Wileński poker
Walenty Wojniłło, 7 marca 2011, 21:28
Stawka: Samorząd m. Wilna, fot. wilnoteka.lt
Minęła niedziela, do której to AWPL miało odpoczywać po wyborczych znojach i wszyscy wilnianie z coraz większą ciekawością czekają na pierwsze ruchy koalicyjne w stolicy. Wiadomo, że właśnie tu rozgrywana jest najwyższa stawka, w tym też dla litewskich Polaków, którzy stanowią 1/5 mieszkańców Wilna (przynajmniej do czasu ogłoszenia wyników nowego spisu ludności). Zanim Polacy i Rosjanie zdążyli odpocząć, triumfator tych wyborów - Arturas Zuokas - już ogłosił, że planuje władać Wilnem bez Polaków i konserwatystów, z poparciem socjaldemokratów oraz partii Uspaskicha i Paksasa. Czy to już pewne? Na pewność jeszcze za wcześnie. O władzę w stolicy zabiega 6 graczy, w tym 3 z pozycji „większego” i 3 - „mniejszego”, ale od razu należy dodać, że to określenia umowne, bo ci „mniejsi” mogą więcej znaczyć niż „więksi”. Matematycznie można by wyliczać, ile koalicyjnych układów jest możliwych, w polityce jednak wchodzi w rachubę zaledwie kilka.
Po drugiej stronie umowni „mniejsi”: „pracusie” (Partia Pracy V. Uspaskicha), którzy mają straszny apetyt na Wilno, bo nigdy jeszcze nie byli tu u władzy (8 mandatów), „pisowcy” (Porządek i Sprawiedliwość od Paksasa), którzy zaliczyli w stolicy największą porażkę (5 mandatów, poprzednio 14...) i socdemi, którzy wciąż nie mogą znaleźć klucza do serc wilnian i wykorzystać skompromitowania się rządzącej prawicy (5 mandatów).
Układ 1. Teoretycznie związek trójki „większych” najlepiej odzwierciedlałby nastroje wilnian i gwarantowałby mocną pozycję rządów: 33 głosy w 51-osobowej Radzie Miejskiej. Praktycznie jednak jest to układ najmniej prawdopodobny, bo każdy z tej trójki ma dość duże ambicje i sporo zastrzeżeń do pozostałej dwójki potencjalnych koalicjantów, by zgodzić się na dość równorzędny triumwirat. Nawet gdyby udało się osiągnąć jakieś wstępne porozumienie, nie byłby to układ trwały i mógłby się rozpaść przy pierwszej poważniejszej próbie, bo nie gwarantowałby najważniejszego: możliwości zrealizowania własnych celów i pełnej konsumpcji sukcesu wyborczego.
Zuokas, nawet gdyby został merem, niewiele by zdziałał, bo konserwatyści i Polacy ciągle patrzyliby mu na ręce. Konserwatyści, nawet gdyby utrzymali władzę, to by także nie mogliby rozwinąć skrzydeł ani ideologicznie (mając na głowie „innowierców” Tomaszewskiego), ani pragmatycznie (mając na głowie Zuokasa i jego spółki trzymające miasto w karbach). Polsko-rosyjska Akcja Wyborcza, stawiąjąca na mniejszości narodowe i klarowne, etyczne gospodarzenie, z trudem mogłaby wytłumaczyć swoim wyborcom zarówno flirt ze znienawidzonymi nacjonalistami (co prawda poparcie pod szyldem „konstruktywna opozycja za wicemera” wyborcy przełknęli bezboleśnie), jak i powrót w objęcia liberała Zuokasa. Kiedyś już poszli z nim razem i rozwód był dość gwałtowny.
Tak więc Układ A. przypomina raczej słynną bajkę Kryłowa, jak to łabędź, rak i szczupak zostali wprzęgnięci do jednego wozu, który jednak nie mógł ruszyć z miejsca...
Układ 2. Odwrotnością poprzedniego układu byłaby tęczowa koalicja na wzór Kowna, gdzie „słabsze” partie połączyły się, by odsunąć od władzy rządzących konserwatystów. Poza tym wieść gminna niesie, że tzw. partie opozycyjne (socdemi, populiści od Paksasa i Uspaskicha) jeszcze przed wyborami zawarli stosowne porozumienie o ścisłej współpracy w nowo wybranych radach. W Wilnie razem mają 18 głosów, więc do pełni szczęścia wystarczyłby im jeden „mocny” partner. O ile ostrze tej koalicji ma być wymierzone w konserwatystów, o tyle pozostają do wyboru tylko Zuokas i Tomaszewski. Kogo wybiorą?
Wersja 2.1. Zuokas. Nie od dziś wiadomo, że jeżeli w obecnym układzie „mocnych” i „słabych” jest już zaprogramowany jakiś związek, to jest to związek Zuokasa i socdemów (licząc na mandaty 12 + 5 = 17). Stara miłość nie rdzewieje, tym bardziej taka, zahartowana w bojach. Czy jednak pozostała dwójka - Uspaskich i Paksas (8 i 5 mandatów) - pogodzi się z pozycją „zawsze drugich”? „Pracusie” chcą czerpać profity ze swego sukcesu, tym bardziej, że sporo zainwestowali „w Wilno” i mają świadomość, że to właśnie oni okazali się przysłowiowym „języczkiem u wagi”, bez którego raczej nie powstanie żadna trwała koalicja. Układ z tandemem Zuokas-socdemi być może nie budzi ich większych oporów natury etycznej czy politycznej, ale jak tu pogodzić interesy? Może jednak z Polakami łatwiej? Podobne dylematy mają „pisowcy”, którzy na otarcie łez także chcą być języczkiem u wagi, pytanie tylko: u której?
Wersja 2.2. Blok W. Tomaszewskiego. W przypadku wielostronnej koalicji wszystkich „słabszych” i jednego z „mocnych” logiczne jest, że dla tych pierwszych najwygodniejszy byłby najsłabszy z „mocnych”, który by nie zdominował totalnie koalicji i byłby skłonny do realnego dzielenia się władzą. Z tego punktu widzenia Zuokas nie jest atrakcyjny: Zależy mu na pełni władzy, poza tym ma sporo interesów do ubicia i nic do stracenia. Nie ma na karku żadnych organów partyjnych ani zbliżających się wyborów sejmowych, ma natomiast olbrzymie ambicje polityczne i wszystko stawia na jedną kartę. Co innego Polacy, a raczej sojusz polsko-rosyjski. Jeżeli z jednej strony socdemi są naturalnym partnerem Zuokasa, to z drugiej strony Tomaszewski może liczyć na poparcie „pisowców”, wszak tworzyli już kiedyś koalicję rządzącą w Wilnie, tylko czy z tamtej przyjaźni coś zostało?
W zasadzie polska Akcja Wyborcza na litewskiej arenie politycznej jest jednocześnie wygodnym i niewygodnym partnerem. Wygodnym, bo nie stoi za nią wielki biznes, nie ma jakichś wyjątkowych zobowiązań czy ambicji gospodarczych, no jest może trochę staroświecka z tymi swymi zasadami moralnymi, ale jeżeli ktoś nie ma obiekcji narodowościowych ani brudnych spraw do uprania i nie jest przeciwny finalizacji zwrotu ziemi prawowitym właścicielom - można się dogadać. Gorzej jest z kwestią wizerunkową: Litewskie media malują AWPL jako „V Kolumnę”, wrogich nacjonalistów, element niepewny czy wręcz wywrotowy. I jak tu z trędowatymi się zadawać? No właśnie, „pisowcy” Imbrasasa już raz poszli do koalicji z Polakami - po czterech latach, zamiast 14 mandatów, zdobyli tylko 5... Na ile to własna zasługa (nieudolne zarządzanie, skandale i afery korupcyjne), a na ile konsekwencje „zadawania się z Polakami” - któż to wyjaśni?
Układ 2. jest na rękę zarówno „mniejszym” partiom (tylko w tym układzie się liczą), jak i „większym”, a raczej jednej z nich (z „mniejszymi” łatwiej się dogadać). W tej wielostronnej koalicji szczególna rola przypada jednak największym z mniejszych, czyli „pracusiom” Uspaskicha. Wygląda więc na to, że ostateczne decyzje będą zapadały w gronie czwórki Zuokas-Tomaszewski-Uspaskich-Paksas. Co ciekawe, poza tym pierwszym cała trójka będzie mogła spokojnie się dogadać ...w Strasburgu czy Brukseli, przy okazji posiedzeń Europarlamentu.
Tu się pojawia kolejny wątek, czyli fotel mera stolicy. Niektórzy twierdzą, że to 4 stanowisko w państwie litewskim. Zuokas publicznie twierdzi, że powrót na to stanowisko nie jest dla niego celem nadrzędnym (wiadomo, dobro Wilna i wilnian przede wszystkim...), ale mało kto wierzy w te słowa. Tomaszewski już przed wyborami zapowiedział, że nie zamierza rezygnować z mandatu europosła i wystawił cały szereg kandydatów na mera czy wicemera. Polak - merem Wilna! Czyżby temu marzeniu większości głosujących na polsko-rosyjski blok nie dane było się ziścić? Jeżeli tak, to Polacy (i 2 Rosjan) - wymarzony koalicjant.
Uspaskich natomiast nie kryje, że gdyby został merem stolicy Litwy, zrezygnowałby z Europarlamentu. Rosjanin-milioner z Kiejdan, urodzony gdzieś pod Archangielskiem, ślusarz, co się dorobił na ruskim gazie, jest niedwuznacznie kojarzony z Kremlem i ścigany przez litewskie organy praworządności - merem stolicy Litwy??? Być może dla polsko-rosyjskiego elektoratu byłoby to nawet do przyjęcia (swój chłop...), jednak o reakcji litewskiej opinii publicznej strach pomyśleć. A jaki prezent dla szowinistów i nacjonalistów! No chyba że drogę do tego stanowiska utorowałby mu Zuokas, a nie Polacy. Swoją drogą ciekawe, kogo by szybciej zaakceptowali Litwini na stanowisku mera Wilna - Polaka czy Uspaskicha? W tak skomplikowanej rozgrywce nie można też zapomnieć o pozornie „najmniejszych” - socdemach i „pisowcach”. Marionetkowy mer może być jakże wygodny i pożyteczny...
Układ 3. Wpływy „mniejszych” partii będą słabsze, jeżeli uda się dogadać przynajmniej 2 z 3 „większych” partii. Wówczas wystarczyłoby dołączyć na trzeciego albo właśnie Uspaskicha (co najmniej 29 miejsc w 51-osobowej radzie), albo parę najmniejszych - socdemów i pisowców (co najmniej 31 miejsc).
Wersja 3.1. Zuokas + Tomaszewski. Układ nawet logiczny: 1. Podstawę tworzą zwycięzcy, czyli odzwierciedla nastroje wilnian; 2. Za burtą zostają, podobnie jak w Kownie, skompromitowani konserwatyści; 3. Zuokas bierze do pomocy socdemów, Polacy „pisowców” i ładnie się dzielą po połowie, pewna większość - 33 z 51 radnych. Za burtą zostają nie tylko konserwatyści, ale i Uspaskich, a że wiadomo, jaka miłość łączy jednych i drugich, nawet opozycja nie będzie zgrana.
Tylko czy były mer i europoseł będą w stanie zapomnieć sobie stare krzywdy? Wątpliwe. Poza tym co z polityką „czystych rąk” AWPL-u? Czy w koalicji z Zuokasem można będzie mówić o etyce i moralności? Wszak już nie za długo wybory sejmowe, czy elektorat to zrozumie? Mam na myśli zarówno polski elektorat, jak i litewską młodzież, która chyba nie po to wybierała Zuokasa, by oddał pół Wilna Polakom?
A interesy obu stron w zasadzie są do pogodzenia: Zuokas zostawi w spokoju wszystkie polskie szkoły, byle były pod dozorem jego spółek, dołoży nawet polskie napisy na wileńskiej Starówce, Polacy przymkną oko na jego interesa - i jest deal! Z jednym tylko może być kłopot - Zuokas musi się zgodzić na rozdanie wolnej ziemi pretendentom, a jak tu ktoś o zdrowych zmysłach będzie oddawał za darmo, dla idei kurę, co ma znosić złote jaja?
Układ 3.2. Tomaszewski + Alekna. Konserwatyści tym razem mogą wiele dać, by pozostać u władzy w Wilnie. Nawet z Polakami, co jeszcze do niedawna byłoby nie do pomyślenia. Dla Polaków układ z rządzącą prawicą, co to chce pozamykać polskie szkoły, wali grzywnami za polskie napisy i chce lituanizować Wileńszczyznę, to także ósmy grzech główny, o pomstę do nieba wołający. Przynajmniej tak by być musiało na płaszczyźnie ideologicznej, ale czy tak jest? AWPL już to po cichu sprawdziła i jak się okazało - elektorat łyknął bajkę pod hasłem „konstruktywna opozycja w Wilnie za fotel wicemera”, to łyknie i „konstruktywną pozycję”. Toż to jedyny sposób, by powstrzymać nacjonalistyczne zakusy sejmowej większości! Kto wie, jak się da podzielić Wilnem, to może nawet szef litewskiej dyplomacji będzie głosował za polską pisownią nazwisk i poda rękę koledze z Warszawy...
Konserwatyści narozrabiali więcej, i to w skali całego kraju, a ludzie nadal na nich głosują, to cóż się mają przejmować upapraniem wizerunku koalicją z wrogami ludu? Toż można wszystko zinterpretować inaczej: Że oni RATUJĄ Wilno przed Polakami, bo jakby zostawić tych „okupantów” samych u władzy z populistami, to by dopiero...
Wracając do ideologii, to jedni i drudzy się różnią tylko kolorami i szerokością pasków - tu trzy wąskie, tam dwa szerokie, jeden kolor nawet wspólny. Przede wszystkim jednak wspólne wartości i chrześcijańska etyka. Wyjątki typu Vilius Navickas mają tylko potwierdzać regułę. Problem tego układu leży jednak w „tym trzecim”, bo ani Uspaskich, ani socdemi nie są skłonni do bratania się z konserwatystami, tym bardziej, jak mają wybór. Czyżby więc tym razem Wilno miało mieć nie rządy „czystych rąk”, tylko wysoce etyczną opozycję? Czyżby prywata (pod szyldem utylitaryzmu) i pieniądze zepchnąć miały w kąt resztki sumienia?
Układ 3.3. Zuokas + Alekna. Hasło obrony Wilna przed niewiernymi może połączyć nawet partnerów, którzy w zasadzie nie są skłonni do bratania się i mają wiele wzajemnych uprzedzeń, jednak pokusa pozostawienia „na lodzie” Polaków i Rosjan może być silniejsza. Tu jednak wiele szczegółów pozostaje do dopięcia, zaczynając od fotela mera. O ile na poprzedni układ 3.2 konserwatyści zgodzą się raczej pod warunkiem, że zachowają dotychczasowe pozycje w Wilnie, w tym Aleknę jako mera, o tyle w tym układzie będą musieli uznać przewagę tandemu Zuokas-socdemi, ale nawet to nie da im trwałej większości (27 z 51 mandatów - raczej krucha większość), a Uspaskich czy „pisowcy” także nie palą się do popierania konserwatystów, chociaż kto wie...
Tak więc mamy 6 graczy i 6 możliwości rozegrania tego pokera, którego stawką jest Wilno. Waldemar Tomaszewski twierdzi, że na ostateczne decyzje będziemy musieli poczekać, bo nowa Rada się zbierze dopiero po Wielkanocy, już w maju i dopiero wtedy wszelkie zapowiedzi i ustalenia zostaną zweryfikowane.
Tymczasem już dziś widoczny jest podział na dwa obozy: ofensywny Zuokasa, który ma w kieszeni socdemów i zdobył wstępne poparcie Uspaskicha (25 mandatów) oraz defensywny konserwatystów i Polaków, którzy automatycznie znaleźli się w po jednej stronie barykady i zabiegają o względy „pisowców” (w sumie już 26 mandatów, ale to czysto teoretyczna większość), ale też "pracusiów" i nawet socdemów (Zuokas nie jest alfą i omegą). Czyżby to więc od Paksasa i Uspaskicha zależały losy koalicji w Wilnie?
Wygląda na to, że są to tylko wyjściowe pozycje przed decydującym starciem. Pozostaje trzymać kciuki za swoich, by po wielkiej Victorii ponownie nie przyszło nam głosić jakże polskiego „Gloria victis!”. Chociaż, swoją drogą, politolodzy twierdzą, że w perspektywie wyborów do sejmu taka martyrologia nie jest głupia - u nas bitych lubią, a czy przez półtora roku władzy w Wilnie da się aż tyle zdziałać, by utwierdzić elektorat w słuszności wyboru i zachęcić do powtórki z sukcesu wyborczego? Oby.
Komentarze
#1 Walenty, to jak teraz z tymi
Walenty, to jak teraz z tymi pokerowymi ukladami gdy w koalicji sa i Uspaskich, i Tomaszewski, i Zuokas? :)) Niedoceniasz ty naszego Wodza :)
#2 coż koalicje samorządowe
coż koalicje samorządowe rządzą się innym prawami, i każdy może z każdym :) Tak jest na całym swiecie.
Polacy muszą dobrze rozegrać tę partykę pokera.
Media oczywiście zrobią swoje, ale to co piszą często nie ma pokrycia w faktach. Ktoś przypomina sprawa Orlenu, gdzie w mediach zawsze byli outsiderami?