Wilno i wilnianie w wojnie 1920 r. (4). Walec bolszewicki: Na zachód!


Artyleria bolszewicka na Froncie Zachodnim w 1920 r. Fot. domena publiczna
2 lipca 1920 r. bolszewicki dowódca Frontu Zachodniego Tuchaczewski rozkazał: "Żołnierze Armii Czerwonej! Nadszedł czas rozrachunku. Armia Czerwonego Sztandaru oraz armia drapieżnego Białego Orła stanęły naprzeciw siebie przed bojem na śmierć i życie. Przez trupa Białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Na zachód! Wybiła godzina natarcia. Na Wilno, Mińsk i Warszawę! Naprzód marsz!"

W tym czasie bolszewicy już "nieśli na bagnetach szczęście i pokój" na froncie południowym. Jeżeli do połowy maja zaskoczeni byli utratą dużego terytorium z Kijowem i wycofując się starali się jedynie zachować swe armie, to przerzucenie na front polski dodatkowych dywizji i 1. Armii Konnej zmieniło stosunek sił. Największą zaletą Armii Konnej Budionnego była jej mobilność. Składała się z 10 dywizji kawaleryjskich, ponadto 4 pociągów pancernych, grupy lotniczej, oddziału samochodów pancernych i zawsze do dyspozycji operacyjnej miała 2-3 dywizje piechoty. Kawalerzyści Budionnego jednak nieczęsto byli uświadomionym ideowo żołnierzem proletariackiej rewolucji. Gros stanowili kozacy, partyzanci, a nawet bandyci, którzy z różnych powodów dołączyli do zwycięskiej Armii Robotniczo-Chłopskiej. Stąd częste rabunki, pogromy żydowskie, gwałty lub zmiana strony walczącej. 

Pierwsze starcia Konarmii z Polakami były mało udane. Atakujących 27 maja bolszewików Polacy odrzucili zadając im duże straty w bitwie pod Wołodarką. Wtedy to kozacy z Dońskiej Brygady Konarmii przeszli na polską stronę, a jeszcze wcześniej służyli pod Denikinem. Natomiast 5 czerwca bolszewikom udało się przerwać front i wyjść na polskie tyły. Zagony kawalerii Budionnego z zaskoczenia opanowały Żytomierz zadając straty i niszcząc magazyny, a w Berdyczowie spalili szpital wojskowy razem z 600 rannymi polskimi żołnierzami i siostrami medycznymi. Następnie wycofali się, ale wywołało to efekt psychologiczny, przerażenie, zwłaszcza wśród ludności cywilnej.


Czerwonoarmiści 1. Armii Konnej Budionnego. Źródło: domena publiczna

Przerwanie frontu największe zagrożenie stworzyło dla 3. Armii. Sowieci zaciskali kleszcze wokół tej Armii starając się całkowicie ją okrążyć. Jednakże sprawne dowodzenie gen. Rydza - Śmigłego uchroniło armię i pozwoliło na zorganizowane wycofanie ludzi i sprzętu wojennego. W okresie międzywojennym ówczesne działania Śmigłego były na europejskich akademiach wojskowych przykładem należytego dowodzenia.        

Kiedy uwagę dowództwa polskiego przykuły walki na Ukrainie, oczekiwano ponownego natarcia również na Białorusi. Wywiad donosił o koncentracji dużych sił przeciwnika.

W sztabie dowódcy frontu Północno-Wschodniego gen. Stanisława Szeptyckiego szykowano się do obrony. Rozważano różne koncepcje walki. Gen. Szeptycki zarzucał Piłsudskiemu zatrzymanie kontrofensywy czerwcowej. Uważał, że wykorzystując porażkę bolszewików wówczas można było rozbić oddziały 15. Armii, aby przeciwnik dłuższy czas nie miał sił do natarcia. Własnego żołnierza generał oceniał: "Armię polską w 1920 r. - jak zresztą każdą armię improwizowaną - charakteryzował impet w ataku, ale mała sprawność w obronie i nieznajomość manewru odwrotowego. Może najpoważniejszym jej brakiem była nierówność oddziałów pod względem moralnym".


Dowódca frontu Północno-Wschodniego gen. Stanisław Szeptycki. Źródło: Wikipedia

Gen. Lucjan Żeligowski w swych wspomnieniach podaje odmienną koncepcję: cofnąć lewe skrzydło polskie na linię starych niemieckich okopów z I wojny światowej, żeby skrócić front i bronić się w umocnieniach budowanych przez Niemców kilka lat.

Dowództwo miało nie lada dylemat - jak się bronić w kolejnym starciu? Nie tylko przeciwnik, ale i własny żołnierze był zmęczony niedawnymi bojami, a co gorsza, nie było już rezerwy. Bolesław Waligóra w swojej monografii "Dzieje 85 Pułku Strzelców Wileńskich" podaje nastroje żołnierza: "W pierwszej ofensywie żołnierz posiadał świadomość, iż za nim znajdują się odwody. Odbicie tego zresztą znajdowaliśmy w sprawozdaniach dowódców; są to charakterystyczne zdania żołnierzy - "no - teraz się cofamy, ale przyjdą legioniści czy poznaniaki, to wtedy rozbijemy bolszewików". Nie jest to bez znaczenia, jeśli żołnierz, odchodząc z kwatery, mówi do chłopa "my tu wkrótce wrócimy, bo z tyłu nas siła".

W zaistniałej sytuacji postanowiono "Stworzenie silnej sieci linii obronnych, silnie odrutowanych", aby własnymi siłami powstrzymać wroga. Niestety nie tylko żołnierza, a nawet drutu kolczastego brakowało. Na słabo obsadzonej linii obrony nie wszędzie zdążono przygotować okopy, nieraz po prostu były punkty obronne wzmocnione bronią maszynową.

"Poczynając od jeziora Meszuszol do Dźwiny na przestrzeni około 100 km mieliśmy rozrzuconych 6 dywizji piechoty i brygadę jazdy, a naprzeciw nich skoncentrowano 13 dywizji piechoty i korpus jazdy. Nastrój w dowództwie armii był pesymistyczny. Gdy dowódca armii przyjechał do Szarkowszczyzny i omawialiśmy sytuację, rzuciłem zdanie, że trzeba będzie bronić Wilna. Dowódca armii machnął ręką na znak beznadziejności i rzekł: "Chyba Warszawy!" - napisał po latach gen. Lucjan Żeligowski w książce "Wojna w roku 1920. Wspomnienia i rozważania".

Ogólnie na Froncie Zachodnim sowieci wystawili blisko 160 tys. żołnierzy przeciw około 70 tys. Polaków. Nowe oddziały miały wysokie morale wskutek intensywnej propagandy i sprowadzeniu na front ideowych komunistów. Szykowani byli zmiatać każdy opór na swojej drodze do światowej rewolucji.


Propagandowy plakat-"komiks" bolszewicki autorstwa W. Majakowskiego, nawołujący do wojny z Polakami. Źródło: Album "Сердцем слушая революцию"

Ze świtem 4 lipca rozpoczął się zmasowany ostrzał artyleryjski. "Po kilku godzinach ciężka artyleria umilkła, zaś bombardowanie osłabło, przenosząc się trochę w kierunku zachodnim. Wówczas każdy odjechał do swego szwadronu. Zaczęła się decydująca bitwa o niepodległość Polski, ale my jeszcze nie wiedzieliśmy, że chodzi o tak wysoką stawkę" - wspominał rotmistrz rezerwy Andrzej Brochocki ("Wspomnienia Wojenne z 13 -go Pułku Ułanów Wileńskich").

Plan bolszewicki zakładał najpierw dwustronne oskrzydlenie i zniszczenie 1. Armii  gen. Gustawa Zygadłowicza. Tuchaczewski stawiał na szybkość działań, z czym nie miał problemów 3 Korpus Kawalerii Gaja, gorzej było z piechotą.  Zastosowano prostą metodę - "Biorąc pod uwagę brak środków przewozowych w naszych oddziałach, wypadło uciec się do jak najszerszej mobilizacji podwód. Armia 4 zmobilizowała ich do 8000 sztuk, 15 i 3 - do 15000, 16 zaś - około 10 000. Było to wielkim ciężarem dla ludności miejscowej, ale lęk jej przed najściem "panów" pozwolił nam z łatwością uciec się do tego sposobu" - napisał po latach bolszewicki dowódca, uważając swoją armię za wyzwolicielkę. 

4 lipca nad Autą i Berezyną 1. Armia polska stoczyła całodzienną krwawą i uporczywą walkę. Walczące w jej składzie kresowe pułki 1. Dywizji Litewsko - Białoruskiej niejednokrotnie rzucały się do kontrataku. Jednak trzykrotna przewaga przeciwnika oraz oskrzydlające działanie Konnego Korpusu Gaja zmusiły do wycofania się. 5 lipca obrona polska została przerwana. Rozpoczął się odwrót na całym froncie.

Inny kawalerzysta z 13. Pułku Ułanów Stefan Szyłkiewicz zanotował: "Dnia 4 lipca alarm. Tabory cofają się. My na front. Brak żołnierza, a w szczególności koni. Ja już stale w szeregu. Cofamy się przez Miory, Pohost. Następnego dnia znowu naprzód. Znowu Czeress, znowu Pohost. To w tył, to naprzód. Pułk nasz stoi na skraju naszego lewego skrzydła. Mamy nie dopuścić do okrążenia nas przez sowiecką kawalerię pod dowództwem Gaja".


Mapa ofensywy bolszewickiej 4 lipca 1920 r. Źródło: Wikipedia

Właśnie kawaleria Gaja sprawiała dużo problemów. Atakując przy granicy litewskiej szybkimi zagonami wpadała na polskie tyły, co zmuszało zwijać front. Tuchaczewski później z satysfakcją napisał o działaniu swojej kawalerii: "Korpus Konny, oderwawszy się zupełnie od głównych sił swojej armii i działając na północ od jeziornego i błotnistego rejonu Dzisny, zaszedł daleko na tyły "białej" armii polskiej i 9 lipca, po wygranej bitwie, zajął Święciany, zadając przeciwnikowi poważne straty i biorąc znaczna zdobycz wojenną."

Wśród cofających się polskich oddziałów nieraz było zamieszanie i zdarzały się przejawy paniki. Często z zaciskających się kleszczy wyrywano się z bojem lub licznymi potyczkami opóźniano natarcie wroga. "Wprawdzie położenie cofających się oddziałów było groźne, lecz do katastrofy nie doszło. W dużej mierze zasłużyła się tu artyleria, co chwilę wyjeżdżająca na odkryte stanowiska i rozpędzająca kartaczami bardziej natarczywego nieprzyjaciela" - po latach podsumował w swojej monografii o Pułku Strzelców Wileńskich Bolesław Waligóra. Właśnie wilnianie często jako ostatni opuszczali wyznaczone stanowiska, o czym mówi też rozkaz operacyjny I brygady z 10 lipca: "Winszuję Wileńskiemu pułkowi dzielnego wytrwania na stanowisku przy dzisiejszym odwrocie".

Morale żołnierzy jednak upadały. Ułan 13. Pułku Szyłkiewicz zapisał: "Pułk zjechał na psy, porozpraszany, przy piechocie nie może wykazać żadnej inicjatywy. To nie Dąbrowski, który nie jeden stoczyłby bój i na pewno Sowieci tak prędko by nie szli".


Patrol konny 13. Pulku Ulanow Wilenskich. Źródło: Andrzej Brochocki "Wspomnienia Wojenne z 13 -go Pułku Ułanów Wileńskich" (kopia maszynopisu)

Cofano się na kolejną linię obrony. Rozkaz z 11 lipca dowódcy frontu: "Dalszym zadaniem oddziałów jest zupełne odłączenia się od nieprzyjaciela i osiągnąć w możliwie dobrym stanie linię okopów niemieckich, z zarządzonym na północy zagięciem w celu obrony Wilna."

Tym czasem do sporu o Wilno stanęła też Litwa. W celach propagandowych i w strategicznych Rosja Sowiecka starała się pozyskać sobie Litwę jeszcze przed pierwszym natarciem. Rozmowy rozpoczęły się w Moskwie 7 maja, proponowano wspólny atak na Polaków i zajęcie Wilna. Wówczas nastroje antypolskie we władzach litewskich stworzyły przychylny stosunek do Rosji bolszewickiej - po nieudanej próbie organizowanego w Kownie przez POW przewrotu państwowego i potyczkach na linii demarkacyjnej. Na ile rząd litewski był zainteresowany Wilnem, ale jednocześnie ostrozny w działaniu, mówi wysłana w maju depesza delegacji litewskiej z Moskwy do Kowna "Powinniśmy wykorzystać dogodny moment, ale nie wcześniej, niż ujawnią się rzeczywiste zwycięstwa bolszewików, to jest gdy dotrą oni do linii Lida - Baranowicze". Wówczas jednak Litwini grali na zwłokę, jako warunek stawiając przygotowanie i podpisanie traktatu, natomiast bolszewicy w swych obietnicach byli hojni.

Po nieudanej bolszewickiej ofensywie w maju i czerwcu na jakiś czas rozmowy wstrzymano. Aktualne stały się podczas nowego natarcia i 12 lipca w Moskwie traktat podpisano. Mała Litwa zyskiwała stosunkowo dużo: Rosja Sowiecka uznała Litwę de jure ze stolicą w Wilnie, jako drugie państwo po Niemcach; granice sięgnęły daleko poza litewskie ziemie etniczne - z Brasławiem,  Smorgoniami, Oszmianą, Lidą i Grodnem; jako kompensatę za straty wojenne przekazano Litwie 3 mln rubli złotem; poza tym Sowieci obiecali zwrócić wywiezione w czasie wojny dzieła sztuki, archiwa, zabytki oraz 100 tys. m³ lasu.

Zdawało by się, że bolszewicy wykazali bezinteresowność. Jednakże w tajnej klauzuli traktatu rząd Litwy potwierdził formułę, że: "w żadnym wypadku nie potraktuje jako naruszenie niniejszego traktatu i akt wrogi wobec Litwy - faktu przekroczenia przez wojska rosyjskie granicy litewskiej i zajęcie przez nie części terytorium, które zgodnie z niniejszym traktatem stanowi terytorium państwa litewskiego".


Granice Litwy według umowy z Rosją Sowiecką w 1920 r. Źródło: domena publiczna

Prof. Piotr Łossowski w swojej monografii "Konflikt Polsko-litewski 1918-1920" znaczenie tej umowy podsumował: "Bolszewicy ostentacyjnie obnosili się ze swoim sojuszem z Litwą i celowo go eksponowali, upatrując w tym dla siebie korzyść i atut polityczny. Jak przedstawiało się faktyczne postępowanie strony litewskiej, działanie jej wojsk - będzie mowa później. Jednakże fakt złamania neutralności przez Litwę stał się bezsporny".

Antypolska, krótkowzroczna polityka władz Litwy w przyszłości mogła stworzyć śmiertelne zagrożenie dla niej samej. Dobitnie o planach bolszewickich wypowiedział się Lenin we wrześniu 1920 r., nie ukrywając, że zamierzano sowietyzację i Polski i Litwy wcielając je do swego "Państwa Rad". 

Tymczasem bolszewicy szybko zbliżali się do Wilna....
CDN

Normal 0 false false false MicrosoftInternetExplorer4