Sztutowo, czyli Stutthof z "Lasu bogów"


uzeum w Stutthof (Sztutowo). Fot. Waldemar Dowejko
Polska może być ciekawa, a Polacy nie gryzą - o tym przekonuje się coraz więcej mieszkańców Litwy, a szczególnie braci Litwinów, którzy coraz częściej wybierają się za miedzę nie tylko po tańsze zakupy, ale też na tańszy, i często lepszy, odpoczynek. Litwa na nowo odkrywa dla siebie jakże bliską Warmię i Mazury, Podlasie i Pomorze. Okazuje się, że Lenkija (Polska) to nie tylko Varšuva (Warszawa) i Krokuva (Kraków), nie tylko coraz lepsze ostatnio drogi i nużąca podróż do niemieckiej granicy, gdzie się zaczyna Europa.
To także Žalgiris (Grunwald) z imponującym widowiskiem, zatłoczone, ale też pięknie zagospodarowane jeziora, Malbork (z celą Kiejstuta!) oraz Gdańsk, co dał światu Solidarność, a przy okazji Wałęsę i Tuska. Jednak statystyczny Litwin może nawet nie wiedzieć nic o Gdańsku czy Oświęcimiu, ale nazwa Stutthof może okazać się mu bliska i znana, nawet jeżeli przyjdzie pogrzebać w zakamarkach pamięci: "Tak, obóz, w którym podczas wojny mordowano Litwinów! Było coś o nim w szkolnych lekturach obowiązkowych. Czyżby to w Polsce???".

"Las bogów" Balysa Sruogi, napisany tuż po uwolnieniu ze Stuthoffu, od pół wieku należy do kanonu literatury litewskiej. Fakt, że pisarz ten odszedł tuż po spisaniu obozowych wspomnień, które nawet w komunistycznej Litwie musiały trochę poczekać na wydanie, a więc nie zdążył pogrążyć siebie w nowych realiach Litwy Radzieckiej, o której socjalistyczną przyszłość jednak szczerze zabiegał tuż przed wojną, sprawiły, iż nawet po upadku komunizmu "Las bogów" pozostaje wizytówką litewskiej literatury wojennej, a Tomas Venclova nawet porównał Balysa Sruogę do Tadeusza Borowskiego. Istotnie wiele ich łączy, zaczynając od wojennych doświadczeń i rozliczeń, aż po przedwczesną śmierć tuż po wojnie, owianą legendą pierwszych ofiar fascynacji komunizmem.
 
Rangę Sruogi i Stutthofu we współczesnej kulturze litewskiej umocnił fakt ekranizacji "Lasu bogów" w 2005 r. Z perspektywy polskiej literatury, która już chyba w większości została przeniesiona na ekran, nie jest to wielkie wydarzenie. Pamiętajmy jednak, że na Litwie w minionym ćwierćwieczu wolności ogółem powstało raptem ze 20-30 filmów fabularnych (połowa tego, co Polska kręci w ciągu roku), a już dzieła kostiumowe, tym bardziej ekranizacje literatury, to chyba na palcach jednej ręki można policzyć. Twórcą tej litewsko-brytyjskiej koprodukcji był Algimantas Puipa, reżyser uznawany za klasyka litewskiej kinematografii. Nie uniknął wpadek i np. strażnicy więzienni w filmie mówią po polsku, co sugeruje, że to właśnie Polacy w służbie Niemców męczyli Litwinów w tym obozie, ale widać jest w tym jakieś panaceum na litewskie kompleksy kolaboracji z hitlerowcami - ktoś nam wytyka Ponary, to my im Stutthof.
 
 
Dlaczego więc jeszcze na Litwie nie są organizowane pielgrzymki do Sztutowa? Bo właśnie tak dziś nazywa się ta miejscowość nieopodal Gdańska, gdzie przez całą wojnę, od września`1939 do maja`1945, działał jeden z największych w Europie obozów koncentracyjnych, na terenie którego urządzono po wojnie wstrząsające muzeum. Nie jest to oczywiście Auschwitz-Birkenau i fakt, że byli tu mordowani nie tylko Żydzi (obozem ich masowej zagłady stał się dopiero w czerwcu 1944 r.), stąd mniejsza "międzynarodowa sława”, jednak litewscy historycy przyznają, że jest to największe po Ponarach i poza Litwą miejsce hitlerowskiej kaźni mieszkańców naszego kraju.
 
Oficjalnie ok. 4 tysiące więźniów Stutthofu pochodziło z Litwy, co lokuje ją na 6. miejscu wśród 28 krajów, których obywatele trafili tu za druty. Najwięcej oczywiście z Polski (ok. 60 tysięcy), ale też np. z Węgier (12 tys.), Łotwy (6 tys.), a nawet z Niemiec (5 tys.). Litewscy badacze nie są zgodni co do liczby ofiar wśród więźniów z Litwy - no bo nie tylko Litwinów - w większości byli to Żydzi, ale też Rosjanie i Polacy, głównie działacze komunistyczni. Szacuje się je na 600-1 100 osób, z których wiele zmarło tu z chorób, głodu i wycieńczenia.
 
W litewskiej pamięci historycznej Stutthof pozostanie jednak symbolem ofiary, którą Litwa musiała zapłacić za odmowę bliższej kolaboracji z Hitlerem. W 1943 roku hitlerowcy ogłosili nabór do litewskiego Legionu SS, którego jednak na Litwie nie udało się skompletować (w odróżnieniu od Łotwy i Estonii) z różnych przyczyn. M.in. ze względu na liczny udział młodych Litwinów w innych formacjach - Batalionach Policyjnych Schutzmannschaft, ale też ze względu na brak ogólnolitewskiego poparcia dla tej idei. Władze niemieckie oskarżyły więc Litwinów o brak zaangażowania na rzecz Rzeszy i w odwecie, ale też by wywrzeć nacisk na czynniki opioniotwórcze, ujęto grupę 46 przedstawicieli litewskiej inteligencji, która to 23 marca 1943 r. wylądowała właśnie w Stutthofie. Już po dwóch miesiącach co czwarty z nich nie żył, a że intencje władz niemieckich były  nieco inne, toteż reszcie Litwinów z tej grupy (był w niej także Balys Sruoga) już w maju nadano status "honorowego więźnia", co pozwoliło im doczekać wyzwolenia.
 
Być może już wkrótce Litwini odkryją dla siebie także Sztutowo i obozowe muzeum, które warto zwiedzić przy okazji wypoczynku gdzieś na polskich plażach czy też odwiedzin u rodziny, wszak Trójmiasto i okolice to chyba najbardziej "wileński" zakątek Polski (obok Torunia i Szczecina). Z inicjatywy Polskiego Klubu Dyskusyjnego wybrała się tam niedawno grupa młodych Polaków z Wileńszczyzny. Dziś naszym czytelnikom polecamy fotoreportaż z tej wyprawy autorstwa naszego redakcyjnego kolegi Waldemara Dowejki.