Warmia i Mazury Wileńszczyzną bogate


Antoni Jabłonowski (pierwszy z lewej), obok syn Zbigniew (najniższy), fot. tygodnik.lt
"Tygodnik Wileńszczyzny", 7-13.07.2011, nr 564
Wertuję świeżo wydaną książkę, która przywołuje w pamięci dwudziestoletni szlak działalności Olsztyńskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Ileż losów ludzkich, naszych wileńskich rodaków zostało w niej opisanych! Opracowania dokonali: aktualny prezes Towarzystwa Zygfryd Gładkowski oraz dziennikarz Bolesław Pilarek, obaj z Wilna rodem i może dlatego tyle serca włożyli w wydanie tej edycji.

„Nazywano ich, niesłusznie, przez całe lata „repatriantami”. O swej przeszłości woleli nie wspominać, bo nie była ona dobrze widziana w Polsce Ludowej, nie wolno im było też organizować się w towarzystwa miłośników utraconej ojczyzny. Dopiero po roku 1989 wszystko się zmieniło. To ostatni już moment, by wspomnienia spisać, a przede wszystkim ogłosić drukiem” – napisał w słowie wstępnym do książki „Z Wileńszczyzny rodem” Stanisław Achremczyk, znany polski historyk, dyrektor Ośrodka Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie.

Pomoc w przetrwaniu

W styczniu 1989 roku powstało w Toruniu Ogólnopolskie Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Prezesem został prof. Sławomir Kalembka, którego do dziś pamiętają byli studenci polonistyk wileńskich oraz wykładowcy.

Po miesiącu ponad 300-osobowa grupa olsztyńskich wilnian zorganizowała się w Towarzystwo swego oddziału, którego pierwszym prezesem był prof. Zbigniew Jabłonowski.

Teraz, z perspektywy dwudziestu lat, widać, ile ci, już niemłodzi ludzie, włożyli serca, miłości i pracy, by nam Polakom, którzy pozostali na swej ziemi, pomóc w przetrwaniu. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że był to najbardziej wrażliwy, najbardziej pomocny Oddział Towarzystwa, którego ślady działalności zachowały się do dziś. Chociażby w postaci sztandarów dla polskich organizacji, czy szkół polskich.

Swoją działalność na Ziemi Olsztyńskiej, swej wybranej z musu drugiej ojczyzny, również rozpoczęli od poświęcenia sztandaru Towarzystwa, które miało miejsce w katedrze olsztyńskiej św. Jakuba i czego dokonał ks. arcybiskup Edmund Piszcz. Sztandarów, podarowanych ze szczerego serca, doczekały się nasze organizacje i szkoły. Sztandar dla Zarządu Głównego ZPL, który podczas obchodów Święta 3 Maja w kościele Ducha Św. został przekazany przedstawicielom Zarządu Głównego ZPL, również poświęcił ks. arcybiskup Edmund Piszcz. Gimnazja wileńskie – im. A. Mickiewicza oraz im. Jana Pawła II, a także Szkoła Średnia im. Wł. Syrokomli mają podobny dar pamięci od rodaków olsztyńskich.

Karty naszej historii

Jak transporty z darami wyjeżdżały z Olsztyna, by dotrzeć do szkół rozsianych po całej Wileńszczyźnie – o tym można opowiadać nieskończenie, wszak był to okres wzmożonej kontroli granicznej. Był to też okres, gdy pierwsi absolwenci szkół polskich podejmowali studia w Polsce, a wyższe uczelnie w Olsztynie przyjmowały ich z otwartymi rękami, otaczając troskliwą opieką.

Wykładali w nich profesorowie: Zbigniew Jabłonowski, Mieczysław Jackiewicz, Tadeusz Krzymowski i inni wykładowcy rodem z Wileńszczyzny, którzy studentom z ich ziemi ojczystej pomagali zaadaptować się do nowych warunków.

O działalności Towarzystwa na łamach książki opowiada prezes Zygfryd Gładkowski oraz inni jego działacze i członkowie. Wczytuję się w kolejne losy ludzkie, poorane trudnościami, tragediami, walką o wytrwanie. O niektórych z nich „Tygodnik” już pisał w rubryce „Wspomnienia...”. Pisaliśmy o Antonim Drozdowskim, człowieku, który faktycznie razem z Krystyną Kurto zapoczątkowali akcję niesienia pomocy szkołom polskim zarówno w postaci artykułów żywnościowych, jak też materiałów dydaktycznych i naukowych, środków technicznych (komputery) itd. Pisaliśmy o dr. Henryku Dawnisie, który był jednym z najbardziej aktywnych inicjatorów założenia Towarzystwa i pomysłodawcą ufundowania sztandarów. Pisaliśmy o Renacie Buśko, której ojciec i wuj zostali straceni w Ponarach. Bohaterami „Tygodnika” byli też: Zygfryd Gładkowski, Henryk Kujawa, prof. Maria Swaniewicz-Nagięć. Los rodzinny każdego z nich to karta naszej historii, historii Polski. A ile jeszcze kart nie odkryto? Książka „Z Wileńszczyzny rodem” przynajmniej w niewielkim zakresie wypełnia tę lukę.

Następnego spotkania nie było

Swoistą luką w moich dziennikarskich poszukiwaniach było też to, że nie zdążyłam „nagadać się” z profesorem Zbigniewem Jabłonowskim o jego rodowodzie wileńskim. Pytania na ten temat przeważnie zbywał żartem, chociaż na końcu każdej rozmowy mówił: „Dobrze, porozmawiamy na pewno, może przy następnym spotkaniu”.

Następnego spotkania nie było. Zmarł nagle. Na szczęście wspomnienia o tym arcyciekawym człowieku napisała jego wnuczka Agata Gromadzińska. Teraz już wiem, dlaczego profesor Jabłonowski, gdy przyjeżdżał do Wilna, lubił chodzić jego ulicami, zwłaszcza ciągnęło go na Pohulankę. Prawdopodobnie uczył się w Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta. Wiem też dlaczego Zakret był dla niego tak dobrze znany. W czasach okupacji niemieckiej rodzina zmuszona była opuścić rodzinny majątek i zamieszkać nieopodal Zakretu przy ul. Naszej.

„Rodzice dziadka pochodzili z rodzin herbowych. Herb Stambrowskich to Lubicz, herb Jabłonowskich – Grzymała. Za czasów króla Zygmunta Augusta Stambrowscy przybyli z Węgier i jako dworzanie otrzymali dobra w Bukiszkach, nieopodal Jewia. Dziadek mojego dziadka Paweł Stambrowski był starostą szlachty w powiecie wileńsko-trockim” – napisała Agata Gromadzińska.

Nie mniej szlachetny był ród Jabłonowskich, którego dobra znajdowały się na Litwie Kowieńskiej w Naborowszczyźnie koło Jewia. Tam Antoni Jabłonowski ożenił się z sąsiadką z pobliskich Bukiszek, czyli Janiną Stambrowską.

Warunek prezydenta

Rodzina mocno przeżyła zmiany, które nastąpiły po roku 1926. „Pradziadek Antoni znany był z krzewienia kultury polskiej na tych ziemiach. Między innymi po wojnie za własne pieniądze w swojej posiadłości założył polską szkołę. Został za to przez władze litewskie zamknięty w więzieniu w Kownie w roku 1927. Moja prababcia Janina Jabłonowska dotarła przez zieloną granicę do brata Antoniego – Władysława. Żona Władysława – ciocia Amalia była koleżanką ze szkoły żony prezydenta Litwy Antanasa Smetony. Bratowa telefonicznie poprosiła o interwencję w sprawie męża Janiny. Doszło do spotkania mojej prababci z prezydentem Litwy. Jego efektem było wypuszczenie pradziadka Antoniego. Prezydent postawił jednak warunek – pradziadek musiał sprzedać majątek i opuścić na zawsze Litwę”.

Niespokojne czasy

W ten sposób rodzina Jabłonowskich przeniosła się na Wileńszczyznę. Nabyła majątek Kiziełowo nieopodal Berezyny, dopływu Wilii w powiecie Mołodeczno. Majątek liczył ponad 200 ha ziemi. Tutaj też przyszedł na świat Zbigniew, jako trzecie dziecko w rodzinie Jabłonowskich. Żyli więc spokojnie, choć bardzo pracowicie aż do nadejścia września 1939 roku.

Rodzinną historię kontynuuje wnuczka Agata Gromadzińska: „16 września niedaleko dworku w Kiziełowie wylądował radziecki samolot zwiadowczy. Jego załoga oddała się w ręce władz polskich i razem z nimi uciekła pociągiem w kierunku Wilna. Nazajutrz 17 września do Kiziełowa wkroczyły wojska radzieckie, które aresztowały pradziadka Antoniego. Zaraz potem okoliczni chłopi obrabowali doszczętnie gospodarstwo, w którym została prababcia Janina z dziećmi. Dziadek Zbyszek dokładnie to straszne przeżycie zapamiętał. Opowiadał, że nawet kołdrę i prześcieradło zerwali z chorej prababci i cała rodzina musiała spędzić noc w pustym domu, śpiąc na słomie”.

Antoni Jabłonowski najpierw był więziony w Mołodecznie, gdzie domagano się od niego odpowiedzi, co się stało z radzieckimi lotnikami, o czym pradziadek nie wiedział. Z Mołodeczna przewieziono go do Moskwy, na Łubiankę. Został skazany na 8 lat łagrów i zesłany na Syberię. Został zwolniony po amnestii. Razem z armią gen. Andersa przeszedł cały szlak bojowy, przez Irak, Persję, Palestynę, Egipt. Do Polski wrócił przez Włochy dopiero w roku 1949.

Przyjazd do Wilna

Natomiast pani Janina zmuszona była z dziećmi wyjechać do Wilna, do brata swego męża Władysława Jabłonowskiego, który był internistą. Lekarz był znany w środowisku wileńskim i przyjaźnił się z takimi znakomitościami, jak Bolesław Limanowski, który podczas pobytu w Wilnie zatrzymywał się u niego wraz z biskupem Władysławem Bandurskim, z rodziną Bolesława Kadenacego, którego żona Zofia była siostrą marszałka Józefa Piłsudskiego.

Matka z trojgiem dzieci musiała przeżyć wojnę, okupację niemiecką. Powrót do Kiziełowa był krótkotrwały. I chociaż sąsiedzi zwrócili część inwentarza, to jednak pani Janina postanowiła zamieszkać w Wilnie.

Tutaj właśnie Zbigniew chodził do szkoly, na Pohulance, ale w maju 1945 roku, gdy kolejny raz wkroczyli do Wilna Sowieci, rodzina wyruszyła do Polski. Zatrzymała się w Olsztynie. Już na zawsze.

Nieprzemijający sentyment

Lata nauki, ukończenie szkoły, studia w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie, praca naukowa w dziedzinie przyrodnictwa. Już w roku 1976 uzyskał stopień doktora habilitowanego, w roku 1988 został profesorem nadzwyczajnym, zaś stanowisko profesora zwyczajnego otrzymał trzy lata później. To on w tamtych latach był tym człowiekiem, który studentom z Wilna w Wyższej Szkole Pedagogicznej, gdzie pełnił funkcje prorektora do spraw nauczania, stwarzał wyśmienite warunki do studiowania. Profesor Jabłonowski piastował wiele stanowisk kierowniczych, ale nigdy nie należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Nie bał się wychowywać dzieci w wierze katolickiej. Dla swoich dzieci oraz wnuków był niezaprzeczalnym autorytetem, aktywnym sportowcem – był dobrym tenisistą.

Jako pierwszy i długoletni prezes Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej nigdy z tą ziemią się nie rozstał, choć wspomnień nie miał różowych. Pamiętam, że niemal na każdą sytuację podczas naszych spotkań, czy to w Wilnie, czy w Olsztynie, miał przygotowany jakiś dowcip i pamiętam, jak się wzruszył, gdy „Wilia” wystąpiła na scenie uczelni, w której był prorektorem.

Honorów ten niezwykły człowiek doczekał wielu. Nagrody państwowe były dla niego cenne, podobnie jak wspomnienia o rodowodzie, które pozostawił swej rodzinie – dzieciom i wnukom. Wspomnienia te niech będą dla nas, ludzi Wileńszczyzny hołdem pamięci o niezwykłym człowieku rodem z naszej ziemi.

Komentarze

#1 Dziękuję.

Dziękuję.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.