Wstyd czy strach? Głos w sprawie placówki, której nie ma


Rzeźby W. Brodzkiego, fot. ze zbiorów Autora
Spoglądając na ofertę muzealną dzisiejszego Wilna, dostrzeżemy w niej szereg placówek. Najważniejsze z nich to na pewno: Lietuvos nacionalinis muziejus (Litewskie Muzeum Narodowe), Lietuvos dailės muziejus (Litewskie Muzeum Sztuki), Bažnytinio paveldo muziejus (Muzeum Dziedzictwa Kościelnego), Lietuvos teatro, muzikos ir kino muziejus (Litewskie Muzeum Teatru, Muzyki i Filmu), Pinigų muziejus (Muzeum Pieniądza), Genocido aukų muziejus (Muzeum Ofiar Ludobójstwa), Signatarų namai (Dom Sygnatariuszy), Lietuvos geležinkelių muziejus (Litewskie Muzeum Kolei). A dalej jest jeszcze rosyjskie muzeum poświęcone Aleksandrowi Puszkinowi (Literatūrinis A. Puškino muziejus) i na koniec dodajmy do tego muzea oraz placówki żydowskie: Valstybinis Vilniaus Gaono žydų muziejus (Państwowe Żydowskie Muzeum Gaona w Wilnie), Litvakų kultūros ir meno centras (Centrum Kultury i Sztuki Litwaków), Tolerancijos centras (Centrum Tolerancji), Panerių memorialinis muziejus (Muzeum-Memoriał w Ponarach).
No i na koniec coś polskiego, a więc Muzeum Adama Mickiewicza, które w ofercie dla turysty z zagranicy w nazywa się: Vilniaus universiteto bibliotekos Adomo Mickevičiaus muziejus (Muzeum A. Mickiewicza przy Bibliotece Uniwersytetu Wileńskiego). Instytut Polski w Wilnie oraz Dom Kultury Polskiej to placówki szacowne i wielce zasłużone, organizujące dziesiątki imprez, wystaw, konferencji, żadna z nich jednak nie posiada tzw. stałej oferty wystawowej, a już nie wspomnę o muzealnej. Gdzie więc jest miejsce na skomasowane w jednym miejscu świadectwo historii kultury polskiej w Wilnie, liczonej wszak dziejowo w setki lat? Ano, jak dotąd, nigdzie…

Muzealnictwo wileńskie datuje się od XIX wieku, kiedy to Eustachy Tyszkiewicz, polski archeolog, historyk, kolekcjoner oraz badacz dziejów ziem białoruskich i litewskich, będąc prezesem Wileńskiej Komisji Archeologicznej, założył w 1855 roku sławne Muzeum Starożytności w Wilnie - pierwsze muzeum na ziemiach litewskich. Zagrabione później przez Murawjowa, wznowione zostało dopiero po 1919 r. przy Uniwersytecie Stefana Batorego. Jego nowa działalność miała określony jasno cel: "dokumentacja historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów na ziemiach zabranych". Nic dodać, nic ująć, gdyż cel sformułowany był zwięźle i wymownie.

Wilno miało jeszcze później wiele muzeów. O jednym z mniej znanych, Muzeum Brodowskiego, czytelnicy Wilnoteki mogli się dowiedzieć w jednym z moich wakacyjnych artykułów. Muzea były sławne i mniej sławne, jedne pełne kultury i sztuki, inne przesycone polityką, także tą w najgorszym wydaniu, np. Muzeum Michaiła Murawjowa czy Muzeum Ateizmu, które, aby było dosadnie, urządzono w kościele św. Kazimierza. Były też: Dom-Muzeum Feliksa Dzierżyńskiego (po likwidacji - pierwsza siedziba Polskiej Macierzy Szkolnej na Litwie, o ile pamięć nie zawodzi), Dom-Muzeum I Zjazdu Komunistycznej Partii Litwy (elegancko i symbolicznie przekształcone w latach 90. w Muzeum Żydowskie) oraz Muzeum Rewolucji (jakże nowoczesne, zbudowane w latach 80., dziś - świeżo zmodernizowana, reprezentacyjna litewska Galeria Narodowa!). Znalazłoby się do wymienienia jeszcze kilka innych.

Polskie muzea były również, a jakże. Można o każdym z nich napisać osobny artykuł. Jedno z nich było szczególnie ważne, zwłaszcza z dłuższego okresu działalności, a także zbiorów, które były wręcz imponujące. Mam tu na myśli Muzeum Towarzystwa Przyjaciół Nauk (TPN). Zarówno twórcy TPN (założone w 1906 roku, a w 1908 roku liczące już 256 członków)[1], jak i następne osoby, które doprowadziły do powstania muzeum, to biograficzny portret wybitnych postaci kultury polskiej. Kolekcja Muzeum TPN rosła w sposób imponujący, gdyż ilość osób, która przekazywała do tego zbioru coś ze swoich kolekcji była ogromna. Muzeum TPN kupowało również eksponaty ze swojego budżetu. Były wśród nich nie tylko tzw. "starożytności", ale również znakomite pracy twórców prawie współczesnych. Na fotografii poniżej - jeden z przykładów, piękna, kompozycyjna rzeźba Wiktora Brodzkiego[2] pt. "Pierwsze podszepty miłości"[3], wykonana z białego karraryjskiego marmuru (wysokość kompozycji 1,5 m, obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie). Na fotografii z prawej strony rzeźba w pracowni artysty.




Już sama droga rzeźby do TPN była ciekawa. Kupili ją najpierw Meysztowicze, którzy przekazali ją do Biblioteki Uniwersytetu Stefana Batorego, gdzie stała w podcieniu, a następnie trafiła do pięknie urządzonej sali Muzeum TPN. Miała swoje miejsce obok rzeźbiarskich prac m.in: Antoniego Madeyskiego, a zwłaszcza nieżyjących już wówczas artystów wileńskich: Bolesława Bałzukiewicza, Kazimierza Jelskiego, Jana Ostrowskiego, Alfreda Romera, Kazimierza Mordasiewicza, marmurowej rzeźby "Jadwiga i Jagiełło" Oskara Sosnowskiego[4] i innych.
 
Muzeum TPN miało swoją siedzibę w zachowanym do dzisiaj gmachu wileńskiego TPN, który stoi przed Litewskim Teatrem Opery i Baletu. Dawne zbiory zostały rozproszone. Po II wojnie światowej w gmachu ulokowano Muzeum Rewolucji i wówczas na czołowych miejscach wisiały tam socrealistyczne obrazy, przedstawiające Włodzimierza Ilicza Lenina, który w nieprawdziwych okolicznościach przechadza się po ulicach Wilna, instruuje litewskich rewolucjonistów, jak przewrócić świat do góry nogami (tak przy okazji - ciekawe, jaki jest obecny los owych wątpliwych artystycznie "dzieł"?).     

Całkiem niedawno w gmachu dawnego TPN ulokowała się filia Litewskiego Muzeum Sztuki - 
Vytauto Kasiulio dailės muziejus [5]. Proszę sobie przypomnieć: Gdy w 2012 roku remontowany był ten budynek i jak poruszyła wszystkich sprawa całkowitego, a więc bezpowrotnego zniszczenia napisu "Towarzystwo Przyjaciół Nauk", który odkryto wówczas pod cienką warstwą tynku z czasów sowieckich. Wilno miało jeszcze wiele innych muzeów, choćby wspomnę o Muzeum Miejskim, Muzeum Sztuki Współczesnej, Muzeum Józefa Piłsudskiego itd. O każdym można sporo napisać, gdyż wpisane było w dzieje miasta.



Tyle mojego "rozgawędzenia", czas przejść do meritum. Otóż pilotując liczne wycieczki do Wilna, w programie jest - a jakże - wizyta w Muzeum Mickiewicza w Zaułku Bernardyńskim. Byłem tam wiele razy, więc po załatwieniu formalności biletowych, czekam na ogół na turystów na zewnątrz, chociaż przyznaję, że uwielbiam gawędziarsko-popularyzatorski styl prezentacji, jakim włada
Rimantas Šalna. A co oprócz mickiewiczowskiego zakątka? No rzecz jasna - pozostałe atrakcje Wilna. I tylko nie wiadomo, co odpowiedzieć, kiedy turyści pytają: "A nie ma w Wilnie innego polskiego muzeum?". Ano nie ma…

A cóż by się stało, gdyby w Wilnie było np. "Muzeum Historii Kultury Polskiej"? Owa luźna propozycja nazwy zawiera słowa" "historia" i "kultura", które mają tutaj znaczenie kluczowe. Oddalają nas od polityki, od "okupacji Żeligowskiego" i tym podobnych "drażliwych kwestii". Chciałbym, aby pojawiła się tu i ówdzie dyskusja na temat takiego muzeum. Są muzea żydowskie, dlaczego nie może być muzeum polskiego? Wystarczy się tylko zastanowić, ileż instytucji mogłoby przyjść z pomocą, aby taki projekt zrealizować. No, ale cóż, wiadomo ileż trudności administracyjnych by powstało, ileż problemów należałoby pokonać. A przede wszystkim pokonać coś, co blokuje samą inicjatywę, stąd w tytule pytanie: "Wstyd czy strach"?

W tym momencie każdy odpowie "wstydzić się nie mamy czego", bowiem Wilno i historia kultury polskiej to rzeczy tak oczywiste, że nie ma o czym nawet dyskutować. Wystarczy przecież włączyć w wyszukiwarkach internetowych, choćby w Wikipedii odpowiednie hasła, aby zaroiło się od nazwisk twórców kultury, pochodzących bądź tworzących w Wilnie. W dawnym Wilnie oczywiście. A strach? Tutaj można by podyskutować. Ale o czym? O poprawności politycznej? O precedensach czy pretekstach?

Większość moich artykułów popularyzujących historię Wilna dotyczy czasów sprzed I wojny światowej. Owa cezura czasu jest najczęściej "świadoma". Nie tylko dlatego, że ten akurat okres w dziejach miasta interesuje mnie najbardziej, ale również dlatego, że ludzie i obiekty, które opisuję, trudno "wtłoczyć" w szeregi "międzywojennych okupantów". Oni się urodzili w Wilnie, w Wilnie brali śluby, rodziły im się dzieci, tutaj działali i zostawiali po sobie "historyczne ślady". Od ludzi kultury najwyższych lotów, poprzez działaczy rozlicznych instytucji, przedsiębiorców, handlowców, a nawet zdarza się Józek Farmazon, człowiek-nikt, ale mający jakieś tam związki z kulturą. Zwykły Polak z dawnego Wilna.

Podam niewielki przykład. Został on celowo dobrany tak, aby nie dotyczył instytucji, o której pisano już dziesiątki razy. Przez kilkadziesiąt lat działało w Wilnie Polskie Towarzystwo Śpiewacze "Hasło". Miało swoją siedzibę w niepozornym domku przyklejonym prawie do murów kościoła Bernardynów. Przez cały okres działalności przewinęły się przez to Towarzystwo dziesiątki osób lubiących śpiew. Pracowało w nim wielu znakomitych nauczycieli, muzyków i pieśniarzy. Chór prezentował się podczas rozlicznych imprez. Śpiewali tam młodzi i starzy śpiewacy, którzy jednocześnie należeli do chórów kościelnych, ale nie tylko. Któż dzisiaj pamięta, że takie Towarzystwo "Hasło" istniało, a jest przecież zachowany tak istotny ślad, jak budynek w którym miało swoją siedzibę. Nie ma on większej wartości architektonicznej czy estetycznej, a jednak aż dwukrotnie "zarchiwizował" go Jan Bułhak (około 1914 i 1930 roku). Ja również uważam, że Towarzystwo Śpiewacze "Hasło" miało określony, istotny wkład do historii kultury polskiej na Litwie.



W Wilnie są setki domów i mieszkań, w których znajdowały się pracownie polskich artystów, malarzy, poetów, muzyków itd. - jednym słowem: ludzi kultury polskiej - które nieopatrzone żadnymi tablicami pamiątkowymi mijane są bezwiednie każdego dnia. Jest wśród nich spora liczba takich, o których mogę podać informacje. Aż prosi się, aby znalazły się one w odpowiednim miejscu. Muzeum, o którym wspomniałem, jak sądzę, byłoby miejscem właściwym.

Wszyscy ci, którzy podkreślają na każdym kroku wielokulturową historię Wilna zrozumieją zapewne moją myśl, czy też przesłanie, bowiem nazwać tę sprawę można dowolnie. Dopóki jest ona rzecz jasna w sferze założeń… i być może tematem do dyskusji. 


PS. Na koniec proszę zwrócić uwagę na szybkość reakcji niektórych internetowych trolli, gdyż spodziewam się, iż zanim pojawi się jakiś konstruktywny komentarz, ujrzymy wcześniej wpis kogoś np. o pseudonimie "gesmynas", który zdoła wydać z siebie swoje sakramentalne "Won z naszego Vilniusu!".


[1] Znakomitą monografię TPN napisała wilnianka, dr hab. Henryka Ilgiewicz: Societates Academicae Vilnenses: Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Wilnie (1907-1939) i jego poprzednicy, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Warszawa 2008 (praca liczy 668 stron i dziesiątki ilustracji).
[2] Artysta żyjący w latach 1817 (lub 1823) - 1904, niezwykle popularny w Polsce i Włoszech, gdzie stworzył swoje najwybitniejsze dzieła, wśród których było sporo o tematyce sakralnej i antycznej. Był ważną postacią w kręgach rzymskiej Polonii Artystycznej. W jego pracowni odbywały się spotkania polskich artystów mieszkających we Włoszech. Jego przyjaciółmi byli m.in. malarz Aleksander Gierymski i rzeźbiarz Antoni Madeyski, z którymi jest pochowany we wspólnym grobie na cmentarzu w Rzymie
[3] TPN miał już w swoich zbiorach rzeźbę "Amor i Psyche" tegoż artysty.
[4] Wróciła w 1931 roku, w ramach zwrotu zagrabionych dzieł sztuki do Wilna z Ermitażu w Petersburgu, gdzie znajdowała się po wywiezieniu jej na rozkaz Murawjowa w 1863 roku. Dziś stoi przy drzwiach wejściowych w holu Biblioteki Wróblewskich.
[5] Vytautas Kasiulis (1918-1995), litewski malarz, ukończył w 1937 roku szkołę artystyczną w Kownie, a w 1941 r. - kowieński Instytut Sztuki Stosowanej i Dekoracyjnej. W 1944 roku uciekł do Niemiec (Freiburg), gdzie dokończył studia na Wydziale Sztuk Pięknych i w Szkole Rzemiosł, gdzie prowadził zajęcia w klasach rysunku. Od 1948 roku do śmierci mieszkał i tworzył w Paryżu.