Tragedia w Warszawie


10 lutego br. około godziny 10 na ul. Połczyńskiej w Warszawie został ugodzony nożem policjant, jak się okazało rana była na tyle poważna, iż mężczyzna zmarł w szpitalu po kilkudziesięciu minutach.
 Zdarzenie miało miejsce na przystanku tramwajowym Fort Wola. W momencie, kiedy ubrany po cywilnemu funkcjonariusz wysiadał z tramwaju młody mężczyzna rzucił koszem na śmieci w kierunku tramwaju- w konsekwencji wybijając szybę. Policjant niebędący na służbie, wykorzystujący ostatni dzień urlopu zareagował natychmiastowo próbując powstrzymać sprawcę zajścia. W tym momencie doszło do szamotaniny w której policjant został kilka razy ugodzony nożem - relacjonowała Dorota Tietz z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.

- Najważniejsze, że osoba, która zadała te ciosy została już zatrzymana - dodaje rzecznik. Stało się to kilka minut po zdarzeniu. Na dziwnie zachowującego się 17-latka zwrócił uwagę zastępca komendanta wolskiej policji. Mateusz N. przyznał się do winy. Podobno jedno z pytań jakie zadał funkcjonariuszom brzmiało, "czy raniony policjant jeszcze żyje?".

Wtedy policjant walczył jeszcze o życie w szpitalu. Zmarł kilkadziesiąt minut później. W policji służył od 15 lat. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym. - Policjantem jest się jednak nie tylko na służbie, ale także i na urlopie - mówi podinspektor Karczyński. Rodzina zabitego funkcjonariusza, na polecenie komendanta miejskiego, została objęta opieką psychologów. Policjant osierocił dwójkę małych dzieci.