Symulacja nie wyjaśnia lądowania w Smoleńsku


Miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu (fot. AP / Mikhail Metzel)
Symulacja ostatnich sekund katastrofy prezydenckiego tupolewa nie wyjaśnia, dlaczego pilot, mimo ostrzeżeń, nie odleciał na lotnisko zapasowe do Witebska bądź Mińska, lecz podchodził do lądowania w Smoleńsku - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza".
Jerzy Miller, szef MSWiA, przewodniczący polskiej komisji badającej katastrofę, widział symulację w Moskwie 6 maja. Złożyły się na nią wyniki badań zapisów czarnych skrzynek. Jednakże, jak mówi, symulacja nie odpowiada na pytanie, dlaczego pilot w tych warunkach podjął decyzję o lądowaniu. "Nie zostałem zapoznany z żadnym materiałem, który by mi przybliżył odpowiedź na to jedno z podstawowych pytań" - powiedział Miller dziennikarzowi "Gazety Wyborczej".

Wyraził przekonanie, że w końcu poznamy odpowiedź na najtrudniejsze pytania. Szef MSWiA słuchał też zapisów rozmów w kokpicie pilotów. Uważa, że konwencja chicagowska, która reguluje pracę, pozwala na ujawnienie zapisów rozmów z kokpitu, jeśli ma to znaczenie dla bezpieczeństwa w ruchu lotniczym.

"Chodzi o to, aby znów nie doszło do podobnej katastrofy, zanim komisja poda ostateczną przyczynę. Myślę, że ujawnienie tych zapisów jest bliskie" - powiedział Jerzy Miller w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Na podstawie PAP i "Gazety Wyborczej"