Wacław „Waconek” Religioni - wspomnienie o wileńskim narodowcu
Michał Wołłejko, 25 lutego 2013, 11:33
Wacław Religioni, fot. Archiwum M. Wołłejki
Niedawno minęła 16. rocznica śmierci Wacława Religioniego. Należał on do grona tych ludzi, którzy mimo iż przez całe swoje życie wykazywali się odwagą, niezłomnością i niebywałą wręcz siłą charakteru, a w godzinie próby dziejowej także wielkim patriotyzmem, to historia o nich głucho milczy.
Dzieciństwo Wacława przypadło na czasy zaborów i wojennej okupacji, natomiast czas dojrzewania, edukacji i ostatecznego kształcenia się charakteru i ideowej krystalizacji osobowości dokonał się już w niepodległej Polsce. Był on więc przedstawicielem generacji określanej mianem „pokolenia niepodległości”. I, podobnie jak dziesiątki tysięcy jego rówieśników, związał się z Obozem Narodowym. Tym, co inspirowało intelektualnie i formowało polityczną postawę Wacława, były dzieła czołowego teoretyka i przywódcy polskiego ruchu narodowego Romana Dmowskiego oraz brytyjskiego filozofa i pisarza Gilberta K. Chestertona.
Początek ideowej drogi Wacława miał miejsce już w murach słynnego prestiżowego gimnazjum im. Zygmunta Augusta na wileńskiej Pohulance. Pierwszych lekcji polskości i szacunku do wiary przodków udzielali - chłopcom noszącym orzełki na szkolnych czapkach - wybitni nauczyciele tej placówki: m.in. zamęczony w Sowietach docent USB Stanisław Cywiński, uważany za największego znawcę i interpretatora twórczości Cypriana Norwida, oraz ks. prefekt Leopold Chomski, który po 1945 r. nie opuścił, jak wielu, Wilna. Szykanowany przez komunistów, niestrudzenie niosąc posługę wiernym, przypłacił swą służbę Bogu i bliźnim śmiercią. W wieku lat 98. został brutalnie pobity przez „nieznanych sprawców”, w wyniku czego zmarł.
Na początku lat 20. szkołą kierował były wicemarszałek Sejmu Wileńskiego w 1922 r. (tego, który przyjął uchwałę o przyłączeniu ziemi wileńskiej do Polski) i późniejszy działacz Stronnictwa Narodowego (SN) - dr Zygmunt Fedorowicz. Właśnie z dyrektorem gimnazjum złączą się późniejsze wojenne losy Wacława. Obaj będą w czasie zmieniających się okupacji Wilna ściśle współpracować w konspiracji.
U „Zygmunta Augusta” koledzy nadali Wacławowi przydomek „Waconek”. Przylgnął on do niego tak silnie, że towarzyszył mu do końca życia. W czasie szkolnym narodziły się też znajomości i przyjaźnie, które przetrwały wszelkie zawirowania losu i rozłąki. Takie - dosłownie - do „grobowej deski”. Niemal braterskie uczucie połączyło Wacława z Wiktorem Trościanką, późniejszym działaczem Stronnictwa Narodowego, a w czasie wojny redaktorem podziemnego pisma SN „Walka”. To on uwiecznił Wacława na kartach swych znakomitych, pisanych na emigracji powieści. Innym z „Zygmunciaków”, z którym los związał Wacława na dobre i złe, był Witold Świerzewski, lider wileńskiej Młodzieży Wszechpolskiej i SN. W czasie wojny Szef Wydziału Bezpieczeństwa Okręgowej Delegatury Rządu na Kraj w Wilnie, a po 1945 r. członek władz konspiracyjnego Stronnictwa. Postać tyle nieznana szerzej, ile nietuzinkowa.
Po ukończeniu szkoły i zdaniu matur, Wacław wstąpił na wydział Prawa i Nauk Społecznych USB w Wilnie. Przyjęty też został do Korporacji Akademickiej Polesia. Okres studiów był dla niego czasem niezwykłej wprost aktywności. Wacław został sekretarzem Bratniej Pomocy Studentów USB (tzw. Bratniaka), działaczem Młodzieży Wszechpolskiej i członkiem Koła Prawników USB, zasiadał też we władzach swojej korporacji. Jednocześnie zaangażował się (nieformalnie w okresie studiów) w działalność polityczną Stronnictwa Narodowego. Po ukończeniu studiów dostał się na aplikację sędziowską i wyruszył do Lidy, by odbyć aplikację w Wydziale Zamiejscowym Sądu Okręgowego w Wilnie. Wybuch wojny uniemożliwił mu dokończenie nauki zawodu, do którego nigdy nie dane mu już było wrócić.
W czasie okupacji Wacław, jak znakomita większość jego kolegów, wstąpił do konspiracji. Bardzo trudny okazał się zwłaszcza okres pierwszej okupacji sowieckiej. Wiecznie zagrożony aresztowaniem, w skrajnie ciężkiej sytuacji bytowej - bez możliwości podjęcia jakiejkolwiek stałej pracy - były aplikant sądowy trudnił się wyrębem drzewa. Po zmianie okupanta, od 1942 r. Wacław został sekretarzem wileńskiego Delegata Rządu na Kraj, czyli byłego dyrektora „Zygmuntówki” dr. Zygmunta Fedorowicza. W tym czasie „Waconek” obrał inny (konspiracyjny) pseudonim „Marian”. Przez ponad dwa lata był najbliższym współpracownikiem Delegata, czyli osoby pełniącej w konspiracji funkcję wojewody wileńskiego.
Po powtórnym zajęciu Kresów przez Armię Czerwoną i rozbiciu znacznej części konspiracyjnych i partyzanckich struktur wileńskiego ZWZ-AK Wacław Religioni wciąż pozostawał w podziemiu. Jego pracy w Delegaturze nie przerwało nawet aresztowanie Zygmunta Fedorowicza (używał pseudonimu „Albin”) w sierpniu 1944 r. Działalność konspiracyjną zakończyło dopiero aresztowanie go przez NKWD/NKGB w styczniu 1945 r. Przeszedł bardzo brutalne śledztwo. Jedną z najdotkliwszych tortur był brak snu. Niemniej Wacław zachował się godnie i starał się nie obciążać w zeznaniach osób wciąż poszukiwanych przez Sowietów. W efekcie dostał wyrok 10. lat łagrów, z których 6 spędził na Kołymie.
Okolicznością, która dodatkowo potęgowała więzienne cierpienia i dramat niewolniczej pracy w obozie była dla Wacława niepewność czy wręcz strach o przyszłość rodziny. I świadomość, że nie był już w stanie zapewnić jej opieki. W Wilnie pozostali samotni rodzice (Wacław był jedynakiem) i żona z dwuletnim synem. Z czasem podjęli oni dramatyczną decyzję: żona, również potencjalnie zagrożona aresztowaniem, wraz z dzieckiem ekspatriowali się do „Polski ludowej”, a rodzice pozostali w Wilnie, przez co mieli przynajmniej możliwość kontaktu listownego z synem. Jak się okazało była to decyzja słuszna, być może właśnie dzięki wsparciu moralnemu, a z czasem materialnemu (paczki) Wacław przeżył łagier. Należy dodać, że w latach 40. więźniowie w Sowietach nie mieli możliwości kontaktu z członkiem nawet najbliższej rodziny, jeśli nie była ona obywatelem ZSRS i nie przebywała na terytorium tego państwa.
W 1955 r. Wacława zwolniono z zsyłki. Po 10. latach pracy w nieludzkich warunkach w tajgach Północy udał się do „Polski ludowej”. Upłynęło 10 długich lat, nim spotkał się wreszcie z tymi, którzy tak długo na niego czekali; z żoną i 12-letnim już synem. W Wilnie pozostawił kochających rodziców i swoje najpiękniejsze wspomnienia młodości.
Pierwsze lata po przyjeździe do PRL były bardzo trudne, zwłaszcza pod względem materialnym. W ustroju dyktatury proletariatu, dla ludzi poglądów i przeszłości Wacława nie było ani przyzwoitej pracy, ani uczciwych apanaży. Ludzie wypuszczeni z łagrów byli pod stałą „opieką” resortu bezpieczeństwa i dozorem milicji. W tych ciężkich latach przyszedł z pomocą mieszkający na emigracji Wiktor Trościanko, który słał paczki. Wysyłał ówczesny rarytas, jakim były puszki kawy Neska. Sprzedaż kawy umożliwiała Religionim przeżycie „do pierwszego”.
Pobyt w PRL nie okazał się wcale końcem szykan i prześladowań Wacława przez komunistów. Związane one były nie tylko z jego endecką i konspiracyjną przeszłością, ale także z faktem zaangażowania w działania na rzecz integracji byłych przyjaciół z Uniwersytetu Stefana Batorego. W 1959 r. z inicjatywy Wacława doszło do nielegalnego komerszu Korporacji Akademickiej Polesia. (Komersz to najważniejsza uroczystość w każdej korporacji, najczęściej odbywająca się w rocznicę jej założenia, na którą przybywają wszyscy jej członkowie).
Wydarzenie to, choć odbywające się w konspiracji, nie uszło czujnej uwadze Służby Bezpieczeństwa. Wacław, jako główny organizator spotkania, a także pomysłodawca ponownego zbliżenia środowiska, które w jego zamyśle miałoby w przyszłości oddziaływać na młodzież i wpajać jej kultywowanie tradycji korporacyjnych, stał się wrogiem dla SB. Rozpoczęły się szykany. W otoczeniu Wacława umieszczono agentów, a jego samego poddawano upokarzającym przesłuchaniom. Podobnie działo się z jego przyjaciółmi, m.in. z wymienionym Witoldem Świerzewskim. Jak donosiła SB, „bazą kontaktów jest ideologia endecka. W związku z tym zachodzi uzasadniona konieczność wzięcia danego środowiska w rozpracowanie operacyjne”. Rozpracowania te trwały z różnym natężeniem przez kilka lat.
W 1963 r. Wacław pojechał po raz ostatni do Wilna. Zmarła wówczas jego mama - Jadwiga Religioni z domu Kowalewska. Z tą ostatnią, smutną wizytą łączy się pewna anegdota. Wacław, spacerując po dziedzińcach swojej Alma Mater, natknął się, wśród nikomu niepotrzebnych rupieci, na zniszczony (bez kompletu nóg) stolik z gabinetu rektora USB. Znał ten mebel dobrze, przed wojną jako sekretarz „Bratniaka” bywał częstym gościem w rektoracie. Nie zastanawiając się długo, zabrał mebel i sobie tylko znanym sposobem przewiózł go następnie do Warszawy. Przez lata stół przypominał mu o czasach młodości i ukochanym mieście. Wacław Religioni zmarł w Warszawie 6 lutego 1997 r. Jest pochowany wraz żoną na Cmentarzu Powązkowskim.
PS. Kilka lat temu syn Wacława - Jerzy Religioni - bezskutecznie poszukiwał grobu swoich dziadków na wileńskiej Rossie. Następnie, również bez efektu, poszukiwań tych podjął się autor niniejszego tekstu. Jeżeli ktoś z czytelników "Wilnoteki" natrafi na grób rodzinny Kowalewskich, w którym spoczywają Wacław Religioni i jego żona Jadwiga, uprzejmie proszę o informację i kontakt przez redakcję "Wilnoteki".
Komentarze
#1 Ja też szukałem potwierdzenia