Zaproś Litwina na wódkę!


W Samorządzie m. Wilna, czwartek, 19.00, fot. wilnoteka.lt
Czyli o wyborach - wyborowo
"Schowaj babci paszport!" - przed kilku laty takie hasła parawyborcze robiły furorę w polskim Internecie, a chodziło oczywiście o powstrzymanie tzw. moherowych beretów, czyli elektoratu PiS. Na zbliżający się weekend proponuję mieszkańcom Wileńszczyzny (a szczególnie Wilna) hasło "Zaproś Litwina na piwo, a jeszcze lepiej wódkę!". Z pełną świadomością, że na jednym piwie czy "kruczku", jak się kiedyś na Wileńszczyźnie mawiało (125 ml), to się nie skończy. Przynajmniej - nie powinno...
Najnudniejsza w dziejach II Republiki Litewskiej kampania wyborcza dobiegła końca, na szczęście. Dla mniej wykształconych czy myślących nie była barwna ani śmieszna, dla tych niby bardziej inteligentnych - wręcz depresyjna, bo i tak widać, w jakim kierunku kraj się toczy. A tu z ekranów - sam miód i grzeczności. Uratować sytuacji nie mogła nawet latająca szklanka, ciśnięta w konkurenta podczas jednej z debat w TV. Być może przejdzie do historii jako jedyny zapamiętany element tej kampanii. Zresztą - zgodnie z litewskimi prawami fizyki - szklanka, nawet rzucona przez Litwina w Litwina, dzięki zręcznemu unikowi tego drugiego, potrafiła zranić przedstawicielkę AWPL, która siedziała z boku. Jeszcze 10-12 lat temu polska partia nie darowałaby takiej zniewagi. Pamiętamy, jak jej lider stawał w obronie kobiet nie tylko na Litwie, ale i w Polsce. A teraz? Nic! Signum temporis? Mając trzech muszkieterów w sejmie i d'Artagnana w Europarlamencie, i szeregi lokalnych gwardzistów, nikt nie stanął w obronie zranionej damy??? O tempora, o  mores!
 
Po tak mdłej kampanii, będącej poniekąd logicznym odbiciem stanu państwa, nasuwa się logiczny wniosek: Szkoda zdzierać kłumpie, idąc na wybory, bo i tak nic się nie zmieni, a nowych Zbawicieli brak (czyżby do ostatniego wyemigrowali?). Logiczna konsekwencja: polska Akcja Wyborcza zaciera ręce. A jednak chyba z tą logiką coś nie tak...
 
Wiadomo, nic tak nie powinno cieszyć liderów AWPL, jak antypolskie wypady konkurentów (czy też przyszłych koalicjantów, oby tylko Litwinów) oraz pogłębiająca się frustracja i apatia społeczeństwa. Antypolskość jest w stanie podnieść elektorat AWPL nawet z mogiły, tylko na nic zda się nawet stuprocentowa mobilizacja zasobów polskich (niech nawet: słowiańskich), jeżeli bracia Litwini ruszą do urn jak w 1991 r. do obrony parlamentu. Tymczasem im gorzej, tym lepiej: Beznadzieja nakręca emigrację, a ci, którzy zostali, jeśli nie dostaną należnych 20 litów za słusznie oddany głos, ścisną w niedzielę prawą pięść w kombinacji z kciukiem wysuniętym do przodu. Oby, jednak moja babcia mawiała "strzeżonego Pan Bóg strzeże".
 
Pech chciał, że w czwartkowy wieczór wpadłem do Samorządu m. Wilna, by po raz pierwszy spełnić swą obywatelską powinność przedterminowo (skoro w tych wyborach coś jednak ma być po raz pierwszy). Obraz, jaki tam zobaczyłem, wprawił mnie w osłupienie, upodabniając do zdobiącej hol fallicznej rzeźby: falujący tłum szczelnie wypełniał nie tylko parter, ale i galerię. Aby nie było nudno, litewsko porządne kolejki, żywcem z czasów dojrzałego komunizmu, nieustannie były szargane przez zagubionych wyborców szukających swego okręgu. Przypuszczam, że tak musiałby wyglądać urząd miejski, gdyby kandydatom do sejmu udało się pewnego dnia urzeczywistnić przynajmniej połowę wyborczych obietnic w zakresie zapomogi, rekompensaty i innej filantropii na koszt państwa, a wtedy okazałoby się, że co drugiemu wilnianinowi coś się należy...
 
Przyznam, że tak gorącego pędu do skorzystania z dobrodziejstw demokracji dawno już nie widziałem. A widywało się niejedną kolejkę, gdy to po mszy świętej w niedzielne południe cała Wileńszczyzna, jak Bóg przykazał, stawała do urn. W głębi zmrożonego dziennikarskim cynizmem serca zakiełkowała nadzieja: A może jednak nie jest z tą Litwą aż tak źle? W kolejkach dominowali ludzie młodzi, część nich uparcie studiowała życiorysy kandydatów, pilnując jednocześnie miejsca w kolejce, jak gdyby mogło "dla wszystkich nie starczyć"... To my się mamy uczyć od "starych demokracji", typu Grecja, postawy obywatelskiej, patriotyzmu, zaangażowania? W miarę dreptania w kierunku sali Rady Miejskej, zamienionej na olbrzymią "pocztę wyborczą" (głosowanie przedterminowe odbywa się za pośrednictwem kopert, które w naszym kraju, jak wiadomo, najmniej są wykorzystywane na poczcie, najczęściej w księgowości) mą rozbudzoną nadzieję, ba - dumę! - zaczęły dręczyć wątpliwości. Dlaczego aż tylu obywateli nie chce urozmaicić sobie niedzieli? Spotkać się z sąsiadami, popsioczyć publicznie, jak to w dobrym tonie bywa. Wszyscy gdzieś wyjeżdżają? Emigrują? Boją się nie dożyć? Czy może szkoda im niedzieli na jakieś głupoty? I gdyby nie głosowanie przedterminowe, w ogóle nie poszliby do urn?

Mimo totalnego paraliżu wszystkich zegarowych mechanizmów, złożonych w budzącą obsceniczne skojarzenia kolumnę (symbol nowoczesnego Samorządu Miasta Wilna?) nieuchronnie zbliżała się dwudziesta. W pewnej chwili wzdłuż mojej kolejki ruszyła panna, dopytująca, czy jest jeszcze ktoś z Szeszkini? Pytanie zabrzmiało głupio, bo przecież kolejka stała do wejścia z napisem "Šeškinės apygarda", ale potulnie przyznałem się do winy. Okazało się, że podobnych wybrańców było raptem kilku, po czym wyraźnie poddenerwowana panna zdecydowanym ruchem przesunęła nas "z ramienia na czoło" kolejki. Chyba po raz pierwszy od jedenastu lat, jak przeniosłem się do Szeszkini, poczułem się z niej dumny, ale tym większe było moje zdziwienie patrząc na liczny tłumek wyborców, który pozostawiliśmy za plecami. Co oni tu robią?? Okazało się, że wyborcy spoza Wilna mogą głosować w różnych dzielnicach. Tajemnica pospolitego ruszenia wyborczego wyszła na jaw. No bo komu z nowo upieczonych wilnian chciałoby się w niedzielę pchać się gdzieś do Rakiszek, Kretyngi czy innego Jurborku tylko dlatego, że tam jest zameldowany. A więc poświęcenie dla dobra Litwy ma swoje granice.

Tymczasem nowy Sejm Litwy z pewnością zostanie wybrany nie głową czy ręką, kreślącą kolejne kartki, tylko nogami. Wszystko będzie zależało od tego, czyj elektorat nie zlęknie się jesiennej aury. Młodzież stojąca w kolejce była przekornym dowodem na to, że próg wyborczy może się okazać za wysoki dla rozczłonkowanych liberałów - ich wyborcy już "dali nogę" i tylko ci najlepsi z najlepszych, sól ziemi litewskiej, będą w niedzielę szukali ambasady czy konsulatu Litwy gdzieś w Londynie czy Madrycie. Socjaldemokratyczni i konserwatywni weterani z pewnością nie zawiodą, pytanie tylko: jak bardzo? "Pracusie" też będą mogli odpocząć po ciężkiej pracy, bo nie ma pewniejszej ideologii nad tą, za którą da się coś kupić. A co z AWPL? No właśnie, im najbardziej powinno zależeć na tym, by jak najwięcej współobywateli w niedzielę nie dotarło do urn, bo szanse na przekroczenie upragnionego progu są wręcz odwrotnie proporcjonalne do frekwencji. Tego parszywego progu, do którego poprzednio Polacy sięgali co najwyżej zębami, albo na którym zawisali kroczem, jak poprzednio, gdy bez mała "już byli w ogródku"... 

Ha, i cóż da się jeszcze zrobić, by jednocześnie nie zostać po raz kolejny oskarżonym o brak lojalności i działalność wywrotową? Tacy konserwatyści to mogą sobie w przeddzień wyborów urządzić huczne obchody 80-lecia Ojca Narodu - Vytautasa Landsbergisa. Żądamy, by kolejne wybory (najbliższe - akurat do Europarlamentu) zorganizowano w przeddzień urodzin Waldemara Tomaszewskiego! Wiadomo, najbardziej przydałaby się pomoc z Macierzy. Gdyby tak zorganizować dwudniową ogólnolitewską pielgrzymkę zakupową? Taki na przykład Tautos Šopingas - Lenkija 2012! Akurat 13-14 października - setki autokarów, 10 Lt wpisowego i 50 proc. zniżki na wszystkie zakupy, a jeszcze lepiej - 70 proc. na zakupy na pograniczu polsko-niemieckim, by na pewniaka nie wrócili w niedzielę do 20.00... Uważam zresztą, że najprostszy sposób na poprawienie polsko-litewskich relacji, to zapakować całą Litwę do autokarów - i na pół roku do Polski! Po powrocie - nowa unia gwarantowana. Stalin zresztą próbował już kiedyś takiej integracji Bałtów z Matką Rosją, ale wtedy sprawę spartolił, dziś pewnie byłoby inaczej, nic na siłę. No, ale Polska - wiadomo, Mesjasz Europy - ma ostatnio ważniejsze zadania niż jakiś litewski pryszcz w wiadomym miejscu.

Zawsze można też zawierzyć się sile wyższej (Wileńszczyzna musi mieć Tam nienajgorsze notowania), by znów jakieś żywioły, chłody i plagi najbliższej niedzieli na tę umęczoną ziemię spadły. Może te wichury przed tygodniem były właśnie próbą generalną? Ja jednak na taką interwencję bym nie liczył i zgodnie ze starą zasadą "ratunek tonących pozostaje w rękach samych tonących" śmiem twierdzić, że jak sami Polacy tej sprawy w swe ręce nie wezmą, to dzikie hordy w niedzielę mogą zalać lokale wyborcze.
 
Tylko cóż może ten nieszczęsny Polaczyna, co i tak połowę swego zarobku Litwie oddaje, a jeszcze o odpisaniu 2 procent na Kościół lub ZPL i 1 proc. na AWPL musi pamiętać, że nie wspomnę o tych, co z partyjnego rozdzielnika robotą się cieszą i u Litwinów żebrać nie muszą. Tu jednak przypomniała mi się pewna historyjka wyborcza, wręcz wyborowa. Rzecz się dzieje w jednej z dzielnic Wilna, ze trzy tygodnie temu. Czas wolny od pracy, wieczór czy to jakaś sobota, nie pomnę, grunt, że pewna pani z branży szkolnej jednego z "polskich" rejonów wybiera się na tzw. wyjście. Pani znana, zasłużona dla polskiego szkolnictwa, od lat go przed litewskimi zakusami broni, a szczególnie po ostatniej nowelizacji ustawy. Wiadomo, jak to w domu: wałeczki, szlafroczek, parująca deska, gorące żelazko... Nagle dzwonek do drzwi. Soczewki gdzieś w łazience, kto by szukał, pani jednak zerka do judasza. Po drugiej stronie ktoś znajomy, sąsiad chyba. No to wiadomy ruch zaciśnięcia paska od szlafroku, chusta na wałki - i gość w dom... Przypuszczam, że jej wzrok z pewnością, choć na chwilę odzyskał ostrość, gdy w otwartych drzwiach zobaczyła we własnej osobie... ministra oświaty Gintarasa Steponavičiusa z ulotką wyborczą w ręku! Tak, tak, tego od sławetnej ustawy, akurat w tej dzielnicy startuje w okręgu jednomandatowym. No i oczywiście polskich "fanów" swojej ustawy dobrze zna. Chyba tylko wrodzonej tolerancji i niezgłębionej cierpliwości litewskich Polaków minister zawdzięcza fakt, że owo gorące żelazko nie zostało użyte niezgodnie z przeznaczeniem.
 
Skąd ta dygresja? Myślę że nadszedł czas, by wreszcie litewski Polak wyciągnął dłoń do Litwina. Politycy tam się spierają jak dzieci - kto winny, kto zaczął pierwszy, kto pierwszy ma wyjść z pojednaniem. Jedni twierdzą, że Warszawa - bo większa, inni - Wilno, bo krzywdzi jeszcze mniejszych. Zaczarowane koło, które może przerwać tylko zwykła ludowa mądrość. Gdyby tak każdy Polak, nie odkładając sprawy, już w najbliższą sobotę wieczór (a jeszcze lepiej niedzielę rano!) zapukał do swego sąsiada Litwina z propozycją "nie do odrzucenia", a nuż by się udało? Można zacząć od piwka, bo tego to porządny Litwini nie odmawia, jak pacierza, a potem poszukać co jeszcze nas łączy, może jakaś żubróweczka czy inna starka?
 
Nad wyraz ciekawie jest obserwować zmiany w polsko-litewskich relacjach przy kieliszku. Jeszcze 10-20 lat temu przed pierwszym kieliszkiem przeciętny Litwin nic nie miał do Polaków, a z każdym kolejnym z głębi podświadomości wynurzały się coraz ciemniejsze widma wrogości, uprzedzeń i stereotypów, które często sprowadzały biesiadę na manowce. Dziś coraz częściej "spode łba" się spogląda na dzień dobry i ta nieufność, podejrzliwość, z każdym kolejnym kieliszkiem maleje, a gdy już się dojdzie do sporu, czy jajka tańsze są w Sejnach czy Augustowie, i który bankomat bliżej w Biedronce, Piłsudski z Jagiełłą idą w cień i jesteśmy w domu! Czasem wręcz zaczynają się dziać cuda: Litwini zaczynają rozumieć po polsku, Polacy mówić po litewsku, na co Litwini - mówić po polsku, Polki stają się ładne, Litwinki zgrabne, Švyturys z Żywcem nie konkurują, a Gazprom - wspólnym wrogiem!!! Nie wierzycie? Spróbujcie! Postawcie na kartę wileńską gościnność, nic nie żałować dla braci Litwinów! Całą noc, a nawet do niedzielnego południa, a potem solidna drzemka i "poprawiny" przy TV, gdy będą ogłaszali wyniki wyborów.
 
Kryje się oczywiście za tym pewne niebezpieczeństwo, że w niedzielę do innego lokalu (wyborczego) nie trafi ani Litwin, ani Polak, jednak ufam matkom Polkom, co to męża jeżeli nie na sumę, to przynajmniej na wieczorne nabożeństwo z łóżka ściągną. A zresztą, pal sześć te progi - sąsiad najważniejszy! Choć to i Litwin, a witać się zacznie, kto wie, może nawet na drugą turę wyborów do siebie zaprosi...
 
I ja tam byłem, miód i wino piłem - chciałoby się zakończyć, muszę jednak zaczekać do poniedziałku. Założyłem się, jakżeby inaczej. Jeżeli AWPL zdobędzie 9, 10 czy więcej mandatów - stawiam. Jeżeli mniej - wódeczka na koszt pewnego pana wielce zasłużonego dla polskiej kultury. Pomożecie?
 

Komentarze

#1 Artykul kapitalny! U mnie

Artykul kapitalny! U mnie sasiedzi litwini są po prostu zaje.. sci.. Prawda, nie mogę ich namówić, by rozmawiali ze mną po litewsku - wszyscy gadają po rosyjsku. Ale w sprawie piwa i zubrówki wszystko OK.

#2 Drogi Redaktorze W.W z wielką

Drogi Redaktorze W.W z wielką satysfakcją odnotowujemy wyniki wyborów. Polacy na Litwie stają się widoczni.Pewnie nie obejdzie się bez krytyki AWPL i rożnych komentarzy - ja uważam że trzeba się cieszyć.Teraz o swoich sprawach i prawach będziecie mogli mówić własnym głosem . Co ważne wasze postulaty są coraz bardziej widoczne i przekonywujące dla szerokiej opinii w Polsce a powoli będą też znane na terenie UE i znajdą zrozumienie. Jak widać od koroniarzy poparcie mało skuteczne choć wartościowe.Tak było z ruchem Solidarność w Polsce -poparcie z zagranicy było ale przesądzili Polacy w kraju.Niestety to co uda się wam samym dalej wywalczyć na Litwie to zdecyduje o waszej pozycji .

#3 wczoraj akurat tak i

wczoraj akurat tak i zrobilem, na szczescie rozmowa nie zaszla ani o wyborach, ani o atomowej elektrowni, ani o gazpromie, ani o zpieprzonej oswiacie, wylacznie temary neutralne - baby, samochody i sluzba w armii radzieckiej, wszystko bylo dobrze, jedyny problem, glowa dzisiaj peka na kawalki i calkiem jest nie do wyborow, litevskiemu bratu tez to samo, i obieca darowac wybory, przy najmniej tym razem.
P.s. jak wiedzialem, we czwartek nawiedzilem sie w wilenskim samorzadzie i oddalem swoj glos... nie, nie za Awpl, pierwszy raz za 10 lat glosowalem przeciwko Awpl, ta partia bardzo sie postarala aby okazac sie na smietniku (niech Nemezio ir Nemencines komunalininkai za nich glosuja)

#4 Powinno funkcjonować tutaj

Powinno funkcjonować tutaj powiedzenie ,, bredzi jak pijany Gieśminiak ,,

#5 Diegtine mozna owszem wypic,

Diegtine mozna owszem wypic, ale Paljaki, nie upijac mi sie.
Kultura picia obowionzywa!!!

#6 Walenty dobrze gada, tylko,że

Walenty dobrze gada, tylko,że chyba ma innych Lietuvisów za sąsiadów, może bardziej gramotnych, światowych, którzy widzieli Europę, niekoniecznie ze 120-go piętra drapacza chmur w Londyńskim City ale widzieli, tych jest mniejszość. Większość lietuviskich sąsiadów Polaków, to napływowy element wiejski, który w ich mniemaniu awans społeczny, mieszkanie w Wilnie i pracę uzyskał dzięki nacjonalistom, dla których Polak= wróg. Oni często mieszkają w domach, które jeszcze nie tak dawno należały do Polaków, tak wiec mieszkania, pozycje społeczna, finansowe apanaże traktują jako trofiejnyje należne im zdobycze a Polaków traktują jak wrogów, no czasami jak wyrzut sumienia, wszystko jedno, do likwidacji.

#7 Walenty a ty choć zdazyles

Walenty a ty choć zdazyles zagłosować z ta szeszkini czy nie i będziesz miał walna niedziele zeby miód i wino pic, a moze znowoz pisac "artykuł" jak to w komunizmie było Walenty obudz sie zobacz dookoła świat jest piękny i nie wpuszczaj braci Litwinów i naszych rodaków na Wileńszczyźnie w maliny

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.