Warszawa: Rosjanie prowadzili tupolewa "ścieżką śmierci"


Minister Jerzy Miller, fot. gover.pl
Rosyjscy kontrolerzy są współwinni katastrofie rządowego Tu-154M w Smoleńsku – twierdzi minister Jerzy Miller, kierujący pracami polskiej komisji. Wiedzieli, że panujące na smoleńskim lotnisku warunki uniemożliwiają lądowanie, jednak naciskani przez Moskwę pozwolili na próbne podejście i podawali pilotom fałszywe zapewnienia, że są „na kursie i na ścieżce”. W świetle tych faktów prysł mit nieodpowiedzialnych polskich pilotów zmuszanych do lądowania – byli oni wprowadzani w błąd przez obsługę lotniska.
„Na kursie i na ścieżce” - te słowa wielokrotnie kierowane przez rosyjskich kontrolerów do polskich pilotów były kłamstwem. Faktycznie tupolew był kilkadziesiąt metrów w bok i niżej niż powinien przy próbnym podejściu do lądowania. Kontrolerzy podali też fałszywe dane na temat widoczności – znacznie korzystniejsze niż panujące w rzeczywistości. To w połączeniu z nieprawidłową pracą radiolatarni oraz dostarczonymi przez Rosjan nieprawidłowymi kartami lotniska, podającymi błędne współrzędne pasa startowego – na co wskazali w zeznaniach lądujący wcześniej piloci Jaka-40 – mogło być nawet decydującym wkładem w katastrofę.

Minister Jerzy Miller, kierujący pracami polskiej komisji badającej przyczyny smoleńskiej katastrofy, upublicznił wczoraj zapisy rozmów smoleńskich kontrolerów. Byli oni zestresowani, bo w prognozie pogody nie było mgły, tymczasem przykryła ona okolicę lotniska tak szczelnie, że lądowanie „wielkiej tutki” (tak nazywali polskiego tupolewa) uznali za niemożliwe. W tym czasie samolot dopiero startował z Warszawy. Kontrolerzy zostali jednak poddani zewnętrznej presji, ze strony Moskwy, by pozwolić Tu-154M na próbne podejście do lądowania.

Z polskimi pilotami komunikował się płk Nikołaj Krasnokutskij, który nie miał do tego uprawnień, ale był przełożonym pozostałych kontrolerów jako zastępca dowódcy ich macierzystej jednostki w Twerze.

Z ustaleń polskiej komisji wynika też, że obaj polscy piloci podjęli decyzję odejścia i je rozpoczęli – wskazują na to zapisy czarnych skrzynek. Pozostaje zagadką, dlaczego kilkanaście sekund później samolot ciągle leciał w kierunku ziemi i się o nią roztrzaskał.

- Raport MAK można uznać za bezwartościowe świstki papieru – uważa poseł Platformy Obywatelskiej Jarosław Gowin. Jego zdaniem, w świetle ujawnionych wczoraj faktów dokument przygotowany pod okiem Tatiany Anodiny i konferencja MAK to była „prowokacja”. Gowin zwraca uwagę, że trzeba teraz przywrócić honor polskim pilotom rządowego samolotu Tu-154M, który 10 kwietnia 2010 roku rozbił się w Smoleńsku.

Również prasa obszernie komentuje podane wczoraj do wiadomości publicznej rozmowy kontrolerów. Nie brakuje głosów, że kontrolerzy zachęcali polskich pilotów, by podążali „ścieżką śmierci”, a co najmniej zapewniali, że wszystko jest w porządku.

Dzisiaj po południu premier Donald Tusk przedstawi w Sejmie stanowisko rządu w sprawie raportu MAK oraz informacje dotyczące polskiego śledztwa.

Na podstawie: PAP, onet.pl, inf. wł.

Komentarze

#1 "współwinni katastrofie" -

"współwinni katastrofie" - ???
prawidłowa forma to "katastrofy", Szanowna Redakcjo!
:-|

#2 Polska wieleset razy zostala

Polska wieleset razy zostala opuszczona przez Zachod w trudnych chwilach. Po co wiec znienawidzona propaganda obecnego rezymu tyle szczeka u Unii dobrego, jesli ona odwrocila sie tylem do spoleczenstwa polskiego w sprawie pomocy w sprawie wypadku z 10 kwietnia 2010?

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.