Wspólnota pamięci opiera się na dialogu


Na zdjęciu: Rafał Rogulski, fot. ENRS/FB
Bez wiedzy o tym, co 23 sierpnia 1939 r. się wydarzyło i jakie to miało konsekwencje – że od współpracy nazistowskich Niemiec i sowieckiej Rosji zaczęły się wszystkie dramaty II wojny światowej – trudno jest zrozumieć nie tylko historię XX w., lecz także tożsamość współczesnych Europejczyków – mówi Rafał Rogulski, dyrektor Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność.




23 sierpnia obchodzimy Europejski Dzień Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych. Europejska Sieć Pamięć i Solidarność (ESPS) od kilku lat realizuje kampanię społeczno-edukacyjną pod hasłem „Pamiętaj. 23 sierpnia”. Jakie są główne założenia tej kampanii i dlaczego ten dzień jest ważny? 

23 sierpnia, Europejski Dzień Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych, ma symboliczne znaczenie i stanowi element szerszego procesu pamiętania o skutkach funkcjonowania reżimów totalitarnych w Europie w XX w. Jego symboliczne znaczenie przede wszystkim zasadza się na tym, że  23 sierpnia 1939 r. dwa reżimy totalitarne – nazistowskie Niemcy i Związek Sowiecki  – podpisały dokument, który formalnie był paktem o nieagresji, ale za sprawą dołączonego doń tajnego protokołu dzielił Europę od Finlandii po Rumunię. Jak wiemy, o protokole tym już w momencie podpisywania czy chwilę po podpisaniu wiedziały wywiady państw zachodnich – Francji, Wielkiej Brytanii. Dokument ten dzielił Europę Środkową na strefy wpływów Niemieckiej Rzeszy i Związku Sowieckiego. Dokładnie tak się stało. 23 sierpnia podpisano pakt o nieagresji, a już 1 września na Polskę napadły hitlerowskie Niemcy, zaś 17 września – również Związek Sowiecki. Obie te armie spotkały się m.in. w Brześciu litewskim. To zdarzenie było kluczowe dla współpracy Hitlera i Stalina. 

Jak ocenia Pan pamięć o tych wydarzeniach w historiografii zachodniej, a jak w krajach postsowieckich?

Mimo ustaleń poczynionych w sierpniu 1939 r., historia potoczyła się w nieco inny sposób. Jak wiemy, Niemcy napadły na ZSRR, Związek Sowiecki zmienił front i wsparł aliantów w pokonaniu hitlerowskich Niemiec, a potem doprowadził, także we współpracy z Zachodem, do podziału Europy i zapadnięcia Żelaznej Kurtyny. W pewnym sensie z nawiązką zrealizował swoje założenia z 1939 r. Pamięć o Pakcie Ribbentrop-Mołotow i o bliskiej współpracy Hitlera i Stalina w pierwszym okresie II wojny światowej w krajach zniewolonych przez komunistów była skrzętnie skrywana i rzecz jasna nie było tam w ogóle miejsca na krytyczny rozrachunek z przeszłością sowiecką. Temat ten zatem w ogóle nie istniał w oficjalnym dyskursie publicznym – ani poprzez szkoły, ani poprzez muzea, ani poprzez media. Paradoksalnie dość podobnie było na  Zachodzie. Oczywiście, w pracach można było znaleźć informacje na temat zawarcia tego paktu, ale jego znaczenie marginalizowano nierzadko za „prawdziwy” początek wojny traktując  dopiero napaści Niemiec hitlerowskich na Związek Sowiecki. Kwestia współpracy Sowietów z III Rzeszą nie istniała i nikt nie był zainteresowany rozliczaniem zwycięzców z 1945 r. Kwestia ta pojawiła się w europejskim dyskursie o historii de facto dopiero kilka lat po 1989 r. a ZSRR i jego akolici w innych krajach nigdy nie mieli swojej Norymbergi. Jedną z konsekwencji takiego potoczenia się historii jest  kolejna straszna wojna w Europie. 

Symboliczne  znaczenie 23 sierpnia jest wielopłaszczyznowe. Dotyczy  sfery badawczej, akademickiej, wiedzy historycznej na temat tego, co się wydarzyło a przede wszystkim jakie miało konsekwencje, ale wiąże się też ze sferą społeczną, z edukacją, z przepracowania  traumy którą tamte wydarzenia spowodowały. 

Bez wiedzy o tym, co 23 sierpnia 1939 r. się wydarzyło i jakie to miało konsekwencje – że od współpracy nazistowskich Niemiec i sowieckiej Rosji zaczęły się wszystkie dramaty II wojny światowej – trudno jest zrozumieć nie tylko historię XX w., lecz także tożsamość współczesnych Europejczyków. 

Dlatego też już przed kilku laty zapoczątkowaliśmy kampanię, której celem jest przypomnienie ofiar w ślad za proklamowanym przez Parlament Europejski Europejskim Dniem Pamięci o Ofiarach Totalitaryzmów. Przypomnienie tej historii, skłonienie do refleksji o tym, jakie znaczenie tamte wydarzenia miały dla naszej tożsamości. Z oczywistych względów kontekst wojny rosyjsko-ukraińskiej, która na swój sposób jest pewną konsekwencją tamtych wydarzeń, dodaje dramatyzmu całej kampanii „Pamiętaj. 23 sierpnia”.

Kampania trwa od 2014 r., a więc od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak wojna, która w 2022 r. przybrała nowy wymiar, wpływa na kształt kampanii? 

Wymownym znakiem kampanii jest dołączenie do grona osób, o których losach przypominamy od lat w krótkich spotach filmowych, ofiary rosyjskiej agresji na Ukrainę, pana Borysa Romanczenki. Można powiedzieć, że jego historia łączy w sobie trzy totalitaryzmy. Jest on na swój sposób ofiarą zarówno hitlerowskich Niemiec, jak i Związku Sowieckiego, a teraz Rosji. Był Ukraińcem, który cierpiał, a ostatecznie zginął, w pewnym sensie również w związku z następstwami tego, co się wydarzyło w sierpniu 1939 r. 

W jednym z wywiadów użył Pan sformułowania: „Wszyscy jesteśmy ofiarami totalitaryzmów”. Dlaczego?

Traumę doświadczoną przez poszczególne osoby będące członkami jakiejś rodziny, jeśli ta rodzina przetrwa i się rozwija, dziedziczy się. Nie jest to żadne wyjątkowe odkrycie. Na przykład, trauma obozu koncentracyjnego, więzienia komunistycznego, doświadczenie głodu, egzystencjalnego strachu o życie najbliższych i własne. Dotyczy to jakiejś grupy osób, rodzin, żyjących ich następców, krewnych. Kiedy powiedziałem o tym, że „wszyscy jesteśmy”, miałem na myśli przede wszystkim dziś żyjące pokolenia. Nawet te urodzone po 1989 r., już w wolnych krajach obozu postkomunistycznego – ich rodzice, dziadkowie, czasem żyjący jeszcze pradziadkowie doświadczyli komunizmu, nieraz w sposób bardzo dramatyczny. Wielu w sposób mniej bądź bardziej świadomy – nie wypowiadając się ani po stronie ofiar, ani po stronie sprawców, ale próbując jakoś przetrwać. I owa część „próbująca jakoś przetrwać” w warunkach państwa czy to totalitarnego, czy  autorytarnego była tymi totalitaryzmami skażona, doświadczona. Nawet jeśli nie byliśmy bezpośrednio ofiarami – nikt nas nie pobił, nikt nas nie zabił, nikt nas nie wtrącił do więzienia – nasiąkaliśmy tą rzeczywistością państwa zniewolonego. Państwa, którego obywatele nie mogą mówić, pisać ani w inny sposób wyrażać tego, co myślą. Nie mogą upamiętniać swoich bohaterów, opłakiwać ich, , obchodzić rocznic, które byłyby dla nich ważne. To doświadczanie zniewolenia gdzieś w nas jest, ale dzięki niemu mamy szansę lepiej niż inni docenić, jak ważna i krucha jest wolność, którą możemy się dziś cieszyć. 


23 sierpnia obchodzimy Europejski Dzień Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych, proklamowany przez Parlament Europejski w 2008 r. 23 sierpnia 1939 r., tuż przed wybuchem II wojny światowej, III Rzesza i Związek Sowiecki podpisały porozumienie zatwierdzające w tajnym protokole rozbiór terytorium Polski i innych suwerennych krajów Europy Środkowo-Wschodniej oraz ustalające linię podziału niemieckiej i sowieckiej strefy wpływów. Międzynarodowa kampania społeczno-edukacyjna „Pamiętaj. 23 sierpnia”, przygotowana przez Europejską Sieć Pamięć i Solidarność, przybliża tragiczne konsekwencje wydarzeń sprzed 84 lat współczesnym Europejczykom, fot. Materiały prasowe

Projekty Sieci z założenia mają charakter międzynarodowy. Czy w dzisiejszej Europie możliwa jest wspólna polityka pamięci, pamięć historyczna? 

Myślę, że podstawowym elementem wspólnej pamięci jest dialog. Wspólna pamięć nie ma i nie powinna polegać na pamiętaniu tego samego tak samo. To była właśnie cecha reżimów totalitarnych – wszyscy mieli myśleć i mówić tak samo. Natomiast nasza wspólnota pamięci, jeżeli w ogóle może istnieć, to tylko o  wymianę refleksji o historii naszych rodzin, naszych krajów, naszych narodów w XX w. Na wymianie refleksji o tym, co jak pamiętamy, dlaczego takie, a nie inne wydarzenia są dla nas ważne. Wtedy jest szansa na refleksję, dlaczego te same wydarzenia oceniamy i pamiętamy różnie? Dla jednych pewne procesy miały charakter wzniosły i radosny, a dla innych dramatyczny. Weźmy zakończenie I wojny światowej i układ z Trianon – rozpad Węgier. Do dziś to wielka trauma, nieprzepracowana do końca, a mało się o tym wie w Europie. Weźmy np. relacje polsko-litewskie, polsko-niemieckie, ukraińsko-polskie, ukraińsko-węgierskie, rumuńsko-węgierskie – wszędzie jest coś otwartego, co nie pozwala się porozumieć. Bez gotowości do dialogu i spojrzenia na własną historię w szerszym kontekście, ten stan się nie zmieni. 

Podtrzymywanie pamięci o obu totalitaryzmach i ich konsekwencjach w krajach, które padły ich ofiarami, jest rzeczą oczywistą. Co natomiast w przypadku krajów, które za te totalitaryzmy odpowiadają? Jaka jest ich rola w budowaniu tej pamięci?

Jest jeszcze trzecia grupa krajów, większa od drugiej – to są kraje, które w jakiś sposób doświadczyły jednego z totalitaryzmów, a drugiego – nie. Czyli doświadczyły relacji z Niemcami nazistowskimi, z hitlerowcami, a nie doświadczyły dramatu komunizmu. To jest aspekt również wielopłaszczyznowy. Mamy do czynienia z różnymi procesami, które częściowo już się wydarzyły, częściowo się wydarzają, częściowo chcielibyśmy, aby się wydarzyły. I one mogą i muszą mieć charakter zarówno wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Każdy kraj w jakiś sposób musi się odnaleźć z własną historią, jakoś ją przepracować, prowadzić wewnętrzny dialog dotyczący znaczenia różnych jej elementów dla dziś żyjących obywateli. Niemniej jednak ważny  jest też dialog na poziomie międzynarodowym. Daje on możliwość spojrzenia z innej strony na te same procesy. 

Mówiąc i myśląc o historii i pamięci, jej wpływie na nasze dzisiejsze życie, należy mieć na uwadze taką banalną, z pozoru, prawdę, że rzeczywistość jest skomplikowana. Jest wielopłaszczyznowa, i bardzo wielu aspektów naszego życia nie da się sprowadzić do takiego prostego rozgraniczenia „czarne i białe”. To nie oznacza, że nie ma dobra czy zła, ale że i w naszym życiu są postępki lepsze i gorsze, i w życiu różnych postaci historycznych są działania, które kwalifikujemy czy opisujemy jako pozytywne, heroiczne. Jednocześnie są takie, które kwalifikujemy jako złe i czasami, zwłaszcza w tym dialogu międzynarodowym, pewne postacie są dla jednych bohaterami, a dla innych – zbrodniarzami. 

Wracając zaś do Pani pytania – w procesach, o których mówię uczestniczyć mogą tylko kraje demokratyczne i gotowe do rzeczywistego, czasem trudnego dialogu o historii. 

Inicjatywa ESPS ma swoje twarze. Jaki był klucz doboru postaci, których historie są przekazywane? 

To zawsze jest trudne, nie możemy jednak pokazać losów wszystkich. Musimy dobierać takie osoby, których sylwetki mogą być egzemplifikacją losów jakiejś grupy. Po pierwsze, szukamy różnych grup narodowościowych, bo chcemy pokazać, że oba totalitaryzmy powodowały cierpienie ludzi wielu narodów. Po drugie, chcemy pokazać, że mamy do czynienia z ofiarami nie tylko różnych narodowości, ale różnych totalitaryzmów. Wśród ofiar prezentowanych w naszej kampanii są nierzadko osoby, które doświadczyły różnych  totalitaryzmów. Zawsze podchodzimy do losów indywidualnych osób z dużym szacunkiem i z wrażliwością dobieramy je tak, by współcześni Europejczycy mogli siebie nimi nawiązać więź. 

Litwa ma nadal status kandydata do Sieci. Jakie są perspektywy rozwoju współpracy z tym krajem? Czy planowane są jakieś nowe inicjatywy kierowane do odbiorców na Litwie? 

Litwa od kilku lat jest tzw. członkiem obserwatorem Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność i w ostatnim czasie status ten przedłużyła, co z naszego punktu widzenia było decyzją nieoptymalną. Bardzo liczyliśmy na to, że w bliskim czasie Litwa stanie się pełnoprawnym członkiem Sieci. Członkiem, który współfinansuje nasze projekty, ale też współdecyduje o tym, co i jak robimy. Członek obserwator może tylko obserwować, może podpowiadać pomysły, ale nie ma w naszych Gremiach przedstawicieli, którzy współdecydują o kierunkach rozwoju Sieci. Ta decyzja jest jeszcze przed litewskim rządem i liczymy, że w bliskim czasie zostanie podjęta. Historia Litwy z różnymi skomplikowanymi jej aspektami jest częścią dyskursu o historii Europy, zależy nam na tym, by w jeszcze większym stopniu stała się  elementem naszych przedsięwzięć. 

Perspektywy współpracy widzę tylko pozytywne, dlatego że Litwa ma wspaniałych naukowców, ma znakomite instytucje, które o tę pamięć dbają i które są chętne do prowadzenia tego dialogu i do współpracy. Szczególną rolę odgrywa tu p. Marius Pečiulis i kierowana przez niego instytucja pamięci w Muzeum IX Fortu w Kownie. Jego pomysłowość i energia dają nadzieję, że w bliskim czasie Litwa stanie się stałym członkiem ENRS. 

Europejska Sieć Pamięć i Solidarność (ang. European Network Remembrance and Solidarity, ENRS) powstała w 2005 r. z inicjatywy ministrów kultury Niemiec, Polski, Słowacji oraz Węgier. W 2014 r. do krajów Sieci dołączyła Rumunia. Jej zadaniem jest badanie, dokumentowanie oraz upowszechnienie wiedzy na temat historii Europy XX w. i sposobów jej upamiętniania ze szczególnym uwzględnieniem okresu dyktatur, wojen i społecznego sprzeciwu wobec zniewolenia. Od 2010 r. przedsięwzięcia Sieci są koordynowane przez Sekretariat Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność, którego siedzibą jest Warszawa. Szefuje mu dyrektor Rafał Rogulski.

Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 34 (98) 26/08/-01/09/2023