W oszukiwaniu snu...


Izabela Wageman, fot. A. Łuszczyk
Jestem mieszkanką Koźla, historycznego miasta na Opolszczyźnie w Polsce. Pracuję jako nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej. Na co dzień jestem matką i żoną. Od kilku lat współtworzę portal i gazetę internetową Salon Literacki (WWW.salonliteracki.pl), zajmuję się propagowaniem czytelnictwa w swoim regionie - prowadzę spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Koźlu, założyłam i prowadzę szkolny teatr. Jestem mieszanką kulturową. Urodziłam się na pograniczu polsko-niemieckim, w Słubicach. Na Śląsku znalazłam się przez przypadek. Tu matka znalazła pracę. Gdy dorastałam, dowiedziałam się, że moja rodzina nie pochodzi z tamtego regionu. Poprzez Mazury trafiła do Polski z Litwy. Pradziadkowie mieszkali i pobrali się w Duksztach w powiecie wileńskim. To wszystko udało się ustalić na podstawie poskładanych opowieści rodzinnych. Nie zdziwiłam się, ale zrozumiałam, dlaczego zaczytywałam się w opowieściach o życiu ludzi ze wschodniego pogranicza. Nie wszystko też jeszcze wiem. Tam trop się urwał. Czas na podróż… Zajmuję się pisaniem od wielu lat, jednak dopiero poszukiwania w rodzinnych korzeniach i zebrane dzieje zmobilizowały mnie do wydania tomu wierszy. Wydana w maju 2011 roku książka pt. „W oszukiwaniu snu” zawiera prawdziwe i zmyślone historie litewskich bohaterów. W polskim środowisku literackim książka uzyskała pozytywne recenzje, które zebrane można znaleźć pod adresem: www.izabelawageman.pl
zegarek

dawniej pytanie która godzina napawało lękiem.
możliwość spóźnienia wywoływała dreszcz
i głośniejsze tykanie pod bluzką. dlatego nie nosiłam zegarka.
poza tym tylko on został po prababci Stanisławie.
ktoś we mnie pamięta. drogę po suchych grudach, ciężar dwóch walizek,

biało-czerwony szlaban i szuranie trepów pradziadka
gdy podciągał opadające spodnie wiązane na troki.
widzi sińce na plecach obitych tłumokiem skrywającym
obietnicę gotowanych ziemniaków – hebel i małą poręczną piłkę.

te ziemniaki kosztowały rodowy majątek i przedwczesną śmierć
Weroniki. okraszane przewlekłym kaszlem nie smakowały
bez soli i grama słoniny.

znikające zawiniątka przywiezione z tamtej ziemi rozpraszały
światło. ciemniało z każdym dniem i nocą
strach zaglądał do okien i otwartych szeroko oczu.
któregoś dnia pradziadek Józef posadził dąb, pod nim wykopał studnię.

razem z babką utopili w niej przydrożny kurz i spiekotę.
ich już nie ma, a ja pamiętam nowe rzeczy –
złote loki i czarne oczy, sad i śmiech jabłek.
jednak walizka wciąż leży przy drzwiach, a złoty zegarek
zepsułam ze strachu, że usłyszę jak przestaje tykać.  

 
***


pomiędzy

pomiędzy Scyllą a Charybdą rozbitkowie bez tratw
rozgarniają ciała uczepione powierzchni
figowych gałęzi

na wschodzie Awiłajtis niemowa martwe ramiona
składa oratorium dla jutrzejszych bogów
z betonowych gajów

tu próchnieją kosze ze złotymi jabłkami
przywiędły kwiaty w wieńcach
Fidiaszu Fidiaszu
tam Auksztojas z zadartą kosmatą głową
zasypia wajdelotów w popiele

my pośród  


*** 


sen o bogu

w trzy strony bóg nie patrzy, nie słyszy.
spod zasłony na twarzach czuje mnie. węszy
pod swoim drzewem na wzgórzu.
chciałby ucałować przysypaną czarnoziemem głowę,
złotem przysięgi obsypać.

nie wszystka umarłam, Welesie.
jeszcze nie raz się obudzę zanim
czarnego konia poprowadzę za uzdę
pod ziemię. nie potknie się
o sen. 


***


w samo południe

zimno schodów, ciepło światła, mrówki na białej pończosze przeszkadzają
w obserwacji ludzi zwożących w pośpiechu siano. duszno.
będzie burza. ptaki ucichły. duszno.

głębszy niż zwykle dekolt unosi głębszy niż normalnie oddech.
owinięty wokół wskazującego palca kłos rozsypał się czas
jakiś temu. kosmyki spływając na kolana zebrały parę muszek i źdźbła
spojrzeń rzucanych ukradkiem znad struga.

słońce jeszcze wysoko, ale plac zaraz opustoszeje. grzmi. będzie burza.
okulała wiata schroni suchą trawę, mokre stokrotki sukienki i słomę
włosów strzyżonych kilka razy do roku. na pniaku spoczną gwoździe a strugi
deszczu zamkną wrota za szerokimi plecami.

dopiero gdy wyschną mokre od potu ramiona, włosy i sukienka
obudzi się pewność, że babka Klimowiczowa miewała rację.
nie można sypiać w sianie nad Wilią. duszno. będzie burza.