A. Wajda: "Wilno bliskie sercu..."
Walenty Wojniłło, 10 października 2016, 19:29

śp. Andrzej Wajda 1926-2016, fot. wilnoteka.lt
Wbrew swojsko, wręcz z litewska brzmiącemu nazwisku nie pochodził ze Wschodu, tylko spod Krakowa. Jak i wielu twórców tamtego pokolenia miał jednak do Litwy oraz Wilna szczególny stosunek, ukształtowany z jednej strony przez jakże mocny po wojnie mit Kresów, raju utraconego, a z drugiej strony - przez wspomnienia z dzieciństwa. Wszak urodził się na polsko-litewskim pograniczu, gdzie jednak nie było już wtedy atmosfery braterstwa i wspólnoty dawnej Rzeczypospolitej, pamięci niedawnych walk powstańczych, tylko nieufność, podejrzliwość, nawet wrogość niespodziewanej żelaznej kurtyny, która po wyzwoleniu zapadła w najmniej oczekiwanym miejscu.
Rozmawialiśmy wkrótce po premierze filmu "Katyń". Filmu, jak sam przyznawał, bardzo osobistego, bo jego ojciec Jakub Wajda po służbie w Suwałkach został przeniesiony do Radomia i stamtąd we wrześniu 1939 wyruszył na front, by ostatecznie trafić do niewoli radzieckiej. Zginął w Katyniu, o czym jednak rodzina dowiedziała się dopiero po latach.
Przyznałem się, że jako wilnianin trochę ubolewam, iż dla wielu pokoleń Polaków tragedia Katynia będzie odtąd widziana z perspektywy Krakowa, a nie Wilna czy Grodna, a przecież większość pomordowanych w lesie katyńskim, Smoleńsku oraz w innych miejscach zbrodni sowieckiej stanowiła polska elita dawnych Kresów II RP, które także padły ofiarą tej agresji. "To dobrze!" - ucieszył się Andrzej Wajda - "bardzo liczę na to, że ten film pozostawi niedosyt nie tylko dla widza, ale i dla twórców. Ja nie mogłem zrobić inaczej, bo to żyło we mnie, ale temat Katynia jest tak obszerny, że muszą powstać kolejne filmy, które zmierzą się z tą tragedią, także z innej perspektywy! To był pierwszy taki film".
Ile lat jednak minie, zanim ktoś odważy się podjąć temat Katynia, ekranizacji "Pana Tadeusza" lub "Ziemi obiecanej" po Wielkim Mistrzu?
Zdjęcia: Jan Wierbiel