Trzeba jeździć do Wilna
Dariusz Szreter, 19 lutego 2013, 16:48
Logo "Dziennika Bałtyckiego", fot. dziennikbaltycki.pl
Litewski rząd gra na zwłokę, ale chce poprawy relacji z Polską
19 lutego w "Dzienniku Bałtyckim" ukazał się wywiad Dariusza Szretera z Edytą Maksymowicz, dziennikarką portalu wilnoteka.lt na temat wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego na Litwie i stosunków polsko-litewskich. Poniżej tekst wywiadu.
Prezydent Gryubauskaite nie tylko nie zauważyła obecności polskiego prezydenta, ale też w swoim przemówieniu i we wcześniejszym wystąpieniu telewizyjnym dała wyraz przekonaniu, że Litwini muszą myśleć wyłącznie o sobie i potrzebują bezinteresownych przyjaciół. Myślę, że to nie był przypadek, ani pierwszy afront z jej strony. Nie pojechała przecież do Warszawy na uroczystości 11 listopada. Postawa pani prezydent nie wróży niczego dobrego. Ona stanowi po stronie litewskiej jedną z trudniejsszych do przejścia przeszkód, by stosunki dwustronne mogły ulec polepszeniu.
Ale z premierem Algirdasem Butkevicziusem też Polacy nie dogadują się najlepiej. Niedawno lider współrządzącej Akcji Wyborczej Polaków na Litwie zagroził mu wyjściem z koalicji.
To było do przewidzenia. Mnie zaskoczyło tylko, że tak szybko to nastąpiło. Polacy wygrali październikowe wybory, bo przekroczenie progu wyborczego, możliwość utworzenia swojego klubu i wejście do koalicji rządowej to zwycięstwo. Ale nie takie, które decyduje o przyszłości Polaków na Litwie. To jest tylko ośmiu posłów. Są uzależnieni od tej, dość szerokiej koalicji. Dużym sukcesem jest sam fakt, że chyba po raz pierwszy w programie rządowym postulaty mniejszości polskiej zostały odnotowane. To nie jest jednak tak, że z miejsca będą one rozwiązywane. Socjaldemokraci nie pierwszy raz są u władzy i ich strategia polega na składaniu masy obietnic wobec Polski, których spełnienie odkładają następnie tak długo jak się da. Dokładnie tak samo zachowywał się ich poprzedni premier, Brazauskas, Kirkilas. Natomiast działacze AWPL rozumieją, że jeżeli nie będzie chociaż minimalnego ukłonu w stronę polskiej partii i Polaków na Litwie - to nasunie się pytanie, po co oni w ogóle są w tym sejmie. Stąd ta groźba. Moim zdaniem, nie jest ona realna. Szczególnie że socjaldemokratom zależy na tej koalicji, bo to podstawa do budowania dobrych relacji z Polską.
Na czym miałby polegać ten "minimalny ukłon"?
Przede wszystkim chodzi o ujednolicony egzamin z języka litewskiego. Tegoroczni maturzyści będą po raz pierwszy zdawali maturę według nowych zasad, tych samych co w szkołach litewskich. AWPL zapowiadała, że będzie zabiegała o ulgi na egzaminie. Rząd je obiecał, ale od miesiąca minister edukacji jakoś nie może ich podpisać, co bardzo irytuje Akcję Wyborczą.
To problem tylko polskich szkół?
Nie tylko polskich, ale wszystkich mniejszości narodowych - rosyjskich, białoruskich.
W Polsce coraz częściej słychać głosy, że nasza polityka zagraniczna wobec Litwy nie powinna być zakładnikiem interesów polskiej mniejszości w tym kraju.
No to jaka ta polityka ma być? Niespójna, bez ciągłości? Jeśli najpierw się nie mówiło o problemach Polakach na Litwie, potem zaczęto się domagać respektowania ich praw, co stało się podstawą polskiej polityki wobec Wilna, teraz miano by się znowu z tego wycofać? Byłoby szkoda, gdyby teraz Polska sobie - kolokwialnie mówiąc - odpuściła. Jeżeli teraz, po długim okresie "zimnej wojny" i stawiania sprawy na ostrzu noża, tego się nie załatwi, to nie załatwi się tego nigdy. Będzie bardzo niekorzystne dla Polaków na Litwie ich moc sprawcza będzie słaba, stracą grunt pod nogami. W efekcie polskość na Litwie może zacząć zanikać. A co w zamian można zyskać? Stosunki gospodarcze i tak się rozwijają. Pod względem obrotów handlowych Polska i tak jest pierwszym partnerem dla Litwy. Od 20 lat dużo mówiło się o moście energetycznym między Polską a Litwą W ubiegły czwartek został podpisany bardzo ważny dokument, który rozpoczyna jego budowę. Nawiasem mówiąc, ze strony litewskiej podpisał go minister Jarosław Niewierowicz, Polak, polityk bardzo na Litwie popularny i chwalony. Niestety, dotychczas tak naprawdę nie rozwinął się żaden i pozostałych projektów, o których było głośno - ani Rail Baltica, ani Via Baltica, ani nawet budowa wspólnej elektrowni. Nie jest to więc tak, że jak się oddzieli sprawy mniejszości od gospodarczych, to te drugie ruszą do przodu.
Czy jednak próba wywalczenia uregulowania postulatów mniejszości przez Brukselę czy Strasburg nie była by skuteczniejsza? Mniejszość polska na Litwie to obywatele litewscy, więc to przede wszystkim sprawa wewnętrzna Litwy. I jeśli ona traktuje część swoich obywateli gorzej, to po to właśnie jest Unia, żeby te sprawy wyjaśniać tam, a nie poprzez interwencję sąsiedniego państwa. Tak jest też w Polsce, gdzie niektórzy obywatele czujący się pokrzywdzeni przez państwo, zwracają się o pomoc do Strasburga.
Jest o oczywiście jedna z dróg. Proszę jednak zwrócić uwagę, że mówimy o społeczności postkomunistycznej. Tutaj nie ma takiego zwyczaju, praktyki. Litwini też niezbyt często skarżą swoje państwo. Zdarzały się takie sytuacje, ale to długie procesy. Jeden z Polaków zwrócił się przed laty w sprawie pisowni swojego nazwiska i ta sprawa jeszcze trwa. Warto podkreślać jedną rzecz. Jeśli mówimy, że Polska ma wspierać postulaty tutejszych Polaków, to nie oczekujmy cudów, że wszystko uda się zrealizować od ręki. To wymaga czasu. Choć ten rząd będzie zwlekał z załatwieniem tych spraw, bo na Litwie nie ma nastrojów, żeby załatwić wszystko szybko i zgodnie z oczekiwaniami Polaków, mimo wszystko można go uznać za rząd propolski, nastawiony na to, żeby przynajmniej część tych postulatów spełnić. Trzeba to wykorzystać nie bijąc pięścią w stół, ale delikatnie, z wyrozumiałością. Spełnienie postulatów mniejszości polskiej pociąga za sobą zmiany ustaw, a w przypadku nazwisk nawet zmianę konstytucji. To wymaga czasu.
Czyli uważa pani, że sprawy idą ku dobremu?
Uważam że cały ten konflikt ma też dobre strony. Straciliśmy wiele przez cztery lata "zimnej wojny". Nie funkcjonowały żadne formy polsko-litewskiej współpracy. Niemniej jeszcze trzy lata temu, kiedy pytano mnie, czy są na Litwie środowiska propolskie, to nie byłam w stanie wskazać nikogo takiego. Dzisiaj jednak są tu ludzie, i to wpływowi, którzy zrozumieli, że to nie ma sensu, że Litwa na tym konflikcie traci. Ci mądrzy ludzie rozumieją także, że istoty konfliktu nie należy szukać tylko w Polakach, ale też w samych Litwinach. I tych ludzi trzeba wspierać, te trendy rozwijać.
I nadal jeździć do Wilna mimo takich afrontów jak ten sobotni wobec prezydenta Komorowskiego?
Myślę, że tak. W momencie gdy pani Gryubauskaite nie pojechała do Warszawy na święto niepodległości zostało to źle przyjęte na Litwie. Ona - niegdyś zdecydowanie najpopularniejszy polityk w tym kraju - traci poparcie. Obecnie premier Butkeviczius wyprzedza ją w sondażach. Wydaje się, że zadecydowała o tym między inymi jego bardziej otwarta polityka wobec sąsiadów. Bo Litwa jest skonfliktowana nie tylko z Polską, ale także z Rosją i Łotwą. Premier chce to zmienić, i to jest zgodnie z oczekiwaniami coraz większej liczby Litwinów. Kiedy więc do Wilna przyjeżdża prezydent Komorowski, to jest to odbierane jako coś pozytywnego.
Rozmawiał Dariusz Szreter
Komentarze
#1 Polska opinia publiczna jako
#2 Zdecydowanie Polacy w kraju
Zdecydowanie Polacy w kraju za mało wiedzą o sytuacji rodaków na Litwie, więc czekamy na regularny dopływ informacji na ten temat. Byłam obecna w Wilnie w czasie strajku szkolnego, premier Tusk obiecywał rozmowy dwustronnej grupy, która będzie rozmawiała na temat edukacji w polskich szkołach. Czy coś się dzieje w tej sprawie?
#3 Pani Edyto.Brawo.Znakomicie
Pani Edyto.Brawo.Znakomicie nakreslone problemy Polakow.
Panie Dariuszu.Właśnie tak,pisac duzo o Polakach na Wileńszczyżnie.Nie bać się
#4 Brawo Dziennikowi
Brawo Dziennikowi Bałtyckiemu!!!! Chyba zacznę go czytać. Nagroda panu Szreterowi za super wywiad, pani Edycie ukłon za mądre i ciekawe odpowiedzi. Tak dalej!
#5 Brawo pani Maksymowicz. W
Brawo pani Maksymowicz. W samo sedno.