Wybory samorządowe na Białorusi


Na Białorusi w niedzielę, 19 lutego zakończyły się wybory do władz lokalnych. Z informacji przekazanych w poniedziałek przez Centralną Komisję Wyborczą wynika, że udało się wybrać 18110 deputowanych do wszystkich 1309 rad lokalnych różnych szczebli. Opozycja krytykuje wybory i zarzuca władzom liczne fałszerstwa.
 
 
 
 

Przedterminowe wybory na Białorusi trwały 5 dni, po czym nastąpił główny dzień wyborczy – niedziela. Według danych CKW frekwencja wyniosła 77.05%, z czego aż 35% wyborców zagłosowało we wcześniejszym terminie. Mimo że udało się sformować wszystkie rady lokalne, w jednym z obwodów (homelskim) wybory trzeba będzie powtórzyć – jedyny startujący w nich kandydat zrezygnował.

Przedstawiciele opozycji i aktywistów, którzy prowadzili niezależną obserwację wyborów, zarzucają władzy fałszerstwa i liczne nieprawidłowości. Pojawiały się doniesienia o zawyżaniu frekwencji, przypadkach wielokrotnego głosowania przez te same osoby i głosowania „zorganizowanego” pracowników zakładów czy studentów oraz utrudnianiu pracy obserwatorom. W niedzielę wieczorem w jednym z lokali wyborczych doszło do pobicia przez milicję operatora telewizji Biełsat Andrusia Kozieła.        

Jak informuje Biełsat, operator pracował jako obserwator z ramienia opozycji. Przewodniczącej komisji wyborczej nie spodobało się, że prowadził na swoim Facebooku transmisję na żywo z lokalu i wezwała milicję. Kiedy dziennikarz odmówił okazania zezwolenia na transmisję, czterech funkcjonariuszy rozbiło mu głowę, uderzając nią o drzwi wejściowe. A. Kozieł został przewieziony do aresztu, gdzie miał czekać na poniedziałkowy proces. Za „niepodporządkowanie się milicji” grozi mu grzywna w wysokości od 490 do 1225 rubli lub kara aresztu do 15 dni. Sąd nie wydał jednak wyroku, uznając otrzymany materiał dowodowy za niewystarczający i odesłał go  z adnotacją „do dopracowania”.

„Wybory samorządowe na Białorusi nie budzą w kraju takich emocji jak wybory prezydenckie. Można wręcz powiedzieć, że nie budzą żadnych emocji, bo dla przeciętnego Białorusina instytucje samorządowe to organy pozbawione realnej władzy. Zasiadają w nich ludzie wytypowani przez administrację, którzy przede wszystkim mają wykazywać się lojalnością wobec władz, a nie własną inicjatywą na rzecz rozwiązywania problemów mieszkańców. Trudno zatem uwierzyć w podawane oficjalnie dane o wysokiej, prawie 80-procentowej frekwencji. Tym bardziej że wiadomo, iż do fałszerstw i nadużyć w wyborach lokalnych dochodziło już wielokrotnie wcześniej. Wyniki wyborów i to, co działo się w ich trakcie, czyli np. utrudnianie pracy niezależnym obserwatorom albo pobicie współpracownika telewizji Biełsat świadczy raczej o tym, że jakakolwiek liberalizacja i demokratyzacja na Białorusi to melodia bardzo odległej przyszłości, a obietnic białoruskich władz w tej kwestii nie można traktować poważnie” – powiedział politolog i redaktor „Przeglądu Bałtyckiego” Dominik Wilczewski w rozmowie z Wilnoteką.

W wyborach udział wzięło ponad 22 tysiące kandydatów. Opozycja zgłosiła 219, z czego zarejestrowanych zostało 174. Żaden z nich nie znalazł się w radach obwodowych i w Mińsku. Podobna dysproporcja wystąpiła wśród osób liczących głosy: opozycję reprezentowało tam 26 osób, co stanowi 0,04% ogólnej liczby członków komisji wyborczych.    

Na podstawie: PAP, belsat.eu, inf. wł.