Wilno i wilnianie w wojnie 1920 r. (9). Opór krzepnie: walki nad Narwią i Bugiem


Polska piechota na pozycjach obronnych w 1920 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Nowa linia obrony wymagała ponownego wysiłku żołnierza. Po męczących marszach i bojach odwrotowych znad Niemna, nad Narwią i Bugiem podjęto kolejną próbę powstrzymania wroga i wykonania przeciwuderzenia. I Armia, w składzie której znajdowały się też pułki z Wileńszczyzny i Kresów Północno-Wschodnich, otrzymała zadanie maksymalnie opóźnić natarcie bolszewickie w rejonie tych rzek. Wywalczony czas był niezwykle potrzebny do przygotowania posiłków i kontrnatarcia, ewentualnie nowej linii obronnej - już pod Warszawą.

W trudnej sytuacji rząd Polski zwrócił się o pomoc do państw Ententy. Podczas konferencji w Spa polski premier Władysław Grabski 10 lipca przyjął wymuszone warunki wschodniej granicy Polski na tzw. linii Curzona, co oznaczało pozostawienie Wilna po litewskiej stronie oraz uzależnienie od decyzji aliantów przyszłości Galicji Wschodniej, Gdańska i Śląska Cieszyńskiego w zamian za dostawy broni, przysłanie misji wojskowo-dyplomatycznej aliantów oraz za pomoc w negocjacjach zawarcia pokoju. Była to większa i bardziej upokarzająca klęska niż na frontach, gdzie walczył polski żołnierz.

Lenin był pewien swego zwycięstwa i odkładał rozmowy pokojowe, a dostawy sprzętu wojennego z Europy Zachodniej okazały się utrudnione, ponieważ ulegając propagandzie komunistycznej angielscy i niemieccy dokerzy odmawiali ładowania na statki broni dla Polski. 

Brytyjsko-francuska Misja Międzysojusznicza przybyła z zamiarem odsunięcia Piłsudskiego od dowodzenia i zmiany rządu. Władze polskie przyjęły ją z rezerwą, co znalazło wyraz w słowach Piłsudskiego do francuskiego generała Weyganda - „Ile dywizji pan przywiózł?”. W dramatycznych sierpniowych dniach znaczenie Misji było znikome.


Członkowie Misji Międzysojuszniczej do Polski, na pierwszym planie od lewej pierwszy lord
Edgar Vincent d'Abernon, trzeci - ge. Maxime Weygand. Źródło: Wikipedia

Czesi zajęli neutralne, ale jednocześnie niechętne Polsce stanowisko. Członek Misji Edgar Vincent d'Abernon przekazuje opinię prezydenta Czechosłowacji T. Masaryka o sytuacji w Polsce: "Nie tylko zdobycie Warszawy przez armię bolszewicką uważał za rzecz bezwzględnie pewną, lecz nawet ostrzegał nas, byśmy nie organizowali żadnej pomocy militarnej na korzyść Polaków, a to z dwóch następujących powodów: z punktu widzenia wojennego pomoc taka będzie najzupełniej bezskuteczna, a może ona łatwo podkopać autorytet Mocarstw zachodnich przy późniejszych pertraktacjach pokojowych. Polakom nic nie pomoże w ich beznadziejnym położeniu; nasze zaś ujmowanie się za nimi, może się dla nas wielkim złem okazać". Jednoznacznie przychylne stanowisko zajęły Węgry i Stolica Apostolska. Węgrzy cały swój zapas amunicji przekazali Polsce, ale dostarczono go drogą okrężną przez Rumunię, omijając Czechosłowację. Papież Benedykt XV i dyplomaci watykańscy aktywnie wspierali Polskę w stolicach państw zachodnich, prosząc o polityczną i humanitarną pomoc.

23 lipca obrona polska na rzekach Niemen i Szczara załamała się. Udało się jedynie w czas wycofać nadwerężone bojami, lecz nie rozbite dywizje. W zaistniałej sytuacji Józef Piłsudski stawiał nowe zadania, które później opisał w swojej książce „Rok 1920”: „Wobec tego wszystkiego ogólną strategiczną myślą moją od tego czasu było - aż do sierpniowych dni pod Warszawą - 1.) front północny wygrywa tylko czas - 2.) w kraju energiczne przygotowanie rezerw - dyrygowałem je wtedy na Bug, bez plątania ich w walki odwrotowe frontu północnego, 3) skończenie z Budionnym i ściągnięcie z południa większych sił dla kontrataku, który planowałem z okolic Brześcia.”


Szkic początkowego etapu bitwy nad Narwią. Zaznaczone są również pozycje 13. Pułku Ułanów Wileńskich oraz 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Źródło: Domena publiczna  

Wilnianie służyli głównie na Foncie Północno-Wschodnim w 1. Armii, która miała przynajmniej opóźniać ofensywę przeciwnika. W bitwie pod Janowem takie zadanie dobrze spełnił 13. Pułk Ułanów Wileńskich. Dalsze boje odwrotowe krótko ujął w „Zarysie historii wojennej 13 -go pułku ułanów wileńskich” por. Stanisław Aleksandrowicz: „Boje pod Janowem i Sokółką powstrzymały na pewien czas korpus kawalerii Gaja. 13-y pułk ułanów w tym czasie miał kilka potyczek z licznemi jego podjazdami pod Knyszynem, Osowcem i Tykocinem. W dalszym odwrocie do dnia 14 sierpnia, pułk staczał walki odwrotowe pod rzeką Narwią, odchodząc w kierunku Zegrza i Jabłonny”.

Jeden z bojów opisuje Stefan Szyłkiewicz - moment, gdy bolszewicy zaczęli forsować Narew: "Ulokowaliśmy się na dość wysokiej górze, wstrzymując ogniem karabinów maszynowych natarcie. Walka była zażarta, karabiny maszynowe i ręczne pracowały bez wytchnienia. Rosjanie zaczęli ostrzeliwać nas ogniem artyleryjskim. Pociski padały gęsto i dość trafnie. Najwięcej padały z tyłu, za nami, na zbocze góry. Gdy przelatywał nad nami, czuć było ciepło. W końcu zabrakło nam amunicji. (...) Nie było rady, musieliśmy ustąpić. Szwadron miał stratę dziesięciu rannych, w tym dwóch ciężko".


Ułan 13. Pułku Ułanów Wileńskich Stefan Szyłkiewicz. Źródło: Stefan Szyłkiewicz "Wspomnienia z wojny 1918 - 1920 ułana 13. Pułku Ułanów Wileńskich"

"Zbliżając się do Warszawy, spotykaliśmy nowo nowo sformowane pułki, a więc 205. piechoty, 201. szwoleżerów i inne. W nowo sformowanych oddziałach widać zapał. Żołnierz rwie się do boju z mocnym postanowieniem odparcia wroga. W wojsku dużo młodzieży szkolnej. Widać w polu porozstawiane baterie artylerii, czekają na przyjęcie wroga" - dalej pisze ułan Szyłkiewicz o nastrojach w wojsku w przededniu Bitwy Warszawskiej.

Piechota była najliczniejszą formacją Wojska Polskiego. „Ta szara piechota” nie tylko „w pierwszym szeregu podążała na bój”, lecz musiała także znosić trudy długich marszów. Ciężkie przemarsze były w natarciu, ale jeszcze gorzej działo się w czasie odwrotu, kiedy przeciwnik deptał po piętach, ostrzeliwał lub zachodził od flanki. Przeciętna odległość marszu bez kontaktu z wrogiem w ciągu dnia wynosiła 40 kilometrów, lecz nieraz piechurzy pokonywali 50 lub więcej, idąc do dwudziestu godzin na dobę. Często za dnia utrzymywano pozycje obronne, a w nocy odbywały się marsze.

Od czerwca polskie dywizje z 1. i 4. Armii prowadziły przez sześć tygodni nieustanne walki odwrotowe od rzek Auty i Berezyny do przedmościa warszawskiego, pokonując w tym czasie odległość 700 kilometrów. W ciągu doby średnio wypada 17 kilometrów, co nie wydaje się zbyt dużo, jednakże oddziały toczyły w międzyczasie nieustanne boje i forsowały rzeki.


Odpoczynek polskiej piechoty, znużonej marszem - sierpień 1920 r. Źródło: Domena publiczna

O stanie żołnierzy Bolesław Waligóra pisał: „Żołnierz przy każdej przerwie marszu, gdziekolwiek, czy w rowie, czy na drodze lub na błocie, zasypiał natychmiast i nieraz nawet nagły napad ogniowy go nie wzruszał. Stępione nerwy nie reagowały. Już on był „przywykłszy”.

Pomimo przemęczenia, braku amunicji i upadających morale w poszczególnych pułkach, opór Polaków nad Narwią jednak wzmocnił się. Tuchaczewski zarozumiale napisał potem: „Po raz pierwszy od czasu początkowych działań bojowych Polacy stawili nam tu uparty opór”. Bolszewicki dowódca tłumaczy to przede wszystkim trudnościami z forsowaniem bagnistych rzek oraz wzmocnieniem polskiej obrony posiłkami. W tym czasie posiłki jeszcze nie dotarły do 1. Armii, przede wszystkim należy brać pod uwagę motywację żołnierzy. Świadomość utraty dopiero odrodzonego swego państwa, zagrożenie życia rodzin i bliskich, okrucieństwo bolszewików, zmuszało znaleźć w sobie nowe siły.

W tym czasie coraz częściej docierały wieści o rabunkach i gwałtach czerwonoarmistów oraz zabijaniu rannych i jeńców. Potwierdzeniem tego jest dziennik z 1920 r. sowieckiego komisarza i redaktora frontowej gazety Isaaka Babela: "Jeździłem z wojenkomem wzdłuż pierwszej linii, błagamy, żeby nie zabijać jeńców, Apanasenko umywa ręce, Szeko bąknął - dlaczego nie; odegrało to potworną rolę. Nie patrzyłem im w twarze, przebijali pałaszami, dostrzeliwali, trupy na trupach, jednego jeszcze obdzierają, drugiego dobijają, jęki, krzyki, charkot, to nasz szwadron szedł do natarcia, Apanasenko z boczku, szwadron przyodział się jak należy, pod Matusewiczem zabito konia, więc biegnie ze straszną, brudną twarzą, szuka sobie wierzchowca. Piekło. Jakąż to wolność przynosimy, okropieństwo".


Polski plakat z 1920 r. ukazujący barbarzyństwo bolszewików. Źródło: Wikipedia

Polacy nie tylko starali się utrzymać pozycje, ale też coraz częściej kontratakowali. Pułk Wileński zażarcie walczył o Bielsk, Brańsk, nad Narwią i Nurcem, powoli cofając się w stronę Bugu. Gen. Rządkowski 30 lipca o swojej dywizji melduje: „Stan fizyczny - ostateczne przemęczenie i wyczerpanie spowodowane ciągłymi marszami i przegrupowaniami. Stan moralny, zwłaszcza po dzisiejszych sukcesach i braku najmniejszej pomocy ze strony sąsiadów - silne rozgoryczenie”. Zdarzało się, że sąsiednie dywizje nie wytrzymywały nacisku bolszewików i cofały się, co też zmuszało do odwrotu wilniuków, gdyż wróg wówczas zagrażał od flanki.  

Duża przewaga bolszewików, szczególnie w miejscach koncentrycznego ataku, nie dawała możliwości Polakom dłuższego utrzymania linii obronnych, w zasadzie prawie nie przygotowanych. Generał Żeligowski po latach pisał: „Powstała konieczność zastosowania innej taktyki, porzucenia linii, a ugrupowania się w głąb. Oczywiście ugrupowanie takie mogło być tylko ofensywne, a grupa w ten sposób zorganizowana mogła walczyć tylko ruchowo, wykorzystując gęstość szos w tym terenie”.

Polski żołnierz jeszcze w 1919 r. dobrze wykazał się w wojnie manewrowej. Rozkazy typu „obrona linii do ostateczności”, wydawane latem 1920 r., były niezwykle trudne do wykonania i wywoływały konsternację w czasie wymuszonego odwrotu. Nowa treść w rozkazach - „Dowództwo armii zwraca uwagę, że walki między Bugiem a Narwią mają na celu uzyskanie czasu na przybycie rezerw z głębi kraju. Konieczne jest przeto ustępować krok za krokiem” (rozkaz sztabu armii z 2 sierpnia) - zakładała planowane odejście i nieraz ten manewr był uzupełniony kontratakiem, a żołnierz miał satysfakcję z dobrze wypełnionego zadania.


Plakat polski zachęcający do wisiłku w obronie ojczyzny, 1920 r. Źródło: Janusz Odziemkowski "Ostatnia bije godzina..."

Coraz częściej pojawiały się podobne komunikaty prasowe: „Między Narwią a Bugiem na linii Zambrów-Jabłonka i Ciechanowiec uporczywe walki. Pod Ciechanowcem w brawurowym kontrnatarciu I. Dywizja Litewsko-Białoruska wzięła 200 jeńców, 8 k.m. i tabor jednego pułku bolszewickiego” (z 3 sierpnia 1920 r.). Dokładniej był to wyczyn II batalionu wileńskiego pułku.

Niepowodzeniem zakończyły się bolszewickie próby sforsowania Narwi wpław, ale wykorzystując wielokrotną przewagę rozerwali polską obronę na dwie odizolowane części. „Natarcie koncentryczne trzech nieprzyjacielskich armii przyjmuje 1. Armia i trwa na stanowiskach, mając doniosły cel, umożliwienie kontrnatarcia z rejonu Brześcia. Przerwanie frontu wzdłuż toru kolejowego na Szepietowo zaczyna rozdzielać obie grupy armii, ale nie zmusza ich do cofania się. Zamiast obrony liniowej stosowanej na Narwi oddziały przechodzą do ugrupowania w głąb. W tym ciężkim i decydującym momencie, w nocy z 1 na 2 sierpnia pada Brześć, co w naszych szeregach wywołuje wielkie wrażenie” (L. Żeligowski „Wojna w roku 1920”).

Generałowi Sikorskiemu nie powiodła się obrona tej twierdzy, co zniweczyło przygotowany plan uderzenia na bolszewików z południa. Tuchaczewskiemu bardzo zależało na zdobyciu Brześcia: „Dopiero po zajęciu Brześcia 16. Armia przeprowadza wreszcie wskazane jej ugrupowanie i forsuje Bug. Ofensywa znowu zaczyna rozwijać się z powodzeniem”. Jednakże bolszewicki marsz nie odzyskał już wcześniejszego impetu.

W końcowym etapie tej bitwy, wileński i miński pułki odrzuciły wroga za Nurzec, co pozwoliło innym oddziałom w ładzie wycofać się.  „W godzinach wieczornych odmaszerowała dywizja za Bug. Wileński pułk do ostatka wstrzymywał nieprzyjaciela i jeszcze o godz. 21. III batalion walczył na północ od Tymianki. W nocy pułk oderwał się od nieprzyjaciela i razem z resztkami batalionu 33 pułku (30 bagnetów) przybył do Nura. (...) Po otrzymaniu rozkazu odmarszu na nowe odcinki na południowym brzegu Bugu pułk zniszczył most i odszedł na drugą stronę rzeki. Tym zakończył się okres walk między Narwią i Bugiem”. (B. Waligóra "Dzieje 85. Pułku Strzelców Wileńskich" ).


Szkic walk nad Narwią i Bugiem. Widoczne są Brańsk, Ciechanowiec, Tymianki, gdzie wyróżnili się wilninie. Źródło: B. Waligóra "Dzieje 85. Pułku Strzelców Wileńskich"

W sześciodniowej bitwie nad Narwią i Bugiem górą był ponownie przeciwnik. Jednakże odniesiono pewne sukcesy taktyczne: bolszewickie wojska zmuszone zostały do dużego wysiłku, a co za tym idzie, poniosły większe straty. Polacy nabrali większej pewności, czego przykładem były częste kontrnatarcia. Najważniejsze, że zyskano na czasie aby przygotować posiłki, linię obronną przed Warszawą.

„Dopiero ze źródeł naszych przeciwników dowiedzieliśmy się, że nad Narwią nie tylko zyskaliśmy na czasie, ale tu dokonała się w ugrupowaniu wojsk rosyjskich zmiana tak doniosła, iż uczestnicy tej bitwy słusznie mogą być dumni, że brali w niej udział” - gen. Żeligowski w ten sposób podkreślił trud żołnierski, również wilnian. 

Tymczasem walki na południowym froncie były bardziej pomyślne Polakom, tam wróg poruszał się nie tak szybko. W bitwie pod Brodami wojska polskie odrzuciły 1. Armię Konną Budionnego, opóźniając marsz bolszewików na Lwów, co też pozwoliło wycofać część jednostek z południa i użyć potem w bitwie Warszawskiej.

Józef Piłsudski o żołnierzach Żeligowskiego i Rządkowskiego z uznaniem swojej książce wypowiedział się: „U nas, gdy p. Tuchaczewskiego i Siergiejewa czytałem, najczęściej „rozpylanymi”, najbardziej „miażdżonymi”, zawsze ostatecznie zdemoralizowanymi i niezdatnymi do boju, okazywały się przy cofaniu się od Dźwiny i Berezyny ku Wiśle trzy nasze dywizje: 8, 10 i 1 Litewsko-Białoruska. Właśnie te dywizje najlepiej moralnie cały odwrót wytrzymały i w ich kontrataku załamały się pierwsze powodzenia przy uderzeniu bezpośrednim na Warszawę”.

CDN