Wśród serdecznych przyjaciół psy zajączka zjadły


Praca ucznia jednej z polskich szkół na Litwie, fot. wilnoteka.lt
Litwini przez jeden dzień mieli nową bohaterkę narodową. Polkę. Jej heroizm opisywały wszystkie litewskie media. Cytowano, powielano. Szczególnie stwierdzenie o polskim skansenie, które głęboko zapadło w umysły czytelników. O autorce zaraz zapomniano, ale że Polska się ocknęła – powtarzano przez kolejny tydzień. Maria Wiernikowska i jej dzieło pod gromkim tytułem „Polski skansen na Litwie” to odpowiedź na zapotrzebowanie litewskiej racji stanu, urażone ambicje własne, a może silenie się na oryginalność. Jakiekolwiek były tego powody, od dziennikarki takiej rangi oczekiwałabym więcej. Przede wszystkim rzetelności. Pani Wiernikowska może widzieć, co chce i jak chce. To jej prawo. Miała pecha, nie spotkała prawdziwych Polaków, nie udało jej się (albo nie chciała) z nimi porozmawiać, wysłuchać ich racji. Widziała co widziała. Socjologiczny obraz całych wielonarodowościowych i wielokulturowych Solecznik zbudowała na podstawie jednego wypadu do sklepu po bułki.
Na Wileńszczyznę często przyjeżdżają wszystkowiedzący rodacy z Polski. „Koroniarze” - mówi się o nich z przekąsem. Wpadają na jeden dzień i gromko pouczają, że na przykład polskie dzieci powinny się uczyć w szkołach litewskich, normalnych - jak określa Maria Wiernikowska, a polskiego wystarczy się uczyć w szkółkach sobotnio-niedzielnych, bo ktoś taką jedną w Wilnie stworzył. Jak nie znajdują posłuchu te przemądrzałe racje, ich autorzy czują się mocno urażeni. Nic dziwnego. Jednak rzetelność w przedstawianiu faktów dziennikarza obowiązuje. A tego w artykule „Polski skansen na Litwie” zdecydowanie i najbardziej zabrakło. W każdym akapicie. Poczynając od dziwnie nonszalanckiej interpretacji wydarzeń historycznych z lat 20., czyli jakże drażliwej na Litwie i w Polsce kwestii inkorporacji Wilna, po równie swobodne przedstawienie faktów z lat 90. i późniejszych.
Przede wszystkim jednak nie da się budować tez przedstawionych w artykule na założeniu, że sprawa szkolnictwa polskiego na Wileńszczyźnie dotyczy głównie „pastuszka” z Turgiel. Wątpliwe, by interlokutor Marii Wiernikowskiej planował studia wyższe. A osią sporu nie jest to, czy Polacy na Wileńszczyźnie mają się uczyć języka litewskiego (bo Polacy się go uczą, chcą się uczyć i przeciw temu nie protestują). Sprzeciw wynika z faktu, że zaproponowane zmiany w ustawie o oświacie właśnie odcinają kilku pokoleniom polskich młodych ludzi dostęp do studiów wyższych. Tworzą stracone pokolenie wileńskich Polaków. Tego akurat nie chcą zaakceptować rodzice i ich ogromny żal budzi fakt, iż nie znajdują zrozumienia w Macierzy. To nie o nacjonalizm chodzi (bez przerwy przyszywany litewskim Polakom), ale o prawo do normalnego godnego życia litewskich obywateli, którzy mieli pecha mówić w domu po polsku.

Zanim jednak o przyszłości będzie mowa, należy sprostować kilka podstawowych faktów z najnowszej historii Wileńszczyzny, błędnie zaprezentowanych w artykule.

Polscy posłowie w litewskiej Radzie Najwyższej, jak twierdzi autorka artykułu, nie głosowali przeciw niepodległości Litwy. Wstrzymali się od głosowania. To, wbrew pozorom, bardzo istotny szczegół. Trzech z jedenastu polskich posłów głosowało za niepodległością, dziewięciu wstrzymało się od głosu. Zaraz po głosowaniu Vytautas Landsbergis podziękował im słowami, że Litwa bardzo ceni fakt wstrzymania się od deklaracji na „nie”.

Ówczesne wątpliwości były i będą długo wypominane litewskim Polakom. Kwestia autonomii na Litwie będzie często powracała, ale bumerangiem wróciła już teraz. Dziś podobno nie tylko litewscy Polacy marzą o autonomii, a cała Polska wręcz czyha na malutką Litwę. A Żeligowski zmartwychwstał w Sikorskim. Litewscy autorzy pomysłu pewnie się cieszą ze swego kawału. I z celności strzału. Litwini uwierzyli - teraz wystarczy tylko podkręcać śrubę. I podkręcają.

Przykro mi z powodu ówczesnych wątpliwości moich Rodaków. Części Rodaków. Jak twierdzi sygnatariusz aktu niepodległości Litwy Czesław Okińczyc, zabrakło „trafności spojrzenia”. Cóż, niektórzy czuli się oszukani, odrzuceni, wyobcowani. Nie mieli zaufania. To był czas wielkich niejasności. Rozpadał się Związek Sowiecki, nie każdy był w stanie to zrozumieć.

Razem z rówieśnikami, jako przyszła maturzystka, przeżywałam w roku 1990 ogrom emocji. Euforię, radość, ale też, co tu kryć, niepewność i strach. Bo właśnie wtedy uwolniony z więzów litewski nacjonalizm ujawnił się w całej krasie. Wpadał w skrajny szowinizm. To hasła: Rosjanie na Sybir, Polacy - do gazu. Dramatyczne chwile w domu, kiedy ojca z hukiem wyrzucono z pracy, bo... był Polakiem. Uzasadnienie: brak znajomości języka litewskiego. Języka, który był na marginesie oficjalnego życia, w szkole uczono go na prawach... języka obcego. Nawet Litwini mieli problem z językiem litewskim, ale w pewnym momencie litewskość w paszporcie usprawiedliwiała wszystko, niegodziwości też. To rozpaczliwy obraz, kiedy cios powala niezłomnego i żywotnego człowieka. I jednoczesne zaskoczenie, że ojciec do końca życia był wielkim rzecznikiem niepodległości Litwy. Zawsze mi to ogromnie imponowało.
Podobnych dramatów w domach Polaków na Litwie było dużo więcej. I tyleż dylematów. Ale dylematy skończyły się natychmiast. Dziesięć miesięcy później, z chwilą pojawienia się w Wilnie sowieckich czołgów. 13 stycznia pod Sejmem i wieżą telewizyjną byli Polacy. W Gdańsku opuszczałam kolejne zajęcia na uczelni, rozpaczliwie biegając od jednego telefonu do drugiego, próbując się dodzwonić do najbliższych w Wilnie. Wszystkie telefony milczały. Urywkowa informacja, że mój chłopak w Wilnie jest TAM. Skończyło się szczęśliwie, ale szczegóły poznałam dużo później. Wtedy nie interesowało mnie, jakie flagi powiewają w tłumie pod Sejmem. Mogło to też nie interesować pani Wiernikowskiej, ale zarejestrowały je kamery. Były tam flagi biało-czerwone, byli tam Polacy. O tym też zawsze z przejęciem i wszelkimi szczegółami opowiada mój kolega, najbliższy współpracownik. Był tam ze swoimi rodzicami. Nasi poprzednicy z polskiej redakcji w Telewizji Litewskiej pracowali ramię w ramię z innymi redakcjami, razem nadawali komunikaty, razem opuszczali budynek. Dziś mam wiele, wciąż bardzo żywych, polskich świadectw tamtych dni, ale kogo to interesuje?
Tylko dlatego, że wśród trzynastu ofiar 13 stycznia nie było ani jednego Polaka, dziś zarzuca się i oskarża litewskich Polaków, że nie brali udziału?!

Najczęściej to środowiska inteligenckie przewodzą takim ruchom, tak było również na Litwie. Tyle że środowiskom Sajudisu wcale nie zależało na wciągnięciu do wspólnej sprawy Polaków. Co gorsza, i dziś nie zależy. Ci ludzie znów są dzisiaj u szczytu władzy i powtarzamy od nowa ten sam scenariusz, tylko w innej scenerii.
Jakże rozpaczliwe są dylematy ówczesnego polskiego delegata do Rady Najwyższej, który wstrzymał się od głosu za niepodległością Litwy. Stanisław Pieszko twierdzi, że dylematy powróciły. Bo jakie są obecne działania litewskich władz, które jak wtedy, odrzucają dialog z mniejszościami i nie chcą akceptować mniejszości w społeczeństwie. Przypinają łatkę rzekomych wrogów państwa i nielojalnych obywateli, co niejako tłumaczy i usprawiedliwia przymusową i bezdyskusyjną ich asymilację.

W latach 90. Polakom zabrakło wizji, wizjonerstwa i liderów, by umiejętnie zgrać i ukierunkować cały ten bardzo spontaniczny ruch wolnościowy litewskich Polaków.
Racją jest, że po II wojnie światowej, po sowieckich czystkach i repatriacjach na Wileńszczyźnie zostali „chłopi, kierowcy taksówek i szatniarze”. Była garstka lekarzy, inżynierów, trochę więcej nauczycieli. Najczęściej po Syberii. W latach 70. najwyższy pułap polskiej inteligencji na Litwie reprezentowali nauczyciele. Ale nawet ci „chłopi, kierowcy taksówek i szatniarze” utrzymali i scementowali społeczność, zbudowali system szkół, powołali kilkanaście dziecięcych zespołów artystycznych z flagową już „Wilią“ - „strumieni rodzicą“, kilka mediów, i chyba trudno uwierzyć, że wszystko to wspaniałomyślnie dał nam w darze  „wspaniały” Związek Sowiecki, a później ów dar pomnożyła Litwa. Dzisiaj Polacy na Litwie pozostają jedyną społecznością na terenach byłego Związku Sowieckiego z bardzo silnym żywiołem polskim. Trzeba nie mieć za grosz szacunku dla ludzi i historii, by nie zauważyć owego samozaparcia i determinacji „chłopów, kierowców taksówek i szatniarzy”, którzy stawali na głowie i bardzo często ryzykowali głową, aby jakoś (!) tę polskość utrzymać.

Tak, jeszcze na początku lat 90. Polacy pod względem wykształcenia byli na przedostatnim miejscu na Litwie. Przed Cyganami. Ale chyba z żadnym narodem (poza Żydami) los tak okrutnie się nie obszedł na Wileńszczyźnie jak z Polakami. Czy tylko na Wileńszczyźnie? Nadrobić braki okrutnie przetrzebionej inteligencji nie jest łatwo. Potrzeba lat, dziesiątków lat. Powoli się to zmienia. Zaledwie w tym roku do Stowarzyszenia Naukowców Polaków na Litwie dołączyło siedmiu nowych członków. Niewielu, ale dużo więcej niż wcześniej. Ci ludzie pracują w środowiskach litewskich, doktoraty bronili często na Litwie. O jakimże więc „zamykaniu się we własnym kręgu” mowa?

85-90 procent maturzystów polskich szkół dostaje się na studia wyższe - z dumą ogłasza Stowarzyszenie Nauczycieli Szkół Polskich „Polska Macierz Szkolna na Litwie”. Studiuje tylko 50 procent polskiej młodzieży - mówił litewski wiceminister oświaty, usprawiedliwiając kardynalne zmiany w polskiej oświacie. O co chodzi? Polskie statystyki uwzględniają wszystkie podejmowane przez młodzież studia, a litewskie statystyki kierują się liczbą Polaków studiujących na Litwie. Tak, ponad 50 procent uczniów polskich szkół studiuje na Litwie, 20 procent - w Polsce, kolejne 20 procent - wyjeżdża na studia za granicę. Ten ostatni odsetek będzie znacznie wzrastał - studia na Litwie stają się tak kosztowne, że młodzież zamiast uniwersytetów litewskich woli brytyjskie czy irlandzkie koledże. Ale nawet jeśli połowa polskich abiturientów studiuje na Litwie i, co ważne, dostaje się na studia na Litwie, to o jakim zamykaniu się w skansenie i jakiej niechęci do języka litewskiego można tu mówić? Nie znam ani jednej polskiej rodziny na Litwie, która kwestionowałaby potrzebę nauki języka litewskiego. Trzeba być niespełna rozumu, by odrzucać język kraju, w którym dane było się urodzić i żyć.

Ale zmiana prawa oznacza, że w szkole polskiej nauka angielskiego musi ustąpić nauce litewskiego. Nie chodzi o to, aby dziecko mówiło po litewsku - to zapewniał obecny program w wymiarze około siedmiu godzin litewskiego w tygodniu. Chodzi o rozróżnianie różnych dialektów, egzegezę skomplikowanych utworów i tekstów… Dzisiaj nikt już nie dyskutuje nad trącącymi myszką lub przestarzałymi (ogólnolitewskimi) programami fizyki czy matematyki albo niedoskonałą znajomością języków obcych. We wcześniejszych klasach mojej 13-letniej córki rodzice w ramach zajęć fakultatywnych decydowali się na matematykę i język angielski, dziś wyłącznie na litewski. „Co z polskim?” - to pytanie pomijane jest smutnym milczeniem. Gwałtownie zwiększono w programie szkolnym liczbę godzin nauki litewskiego, w niektórych klasach kosztem wychowania fizycznego lub zajęć plastycznych. Szkoły, zatrudniając rzesze nowych lituanistów, nie są w stanie zapewnić uczniom zajęć dodatkowych, tak lubianych, bo wybieranych przez samych uczniów. Codziennie po kilka lekcji litewskiego, w domu do poduszki litewski i rano język litewski, a tu jeszcze znajomi o północy dzwonią, czy nie mam „Pana Tadeusza” po litewsku, bo lituanistka nakazała, bo program przewiduje. Ósmoklasiści przez półtora miesiąca debatują nad różnicą dauninkai czy dauninkai (żmudzki czy auksztocki akcent wymowy). Przerażenie ogarnia uczniów I klasy gimnazjalnej, którzy w ciągu dwóch lat muszą się przestawić na język litewski jako język ojczysty i nadrobić braki lektur. Dwadzieścia cztery utwory piętnastu litewskich autorów, bo w wypracowaniu maturalnym nawet marny autor literatury litewskiej będzie punktowany wyżej niż na przykład znajomość Szymborskiej, co z tego, że noblistki. O Herbercie już nawet nie wspomnę… Jeśli uczeń nie zna dostatecznie na egzaminie danego autora litewskiego, nie pomoże mu i pięćdziesięciu noblistów. Obleje. To jest sedno problemu, ale niestety debata w mediach sprowadza się do oskarżenia: „Polacy nie chcą się uczyć litewskiego”.

Na trzecim posiedzeniu polsko-litewskiej międzyrządowej komisji do spraw oświaty litewski wiceminister przekonywał, że strona polska źle interpretuje zapisy ustawy. Minister lansuje tezę, że nie ma bezwzględnego obowiązku dwujęzycznego nauczania historii, geografii i wiedzy o społeczeństwie, bo ustawa - jak twierdzi - ma charakter wyłącznie zalecenia (sic!). Cóż więc robią komisje (tegoż ministerstwa) wizytujące szkoły rejonu wileńskiego i solecznickiego w celu sprawdzenia, czy wymagane przedmioty są nauczane po litewsku. Gdyby chociaż sprawdzały jakość nauczanego przedmiotu, ale nie, sprawdzają wyłącznie język nauczania. Jeden z ostatnich litewskich głosów brzmi: Może warto w polskich szkołach uczyć terminów i pojęć po litewsku. Ależ! Tak się dzieje od niepamiętnych czasów, przecież ta młodzież zdaje maturę na Litwie i głównie na litewskie udaje się studia. Niedawno grzmiał w moim telefonie znajomy litewski dziennikarz, że nieprzestrzeganie ustawy jest rażącym naruszeniem administracyjnym, podlega sądowi i karze. Istna schizofrenia. Dziwimy się później, że ostatnio młodzież albo całkowicie odrzuca język polski, albo litewski. Albo oba, bo ich marzeniem staje się jak najszybsza ucieczka z Litwy. Podczas rozmowy z prawie stu uczniami II klas gimnazjalnych jednej z wileńskiej szkół około 80 procent nich zadeklarowało chęć jak najszybszego wyjazdu z Litwy. Powód podawali jeden: nie widzą na Litwie żadnej szansy dla siebie i dla przyszłości Polaka na Litwie. Czy o to chodziło autorom nowej ustawy?
Pijacy mogą sobie nadal siedzieć pod sklepem, ważne, by mówili po litewsku. Bezbłędnie.

Konstatując fakt, że „... Polacy mają coraz mniejsze szanse na awans społeczny”, autorka artykułu jakoś nie wytłumaczyła, dlaczego „jeżdżąc od 20 lat na Litwę”, nie zechciała zauważyć, jak tej możliwości awansu Polacy byli systematycznie i systemowo pozbawiani. Poprzez rabunek ziemi. Kiedyś ziemię na Litwie zabierali Sowieci, pod kołchozy. W latach 90. wolna Litwa zadeklarowała, że ziemię zwróci. Zwróciła, ale nie wszystkim. Wymyśliła prawo przenoszenia ziemi. Już sami Litwini ocenili, że Nagroda Nobla należy się twórcy „przenoszenia nieruchomości”. Właściciel działki pod Szawlami czy Poniewieżem mógł bez problemu uzyskać posesję pod Wilnem. W ten sposób Polakom po raz kolejny zagrabiono ziemię. Odsyłanie od Annasza do Kajfasza trwało latami. Nierzadko ocierało się o sądy. Ale i to niewiele dało. Pod cichym hasłem „rozrzedźmy polski żywioł na Wileńszczyźnie” rozdawano ziemie należne litewskim Polakom. Wszyscy na tym zyskali. Poza Polakami. Ustawę o zwrocie ziemi zmieniano, nowelizowano, udoskonalano ponad sto osiemdziesiąt razy, więc wszyscy się pogublili, co można, a czego nie. To problem całej Litwy, dramatów i pod Szawlami nie brakowało. Ale tu było większe przyzwolenie i opór materii mniejszy. Pod płaszczykiem rozrzedzania polskiego żywiołu na Wileńszczyźnie powstały ogromne fortuny, ale i centra mafijne. Centymetr ziemi w Wilnie i okolicach kosztuje tysiące euro, metr - zabraknie cyfr. Tak oto w ciągu dwudziestu lat należne Polakom ziemie rozpływały się w rękach innych, a w siną dal odpływały jednocześnie marzenia o ich awansie społecznym i finansowym. Jako jeden z pierwszych z przysługującego prawa przenoszenia ziemi skorzystał Vytautas Landsbergis. W Wilnie wiedzą wszyscy, gdzie jest ogromna połać ziemi „ojca litewskiego odrodzenia narodowego” i jego żony. Pięć kilometrów poza granicami Wilna, na ziemiach, o które ubiegali się Polacy. Landsbergis „przeniósł” swoją ziemię z Kowna. Był jednym z pierwszych, a potem ciągnęły już tłumy. Jakże łatwo było Lansdbergisowi w 2007 roku przed wyborami samorządowymi nawoływać Litwinów do odebrania Polakom władzy na Wileńszczyźnie. Wtedy się nie udało, bo ktoś jeszcze nie miał meldunku, ktoś inny nie słuchał Landsbergisa. Ale uda się, już niedługo.
Polacy zawsze słyszeli: „Proszę czekać”. Czekali i doczekali: „Ziemi nie ma”. Mogą litewskie władze mówić cokolwiek, że to normalne, że charakterystyczne dla dużych miast, że nie ma żadnych podtekstów narodowościowych i nie dotyczy wyłącznie Polaków, ale fakty są nieubłagane: zwrot ziemi na całej Litwie zrealizowano w 98 procentach, w Wilnie tylko niecałe 20 procent odzyskało ziemię, w rejonie wileńskim i solecznickim ten odsetek jest wyższy, ale jeśli sprawdzić, jaki odsetek należnej ziemi odzyskali ci ludzie i w jaki sposób, to już nie będzie tak wesoło. Kiedy jako współpracownicy polskiej telewizji publicznej próbowaliśmy zainteresować naszych zwierzchników sprawą zwrotu ziemi, najczęściej słyszeliśmy odpowiedzi, że chyba przesadzamy, że to niemożliwe, nikt o tym nie pisze, mało kto mówi, więc chyba nie aż tak istotne, albo że nie możemy drażnić Litwinów, nie możemy psuć stosunków polsko-litewskich. Więc nie psuliśmy. Same się zepsuły. A naprawić szkód w zwrocie ziemi już się nie da. Kryzys - sprawę przyszło zakończyć. Na użytek najbardziej zdeterminowanych uaktywniono hasło: „grabieżca Polak, co to nie o własnym kraju myśli, o rozwoju miasta, a tylko o swojej korzyści osobistej”. Takie hasła padały z ust mera Wilna Arturasa Zuokasa, a spodobały się wielu litewskim prominentom. W to wpisuje się oburzenie pani Wiernikowskiej, że na antenie Radia „Znad Wilii” roztrząsane są problemy odzyskiwania ziemi. I jak zawsze chwytliwy w Polsce straszak, „gdyby wrocławscy czy opolscy Niemcy nam to zafundowali”. Obywatele kraju ubiegają się o zwrot ziemi, którą kiedyś im zagrabiono, a która teraz przysługuje im na mocy prawa tegoż kraju. Jedni odzyskują, a drudzy - nie. Spróbowalibyśmy to zafundować wrocławskim czy opolskim Niemcom... I trzeba mieć naprawdę anielską cierpliwość, żeby strawić takie brednie pisane przez rzekomo poważną i poważaną dziennikarkę.

W Solecznikach dziennikarka widziała tylko pijaków. Jak nieopodal, na Białorusi. Można pomyśleć, że Litwa to kraj miodem i mlekiem ociekający, a tylko Polacy w Solecznikach przynoszą mu ujmę. Soleczniki dziś są odzwierciedleniem ogólnej sytuacji na Litwie, totalnego kryzysu, zwiększonego pijaństwa i pogrążającej się frustracji obywateli. W Solecznikach frustracji spotęgowanej nieustannymi atakami z Wilna. Czasem też z Polski. Litwini biją za polskość i rzekomą polonizację, Polacy - jak się okazuje - za brak polskości i rusyfikację.

Kiedy przed paru laty białostocki IPN miał przeprowadzić odczyty na temat wydarzeń 17 września 1939 roku dla uczniów polskich szkół, sprawa zakończyła się skandalem dyplomatycznym, wręczeniem czy niemal wręczeniem noty dyplomatycznej polskiemu ambasadorowi. Z zarzutem wtrącania się Polski w wewnętrzne sprawy Litwy i edukację litewskich obywateli, nieważne, że polskiej narodowości. Warszaty przyszło odwołać. Zaskoczyła mnie wtedy euforia w Polsce, że dobrze, dostał IPN. Wtedy dowiedziałam się o kontrowersjach wokół tej instytucji. Ale byłam na jednym z odczytów i akurat te mnie urzekły. Żadnej polityki, wiele treściwej informacji w dobrym opakowaniu. Jakże potrzebnej młodym Polakom na Litwie. A i samym Litwinom. W podręcznikach historii jest tylko jedno jedyne zdanie o sytuacji wejścia na Litwę wojsk radzieckich (klasa 10). Jednak Maria Wiernikowska zauważa błędy językowe w tłumaczeniu podręcznika, a zupełnie jej nie przeszkadzają niedociągnięcia merytoryczne (np. manipulacje w określeniu stanu narodowościowego mieszkańców Wilnie przed wojną i to, że jej własny kraj w tychże podręcznikach jest określany jako okupant).

Tegoż 17 wieczorem, przełączając kanały różnych telewizji, natknęłam się na dwie dyskusje studyjne w Telewizji Rosyjskiej. Też było między innymi o napaści 17 września. O wyzwoleniu - jak oczywiście podano. Słuchali wszyscy, ale nie towarzyszyły temu noty dyplomatyczne i zaperzanie się.

Kiedy 2 maja br. weszłam do Telewizji Litewskiej i wpadłam do pokoju znajomej Litwinki, która akurat miała dyżur w niedzielę, zdziwiłam się jej ekscytacją jakimś rosyjskim talk-show na rosyjskim kanale. Moje pytanie o beatyfikację Jana Pawła II skwitowała wymownym spojrzeniem, na co odpowiedziałam, że tylko pytałam, czy wie. Kiedyś Litwini oglądali polską telewizję, była ich oknem na świat, dziś oglądają rosyjskie - jest ich całym światem. Sieci kablowe w pakiecie minimum proponują do dwudziestu kanałów rosyjskich i rosyjskojęzycznych. Przy dwóch polskich i to niszowych. To rosyjskie media na powrót przejęły na Litwie rząd dusz. Polskich dusz także. W Solecznikach dla odmiany zechciano obejrzeć polski program. Ale jak? TVP wycofała się stamtąd w roku 1993. Prawa autorskie itd. Jest TV Polonia, ale ostatnio i ona odwraca się od Polaków, dziwne, bo od jednej z najbardziej wiernych widowni.

W litewskich kioskach ponad połowa prasy to tytuły rosyjskie albo rosyjskojęzyczne. W sieciach handlowych płyty z rosyjskimi filmami czy produkcjami światowymi po rosyjsku - za grosze. Nikomu to nie przeszkadza. Dzisiaj rosyjskość i prorosyjskość stała się cool, czego nie da się powiedzieć o polskości i propolskości. Co musiała zrobić Rosja, żeby tak diametralnie zmienić nastawienie litewskich obywateli do siebie? Systematycznie, przez dwadzieścia lat. Głównie inwestowała w promocję swojego otwartego, wesołego, przyjaznego, ciepłego kraju i wspaniałej kultury. Nie zawsze tej wysokiej, lepiej - popkultury. Książki, gazety, telewizje, radia, koncerty gwiazd, własne dla Litwy okienko w sztandarowej telewizji ORT. A my za informacje o „osiągnięciach polskich sportowców” i polskim doposażeniu bojowym (a propos kraju NATO i UE) mamy się korzyć i podziwiać anielską cierpliwość Litwinów. Efekty są oczywiste. Badania opinii publicznej przeprowadzone w 1996 roku wykazywały, że z sąsiadujących krajów Litwini najbardziej nie lubią Rosji i Rosjan - prawie 80 procent, Polacy byli dalej - obdarzani 30-procentową niechęcią. Dziś te wskaźniki są zupełnie inne, Rosjanom nie ufa 40 procent mieszkańców Litwy, ale 75 procent nie sympatyzuje z Polakami.

Można i trzeba narzekać na cepeliadę, ale jak i gdzie litewscy Polacy mają się żywić współczesną kulturą polską. Jeśli już, to paradoksalnie - bardziej właśnie w Solecznikach, bo tam widać wyjątkowe starania. 

Swoje dzieci też zapisałam do dziecięcego zespołu „Świtezianka”. Niedługo obchodzi 35-lecie istnienia. Też w nim kiedyś byłam. Kiedyś ja się krzywiłam, moje dzieci też się krzywiły, nawet bardziej. Ale tańczą, nawet im się zaczyna podobać. Stroje, występy, wspaniała atmosfera. Że na ludowo - trochę im nieswojo, jednak kiedyś na rodzinnym spotkaniu wielce się zdziwiły: „Skąd znacie tyle polskich piosenek?” - pytały. ”Świtezianka, dziecko”. Czy Polacy na Litwie mieliby teraz zamknąć te wszystkie zespoły, teatry, bo Polsce trąci to myszką i wydaje się „obciachowe”? Co w zamian? Pustka. Może lepiej unowocześnić, pozwolić na nowości, a nie kpić. Przecież to dla chętnych, a nie za karę. Do wileńskich teatrów amatorskich przychodzi młodzież. Czegoś poszukują. A w Solecznikach narodziła się Polska Akademia Teatru Niezależnego. Maria Wiernikowska pewnie by się skrzywiła, a panie z teatru w Sopocie podobno strasznie lubią te dziewczyny z Solecznik i od dwóch lat co kwartał pokonują trasę Sopot-Soleczniki, by z nimi pracować.

Jak się czują litewscy Polacy i jak ma przetrwać polskość na Litwie? Każda litewska telewizja, każda gazeta i portal internetowy za punkt honoru stawiają sobie pisanie na tematy polskie. I się zaczyna: Polska to kraj absurdów, oszołomów, szamanów, złych dróg, na których co chwila leje się litewska krew, złego zarządzania, wymyślonych sukcesów. Przed dwoma laty z czystej zawodowej ciekawości przeprowadziłam monitoring litewskiej prasy: przez niecałe trzy miesiące na sto siedemdziesiąt osiem jakichkolwiek wzmianek o Polsce, Polakach i litewskich Polakach - dwie były pozytywne, trzy neutralne, reszta… Dzisiaj można to pomnożyć razy pięć.

Ostatnio stosunki polsko-litewskie zdominował temat mniejszości narodowych. To przez litewskich cepeliowych Polaków nie udaje się zbudować nowoczesnego polsko-litewskiego porozumienia - gromią obrońcy relacji. Dlaczegóż więc dotąd nie zbudowano? Minęło dwadzieścia lat. Budowano niby z zaparciem, z podobnym zacięciem kwestie drażliwe pomijano. „Bądźmy wyrozumiali, to młoda demokracja, nie przesadzajmy, nie naciskajmy” - słyszeliśmy niejednokrotnie. Coś w tym było. Mieliśmy budować mosty energetyczne, szybkie koleje, szerokie drogi, partnerstwo wschodnie i wiele innych. Zbudowaliśmy mur. Nic poza tym. W efekcie niezwykła na Litwie popularność słowa sudlenkis - od sudas - g…, lenkas - Polak. Lepiej nie wchodzić na litewskie portale internetowe i nie otwierać gazet. Niedawne zdziwienie jednej z polskich dziennikarek: „Niemożliwe, nie ma tu u Was żadnego medium propolskiego, optującego za zbliżeniem polsko-litewskim, mecenasem spraw polskich na Litwie”. Możliwe, bo nie ma.

Sprawy Polaków na Litwie to papierek lakmusowy, wygodny dla wszystkich. Uśmiechy i poklepywania po plecach się skończyły, kiedy w Polsce i na Litwie zmieniła się władza. W Polsce okrzyknięto je rządami ludzi pragmatycznych, na Litwie - poprawnie politycznych. Autostrady ani koleje nie są już potrzebne, bo rozeszły się drogi partnerów. W różnych kierunkach… Ktoś musiał za to zapłacić. I znaleziono kozły ofiarne.

„Poradziliśmy sobie z Polakami na Kowieńszczyźnie, poradzimy i na Wileńszczyźnie” - wymsknie się od czasu do czasu niektórym posłom w litewskim Sejmie. Sami by może nie poradzili, ale przy wydatnym wsparciu  środowisk w Polsce - jak najbardziej.
Antypolska histeria na Litwie dopiero się rozkręca. Nie widać końca kryzysu gospodarczego. Zbliżają się wybory. Wiadomo, co daje stuprocentową gwarancję trafienia w gusta wyborcze.

A jednak szczerze wierzę w mądrość tego narodu.

Coś się jednak zmienia. Zawiązało się Litewsko-Polskie Forum Intelektualistów. To inicjatywa litewska, bardzo mi bliska. Mocno im kibicuję. Do Wilna przyjechali polscy historycy, apelują o dialog. Chęć zbliżenia deklarują literaci PEN-Clubów Polski i Litwy. Ostatnio padło pytanie: Czy można coś zrobić? Zawsze można. Wszyscy tu zawinili. Bez wyjątku. Ale od większości zawsze oczekuje się więcej, zainteresowania się mniejszością. Też w całym tym trójkącie.

A „Newsweekowi” proponuję, albo innym mediom, bo w „Newsweek” nie wierzę, zamiast subiektywnych impresji, obrazków pisanych ku zadziwieniu czytelnika, lepiej zróbić rzetelną debatę o pokoleniu litewskich Polaków a.d. 2011. Zaprosić wszystkie zainteresowane strony, przedstawić argumenty za i przeciw. Może to będzie z większą korzyścią dla renomy gazety i dla długofalowych polsko-litewskich relacji.
Najgorsze, jeśli nic się nie zmieni, albo wróci do stanu sprzed. Jedni udają, że się troszczą, drudzy, że są zatroskani, niby wszystkim zależy, a naprawdę nie zależy nikomu.

Na koniec potwierdzam: Litwa to fajny kraj. Kocham go. Wspaniały kraj, do którego warto wpaść na weekend, ale i przyjechać na dłużej, i robić interesy, i szaleć, i szukać miłości.
Oby jeszcze można było na Litwie żyć.


Komentarze

#1 Pani Wiernikowska nie

Pani Wiernikowska nie jest godna miana " Koroniarza" jej polskość ciąży nie potrafi czuć dumy z polskości.Prawdziwi koroniarze to widzą w kraju .........

POZDROWIENIA DLA RODAKÓW Z LITWY

#2 Pani Edyto, proszę częściej i

Pani Edyto, proszę częściej i więcej pisać, Pani bezbłędnie opisuje sytuację litewskich Palaków i co ważne, kapitalnie to Pani tłumaczy zupełnie niezorientowanym Polakom w Kraju. Dziękuję Pani ogromnie. Jestem wielbicielem Pani tekstów i Pani stylu dziennikarskiego.

#3 http://www.awpl.lt/index.php?

http://www.awpl.lt/index.php?option=com_content&view=article&id=237%3Aec...

Echa publikacji

Czysta dziennikarska manipulacja

Niepewność i wątpliwości co do mediów dręczą litewskie społeczeństwo coraz bardziej. W lutym bieżącego roku Centrum Badania Opinii Społecznej i Rynku „Vilmorus” ogłosiło dane sondażu wśród mieszkańców, z którego wynika, że aż 67 proc. respondentów nie ufa mediom. Tak dużego braku zaufania nie było w ciągu ostatnich 12 lat.

A propos, na podstawie stosunku społeczeństwa do mediów można wywnioskować, że również wizerunek samych dziennikarzy na Litwie dość znacznie się pogorszył. Niewiarygodne media, niestety, wywołują również brak zaufania do wszystkiego, o czym informują: ekonomiki, spraw socjalnych, szczególnie zaś – do polityki. Na skutek bezwględnego rozpowszechniania nieprawdy media same sobie przykleiły etykietę niewiarygodności.

Można stwierdzić, że niewiarygodne media swoim kłamstwem oczerniają te dziedziny, z którymi mają minimalną styczność. Ponieważ jednak jedna opublikowana nieprawda rodzi jeszcze więcej kłamstw, należy jak najszybciej zapobiec rozpowszechnianiu jakiejkolwiek niezgodnej z prawdą informacji.

Oto w październiku bieżącego roku na portalu informacyjnym balsas.lt ukazał się artykuł Tomasa Czyvasa „V. Tomaszewski – obrońcą pokrzywdzonych”. Podana w nim informacja jest niewiarygodna i zwodzi społeczeństwo.

Dziwi fakt, że w swoim artykule T. Czyvas tak dużo mówi o W. Tomaszewskim, jednak określa go tylko swoimi własnymi ustami. W całym artykule nie ma ani komentarza samego europosła W. Tomaszewskiego, ani opinii żadnej innej osoby związanej z opisywaną informacją. A to już budzi wątpliwości co do wiarygodności artykułu.

W sprawie artykułu do AWPL nikt się nie zgłaszał. Waldemar Tomaszewski jest politykiem otwartym na społeczeństwo. Wystarczy się do niego zwrócić i nie pozostanie pytań bez odpowiedzi.

T. Czyvas, który w swoim artykule zignorował opinię W. Tomaszewskiego, pominął wiele ważnej informacji, podając zamiast niej mgliste i mylące stwierdzenia.

Nie wiadomo, z jakich powodów miota niczym nieuzasadnioną informacją o interesach Rosji w polityce AWPL. Jednak prawdziwe fakty i prawdę o działalności AWPL i jej liderze postanawia przemilczeć.

Tymczasem żadnych niejasności czy luk w tym miejscu być nie powinno. Rzeczywista sytuacja jest taka – W. Tomaszewski dba wyłącznie o interesy mieszkańców Litwy, a nie o czyjeś inne. Pomaga i jednakowej uwagi udziela wszystkim ludziom niezależnie od ich narodowości, przekonań czy poglądów. AWPL jest partią regionalną, która jednoczy obywateli Litwy różnych narodowości. Jej członkami są nie tylko Polacy, ale również Białorusini, Rosjanie, Litwini.

W. Tomaszewski i jego ekipa realizują politykę opartą na konsekwentnej i sumiennej pracy. Działalność AWPL zdobywa coraz większe zaufanie i aprobatę wyborców. Należy zauważyć, że żadna polityka oparta na cudzych interesach czy mglistych celach nie zdobyłaby takiej popularności i takiego zaufania.

O działalności AWPL świadczy czas i dokonania. Na Wileńszczyźnie działamy już od 17 lat i przez cały ten okres nie uwikłaliśmy się w żaden skandal korupcyjny. Cała nasza działalność była i pozostaje przejrzysta. Oprócz tego, w ciągu ostatnich 7-8 lat jedynie w rejonie wileńskim otwarto cztery nowe przedszkola, dwa szpitale, trzy placówki pomocy społecznej. I po tak solidnych inwestycjach Samorząd Rejonu Wileńskiego w odróżnieniu od innych samorządów Litwy nie ma długów.

Oznacza to, że AWPL odpowiedzialnie ocenia swoich wyborców i dokłada wszelkich starań w celu poprawy dobrobytu mieszkańców Litwy. Tak więc, można stwierdzić, że ludzie rzeczywiście sami doskonale wiedzą, co jest dla nich najlepsze i o tym świadczy ich wybór. Jeżeli zaufanie do AWPL mają jej członkowie i wybrocy, jakie wówczas prawo nie ufac tej partii ma słabo poinformowany dziennikarz, który sam ucieka od prawdy?

W ogóle w całym artykule T. Czyvasa nie ma żadnej aktualnej dla mieszkańców informacji czy nowości. A skoro dla społeczeństwa artykuł ten nie jest pożyteczny, to komu wówczas w ogóle jest potrzebny? Czy rzeczywiście służy demokratycznym celom? Oto Marijus Szirvinskas w swoim artykule „Codziennie – po jednej kupionej informacji” (zbiór artykułów „Przejrzystość mediów”) twierdzi, że w mediach jest jedna bardzo ważna i niewybaczalna sprawa – artykuł, w którym się nie informuje o żadnym normalnych wydarzeniu. Oznacza to, że artykuł T. Czyvasa można w sposób uzasadniony nazwać po prostu sprawą niewybaczalną.

Lektura tego artykułu pozwala również zauważyć to, że podana w nim informacja jest bardzo jednostronna, uboga i zawężona. Artykuł nie podaje niczego konkretnego, kształtuje natomiast jedynie pewne założenia i dąży do wywierania wpływu na opinie czytelników. Tak więc, wszystko w artykule – to stwierdzenia jednego i tego samego autora T. Czyvasa - szczególnie, gdy się mówi o państwach sąsiednich - a podaje się je niczym były najprawdziwszą prawdą. Nie pomylimy się, jeżeli stwierdzimy, że jest to czysta dziennikarska manipulacja. Nie wiadomo, czy została stworzona przez niego samego, czy są pewni zleceniodawcy. Oczywistym jest jednak fakt, że dzisiaj jest wielu, którzy zazdroszczą AWPL jej rankingów.

Zazdrość nigdy nie pozwoli zrozumieć, że rankingi AWPL rosną dzięki sumiennej pracy jej członków i cieszącego się autorytetem lidera – człowieka prawego i ideowego, którego popierają nie tylko mniejszości narodowe, ale również coraz więcej Litwinów – nawet na Żmudzi. Okazuje się, że zazdrośnicy tego właśnie boją się najbardziej.

2011-10-21

Wanda Krawczonok

sekretarz odpowiedzialny AWPL

#4 Kto merda obiektywizmem

Kto merda obiektywizmem „Newsweeka”? (2)

http://www.awpl.lt/index.php?option=com_content&view=article&id=239%3Akt...

„Newsweek” za pośrednictwem reportażu „Polski skansen na Litwie” kreuje rzeczywistość, zamiast ją po prostu rzetelnie opisać. W temacie Polaków z Wileńszczyzny zdarza się to już nie po raz pierwszy.

Rzetelnie to – w mojej opinii – wielostronnie, solidnie i obiektywnie. O „obiektywizmie” „Newsweeka” już pisałam w ubiegłym tygodniu. Jak to jest z solidnością, przekonałam się na podstawie publikacji z marca tego roku pt. „Wilno znowu polskie? Tomaszewski prowadzi do zwycięstwa”. Była to w miarę obiektywna analiza przyczyn wielkiego sukcesu odniesionego przez Akcję Wyborczą Polaków na Litwie w minionych wyborach samorządowych, ale i tam nie obeszło się bez mitów mających widocznie dodać publikacji pikanterii. Redaktor Michał Kacewicz wprawił mnie w skrajne zdumienie opisem tytułowego bohatera artykułu, przewodniczącego AWPL Waldemara Tomaszewskiego. Dowiedziałam się otóż, że dzisiejszy europoseł był w przeszłości „wiejskim zabijaką”, który tłukł Litwinów po „prowincjonalnych dyskotekach”. „Jak we wsi wybuchał spór, Waldek był pierwszy do awantury” – ujawnia Kacewicz za rzekomym kolegą Tomaszewskiego z jego rodzinnych Nowosiółek.

Przyznam, że ten nieznany mi rys biografii prezesa AWPL sprawił, iż zwątpiłam we własną pamięć. Tak się bowiem składa, że też jestem od wielu wielu lat koleżanką Waldka, z tym, że nie z Nowosiółek, tylko ze stołecznej „Jedenastki” (dziś Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie). Znamy się więc od bardzo wczesnego dzieciństwa. Przez lata, aż do matury, jeździliśmy do szkoły tymi samymi autobusami, bo mieszkaliśmy w sąsiednich dzielnicach. Jako nastolatkowie, a później studenci, należeliśmy do jednej paczki. Byliśmy typowym młodym pokoleniem lat 80. Trochę zbuntowanym, trochę niesfornym, ale nie skonfliktowanym z prawem. Nie wszczynaliśmy żadnych burd czy awantur. Wspólnie bawiliśmy się na dyskotekach (szkolnych i studenckich!) i jeździliśmy pod namioty. Pamiętam, że podczas jednego takiego wypadu (Kimbarciszki, rok 1982) 17-letni Waldek zawstydził nas, ciut starszych kolegów, swoją obszerną wiedzą o mordzie katyńskim. Nie pamiętam natomiast żadnych mord (przepraszam za trywializm) przez niego obijanych. Obawiam się, że nowosiółczanie też. Tak się bowiem składa, że rodzina Tomaszewskich wyprowadziła się z tej wsi, gdy Waldek miał 4 (słownie – cztery!) lata. Poza tym, w Nowosiółkach nigdy nie było ani dyskotek, ani litewskich chłopaków do bicia. Zresztą po dziś dzień mieszkają tam wyłącznie Polacy.

I tak oto utkana z drobnych zmyśleń historia „wiejskiego zabijaki” urosła do jednej wielkiej bzdury. Gdy po jej przeczytaniu pytałam Tomaszewskiego, czy zamierza coś z tym zrobić, machnął lekceważąco ręką. Powiedział, że żal mu czasu na dementowanie bredni. Zresztą nie pamiętam, by kiedykolwiek wdawał się z mediami w czcze połajanki na temat własnej osoby, nigdy za to nie odpuszcza w kwestiach dotyczących ocen społeczności polskiej na Litwie.

Ale jak tu dyskutować, gdy cię nie pytają. A redaktorzy „Newsweeka” uparcie Tomaszewskiego nie pytają – ani o jego własną osobę, ani o komentarze w kwestii problemów Polaków na Litwie. Europosła Landsbergisa redaktor Wiernikowska namierzyła telefonicznie aż w Brukseli, europosła Tomaszewskiego już nie. Może z góry uznała, że przewodniczący AWPL nie będzie aż tak dowcipny jak „pierwszy prezydent Litwy”, którego polszczyzna i kąśliwa uwaga na temat Solecznik wprawiły ją w tak wielki zachwyt? A może pani redaktor nie wierzy w jego – to znaczy się w Tomaszewskiego – istnienie? Tym bardziej, że go na własne oczy nie widziała. A przecież dziennikarka otwarcie się przyznała, że czasem i własnym oczom nie wierzy. Widziała w Wilnie polskie dzieci protestujące przeciwko stopniowej lituanizacji ich szkół, a przecież napisała: „Ja w takie demonstracje jakoś nie wierzę”.

A ja wierzę, bo dzieci moich znajomych i krewnych stały w tym tłumie z własnej i nieprzymuszonej woli. I porównanie tej akcji do strajku dzieci wrzesińskich przeciwko germanizacji ich szkół wcale nie wydaje mi się niestosowne. To prawda, nasze dzieci, w odróżnieniu od tych z Wrześni, za mówienie po polsku nie karze się chłostą (nie te czasy), ale to nie zmienia faktu, że od 20 lat każde podejmowane przez władze Litwy wobec polskich szkół działanie jest nakierowane na stopniową ich likwidację. Jeżeli redaktorzy „Newsweeka” w to nie wierzą, niechże przepytają samych uczniów i ich rodziców. I proszę mi wierzyć, tacy istnieją, a nawet posługują się piękną polszczyzną.

Lucyna Schiller

#5 " Wiernikowską nie należy się

" Wiernikowską nie należy się przejmować." a jak bendzie z prawdau kturau napisala w swoim artikule. No chyba jak zawszie niektuzhy polacy to znaczy Wielcy Patrioczi bendau ignorowacz prawde.

#6 Emocjonalnie, ale prawdziwie

Emocjonalnie, ale prawdziwie i obiektywnie. strzal w dziesiatke. przedstawila gorycz ogarniajaca wszystkie polskie rodziny.... Tylko podziekowac i powielac taki artykul!!!

#7 Gratuluję Pani Edycie

Gratuluję Pani Edycie Maksymowicz doskonałego artykułu. Pani Edyta bezbłędnie opisała to, co boli każdego, kto choć trochę identyfikuje się z problemami współczesnego pokolenia litewskich Polaków, a szczególnie ludzi związanych z Wileńszczyzną więzami rodzinnymi. Wiernikowską nie należy się przejmować. Dołączyła ona do grona sprzedawczyków typu były ambasador Polski na Litwie Jan Widacki, który otwarcie poparł władze litewskie w zbożnym dziele niszczenia litewskich Polaków. Jaki wniosek? Czas bardziej radykalne działania. Czas skończyć z fałszywie rozumianą ideą współpracy z Litwą za wszelką cenę. Niech to wreszcie pojmą nowe władze RP! Co do niejakiego Giesmynasa - to po prostu troll, nasłany pewnie przez litewską bezpiekę. Nie zwracajmy na gnidę uwagi i pomijajmy jego ujadanie milczeniem.

#8 Masz racje, ale lepiej by

Masz racje, ale lepiej by bylo gdybys miala restauracje - tak troche modyfikujac Stachure prosze o taki tekst do ... Newsweeka. Nawet do red. Maziarskiego napisalem, zeby opublikowal w calosci tekst z Wilnoteki.

#9 "Sylwetka Polaka na Litwie

"Sylwetka Polaka na Litwie jest tu przedstawiona w sposób mało pozytywny " oczywiszczie o polakach czeba zawszie pozytywnie bo jezheli inaczai to rozwaliszie caly sistem polskeii oszwiaty.

#10 10 października 2011 r. w

10 października 2011 r. w polskojęzycznym tygodniku „Newsweek” ukazał się artykuł Marii Wiernikowskiej „Polski skansen na Litwie”, odzwierciedlający opinię autorki o Polakach, mieszkających na Litwie. Wprawdzie każdy ma prawo do własnego zdania na poszczególne tematy, jednak w tym wypadku czytelnika może zrażać brak profesjonalnej argumentacji poglądów, wyrażonych w artykule.

Sylwetka Polaka na Litwie jest tu przedstawiona w sposób mało pozytywny – zadufany w sobie, mało inteligentny, wrogo nastawiony do kraju, w którym mieszka. Oskarżany jest o brak lojalności wobec Litwy, w czasie, gdy kraj odzyskiwał niepodległość, twierdząc, że „Polacy głosowali przeciwko niepodległości Litwy”. A przecież, zgodnie z faktami, żaden z polskich posłów nie głosował przeciwko odzyskaniu niepodległości, a wśród sygnatariuszy Aktu Odzyskania Niepodległości Litwy z 1990 roku było trzech Polaków. Z tego wynika, że oskarżenia autorki są całkowicie nieuzasadnione, biorąc pod uwagę też to, iż Polacy wspólnie z Litwinami walczyli o Niepodległość.

Według autorki Polacy na Litwie porozumiewają się głównie po rosyjsku, bo „oglądają rosyjską telewizję, słuchają rosyjskiego radia, (…) w domu rozmawiają po rosyjsku” i są posądzani o to, że nie znają ani języka polskiego, ani litewskiego. Takie oskarżenia są wyssane z palca. Weźmy przykład absolwentów szkół polskich na Litwie – dotąd uzyskują wynik dostawania się na wyższe uczelnie wyższy, niż średnia krajowa, świetnie dają sobie radę na wyższych uczelniach Litwy, gdzie językiem wykładowym jest język litewski, jak również w polskiej uczelni na Litwie (Filia Uniwersytetu Białostockiego w Wilnie), a także w Polsce i uzyskują tam najlepsze wyniki. Znajomość języka rosyjskiego wynika z wielokulturowości społeczeństwa na Litwie, a znajomość języka obcego, również tego znienawidzonego przez autorkę języka rosyjskiego, jest raczej atutem, a nie negatywną cechą litewskich Polaków. Zagadywany przez autorkę po polsku przechodzień na ulicy odpowiedział po rosyjsku, bo prawdopodobnie był Rosjaninem, bo przecież Litwę zamieszkuje również liczna mniejszość etnicznych Rosjan.

Zaskakuje również fakt, jak zawodowa dziennikarka przykład „pastuszka z krową” lekko przenosi na całą społeczność polską na Litwie. Wykorzystała ten przykład do zaatakowania nauczycieli polskich „nienormalnych” szkół, zarzucając im, że „nie chcą, by dzieci znali dobrze język kraju, w którym żyją” i też, że „sami nauczyciele musieliby się dobrze jego nauczyć”. Oskarżając o brak zadbania o dobro uczniów dotkliwie obraża wszystkich nauczycieli polskich szkół, wkładających tyle trudu i serca w swoją pracę. W każdym razie autorka sprawia wrażenie mało zorientowanej w sytuacji polskich szkół na Litwie. Twierdzi, że „polscy nauczyciele nie chcą, by młodzież zdawała litewską maturę”. A przecież wszystkie maturalne egzaminy państwowe są w języku litewskim już od dawna, a nauczyciele dokładają wszelkich starań, by uczeń nie tylko dobrze zrozumiał temat, ale również używał terminologii w języku państwowym. Należałoby więc bliżej poznać zaistniałą sytuację przed wydaniem tak ostrych sądów.

Dziennikarka nie przepuściła też okazji, by dokopać liderowi Polaków na Litwie europosłowi Waldemarowi Tomaszewskiemu. Skrytykowała jego porównanie strajku uczniów szkół polskich na Litwie do strajku we Wrześni, które przytoczył na antenie radia „Znad Wilii”. Chodziło mu przecież o niezmienny mimo upływu ponad 100 lat kontekst walki o prawo do nauki w języku ojczystym a nie o metody represjonowania, stosowane wówczas przez Niemców. Podobnie dziwnie wygląda czepianie się europosła za podanie informacji o wyznaczeniu męża pani Redaktor radia na wiceministra rządu A. Kubiliusa. Informacja ta wielu słuchaczom po prostu przedstawiła subtelności niektórych osobistych sympatii.

Autorka, zaliczając Polaka mieszkającego na Litwie do gorszej, niepełnowartościowej klasy obywateli Litwy i w ogóle nie uważając go za Polaka, głęboko godzi w jego godność. Czy fakt urodzenia poza granicami Polski ma pozbawić Polaka prawa do myślenia, nauki w swoim ojczystym języku? Młodzież polska na Litwie chętnie się uczy również języka państwowego, doskonale zdając sobie sprawę z potrzeby jego znajomości mieszkając w tym kraju, uczy się też i innych języków, wiedząc, że znajomość języków człowieka tylko wzbogaca. Na Litwie mieszka sporo polskiej inteligencji – lekarzy, nauczycieli, prawników, działaczy społecznych – Polaków, którzy w wielkiej mierze przyczyniają się do rozwoju kraju, w którym mieszkają, który uważają za swoją ojczyznę. Pragną oni ładu między narodami, a jednocześnie możliwości zachowania tożsamości narodowej swojej i swoich dzieci. Czyżby z tego powodu mają być gorsi od innych obywateli?

Wspólne cele – jak niegdyś walka przeciwko totalitaryzmowi na Szlaku Bałtyckim, w której udział brali i Litwini, i Polacy – powinny stać się więzią jednoczącą narody. I najprędzej tak będzie, z tym że mocno w tym przeszkadza wzrastający ostatnio na Litwie z łaski konserwatystów Landsbergisa nowy totalitaryzm nacjonalistyczny.

#11 Hej Litwin- alez mylisz się ;

Hej Litwin- alez mylisz się ; własnie przymusowa zmiana nawisk na litewskie to proces wynaradawiania- TO WŁASNIE WYNARADWIANIE NA SIŁĘ . Jeśli powrocisz do swojego polskiego nazwiska, które prawdopodobnie posiadasz - prawdopodobnie Twoje wnuki beda juz Polakami - i odwrotnie też tak zadziała

#12 @Wilenski. prosze cie nie

@Wilenski. prosze cie nie odpowiadaj na ten post. Nie chce dyskusji z tobą.
Już to pisałem
głupi albo udaje głupiego. Sam nie wiem juz po twoim poście. BYlem przykonany, że udajesz, ale teraz już wiem że nie.

"... NIEMA MOZLIWOSCI "wynarodowic" NA SILĘ. I NIKT NA SILĘ TEGO NIE ROBI." Własnie po tym zdaniu zrozumiałem, że nie udajesz.
Oczywiście, że nikt tego nie robi na siłę. To się samo robi, jak się przyjmie określone ustawy prawne dla obywateli.

Wynarodowienie nie jest szybkim procesem. Chodzi o pokolenia. Bierzyemy całą zbiorowość i średnią. Dziadkowie pokolenie sie czuje najbardziej polskie juz umiera. ich dzieci sa w polowie polakami jak ich rodzice. Wnukowie jeszcze mniej. A prawnukowie z wlasnej nei przymoszonej woli jest zmieniają nazwiska, imiona, szkoly, język w domu. I tak o to dzieci wnuków sa jak najbardziej "czystymi Litwinami". A Państwo tylko ciut ciut im w tym pomoże, tak troszeczke.

Ale nie! ty celowo bierzez wycinek 5-10 lat aby powiedziec że polityki wynaradawienia asymilacji nie ma. Jej efektów jeszcze nie widać, albo widać bardzo mało. Ale jeśli ktoś nei jest ślepym i myśli szerzej, dalej, przewiduje to jest aż nader łatwo widzieć skutki działań rządowych.
Nie odpowiadaj na ten post.

#13 Bowbli kazhdym razhie to sau

Bowbli kazhdym razhie to sau okreszlenia montalnoszczi a nie toscamoszcy. Jak by pan nie starauszie.

#14 dur karta- alez okreslenie

dur karta- alez okreslenie ,, burak,, bardzo pasuje do nacjonalisty - litewskiego też - mozna jeszce powiedziec ,, czeresniak ,, ,, wisniak ,, - jak ci odpowiada - ten sam obciach

#15 Bowbli w litewskich tak i w

Bowbli w litewskich tak i w polskich gazetach w komentarach jest bardzo popularny fantom "burak" kturego fundment nie na podstawie toscamoszczi ale na podstawie mentelitetu. Buraka nie mozhna zamienicz na nacionaliste bo to bendzhie nie piauna wartoszcz wyrazu.

#16 DUR KARTA - a kto to burak?

DUR KARTA - a kto to burak? Nacjonalisci litewscy? Zgadzam sie .

#17 Wiernikowska chyba nie

Wiernikowska chyba nie reprezentuje burakuw i paczons ztai strony jest im poprostu nie poczebna.

#18 Bardzo mocny i potrzebny

Bardzo mocny i potrzebny tekst. Dziękuję. Jednocześnie jako koroniarz przepraszam za panią Wiernikowską. Wiemy jaka jest wasza sytuacja i nas to boli. Staramy się zresztą zrobić co możemy by pomóc ale wiadomo Polak Polakowi nie równy. Znajdą się tacy jak pani Wiernikowska ale większość stoi za wami murem. Wstydzimy się za tekst jaki popełniła pani Wiernikowska, którą zresztą poznałem osobiście.

Jeszcze raz za ten tekst należą się pani wielkie brawa i podziękowania.

#19 Bowbli niema zhadanai wojny

Bowbli niema zhadanai wojny sau tylko ambicije AWPL kture popiera Warszawa.

#20 Hmmmmmmmmmmm- wojne

Hmmmmmmmmmmm- wojne litewsko-polska ( przeciwko Polakom litewskim) prowadza elity nacjonalistyczne litewskie od prawie stu lat.PRZYKRE

#21 A Litwa i tak padnie

A Litwa i tak padnie !!!!!!!!!!!!!

#22 do autorki "Antypolska

do autorki

"Antypolska histeria na Litwie dopiero się rozkręca. "

Antylitewska hysteria juz dawno rozkręcona.

"A jednak szczerze wierzę w mądrość tego narodu."

A ja - niebardzo. Od Litwinow oczekiwalem więcej tej "mądrosci". Ale glupota przewaza tą mądrosc wielokrotnie. Mozna zrozumiec dlaczego, ale sam fakt zostaje.

" Ostatnio padło pytanie: Czy można coś zrobić? Zawsze można. "

Mozna zrobic bardzo duzo, tylko ze niema zainteresowania. Celem AWPL zawsze bylo i zostaje "wojna" polsko-litewska. Ta pratia i byla stworzona m.in. dla wojny propagandowej. A tylko AWPL dzisiaj reprezentuje Polakow.

#23 @Litwin Manifestacje tu nie

@Litwin

Manifestacje tu nie mają nic do rzeczy. W telewizji dzialacze AWPL siedzą przy swoim biurku, nad ktorym - wielki Orzel Polski. Oni tez mowią, ze to tylko "podkresla narodowosc". Litwini im nie wierzą. A ty na ich miejscu wierzyl byym ?

"Wynaradawianem" ja rozumiem jakis czyn w celu zmienic narodowosc tego "wynaradawianego". Narodowosc - to swadomosc czlowieka, cos, co "siedzi" w jiego umysle. Mozna apelowac "hej, urodzilesz się na Litwie, twoi przodkowie - Litwini, bądz i ty Litwinem". Ale NIEMA MOZLIWOSCI "wynarodowic" NA SILĘ. I NIKT NA SILĘ TEGO NIE ROBI.
Propaganda litewska ma prawo byc tak samo jak polska. Litwa ma prawo NAMAWIAC swoich obywateli byc Litwinami. Niema prawa ZMUSZAC i TEGO NIE ROBI.

Litewski język - nie wynarodowianie a język panstwa Litwa. W Polsce takim językiem jiest polski. Czy to znaczy, ze wszyscy nie Polacy w Polsce są wynarodowieni ?

#24 do Wileński (#37). nie

do Wileński (#37).
nie wątpię, że ty odczytaleś, że to polskie media na Litwie są jednostronne, niczego innego się nie spodziewalem. Nie ma problemu, wiem że tak myślisz to jest twój poziom. nic na to nie poradzę. Post nie był do ciebie.

W krajach totalitarnych też nie pyta się opozycji czy działaczy wolnościowych czy mają zagwarantowane prawa, BO wystarczy, że władza mówi całemu światu, że napewno mają i to wszelkie możliwe.

Więc też na Litwie nie pyta się mneijszości polskiej jaka jest jej sytuacja. To władze i ty powiedzą jak jest naprawdę. Zwykła przeciez rzecz zrozumiala dla ciebie. tylko na tyle cie i ten kraj stac.

#25 do Wilenski. Czy Litwini są

do Wilenski.
Czy Litwini są głupi? Absolutnie nie! A wiec tylko udają takich, bo im wyodnie pozniej miec argument ucisku i pretensji.
Flagi polskie moim zdaniem sa tylko po to aby podkreslic narodowosc protestujących, bo jakże by można poznac o co i kto protestuje na Litwie? Masz jakis pomysl? no Wilenski?

tu nie chodzi o manifestacje Polski jako kraju i jej wpływu czy życzenia aby na Litwie była Polska, ale chodzi o pokazanie narodowości która protestuej na Litwie jako mniejszości narodowej.

To jest zupelnie oczywiste dla Polaków LT, ale Litwini to zupelnie durnowato uważają, że Polacy LT, reprezentują Polskę jako kraj kiedy niosą flagę białoczerwoną. I wytykają brak lojalności.
Polska flaga oznacza tylko nrodowosc. Czy Litwini protesutjąc w innych krajach i żądając spowrtoem odebranych im praw pojdą z flagami innymi niż litewskie?

""wynaradawianie" - najbardziej pozbawione sensu okreslenie" - to dopiero jest pozbawione sensu zdanie.
Gdy niezależny ktos, przejrzy działania władz litewskich w ciagu ostatniego 15 lecia, to odrazu zoabczy, że to są działania obliczone na szybsza lub powolna asymilacja lub wynarodowienie Polaków na LT. to jest Litewska racja stanu wiec nic dziwnego, ale żeby do tego się nei przyznawac to .... tchórzostwo.

To, że Polacy się się takiemu działaniu opierają i to wynarodowienie jest nie skuteczne też fakt.

Wiec rozrózniaj dwie rzeczy nieskuteczność polityki wynarodowienia czy działan asymilacyjnych czy sam fakt istnienia takich działań.
A ty fakt, że twoj sąsiad mówi, "że wbrew praktykom wynarodowienai będzie tym kim zostanie" (co już dowodzi, że czuje działania wynarodowiające) odczutyjesz że nie ma praktyk asymilacyjnych czy wynarodowieniowych.
Aysmilacja i wynarodowienie są i działają, ale opór jest tak wielki, więc uważasz, że tych działań nie ma.
jesli jeszcze nie rozumiesz zrobrazuję wiec:
Jeden strzela z broni, drugi ukrywa sie i się zaslania od kul. Więc póki ten "cel" żyje ty uważasz że nikt nie strzela, bo przecież ten co się broni nadal żyje.
Tu prosze zacznij czytać od początku (pierwsze dwa zdania wpisu).

#26 @Litwin "w Polsce spotkamy

@Litwin
"w Polsce spotkamy różne opinie od skrajnych w jedną po drugą stronę. Na Litwie jest tylko możliwa jedna skrajność w mediach. "

Podejrzewam, ze pan mowi o POLSKICH mediach na Litwie. W tych, naprawdę, tylko jiedna skrajnosc - wszystko litewskie jiest negatywnym juz tylko dlatego, ze litewskie :)))

#27 Nacjonalizmu litewskego w

Nacjonalizmu litewskego w stosunku do Polakow nie brakuje. I nie moze brakowac, kiedy to Polacy chodzą z flagami Polski i obchodzą wojenne swięta II Rzeczpospolitej. W Polsce tez NIE KAZDY by tolerowal, gdy by w Poznaniu chodzilo się z flagami niemieckimi i z pietyzmem mowilo się o bohaterskiej hystorii III Rzeszy.
Generalnie nacjonalizm litewski jiest GLUPI, bo niema jakby "podstawy", a jiest takim kompleksem obronnym malego i slabego narodu. Bardzo slabego - w ciągu 20 lat nie udalo się nawet do konca zrobic litewski językiem panstwowym.

Polska "mniejszosc" u siebie jiest większoscią, nikt jiej nie uciska i nie wynarodowuje. Mozna mnie ile chcesz wynaradawiac, jakim bylem, takim i zostanę. A moj byly sąsiad jak nie wymawial ni jiednego slowa po litewsku, tak i nie będzie (Jiest wielkim patriotem Polski i z Litwinami gada tylko po rosyjsku). "Wynaradawianie" - najbardziej pozbawione sensu okreslenie.

#28 @ Baublis chodziło ogólnie o

@ Baublis
chodziło ogólnie o to, że Korwin ma ok. 1% poparcia w Polsce, i to co pisała Wiernichowaska też znajdzie poparcie gdzieś w 1% w Polsce. Oni by sie wg mnie zgodzili w wielu punktach co do Polaków LT. Ale tu nie oto chodzi. (Opinie zaś o Korwin wystarczy znalesć w jego wywiadach prasowych i telewizyjnych)

Co ciekawe, Litwa przedstawi ten jeden procent jako zdanie wszystkich Polaków w sensie Polaków LT.
Widzieliśmy setki razy jak media litewskie przedstawiają polskie "obojętne lub krzywdzące wobec Polaków LT" artykuły, gromko i radoście. Natomiast tych innych zupełby brak. Chociaż to właśnue w miażdzącej przewadze te inne artukuły (przychylne polakom na Litwie) przeważają w polskich mediach

To jest ta różnica spelczeństwa i dziennikarstwa. w Polsce spotkamy różne opinie od skrajnych w jedną po drugą stronę. Na Litwie jest tylko możliwa jedna skrajność w mediach. To jest wlasnie to ograniczenie w możliwościach mózgowych i percepcyjnych :)))).

Myslę, ze może też Litwini odznaczą Wiernichowską orderem krzyża im. Songaily za zasługi dla Litwy. Na choćby małe wynragrodzenie ich poprostu nie stać, ale przychylność dozgonna.

#29 do Ewa Mewa, mam dość tych

do Ewa Mewa,
mam dość tych przykładów Mickiewicz, Słowacki, Miłosz itd. Też mi przykłady, które kompletnie nie nadają się do obecnej rzeczywistości.
Nikt nie wie jak Mickiewicz kochał Litwę, to co napisał napisał jako pisarz. Każdy interpretuje jak sobie mu do glowy strzeli. Wszyscy tweirdza że kochał i basta.
Swiat sie zmienil od czasów Mickiewicza i porównywanie AM miłości do Litwy z miłością do Litwy Polaków na Litwie jest wg mnie oczywiscie zupelnie. Czyli mamy na Litwie 300 tysięcy Mickiewiczów jeśli chodzi o miłość do Litwy.
Przypomnę tylko, że Mickiewicz musiał opuścić swe ukochane Wilno, to już nigdy tu nie powrócił. Więc jego przykład troche kontrowersyjny.

#30 Hej Vilenski ZNALAZŁEŚ SIE

Hej Vilenski ZNALAZŁEŚ SIE -POWTARZAM JESZCE RAZ ODWROTNIE JAK WAĆPAN -NACJONALIZM LITEWSKI JEST RODEM Z XIX WIEKU- DZISIAJ MAMY XXI WIEK - POLSKA MNIEJSZOSĆ JEST ELEMNTEM SŁABSZYM I UCISKANYM ORAZ PONIEWIERANYM PZREZ WIĘKSZOSC LITEWSKĄ - MNIEJSZOSC MA PRAWO BRONIĆ SIE PZRED WYNARODOWIEM - I TO POLACY SKUTECZNIE CZYNIĄ . cHCĘ PODKREŚLIC ,ŻE INTEGRACJA ZE SPOLECZENSTWEM LITEWSKIM POLAKOW Z LITWY - OCZYWISCIE TAK - ALE MA TO NIE BYĆ ASYMILACJA - co jest celem nacjonalistow litewskich od prawie stu lat - ZAPRZECZYSZ? Jesli zapzreczysz tzn skłamiesz

#31 "czuje ogromną wyższość, tak

"czuje ogromną wyższość, tak jak wielu Polakow koroniarzy, ktorzy przyjeżdzając do Wilna z jednej strony czyją się jak u siebie z racji gościnności Polaków a z drugiej krytykują Polaków litewskich za ich język przede wszystkim, ale też za różne inne zachoewania czy upodobania, ktore sa wynikiem wlasnie przebywania nie w Polsce, Polacy z Polski, uwarzaja, ze prawdziwy Polak musi byc wylacznie na wzor Polaka z Korony."

Tak. Polacy z Korony zdziwieni nacjonalizmem polskim na Litwie. Wsriod koroniarzy mozna znalezsc jakich chcę nacjonalistow i nawet nazi, ale OGOLNIE Polska jiest krajem NIE nacjonalistycznym, a tak samo europiejskim i nowoczesnym jak np. Austria.
Nacjonalizm polski na Litwie ma swoj, specyficzny "kolor": glorifikuje się wszystko, co bylo w latach 1920-1939. A i te lata w umyslach Polakow jak by WCZORAJ. Jak by WCZORAJ tu byla piękna, sprawiedliwa, wysoko rozwinięta, miodem i mlekiem plynąca Polska, a DZIS przyszli okupanci Litwini i wszystko zniszczyli.

W pewnym sensie Polak z kresu litewskiego - to Polak początku XX wieku, a Polak z Korony - Polak XXI wieku.

#32 Kolego Litwin - przesadzasz

Kolego Litwin - przesadzasz -Korwin mowi - wkorzystajmy doswiadczenie kobiet po 50 -ce , z zarazaniem pzrez dzieci niepelnosprawne - cos pzrekręciłeś I ZAKAZEM STANOWSK DLA KOBIET - pRZesadzasz, SKAD tY TO WZIAŁEŚ ? - bylo to wypowiedziane inaczej. JA TEZ POWTARZAM - POLACY LITEWSCY WALCZCIE ZDECYDOWANIE I UPARCIE O SWOJE PRAWA - NIE OGALDAJCIE SIE NA RZĄD LITEWSKI - BO TEN WAM NIE USTĄPI ; NIE OGLĄDAJCIE SIĘ TEZ NA RZAD POLSKI - bo ten w imię poprawnosci politycznej złoży Was na ołtarzu tejze poprawości - zresztą już to zrobił

#33 @ do tych co nie

@ do tych co nie pojęli.
Mikke wolnościowcem. Może zależy jak to ktoś rozumie, ale oto pare jego credo:

w sprawie Polaków LT - Polska powinna ani półgębkiem nie wtrącać się w sytuację Polaków na Litwie,
gdyż to są obywatele litewscy i wara Polsce od obywateli litewskich. Wtedy stosunki Litwa Polska będą idealne.

albo inne: odseparowac niepełnosprawnych dzieci od dzieci pełnosprawnych,. aby te się "nie zarażały".

ewentulanie: Kobiety z zakazem do sejmu i innych publicznych stanowisk gdyż - są wyłacznie przysposobuione do garów z racji mniejszych możliwości mózgowych.

itd itd. dalej, mało? dlatego uważam że to ten sam poziom perceprcji.

#34 do Giesmynas. dobrze po

do Giesmynas.
dobrze po polsku piszesz,pewnie babcia Polka w dziecinstwie ciebie pacierza uczyła,
babcia nie dała się ograbić z polskości dlatego tak -kochasz- Polaków

#35 Giesmynas, Hitler by tego

Giesmynas, Hitler by tego lepiej nie ujal, gratulacje. Nie ma to jak masturbacja nad swoja miernota, co wlasnie robisz, rozsmieszajac czytajacych Cie inteligentnych ludzi. Gdyby "Litwini" byli takim madrym narodem, to z mniejszoscia zyliby we wspanialej symbiozie. Ja madrym nie nazwe klucie igielka stope zarowno Polski jak i Rosji. W taki sposob ten "madry" narod sam sobie kreci petle na drzewie, nawet tego nie widzac, mimo iz widza wszyscy dookola.

#36 Zbys, piszesz

Zbys, piszesz androno-gawrony, jak u nas mowia kolo Kaunasu. Unia ta Lietuvie nic nie dala, tylko ja oglupiano i zniewalano. Litwini to narod madry i rozsadny. Teraz kiedy jestesmy wreszcie u siebie atakuje sie nas skrytobujczo. Nie damy sie nikomu . My nie atakujemy, chcemy wspolpracowac, to nie nasza wina ze Polacy i inni mieszkaja na naszych ziemiach jeszcze. Stoimy wobec polityki miedzynarodowej, stawiac jej czola nalezy, wspolpracowac, nie szczekac. Sam kraj nie stawi czola problemom. Trzeba wspolpracowac, wspolpracowac. Wymagania kosmiczne mniejszosci sa czasem nie do wytrzymania. Czy Litwini w Polsce to zwykla sila robocza, nie. Nie krzyczaa, siedza spokojnie, zawsze mogo wrocic na Lietuve.

#37 Świetny artykuł. Pani Edyto

Świetny artykuł. Pani Edyto proszę nie przejmować bredniami, które wypisuje Wiernikowska. Próbuje w ten sposób zrobić wokół siebie szum bo dawno już zeszła z pierwszych stron gazet. W naszych mediach nie brakuje jednak już i rzetelnych informacji o walce jaką musicie toczyć. Pozdrowienia dla Pani i wszystkich Wilniuków!

#38 Do Litwin, ale dobry

Do Litwin, ale dobry człowiek

Może nienajlepszy przykład,ale pierwszy z brzegu. Mickiewicz tez kochał swoj kraj, ale mieszkać tu nie mógł. Bo jedno kochac kraj, a drugie to sytuacja w kraju, jaka panuje i jakie są warunki do życia. Chyba autorce o to chodziło

#39 do Giesmynas. Boli ciebie ze

do Giesmynas.
Boli ciebie ze Wilno i Wileńszczyzna przez Polaków zamieszkala.Sam wiesz bucu ze bez Unii z Polską Litwini podzieliliby los Prusów i Jadzwingów .
pikus,goń się

#40 do Giesmynas. pikuś p.....l

do Giesmynas.
pikuś p.....l się sam

#41 Pani Edyto!, świetna

Pani Edyto!, świetna riposta.
Gratuluję!!!

#42 Wiernikowska ma poglady

Wiernikowska ma poglady Korwin-Mikkego ? Czyzby ? Korwin - Mikke to zadeklarowany wolnosciowiec - a Wiernikowska - lewactwo do kwadratu

#43 Ale sie rozzalila Edyta!

Ale sie rozzalila Edyta! Dobrze jednak ze wyemitowala tu historie relacji litpol w RL od poczatkow transformacji. Nieczesto i niegesto publikacje o takim przekroju pojawiaja sie. A co tam Marysia W.? Przejechala sie po bajecznej krainie z zachodu z nadmorza na wschod w glab ladu jak Birute Kejstutowa. A kraina ta bajeczna Litwa sie nazywa. A pierwszym prezydentem w bajecznej krainie V. L. A chodniki w bajecznej krainie drewniane - same odrastaja gdy jedna deseczka pognije. A to wszystko tam gdzie niegdys wiestalka Birute dziewicze poganskie dnie i noce spedzala. Lecz ktos jak kiedys ksiaze Kejstut niewinna Birute i Mrysie porwal i niechcaca na wschod przezucil. O bogi poganskie! !!! Jak mogliscie do tego dopuscic???? Tam we wschodniej Litwie bajka prysnela. Aj- ja-jaj ... Polacy, niepoganie wszystko psuja i do bajki nie pasuja, Biada.

#44 Hmmmmmmmmmmmmmmm-=

Hmmmmmmmmmmmmmmm-= s(r)alonowe media w Polsce , tak jak nacjonalisci na Litwie juz dawno przyjęły ze Polacy litewscy - to Litwini polskiego pochodzenia - dlatego pani Wiernikowska pisze w okreslony sposób- NIE MA W TYM NIC ZASKAKUJĄCEGO (-a gdze zwykla uczciwośc dziennikarska ?

#45 W Vilniusie wszystko jest

W Vilniusie wszystko jest liteskie oprocz niektorych kosciolow, o ktore nie prosilismy, kilka budowli, uniwerek, o ktorego tez nie prosilismy. To i inne zostalo zbudowane przez okupantow sila i zamordyzmem. Te okupanty mysleli, ze wybija z nas Litwinow ostatnie kszty narodowosci, niestety, nie udalo sie. Polacy, ludzie radzieccy czy Niemcy nie dowiedli niczego u nas na wielikoj Lietuvie mimo mordow i wciskania nam swojego kitu. A teraz jestesmy wolni i powtarzam: nie nrawitsa, paszli na madagaskar albo do antarktydy, etc. I mnie tu juz wiecej nie wkurzac! G.D.

#46 Żal było czytać ale wygląda

Żal było czytać ale wygląda że blog był pisany po krótkiej wycieczce weekendowej. Nic nie jest tak oczywiste jak na pierwszy rzut oka widać ale Pani Wiernikowska tego nie wie. Szkoda że nie poczytała trochę więcej przed wyjazdem a już na miejscu że nie została dłużej i nie przeprowadziła więcej rozmów. Choć z drugiej strony kto otwarcie mówi obcym dziennikarzom o swoich problemach ? Przecież i tak to napiszą co sami chcą !

#47 Ty Zbys, zakop sie a ja

Ty Zbys, zakop sie a ja zapale ci swieczke.

#48 do Giesmynas pikuś,odejdz w

do Giesmynas
pikuś,odejdz w pokoju

#49 Artykuł Wernikowskiej już

Artykuł Wernikowskiej już jest zgłoszony do komisji etyki mediów przez Fedarację Organizacji Kresowych.Tak mógłby pisac antypolak Landsbergis lub jemu podobni.
Pani Edyta Maksymowicz jak zwykle pisze rzetelnie , obiektywnie, "blisko życia" i jednoczesnie emocjonalnie. Prosimy częściej.Warto pojawiać się Wilniukom na zjazdach dziennikarzy polskich. Cały czas pokutuje w RP brak wiedzy o lit. realiach. "Walczący piórem"swoją fragmentaryczna wiedzę czerpią z polskich mediów, w których najczęściej publikuje się albo ogólniki albo we wszelakich wyłagodzeniach , przeinaczeniach, rozmija się z prawdą..

#50 # 11Giesymynas są różne formy

# 11Giesymynas
są różne formy , różne fora internetowe i rożne poziomy wypowiedzi jest obrażanie i dyskusja na argumenty
polecam przemyśleć wypowiedzi lub przejść na Delfi

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.