W poszukiwaniu języka opisu świata. Spotkanie z Dorotą Masłowską i Stanisławem Łubieńskim


Od lewej: Birutė Jonuškaitė, Dorota Masłowska, Stanisław Łubieński, Joanna Tabor, fot. wilnoteka.lt/Eryk Iwaszko
W ramach tegorocznej edycji festiwalu poezji „Maj nad Wilią” znalazło się także miejsce na rozmowy o współczesnej polskiej prozie młodego pokolenia autorów. 30 maja w siedzibie Klubu Pisarzy Związku Litwy w Wilnie (Pałac Ogińskich, ul. K. Sirvydo 6) odbyło się spotkanie z Dorotą Masłowską i Stanisławem Łubieńskim oraz tłumaczami ich książek na język litewski Birutė Jonuškaitė i Vytautasem Dekšnysem. W trakcie spotkania poruszono wiele różnorodnych wątków, tak jak i różnorodna jest twórczość gości. Tym, co ją w jakiś sposób łączy, jest umiejętność obserwacji świata oraz kwestie związane z poszukiwaniem języka jej opisu i komunikacją.

Spotkanie prowadzone przez dr Joannę Tabor z Uniwersytetu Warszawskiego rozpoczęło się z półgodzinnym opóźnieniem, ponieważ, jak się okazało, goście z Polski Dorota Masłowska i Stanisław Łubieński pojechali do niewłaściwego Pałacu Ogińskich. To nieporozumienie w jakiś symboliczny sposób zaważyło na tematach poruszanych podczas spotkania, w czasie którego wiele uwagi poświęcono kwestiom komunikacji, a także samego języka, za pomocą którego pisarze próbują opisać otaczającą ich rzeczywistość.

Joanna Tabor miała niełatwe zadanie poprowadzenia rozmowy z dwójką młodych pisarzy, którzy co prawda urodzili się w tym samym roku (1983), ale prezentują zupełnie inny pogląd na rzeczywistość, inne zainteresowania literackie oraz odmienny styl pisania. Sprawy nie ułatwiał z pewnością fakt, że spotkanie, współorganizowane w ramach festiwalu „Maj nad Wilią” przez Mazowiecki Instytut Kultury oraz Związek Pisarzy Litwy odbywało się z tłumaczeniem na język litewski (tłum. Justyna Seferowicz). Niemniej prowadzącej udało się poprowadzić zajmującą rozmowę ze wszystkim gośćmi i nawet znaleźć w niej wątki wspólne dla obydwu polskich autorów.

Joanna Tabor zaczęła od prezentacji twórczości Doroty Masłowskiej, która znana jest także na Litwie dzięki tłumaczeniu debiutanckiej książki „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, które przygotował obecny na spotkaniu Vytautas Dekšnys. Jak przypomniała moderatorka, powieść 19-letniej wówczas Doroty Masłowskiej ukazała się w Polsce w 2002 roku i od razu wzbudziła z jednej strony wiele kontrowersji, a z drugiej zachwyt i uznanie w postaci nagrody Paszport „Polityki” i nominacji do Nagrody Literackiej Nike, a także filmowej ekranizacji, kilku inscenizacji teatralnych i tumaczeń na kilknaście języków. Ten obraz sukcesu debiutu D. Masłowska uzupełniła o opowieść o jego ciemnej i bolesnej stronie: „Dla wielu krytyków (książka –  przyp. red.) było to dno dna i w ogóle nie ma prawa nazywać się literaturą. W tamtym czasie za młodych pisarzy uchodzili ci, którzy mieli 40–50 lat. Ja miałam lat 19 i to już wzbudziło kontrowersje, czy tak młoda osoba może w ogóle pretendować do miana pisarza. Druga sprawa: to, co napisałam, było maksymalnie brutalne i wulgarne, i do tej pory pozostawało tylko w literaturze niszowej. Jako pierwsza przedarłam się z tym do literackiego mainstreamu. Poza tym byłam dziewczyną, więc to była taka szkokująca dawka, której publika nie uniosła. Nie przesadzę, jeśli powiem, że stałam się rodzajem wroga publicznego” – opowiadała.

Język tej tzw. pierwszej polskiej powieści dresiarskiej jest niewątpliwie ważniejszy od tego, o czym ta książka opowiada. Dla tłumacza musiało być to nie lada wyzwanie, ale, jak przyznał Vytautas Dekšnys, udało mu się je podjąć dzięki podobnej energii, z którą pisała Masłowska. „Te trudności zlekceważyłem – dla mnie to też był debiut, bo to była jedna z pierwszych książek tłumaczonych przeze mnie z języka polskiego. Tak jak się mówiło, że ta książka wzięła się z takiej szczenięcej złości autorki, tak tłumaczenie brało się z mojej” – powiedział tłumacz. Dodał, że na etapie pracy najważniejsze było dla niego, aby tekst płynął, aby dobrze się go czytało, przez co być może to tłumaczenie nie jest do końca wierne i ma nawet nieco łagodniejsze brzmienie niż język oryginału.

Dla potwierdzenia tych słów D. Masłowska i V. Dekšnys przeczytali fragment z początku powieści w wersji polskiej i litewskiej.

Stanisław Łubieński zaskoczył wielu czytelników, pisząc książkę o ptakach. „Dwanaście srok za ogon”, które ukazało się w 2016 roku, to zbiór esejów poświęconych ptakom i… kulturze. Autor otrzymał za nie nominacje do Paszportu „Polityki” i Nagrody Literackiej Nike. Choć z wykształcenia jest kulturoznawcą, jego największą pasją są ptaki, a sam siebie i sobie podobnych ornitologów-amatorów nazywa ptasiarzami. Jest również autorem kilku innych powieści, w tym poświęconej ukraińskiemu rewolucjoniście Nestorowi Machnie „Pirat stepowy”, pisze felietony dla „Nowych Książek”, „Bluszczu” i „Rzeczpospolitej” oraz prowadzi blog o ptakach Dzika Ochota.

Dla S. Łubieńskiego obserwowanie ptaków to coś znacznie więcej niż hobby. „Nie chciałbym powiedzieć, że to sposób na życie, ale kiedy się obserwuje ptaki, to się to robi cały czas i nawet mimowolnie. To chyba polega na tym, że kiedy ktoś obserwuje przyrodę, to ma inaczej wyostrzone zmysły. Cierpię na Birding Compulsive Disorder” – żartował podczas spotkania S. Łubieński.

Próbkę stylu pisarza otrzymaliśmy dzięki przeczytanemu fragmentowi jego książki (również po polsku i litewsku) dotyczącemu robieniu zdjęcia puszczykowi przez nieżyjącego już fotografa przyrody Artura Tabora.

Stanisław Łubieński jest synem pisarza Tomasza Łubieńskiego, a swoje zainteresowania ornitologiczne rozwinął dzięki starszemu kuzynowi, który wywarł na niego duży wpływ. Jak wyznał podczas spotkania, ich przodkiem był zoolog Konstanty Jelski. „Ponieważ w XIX wieku zoologia polegała głównie na polowaniu na zwierzęta, więc może to nasze bezkrwawe zainteresowanie jest próbą odkupienia jego win” – żartobliwie tłumaczył swoją pasję autor.

Podzielił się z publicznością smutną refleksją dotyczącą współpracy człowieka z naturą. Przedstawił zatrważające statystyki, w których interes ekonomiczny przeważa, a przyroda degraduje się na naszych oczach, „a my nie jesteśmy skłonni nawet do skromnych wyrzeczeń typu niejedzenia mięsa czy segregowanie śmieci. Przynajmniej część z nas” – powiedział.  

Szefowa Związku Pisarzy Litwy Birutė Jonuškaitė, która przetłumaczyła książkę S. Łubieńskiego na litewski przyznała, że najciekawsze było dla niej to, że nie jest ona przeznaczona wyłącznie dla ornitologów, a ptaki stały się dla autora punktem wyjścia do rozważań o sztuce i kulturze. „Chciałem wykorzystać moje podwójne kompetencje. Celem tej książki było zainteresować ludzi, którzy się w ogóle nie zajmują ptakami, żeby zwrócili uwagę na to dzikie życie obok nich, a ptasiarzy trochę dokształcić” – skomentował Stanisław Łubieński.

„Wątków ornitologicznych” Joanna Tabor próbowała dopatrzeć się w twórczości Doroty Masłowskiej, której kolejna książka nosi tytuł „Paw królowej”. Przywołanie jej stało się pretekstem do rozmowy nad zasadnością przekładania książek autorki na inne języki po upływie dłuższego czasu. „»Wojna polsko-ruska...« była językowo bardzo skomplikowana i, o dziwo, została przetłumaczona na bardzo wiele języków, w tym teraz na chiński. Obecnie to trochę traci sens, bo książka była bardzo uwikłana w tamte czasy, więc teraz jest już bardziej książką historyczną. Z tego powodu sprawa tłumaczenia »Pawia królowej« – nie jestem pewna, czy jest to konieczne”.

Masłowska określiła swoją twórczość jako próbę reakcji na najświeższe tendencje w języku potocznym. „Taki język ma bardzo dużą siłę rażenia, ale szybko się dezaktualizuje. Tworzy dość wierny zapis języka z danego momentu życia społecznego. Więc być może poświęcam życie na coś całkowicie bezsensownego” – skonstatowała.

Temu stwierdzeniu zdaje się przeczyć ogromna popularność autorki nie tylko w Polsce, lecz także w innym krajach, w tym na Litwie. Na język litewski przetłumaczone zostały jaj debiutancka powieść oraz dwa dramaty: „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” (tłum. Vytautas Dekšnys) i „Między nami dobrze jest” (tłum. Ginteras Grajauskas), które doczekały się także wielu inscenizacji na całym świecie. O jednej z nich opowiedziała D. Masłowska. „»Rumuni« zostali wystawieni w Hawanie – to było ciekawe, bo sztuka toczy się zimą w śniegu, a na Kubie nikt nigdy nie widział śniegu. Trochę czasu minęło, zanim to do mnie dotarło i zapytałam o to twórców spektaklu. Reżyser i aktorzy powiedzieli, że przecież oni mają wichury, więc wiedzą, o co chodzi. Wydało mi się to bardzo ciekawe pod względem przekładalności jednej rzeczywistości na drugą, bo generalnie moje sztuki najlepiej grają się w Europie Wschodniej, gdzie są najlepiej, najbardziej organiczne zrozumiałe”.

Do kwestii przekładania jednej rzeczywistości na drugą odniósł się także Stanisław Łubieński, który powiedział, że jego książka była rezultatem poszukiwania języka do opisu przyrody. Jego zdaniem kwestia zapisu głosów ptaków w różnych językach jest bardzo indywidualna i zależy od melodii samego języka. „Mnie język litewski, z którym nie jestem bardzo osłuchany, kojarzy się z muchołówką żałobną” – powiedział. Ponieważ większości z obecnych na spotkaniu nazwa ta niczego nie mówiła, autor znalazł nagranie tego dźwięku i pozwolił wszystkim usłyszeć te dźwięki. Zrobiło się metafizycznie. Tym bardziej że dyrektor festiwalu „Maj nad Wilią” Romuald Mieczkowski przypomniał postać Oskara Miłosza, „przyjaciela Litwy i ptaków”, jak głosi tytuł wydanej niedawno książki Zenowiusza Ponarskiego. Zastanawiał się, czy jest coś takiego jak ogólny język ptaków dostępny także człowiekowi. „Ja nie jestem mistykiem i unikam takiego uwznioślania ptasich wątków. To, co realne, wydaje mi się też bardzo ciekawe. Ptaki śpiewają dla swojego gatunku, ale kiedy się boją, alarmują wszystkie – i tutaj ten ptasi internacjonalizm jakoś działa” – odpowiedział S. Łubieński. „W połowie czerwca wszystkie ptaki cichną, więc to ostatni moment, żeby się nimi nacieszyć” – dodał.

Na zakończenie przytoczył także pewną historię, według której ptaki śpiewały już wtedy, kiedy człowiek jeszcze nie mówił i język oraz muzyka, które wykształciły się z czasem wzięły się właśnie stąd, że ten pierwotny człowiek chciał naśladować najpiękniejsze dźwięki, jakie słyszał. „I ten język, którym teraz dysponujemy, ma tak różne oblicza jak język Masłowskiej, mój, muzyka muchówki czy głos szpaka w wersji litewskiej. Być może cały ten język zawdzięczamy właśnie ptakom”.

Na podstawie: inf. wł.