na świecie. Dlaczego więc wywołuje to takie emocje? Jestem pewien, że gdyby dotyczyło to innego narodu mógłby mieć dużo większe przywileje, ale że akurat chodzi o Polaków to figa! Litwini nie lubią Polaków jak mało kto.
Rząd wybiórczo porównuje swoją ustawę z ustawą o oświacie w Polsce. Tam, gdzie rządowi wygodnie tam opiera się na tym, że „tak jest w Polsce”, ale gdzie przepisy są korzystniejsze niż na Litwie o tym perfidnie milczy. Chcesz być uczciwy, bądź, ale do końca.
A co zrobi Litwa, gdy Polska poprawi swoją ustawę dla mniejszości litewskiej? Czy Litwa postąpi tak samo? Nigdy w życiu. Wtedy realna sytuacja oświaty nie będzie argumentem dla Litwy. Rząd nie porównuje jak zmieniała się sytuacja Litwinów w Polsce w ciągu ostatnich 20 lat, bo będzie musiał stwierdzić, że sytuacja mniejszości litewskiej wyraźnie się polepszała. Paradoksalnie, ale litewska mniejszość w Polsce jest gotowa sama zrezygnować ze wszystkich przywilejów (możliwość pisania nazwisk po litewsku, umieszczania tabliczek z nazwami ulic i miejscowości, nauczanie przedmiotów po litewsku, trzykrotnie większe dofinansowanie szkół litewskich), tylko po to aby ten stan byłby odniesieniem dla rządu litewskiego, który wtedy mógłby dalej pogarszać warunki dla „swojej” mniejszości na zasadzie parytetu. To jest dopiero patriotyzm…
Jak zaobserwujemy media litewskie, (TV, radio, internet) to panuje tam bardzo negatywna ocena Polaków. Modne stało się zadawanie ciosów polskiej mniejszości. Polacy protestują, a to dodatkowo wywołuje chęć dowalenia jeszcze mocniej i więcej. Ubaw po pachy, bo akceptacja społeczna jak nigdy duża.
Tomaszewski jest wrogiem publicznym nr 1. Jest oskarżany o zdradę Litwy, o politykę wywrotową? Zgadzam się z tym jak najbardziej. Za czasów sowieckich obywatele, którzy się nie zgadzali z reżimem lub jedyną linią partii też byli wrogami narodu, wywrotowcami, byli karani, sądzeni, wsadzani do więzień lub łagrów. Rząd litewski prowadzi politykę totalitarną wobec mniejszości (na siłę narzuca pewne regulacje prawno-społeczne), których mniejszość kategorycznie nie chce, a wyrażając sprzeciw Tomaszewski (jak i inni Polacy) staje się zdrajcą i wywrotowcem, wrogiem, osobą niepożądaną. Tacy wrogowie reżimowi robią krzywdę, odsłaniając jego prawdziwe zamiary i cele.
Znany paradoks w świecie reżimowym: (Rosja, Białoruś, Korea, Chiny kraje afrykańskie itd.) prześladujący atakuje - ofiara się broni, ale to ofiara jest agresorem i oskarżonym. Na dodatek im bardziej się ofiara sprzeciwia, protestuje, nagłaśnia tym bardziej jest oskarżana o nienormalność, niesubordynację, brak integracji, wrogość, agresję.
Media są po stronie rządu i chętnie mu pomagają, tworzą grunt. Jeśli media przedstawiają argumenty strony rządowej to w pełni je motywują i tworzą obraz, który chce rząd przekazać. Jednak jeśli przekazują informację od obrońców mniejszości, to albo w ogóle tego nie robią, albo jeśli już to w sposób krzywy, wypaczony, wątpliwy, podważający, nieprawdziwy dodając zupełnie od siebie kontr-argumenty (tak niby obiektywnie). Na portalach i blogach istne szaleństwo dziennikarzy, pseudo-ekspertów-historyków, parlamentarzystów, tak jakby ktoś ogłosił nagrodę, kto bardziej obrazi i znieważy, dowali Polakom.
Wyłącznie temat polski wywołuje tak ogromne emocje i poruszenie. To widać nie tylko po ogromnej przewadze ilości komentarzy, ale również po poziomie agresji komentujących. Gdyby Polacy mieli inny kolor skóry lub inny kształt oczu już dawno by dochodziło do pobić i fizycznych ataków.
Kto jest temu winien? Pewnie, że nie rząd i media. Winni są Polacy i Tomaszewski, bo burzy się, nie przyjmuje z godnością ciosów i razów, prowadzi politykę wywrotową. Nikt się nie ośmielił na stwierdzenie, że to polityka rządu litewskiego jest wywrotowa w stosunku do mniejszości narodowych.
Fajnie jest wymierzać sprawiedliwość, oceniać, rządzić, panować jak się ma większość za sobą. Czy 7% lub nawet 15% może mieć rację? To nie istotne - wystarczy mieć przewagę w sejmie, media, aktywnych rasistów, premiera i Panią Prezydent. Wtedy ma się gdzieś etykę, moralność, rozsądek, poprawność, sprawiedliwość.
Protest mniejszości narodowych przy pałacu prezydenckim został odebrany nie jako fakt, że różne mniejszości sygnalizują to, że zupełnie i kategorycznie się nie zgadzają z proponowanymi zmianami, ale z faktem że Polacy są awanturniczym narodem i protestując w taki sposób potwierdzają swój haniebny i agresywny stosunek do rządu oraz wykazują się niesłychany brak lojalności. Polacy to tępa podkategoria ludzi, która nie rozumie, że rząd chce im dobrze. Wg rządu litewskiego, Polacy, to w większości bezrobotna, niedouczona kompletnie nie zintegrowana, nielojalna, agresywna masa, która zagraża Litwie. Tej masie jak najprędzej należy wykręcić ręce, zawinąć w kaftan bezpieczeństwa i zrobić pranie mózgu. A że się opiera to te czynności trzeba przyśpieszyć i zintensyfikować.
Im bardziej się będziemy bronić, tym większa chęć zniszczenia nas, a jak bronić się nie będziemy - to pogarda jeszcze większa. Diabelskie, przepraszam, litewskie błędne koło. Mam wrażenie, że Polacy na Litwie stali się dla rządu litewskiego tym - czym żyd, cygan, gej czy murzyn dla ksenofobów, nacjonalistów, homofonów czy rasistów.
Tyle smutnej refleksji.
Litwa zrobiła to co, zamierzała i obiecała, właściwie rząd litewski zrobił to co zamierzał i planował. Cieszą się nacjonaliści litewscy. O to ich triumf. Oto pogardę udało się wyrazić ustawą. Rząd idzie ramię w ramię z rasistami krzyczącymi „Litwa dla Litwinów”.
Nikt nie chciał w to wierzyć, ale trzęsienie ziemi dla oświaty polskiej na Litwie stało się faktem. Wywołał je sejm 76 głosami przegłosowując zmiany w oświacie (14-stu było przeciw, 29-u wstrzymało się od głosu, czyli przyglądali się egzekucji) pomimo wyraźnych protestów Polski jak też Polaków na Litwie. Litwa ma w nosie (mówiąc językiem dyplomacji) wszelkie opinie i argumenty mniejszości, te 60 tysięcy podpisów i wszelkie apele Polski. Sama głowa państwa litewskiego mówi, że podpisy są zbędne. Wcześniej, swoją ostatnią wypowiedzią „kropkę na i” postawił litewski minister spraw zagranicznych dając pokaz arogancji i "dyplomacji". Już nie wywołał zdziwienia, ale przerażenie i chyba też politowanie.
Im więcej protestów Polski i polskiej społeczności na Litwie tym większa irytacja rządu i tym większa niepohamowana chęć zniszczenia, zduszenia i zdeptania Polaków na Litwie. Przypomnę, że kiedy Polacy zorganizowali protest przed prezydenturą, to rząd litewski jeszcze szybciej chciał przyjąć ustawę, pokazując tym jak guzik (mówiąc językiem dyplomacji) obchodzą go uczucia Polaków. Jak przyjeżdżał prezydent Polski to sejm odrzucał projekt pisowni nazwisk. Czy można lepiej wyrażać pogardę dla Polski i Polaków na Litwie. Myślę, że rząd ma jeszcze wiele pomysłów. Wszelkie kary, zamykanie szkół, szykany, dyskryminacja - to tylko niektóre. To tylko pierwszy etap, potem nastąpią kolejne nie mniej wstrząsające. Egzaiminy, przedmioty same szkoły. Baza prawna gotowa. Media, telewizja, portale, dziennikarze i naukowcy litewscy - wszyscy pomogą. To sprawa wagi państwowej i bezpieczeństwa litewskiego. Kto się temu sprzeciwi? Te 7%?
Polski minister spraw zagranicznych zwyczajnie po ludzku prosił, aby nie pogarszać stanu polskiej oświaty na Litwie. Podkreślam nie żądał, a prosił. Dlaczego? Bo jak ktoś jest głuchy na argumenty i rozsądek, jest zaślepiony rasizmem, uprzedzeniem, fanatyzmem, nacjonalizmem, to można spróbować po prostu prośbą. Nie pomogło. Nic nie było wstanie zatrzymać buldożera litewskiego, który rozjeżdża polską oświatę na Litwie, jednocześnie głosząc, że jest najlepsza na świecie.
Tym strzałem Litwa ustrzeliła dwa zające naraz: pogorszyła sytuację Polaków na Litwie i pokazała Polsce, gdzie jest jej miejsce. Jednoznaczny sukces rasistów -nacjonalistów. Sukces rządu. Gratuluję pychy, szowinizmu, nacjonalizmu, obłudy, zapiekłości, nienawiści, rasizmu, zaślepienia. Rząd pokazał jak widzi patriotyzm.
Rząd litewski uważa, że jak nakaże Polakom uczyć się litewskiego jako języka ojczystego, to Polacy na Litwie staną się z powrotem Litwinami, a jeśli nie będą znali języka litewskiego i literatury tak dobrze jak Litwini, (bo by musieliby w domu, na ulicy, między kumplami, kolegami, znajomymi mówić i myśleć po litewsku), to też dobrze - bo na studia nie pójdą i zejdą na margines. Rząd nie jest głupi, wie, że z Polacy czy Rosjanie przynajmniej na początku nie zdążą się nauczyć języka tak dobrze jak Litwini, co za tym idzie będą oni mieli gorsze oceny na świadectwach maturalnych i tym samym dużo gorsze szanse na studia. To jest „cudowny i pożądany” efekt uboczny ustawy rasistów. Uniwersytety litewskie tylko dla Litwinów! A rząd twierdzi, że właśnie po to zmienia ustawę, aby Polacy o wiele łatwiej dostawali się na studia. Obłuda gebelsowa w czystej postaci.
Jakie są konsekwencje? Litwa wzbudziła nienawiść Polaków na Litwie (być może też Rosjan) oraz zapewne zrobiła swoisty reset w stosunkach z Polską. O ile uczucia Polaków na Litwie rząd litewski ma w nosie (mówiąc językiem dyplomacji) o tyle fakt kolejnego już pogorszenia stosunków z sąsiadem jest nie na rękę, choć wydaję mi się, że rząd litewski spodziewałby się nawet dużo stanowczej reakcji Polski i jest na nią gotowy.
Co teraz zrobi Polska? Czy odpowiednio uchwali ustawę, która pogorszy stan mniejszości litewskiej? A może odpuści i pozwoli, aby sprawa rozeszła się po kościach.
Jest takie przysłowie: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Litwa zawsze będzie sąsiadem Polski. I trzeba będzie nie raz spojrzeć w oczy sąsiadowi. I zdarzy się wiele razy sytuacja, gdy Litwa będzie potrzebowała wsparcia. Los bywa i będzie przewrotny.
Rząd litewski ma nadzieję, że Polska nie pozostanie zezłoszczona długo i to w dodatku partnera przecież strategicznego (ten termin ciągle odmieniają premier, minister spraw zagranicznych, Pani prezydent). Ci politycy ośmieszają siebie samych.
Litwę z Polską łączy mnóstwo projektów jak biznesowych, energetycznych tak wojskowych i kulturalnych. Litwa wie i wierzy, że one się nijak jednak nie mają do działań rządu litewskiego względem mniejszości polskiej na Litwie. Rząd wierzy i wymaga by Polska jako sąsiad, partner w EU i NATO pomagał i stawał w obronie Litwy przy każdej sprawie, gdzie Litwa tego potrzebuje, BO Litwa nie pogarsza, ale polepsza sytuację mniejszości polskiej na Litwie. I nie warto pytać Polaków na Litwie, co oni o tym myślą, bo oni się nie liczą tak jak te 60 tysięcy podpisów.
Tak wygląda myśl obecnego rządu litewskiego. Niewiadomo czy rząd litewski tylko udaje, czy rzeczywiście w to wierzy? Jeśli udaje, to można podejrzewać o niepełnosprawność umysłową, a jeśli w to wierzy, to też.
Ostatnio bardzo modne stało się w polityce słowo parytet.
Parytet czyli zrównanie określonych warunków społeczno-bytowych określonej grupy społecznej.
Zasada parytetu definiowanego przez nauki społeczne (socjologia, politologia) - polega na ustalaniu administracyjnym kwot rezerwowanych i przydzielanych zdefiniowanym grupom społecznym określanym przez płeć, rasę, przynależność partyjną, czy inne kryterium w instytucjach państwowych, przedsiębiorstwach, uczelniach (inaczej kwotowanie), które ma gwarantować zasadę równości reprezentacji. A jakie są „kwoty” reprezentacji Polaków na Litwie a Litwinów w Polsce?
Na Litwie z parytetem obecnie wiąże się sprawy polskiej mniejszości narodowej.
Premier stwierdza (jak już wiemy „niepartyjna” prezydent ma identyczną miarkę), że w sprawach mniejszości będzie się kierował parytetem. Jak się okazuje parytetem tzw. „litewskim” „premierowo-prezydentowym” w wersji wykrzywionej, pozbawionym logiki i sprawiedliwości. Ważne, aby do europy płynął zakłamany sygnał, że Litwa w trosce o mniejszości narodowe przestrzega wszelkich norm i konwencji europejskich.
Litwini w Polsce mogą zachować swoje nazwiska, Litwini w Polsce mogą mieć swoje nazwy na ulicach i miejscowościach, nie jest pogarszana sytuacja Litwinów w Polsce. Dlaczego tych spraw parytet nie dotyczy? Parytet ma dotyczyć oświaty, ale innych spraw NIE. Skoro Litwa nie pozwala na nazwy ulic i miejscowości oraz nie zezwala na polskie nazwiska to odpowiednio kierując się parytetem Polska również mogłaby tego zabronić.
Na Litwie nakłada się kary pieniężne za napisy polskie i używanie języka polskiego. A czy ktoś słyszał, aby wymierzono karę za napis rosyjski czy angielski? Chociażby dla zmylenia Europy Litwa mogłaby ukarać też Rosjan albo Litwinów którzy używają publicznie napisów po rosyjsku lub angielsku. Ale nie – wypada gnoić tylko Polaków.
Wróćmy do parytetu i kwot.
Skoro parytet opiera się na sprawiedliwości i porównaniach, to porównajmy to, co jest wymierne i wymowne.
Otóż w Polsce wg spisu narodowego z 2002 roku mieszkało ok. 5,9 tysięcy Litwinów. Aktualnie ambasada Litwy w Polsce podaje, że ogółem w Polsce mieszka nawet 15 tysięcy Litwinów. Inne dane mówią o 10 tysiącach. I to może być stan faktyczny na 2010, choć dziwnie, że w spisie wyszło tak mało. Litwini twierdzą, że Polaków na Litwie jest tylko 200 tysięcy. Organizacje Polskie na Litwie wiedzą, że Polaków jest nawet 350 tysięcy. Do obliczeń załóżmy, że tylko 250 tysięcy.
Na jednego Litwina w Polsce przypada więc nawet 25 Polaków na Litwie. (10tyś do 250tyś)
W Polsce procent Litwinów do ogółu ludności wynosi 0,026% (10tyś. do 38 mln.).
Na Litwie procent Polaków do ogółu ludności wynosi 7,01% (250tyś. do 3,5mln.).
Udział Polaków na Litwie jest więc 270 razy większy niż udział Litwinów w Polsce. To, przecież żaden argument dla premiera czy pani prezydent.
Polska więc ma u siebie znikomy procent Litwinów, a pozwala na zachowanie tradycji, szkół, nazw miejscowości i ulic, nazwisk, oświaty, w żadnym razie nie pogarsza istniejącego stanu mniejszości litewskiej. Litwa posiadając u siebie 25-krotnie większą mniejszość - drwi, karze, dręczy, promuje wrogość i agresję, ogranicza prawa, zastrasza, nie zwraca ziemi, zabrania nazwisk, szkodzi szkołom i ogólnie pogarsza warunki funkcjonowania Polaków na Litwie. To jest właśnie różnica pomiędzy Polską a Litwą. Tak wygląda parytet polsko – litewski.
Litwa wie, że Litwinów w Polsce jest maleńko, a mają prawa lepsze niż Polacy na Litwie i to właśnie Litwini mówią o parytecie i sprawiedliwości. To jest nic innego jak obrazowe określenie bezczelności i tupetu. Jak zrozumieć Litwinów? Pani Beata Naniewicz pisała, że kluczem jest zrozumienie mentalności litewskiej. Ja zaś uważam, że nie trzeba żadnego klucza, każdy jest człowiekiem i przede wszystkim ludzkość zawsze obowiązuje.
Litwa celowo niszczy polską mniejszość bo wie, że tak naprawdę nic jej za to nie grozi oprócz krzyków, protestów, apeli Polski czy miejscowych Polaków – a to niewielki koszt - przyznacie. Litwę nie obchodzi jej status i opinie zagranicą, najważniejsze, aby pozbyć się mniejszości – bo to strategiczny cel, a dla celu strategicznego poświęca się mniej istotne sprawy bieżące, opinie, stosunki między państwami. Te się przecież później da naprawić, a zrodzić na nowo mniejszość narodową już nie.
Takie działania są godne pogardy i obrzydzenia, gdyż Litwa nie musi dławić polskiej mniejszości, może zostawić mniejszość Polską w spokoju i przynajmniej nie pogarszać jej sytuacji. Jednak Litwa chce pogarszać i pogarsza sytuację Polaków na Litwie, równolegle powołując się na parytety i zapewniając, że dba o tę mniejszość. Premier chwali się w Europie, że polska oświata na Litwie jest najlepsza na świecie i równolegle planuje ją pogorszyć i pogarsza dbając o parytety. Gdzie więcej oszukać obłudy?
Człowiek dobry, prawy i sprawiedliwy może powoływać się na sprawiedliwość, ale żeby na sprawiedliwość powoływał się nikczemnik, dręczyciel i wyrządzający krzywdę? Odbiera mowę.
Wybory, które się odbyły i pokazały coś co zawsze trzeba będzie udowadniać wszem i wobec. To, że Polacy na Litwie silni są i basta.
Wynik wyborów na pewno jest nie w smak większości litewskiej, a szczególnie fanatycznym politykom, nastawionym agresywnie przeciwko mniejszości polskiej na Litwie. Jednak to jest fakt, który jeśli nie oni, to następne pokolenie zaakceptuje zupełnie naturalnie. Gdyż w następnym pokoleniu prawdopodobnie nie będzie takich brutalnych fanatyków litewskich. Z drugiej strony z samej natury rzeczy nigdy nie będzie takiego okresu dla mniejszości polskiej na Litwie, kiedy będzie mogła ona odetchnąć z ulgą i odpocząć. Marginalizacja fanatyków litewskich przez samych Litwinów byłaby najlepszym lekarstwem dla społeczeństwa litewskiego jak również dowodem i oznaką tego, że Litwini jako naród stają się silni, pewni, bez bzdurnych obsesji, strachów i kompleksów polskich. To jednak dopiero za 50 i 100 lat, a co dziś?
Wynik wyborczy bardzo cieszy i powinien cieszyć. To nie jest jednak kres możliwości AWPL, bo pomimo iż udało się powiększyć „poprzedni stan posiadania” jest jeszcze sporo rezerwy, a to bardzo budujące. Ważne jest to, że AWPL zadziałała tam, gdzie wcześniej nie była aktywna. Decyzja bardzo dobra i prawidłowa, gdyż nawet w trudnych lub wątpliwych dla AWPL miejscach wystawiać swoich kandydatów bezwzględnie trzeba. Co pokazały wybory, mogą one być bardzo ważne kreując kluczową wartość dodaną dla AWPL. Co dalej?
Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że przed sobą AWPL ma większe wyzwanie - wybory do sejmu. Trzeba zbudować silniejsze struktury partyjne w obwodach, w których już udało się po raz pierwszy zdobyć mandaty. Przy wyborach parlamentarnych to może mieć ogromne znaczenie i może być tym najważniejszym czynnikiem, który przeważy przyprzekroczaniu progu wyborczego. Wiemy dokładnie ile jest Polaków na Litwie i nasza reprezentacja w sejmie litewskim jest dalece nieproporcjonalna do logicznego stanu, który być powienien. I to jest fakt, który trzeba zmienić bezdyskusyjnie już w nadchodzących wyborach. O tym od dziś trzeba mówić na wszelkich spotkaniach, wydarzeniach, imprezach. To jest kluczowa sprawa. I trzeba się do zacząć przygotowywać jak najwcześniej - już dziś.
Kolejna ważna sprawa wg mojego uznania, to zbudowanie grona osób tak samo wpływowych i ważnych jak Tomaszewski. Jest za duży dystans pomiędzy Tomaszewskim, a pozostałymi osobami w partii. Wiemy, że w każdej partii na świecie jest lider i reszta. Jednak im większe, solidniejsze i silniejsze jest grono w partii tuż za liderem, tym lepiej dla partii i wyborców. Fachowcy i znawcy z ekonomii, socjologii, rolnictwa, finansów, ubezpieczeń, polityki zdrowotnej, komunikacji rozpoznawalni, promowani przez własną partię, staną się silnym trzonem partii. Jak w każdej partii tak i pewnie w AWPL jest walka konkurencyjna (normalna i potrzebna) między kandydatami na miejsce na Litwie, a ich obecny status najczęściej określa obecne miejsce na liście wyborczej. I czasami moim zdaniem na dalszych miejscach listy wyborczej byli ludzie, którzy byli zdecydowanie za daleko ze swoimi umiejętnościami i potencjałem. Czy coś w tej liście zmieniać i zacząć promować nowe twarze kierownictwo powinno zdecydować juz dziś.
Większość ludzi ma bardzo, złą opinię o politykach, polityce i panujących tam zasadach. Wiele osób zupełnie naturalnie nie chce brać w tym udziału. Stąd czasem znajdują się w partiach ludzie przypadkowi, którzy wtedy bardziej szkodzą niż pomagają. Apeluję więc do osób, którzy czują się, że mogą zdziałać wiele, ale również są obiektywnie profesjonalni i wykształceni by angażowali się w działalność AWPL. Jest to ogromne ważne, aby partia ceniona za polskość byłaby postrzegana też jako partia fachowców i polskiej elity.
Co my możemy wymagać od siebie jako społeczności? Otóż społeczeństwo polskie na Litwie, również powinno wykonać zryw do przodu. Mam wrażenie, że często Polacy na Litwie są jakby niedookreśleni. Czasem jestem Polakiem, a czasem nie jestem. Czas się jednoznacznie określić. Bez kompromisów. Jeśli jestem Polakiem, to kupuję i czytam też prasę polską, słucham też polskiego radia, oglądam też telewizję po polsku, dbam i uczę się polskiego, mówię do Polaków po polsku, oddaję dzieci do polskiego przedszkola i polskiej szkoły, chodzę na polskie imprezy, żyję po polsku. Aktywnie wspierając się nawzajem osiągniemy więcej. Mobilizacja powinna być nie tylko na wybory, ale i w życiu codziennym. Taki jest los mniejszości.
Genialny Czesław Miłosz wykiwał tyrana Józefa Stalina i to na oczał wszystkich.
Czesława Miłosza we Lwowie w 1939 roku napisał wiersz, który został wydrukowany w miejscowej prasie za zezwoleniem władz radzieckich, mało tego, Czesław Miłosz został wtedy nagrodzony specjalną nagrodą Stalina.
Stalin jednak nie przypuszczał, że ten sam wiersz jest tak naprawdę napisany jemu na pohybel, faktycznie prognozujący jego upadek.
Przy okazji Roku Czesław Miłosza jak najbardziej na miejscu jest przypominanie perełek tego niezwykłego człowieka. Jestem pewien, że wierz był napewno "przerabiany" w szkołach, jednak dla tych co tego w szkole nie zaliczyli będzie to ciekawostką. Dla mnie to taki wiersz "3D".
..............................................................................................................................................................................................
...............................................................................................................................................................................................
........1. Runą w łunach, spłoną w pożarach.........................3. Na ziemskim globie flagi czerwone......................
............Krzyże Kościołów, krzyże ofiarne...................................Będą na chwałę grały jak dzwony..........................
............I w bezpowrotnym zgubi się szlaku .............................Czerwona Armia i wódz jej Stalin...........................
............Z Lechickiej ziemi Orzeł Polaków.................................Odwiecznych wrogów swoich obali.......................
........2. O słońce jasne, wodzu Stalinie................................4. Zmienisz się rychło w wieku godzinie...................
.............Niech władza Twoja nigdy nie zginie..........................Polsko, a twoje córy i syny.......................................
.............Niech jako orłów prowadzi z gniazda..........................Wiara i każdy krzyż na mogile.................................
.............Rosji i Kremla płonąca gwiazda.................................U stóp nam legnie w prochu i pyle........................
...............................................................................................................................................................................................
..............................................................................................................................................................................................
Jak wiadomo, cała sztuczka polega na tym, że Stalin przeczytał wiersz zwrotkami 1-2-3-4. Jeśli jednak przeczytać go w układzie poziomym to ukaże nam się prawdziwa intencja i prawdziwy przekaz Miłosza. Czesław mógł mieć nie złą satysfakcję, gdy wiersz ukazał się w prasie.
Niektórzy badacze wątpią czy wiersz był autorstwa Miłosza, gdyż ani stył ani słownictwo nie jest "Miłoszowe". Kolenym argumentem jest to, że była to sprawa zbyt ryzykowna: ktoś mógł to odkryć i wtedy byłoby bezpośrednie ryzyko dla życia autora i jego rodziny, więc autor nie mógł tak ryzykować.
Jednak ja wierzę, że to Miłosz w pięknym stylu wyrolował tę kreaturę, która jak najbardziej nadaję się na "bohatera" wiersza Artura Andrusa "Nie uwłaczając".
Wraz z ochłodzeniem się Wilno i wiele innych miast oraz rejonów kraju wznawia lub kontynuuje sezon grzewczy. Valdas Lukoševičius, prezes Litewskiego...
29-letni Polak z Wilna, mistrz Europy w gimnastyce sportowej Robert Tworogal w sobotę, 20 kwietnia, podczas rozgrywanego w stolicy Kataru Dosze etapu...
Traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy, podpisany przez Polskę i Litwę w 1994 r., miał duże znaczenie polityczne, ale odegrał też...
Publikacje wyrażają jedynie poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie"