Śpiewać hymn nie każdy może


Fragmenty zapisu nutowego hymnu Polski, fot. zsliz.olecko.pl
"Gazeta Wyborcza", 14.11.2010
O hymnie narodowym Rzeczypospolitej Polskiej. Polacy nie znają słów? Dlaczego mamy problem z zapamiętaniem tekstu? Melodia hymnu jest trudna, dlatego fałszujemy? Odpowiedzi na te pytania szukał redaktor "Gazety Wyborczej" Wojciech Staszewski.
Dlaczego Polacy przy śpiewaniu hymnu zwykle duszą się lub piszczą

Hymn, jaki jest, każdy słyszy. Zaśpiewać umie już nie każdy. Dlaczego? Podobno to przez ustawowo zapisaną tonację hymnu: F-dur.

Chciałem się dowiedzieć, czy to prawda. A dowiedziałem się: dlaczego wszyscy Murzyni są muzykalni, co tekściarze sądzą o słowie "jeszcze" oraz gdzie nasz hymn wzrusza bardziej niż na olimpiadzie.

Polacy się drą

-Tonacja hymnu jest za wysoka dla przeciętnego człowieka.

F-dur jest dobre dla tenora, a większość mężczyzn dysponuje barytonem - wyjaśnia profesor Ryszard Cieśla z Wydziału Wokalnego Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie i solista Teatru Wielkiego.

-Tradycja wykonywania pieśni dopuszcza transponowanie tonacji do różnych głosów. Jeśli kompozytor pisał dla konkretnego śpiewaka, to dobierał tonację pod jego możliwości. A jeśli dla wszystkich - dawał tonację wygodną dla każdego. "Mazurek Dąbrowskiego" został w 1927 roku zharmonizowany z myślą o chórze mieszanym. Ale to pieśń dla wszystkich, byłbym więc za tym, żeby trzymać się nie litery, ale ducha prawa i dopuszczać zmianę tonacji.

-W ustawowej wersji przy "za twoim przewodem" trzeba wyśpiewać górne f.

-A ludzie wyciągają zwykle najwyżej d, trzy półtony niżej. Powyżej tej granicy, jeśli nie mają szkolonego głosu, zwykle duszą się lub piszczą.

-Nie bolą pana uszy, kiedy słyszy pan śpiewający tłum?

-Bolą, bolą. To jest nieszczęście, że wśród Słowian Polacy są najmniej muzykalnym narodem. Polacy nie śpiewają, tylko krzyczą, drą się. Mają emocje, ale nie umieją ich wyrazić śpiewem, tylko darciem.

-Dlaczego tak jest?

-Nie mamy wszczepionego piękna śpiewu. Niech pan zauważy, że nie ma w zasadzie niemuzykalnych Murzynów. To nie kwestia genów, tylko tego, że dzieci murzyńskie są od małego oswajane z melodią, z rytmem. W Polsce muzykalni są tylko górale, bo w domu się śpiewa. A dziecko chłonie muzykalność jak gąbka przez pierwsze 36 miesięcy życia.

-Więc rodzice powinni nucić dzieciom?

-Tak! Muzyka integruje półkule mózgowe, przyspiesza rozwój, dzieci wychowywane w muzykalnym środowisku szybciej zaczynają chodzić. Moniuszce, kiedy pisał swoje trzysta pieśni, zależało, żeby one zbłądziły pod strzechy.

-Bądźmy realistami: raczej nikt nie będzie śpiewał dzieciom Moniuszki. Prędzej przeboje z radia.

-W tym rzecz, że piosenki muszą być do zaśpiewania. Beatlesów jeszcze da się zaśpiewać, ale popisy wokalne Queenów albo Michaela Jacksona już nie. - Stąd popularność disco polo - wreszcie piosenki, które się dały śpiewać?

-Tak! Po pięciu minutach słuchania jestem w stanie włączyć się w tę muzykę. Przeżywam piosenkę na innym poziomie radości, nie tylko biernej. Mogę zestroić się z innymi. Taki mechanizm zadziałał przy popularności disco polo.

To przez pozytywkę

Dzwonię do Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie (tam w 1747 roku urodził się autor pieś-ni Józef Wybicki).

-Po I wojnie światowej Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego powołało komisję, która miała ustalić pierwowzór hymnu - opowiada kierownik muzeum Henryk Wawrzyk.

-Komisja znalazła pochodzący z czasów Księstwa Warszawskiego krucyfiks z pozytywką, która odgrywała tę melodię. A jako że pozytywki mają wysokie brzmienie, to tonacja jest wysoka.

-Tak szybko "Pieśń Legionów" trafiła do pozytywek?

-Mazurek powstał w 1797 roku, tylko 15 lat przed utworzeniem Księstwa Warszawskiego. Józef Wybicki melodię wziął ze znanej pieśni szlacheckiej "Pochwała wesołości". Niedaleko Będomina robił zegary Franciszek Bellar. Umieszczał w nich popularne pieśni, stąd Wybicki mógł ją znać.

-Więc kiedy Pan Tadeusz "z dziecinną radością pociągnął za sznurek, by stary Dąbrowskiego usłyszeć mazurek" - to bardzo możliwe, że słuchał starego zegara z wbudowaną "Pochwałą wesołości".

-A co z tą tonacją?

-Dyrygenci czasem żartują, że łamią prawo. Kiedy cała sala ma zaśpiewać hymn, to zmieniają tonację na niższą - C-dur.

Jestem w stanie tylko mruczeć


Dzwonię do posłów z sejmowej komisji kultury i od razu wywołuję rozłam w Platformie Obywatelskiej.

-Najbardziej boli mnie, kiedy politycy faulują w tekście - mówi Wiesław Suchowiejko z PO.

-Ma pan na myśli "z ziemi polskiej do Wolski" Jarosława Kaczyńskiego?

-To był majstersztyk. Ale też większość śpiewa "póki my żyjemy", chociaż w tekście jest "kiedy". Ja staram się głośno wyśpiewać "kiedy" i zwykle jestem w 20-procentowej mniejszości.

-A co z tą tonacja?

-Jeśli miałoby to ułatwić śpiewanie, to rzeczywiście zadanie dla posła. Skonsultuję to z muzykami i powalczymy z tym F-durem.

Przeciwnego zdania jest Jerzy Fedorowicz, poseł PO i dyrektor Teatru Ludowego w Nowej Hucie.

-Ja jestem człowiekiem sceny, więc dla mnie to tonacja idealna, tonacja czystego i pięknego śpiewu. Ona rozjaśnia hymn, wysokie dźwięki są lepiej słyszalne. Ale jest tu koło mnie Jerzy Gruza, reżyser, spytam jeszcze jego.

-Proszę bardzo.

-Moment Jerzy mówi, że hymn jest święty i ma być w takiej tonacji, w jakiej jest, a nie w jakiej obywatele sobie tego życzą. Nie będziemy zmieniać.

Co na to opozycja?

-Ja jestem w stanie tylko mruczeć, a nie śpiewać - przyznaje Jan Ołdakowski, poseł, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

-Grałem punk rocka na gitarze basowej, ale jak wziąłem do ręki sześciostrunową gitarę elektryczną, to już nie umiałem. Nie mam słuchu, chociaż mam gust.

-A gdybym zadał pytanie, czy podoba się panu hymn. Prywatnie, nie posłowi.

-On jest nasz. Może są ładniejsze, tak jak może Andaluzja jest ładniejsza od Mazowsza. Ale Mazowsze jest nasze i hymn jest nasz.

-W Powstaniu Warszawskim hymn nie był popularny.

-Młodym chłopcom na barykadach bardziej odpowiadała piosenka bojowa.

-A powstańcze radio?

-Częściej grało "Warszawiankę", to był nieoficjalny hymn Powstania. "Oto dziś dzień krwi i chwały, oby dniem wskrzeszenia był" - to bardziej trafiało w ten moment.

Złe wejście w tekst

Tekściarze są podzieleni, kiedy pytam o słowa hymnu. Jacek Cygan jest za, a Andrzej Mogielnicki przeciw.

-Muzyka jest dziarska, a tekst do niej nie pasuje, jest dołujący - uważa Mogielnicki.

-Ma fatalne wejście. Co to jest to "jeszcze"? "Jeszcze" imputuje, że coś jeszcze jest, ale zaraz się skończy. Gdyby ktoś napisał w tekście o dziewczynie "Jeszcze cię kocham", to by znaczyło, że zaraz przestanie.

-To jak byłoby lepiej?

-"Niech nam żyje". Bo tak jak jest, to podrywa pana?

-Przed meczem podrywa.

-Przed meczem to wszystko podrywa.

Innego zdania jest Jacek Cygan.

-Bardzo dobry tekst. A był jeszcze lepszy. "Jeszcze Polska nie umarła" - to było bardziej ludzkie, lubię takie personifikacje. A "Co nam obca moc wydarła / Szablą odbijemy" było bardziej plastyczne, niż "zabrała" i "odbierzemy". Ja nie lubię gładkich słów.

-A to "jeszcze" na początku pana nie dołuje?

-Nie, bo to się odnosi do tego, że "my żyjemy". Czyli zawsze mamy szansę. Martwi mnie za to, że wypadła z hymnu zwrotka o narodowej "zgodzie", to znamienne. Ale widać, że to pisał zawodowiec. Nie ma żadnych mielizn, puszczonych fraz. Dzięki temu tekst płynie i dobrze się śpiewa.

-Może lepsza byłaby "Warszawianka"? Też kandydowała do roli hymnu.

-To zawężałoby uniwersalność. Krakusi chcieliby krakowiaka, a Poznaniacy jakiejś wielkopolki. W "Mazurku Dąbrowskiego" ważne jest też to, że przyszedł "z ziemi włoskiej". Jak coś jest z zagranicy, to my to bardziej szanujemy.

-Podobnie jak fiata z ziemi włoskiej, który zmotoryzował Polskę w latach 70.? - Tak daleko bym nie szedł. Ale Chopin z Francji nam imponuje.

-Nasz hymn jest rzeczywiście międzynarodowy. Ziemia włoska, Czarnecki wracający przecież z Danii, zabór szwedzki, Bonaparte.

-Tak, i ten kierunek, że to, co dobre, przychodzi do nas z Zachodu. "Przejdziem Wartę", naszą małą rzekę, która w tej pieśni rymuje się z wielkim Bonaparte. W tym tekście nie ma nienawiści.

Jak wypadł Moskal


Wracam do kierownika muzeum. Dlaczego z hymnu wypadły dwie zwrotki? "Niemiec, Moskal nie osiędzie / Gdy jąwszy pałasza / Hasłem wszystkich zgoda będzie / I ojczyzna nasza" oraz "Na to wszystkich jedne głosy / Dosyć tej niewoli / Mamy racławickie kosy / Kościuszkę, Bóg pozwoli".

-Zadziałała cenzura francuska - wyjaśnia Henryk Wawrzyk.

-Zwrotka z Moskalem wypadła, kiedy Bonaparte pertraktował z rosyjskim carem, podpisując pokój w Tylży w 1807 roku. A ostatnia - bo Kościuszko krytykował Napoleona.

-A kim była Basia z ostatniej zwrotki?

-To po prostu piękne polskie imię.

-W dodatku rymuje się z "nasi".

-Tak. Niektórzy sądzą, że chodziło o drugą żonę generała Dąbrowskiego, ale Basia Chłapowska miała wtedy 14 lat i Dąbrowski nawet jej nie znał.

-A dlaczego większość z nas śpiewa: "Póki my żyjemy"?

-No właśnie! To błąd, bo w tekście jest "kiedy my żyjemy". To rusycyzm, który upowszechniły błędnie wydrukowane peerelowskie śpiewniki z lat 50. A wie pan, że Bierut chciał zmienić hymn? Muzykę miał napisać Stanisław Hadyna, dyrektor Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk", a tekst Władysław Broniewski. Podobno Broniewski, kiedy miał oddać tekst Bierutowi, wypił ćwiartkę wódki na odwagę i zaniósł pustą kartkę.

-I?

-I skończyło się tak, że Stalin nie pozwolił Bierutowi na zmianę.

-Dlaczego?

-Może dlatego, że to była pieśń wszystkich Słowian. W 1848 roku, w okresie Wiosny Ludów, została uznana za hymn wszechsłowiański. Od tych samych słów zaczynają się pieśni narodowe Słowaków, Chorwatów, Ukraińców, Łużyczan. A melodię hymnu wzięła sobie Jugosławia za czasów Tity, dziś jest to hymn Serbii, tylko oni grają to bardziej rozciągliwie.

Z ziemi polskiej do włoskiej

"Słuchaj, Basiu, ponoć nasi biją w tarabany" - to najtrudniejszy wers hymnu. Przynajmniej dla studentów Uniwersytetu Rzeszowskiego. Przynajmniej tak wynika z badań dr Ewy Błachowicz z Zakładu Współczesnego Języka Polskiego UR.

-Kiedy było referendum europejskie, dyskutowaliśmy o polityce nawet na zajęciach z kultury języka. Ubodło mnie zacietrzewienie przeciwników wejścia do Unii: że w UE nas pozbawią języka, godła, hymnu. Kazałam wyjąć kartki i napisać z pamięci cały hymn. Ci najbardziej zacietrzewieni porobili najwięcej błędów.

-Jakich?

-Z ziemi polskiej do włoskiej

-Taki emigracyjny nastrój.

-Może. Problemy sprawiała Basia - pojawiała się Zosia, Krysia, córka, matka. A najtrudniejsze były tarabany. Zamiast tego były tarapaty, tarabary, tamburyny, dzwony, cały zestaw leksemów.

Powtarzałam to potem co rok, drukowałam cały tekst z wykropkowanymi wyrazami do uzupełnienia, ale też nie trafiali. A wie pan, kto najlepiej zna hymn? Polacy ze Wschodu. Pracuję też w Centrum Kultury Języka Polskiego dla Polaków z Zagranicy. Tam piszą cały hymn bez błędów. Potwierdza to jeden z posłów, których bezskutecznie namawiałem na zmianę tonacji hymnu, Tadeusz Sławecki z PSL: - Dużo jeździłem do Polaków na Wschodzie. W Kazachstanie widziałem łzy w oczach staruszków, kiedy śpiewali hymn. Znali każde słowo przekazywane z pokolenia na pokolenie. Pokazywali mi słowa zapisane przez zesłańców na workach po cemencie. To było dla mnie bardziej wzruszające niż hymn na olimpiadzie.

Śmiech i łzy

O emocje na podium olimpijskim pytam Tomasza Majewskiego, złotego medalistę w pchnięciu kulą sprzed dwóch lat z Pekinu.

-Miał pan łzy w oczach?

-Byłem bardzo radosny. Wszystko się dzieje wtedy jak na karuzeli szczęścia. Po konkursie mamy pół godziny, żeby się doprowadzić do porządku. Zmienić koszulkę na świeżą, wyszorować ręce i kark z magnezji, w której obtaczamy kulę przed pchnięciem. A potem się staje na podium, wieszają medal na szyi. I grają hymn.

-O czym się wtedy myśli?

-Żeby dobrze wyglądać w telewizji. Flaga idzie do góry, wiadomo, że będą przebitki na twarz złotego medalisty.

-Śpiewa pan hymn?

-Jak jestem w tłumie, to śpiewam. A na podium tylko słucham. Bo to taki koncert tylko dla mnie.

Zupełnie inna była reakcja Michała Jelińskiego, złotego medalisty z Pekinu w czwórce wioślarskiej. Przez kibiców został zapamiętany jako "ten, co tak ładnie płakał".

- Dekoracja zaczyna się, kiedy kończy się następny wyścig, jakieś 12 minut później. Na koniec wyścigu mam tętno 190, potem spada gdzieś do 110, a na podium znów rośnie. Odczuwa się skok ciśnienia, wszystko w człowieku pulsuje.

- O czym pan myślał na podium?

-Dziesięć lat treningów mi przeleciało przed oczami. Pomieszanie ulgi, że się udało, radości z tego, co jest, i podekscytowania perspektywami, które przed naszą osadą ten medal otworzył. Przypomniałem sobie wszystkie dotychczasowe dekoracje na mniejszych imprezach. I dotarło do mnie, że teraz to jest dopiero coś.

-Wtedy zagrali hymn.

-Ucichła wrzawa na trybunach. Łza popłynęła

-Łza? Pan szlochał!

-No tak, pękłem. Te emocje się skumulowały i eksplodowały, kiedy trybuny ucichły i usłyszałem hymn. Nie wstydzę się tych łez. Teraz kibice pytają zawsze, który z nas tak ładnie płakał.

Oj, bo zaśpiewam hymn!

Podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w 2002 roku w Seulu przed pierwszym meczem Polaków hymn zaśpiewała Edyta Górniak. Można powiedzieć, że balon emocji pękł, zanim gra się rozpoczęła.

Jacek Bąk, obrońca z tamtego meczu: - Nie wiedziałem, czy ktoś sobie żartuje, czy bateria wysiadła. Brzmiało to tak dziwnie, wolno. I myśmy też zagrali wolno. Hymn to ostatnia rzecz, jaką się słyszy na murawie. Potem nic do piłkarza nie dociera - jest tylko ból i mecz.

Prawie każdy mój rozmówca wspominał o hymnie Edyty Górniak. Nawet, jak nie pytałem.

Henryk Wawrzyk z Będomina: - Nie słyszałem nigdy gorszego wykonania hymnu. Ale ono przyczyniło się do tego, że ludzie zaczęli się zastanawiać nad hymnem.

Prof. Ryszard Cieśla: - Ona się wpisała w obcą tradycję. W Ameryce interpretuje się hymn na tysiące sposób i każdy, który nie ośmiesza hymnu, jest dobrze widziany.

Poseł Jerzy Fedorowicz: - Edyta Górniak ma piękny głos. A w Korei to tak wyszło, bo ona nie miała odsłuchów.

Poseł Wiesław Suchowiejko: - Edyta Górniak zaśpiewała ładnie, ale powinna wiedzieć, co robi. To było demobilizujące i dla piłkarzy, i dla kibiców.

Maja Sablewska, menedżerka Edyty Górniak, zapewniła mnie, że artystka od dawna nabrała dystansu do hymnu, i obiecała rozmowę na ten temat. Skończyło się na SMS-ie od menedżerki, żebym sobie przypomniał Edytę żartującą przed sopockim Top Trendy: "Oj, bo zaśpiewam hymn!".

Bez smędzenia

Hymn przerabiał też Kazik Staszewski. Jego wersję można znaleźć na YouTube - taneczne umpa, umpa, ale na poważnie.

Kazik: - Nie chciałem tej piosence odebrać splendoru. Chciałem ją zmienić radykalnie jednym prostym ruchem. Muzycy się dziwią, co ja tam nawywijałem, a ja tylko zmieniłem metrum z trzech czwartych na cztery czwarte. Cała harmonia, melodia wokalu pozostały niezmienione. I wymowa hymnu - że on jest optymistyczny, niosący nadzieję. Na pewno jest lepszy niż np. "Boże, coś Polskę". To kontrapunkt dla naszej polskiej martyrologii. Zero smędzenia. Kazik wykonuje hymn bardzo nisko - w tonacji G-dur.

Na YouTube można znaleźć jeszcze jedną przeróbkę - hymn zagrany na standardowym domofonie z blokowiska. Pierwszy wers idzie mniej więcej tak: 235 557 532 005 332. Oglądało to 14 tys. osób. Autor, Drlex, nie odpowiada na maile.

Mazurek nie istnieje


Z Bartoszem Bednarczykiem, pianistą kameralistą z katedry kameralistyki Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie, rozmawiałem przy fortepianie.

-Tonacja jest rzeczywiście za wysoka, siłą rzeczy to się robi pijackie. A przecież nasz hymn jest wyjątkowo prosty. Najwyższy interwał w górę to kwarta czysta ("za twoim przewodem"), a w dół seksta mała ("odbierzemy"). Dlatego łatwo go zaśpiewać, bo odległości między dźwiękami nie są duże. Ludzie zwykle do kwinty nie fałszują. Harmonia też jest bardzo prosta, to się da zagrać na trzech akordach - tonika, dominanta i subdominanta. Prościej być nie może, to jak punk rock albo disco polo. Gdyby to skomponował Chopin, to w wieku czterech lat.

-Może należałoby nasz hymn ciekawiej zharmonizować?

-Słyszałem na olimpiadzie wersję, w której waltornie grały potężne, ciepłe glissanda. Przenikające kości ozdobniki, jak sprężyny. Dużo dają też tryle na werblu. Jak ich nie ma, to bez tego kopyta niewiele zostaje. Marsz musi być rytmiczny.

-Przecież nasz hymn to mazurek.

-Marsz! Uważa się czasem, że to mazur, ale ja tam słyszę marsz. Pytałem skrzypka, z którym razem gramy, Kubę Jakowicza, on też słyszy w tym marsz. A zresztą nie ma czegoś takiego jak mazurek.

-A mazurki Chopina?

-Chopin był bardzo dowcipny. On chciał pokazać polskie tańce ludowe - mazura, obertasa i kujawiaka. Kujawiak jest smutny, melancholijny, wolny. Mazur - alleluja i do przodu. Obertas - jeszcze szybciej. Chopin to wszystko połączył w jedną formę muzyczną, takie ni pies, ni wydra. I nazwał to mazurkiem.

-Ale hymn jest starszy niż kompozycje Chopina.

-Nazwa przyszła później, przedtem to była "Pieśń Legionów".

-To niezły zabieg piarowy?!

-Na piarze się nie znam, tylko na muzyce. I słyszę w hymnie marsz.

"Jeszcze Polska..." dla Niemca

Jest takie miejsce, gdzie hymn wciąż brzmi na pierwszej linii frontu. Most graniczny w Zgorzelcu.

Zaczęło się w kwietniu zeszłego roku, kiedy niemieccy neonaziści powywieszali w Görlitz plakaty "Zatrzymać polską inwazję!".

-1 sierpnia plakaty podeszły pod posterunek graniczny na moście - relacjonuje Waldemar Gruna, wydawca polsko-niemieckiego magazynu "Region Europy". - Nagłośniliśmy wtedy sprawę i zapowiedzieliśmy, że 1 września trąbkarz wykona hymn na moście. Niemiecka policja zabrała mu instrument, ale pożyczył inny i 1 września na moście Staromiejskim odbył się happening. Przyszło z 10 osób z polskiej strony, połowa to dziennikarze. Na miejscu okazało się, że niemiecka lewica ma tam manifestację pokojową. Deputowany do Bundestagu Ilja Seifert z lewicowej partii Die Linke podjechał do nas (bo on jeździ na wózku) i tak się zawiązała na moście prawicowo-lewicowa koalicja polsko-niemiecka. My nie graliśmy hymnu przeciwko komuś. Chcieliśmy zaakcentować, że nie zawsze musi być spokój, ale musi być pokój. Die Linke chodzi o to samo.

Trębacz, który wykonuje hymn na moście - 72-letni Stanisław Dumański - to osobna historia. Jego życie to tułaczka z ziemi polskiej do niemieckiej i znów do polskiej, a przy cieśninach duńskich rzucał się przez morze.

-Po siódmej klasie uciekłem z domu (mieszkałem pod Lwówkiem Śląskim), bo mnie ciekawił świat. Najpierw kopałem rowy, aż poszedłem do wojska. Dali mnie na trębacza sygnalistę na "Gryfa", popłynęliśmy do Anglii. Sygnalista gra na podniesienie bandery, jak idzie ważna figura albo na pobudkę. A potem szoruje pokłady, obiera ziemniaki. W 1959 roku dali mnie na "Iskrę", szliśmy do Murmańska. Koło Danii przepływaliśmy koło szwedzkiego latarniowca, jakieś 150 metrów. Wyskoczyłem zza pleców dowódcy, ale nasi spuścili łódź, dogonili mnie, zaczęli bić wiosłami po plecach i wciągnęli na pokład. Dostałem pięć lat więzienia za zdradę ojczyzny. A to była zdrada komuny, ojczyznę kochałem.

-W więzieniu pan zdobył zawód.

-Tak, bo posadzili mnie z wykładowcą akademii muzycznej. I nauczyłem się naprawdę grać. A jak wyszedłem, wzięli mnie na kierownika knajpy w Szklarskiej Porębie, potem w Karpaczu. Grałem też w polskich cyrkach, a jak się dwa lata grało, to dawali paszport i można było wyjechać.

-Dali?

-Przez ten wyrok długo nie chcieli. Dopiero w 1988 roku nastał młody dyrektor w Zjednoczonych Przedsiębiorstwach Rozrywkowych i dał mi skierowanie do NRD. Grałem u Szkopa 11 lat, ale się okazało, że przez pięć lat mnie na czarno trzymał, chociaż mam podpisane przez niego, że płacił składki. Wyszło z tego tylko 21 euro emerytury, więc dorabiam graniem na ulicach w Görlitz. Śpiewam z gitarą niemieckie piosenki, a Lehara, Bizeta gram na trąbce, bo głosu do operetek nie mam.

-Ale trąbkę panu zabrali.

-Tak, bo ci gnoje, neonaziści, wydzwaniają do straży miejskiej, że zakłócam spokój. Jak mi odebrali, to podszedł do mnie dobry człowiek i wrzucił 2 euro. Ja mu mówię, że przecież już nie gram, a on, że słyszał, jak grałem wcześniej. Jeszcze tamtą trąbkę odbiorę, byłem już u niemieckiego adwokata w Caritasie.

-Co pan czuł, grając hymn?

-Dumę jako Polak, ale nie przeciwko komuś. Czas skończyć nienawiść między narodami. Powiedziałem tym z Die Linke, że jak zapłacą, to będę grał też ich hymn, bo ja jestem muzykiem.

-Zapłacili?

-Tak, mam kontrakt na 50 euro. Za wykonanie hymnu polskiego.

Mariusz Klonowski, zgorzelecki przedsiębiorca, opowiada o tegorocznych obchodach

1 września na moście w Zgorzelcu: - Myśmy proponowali, by odegrać też hymn niemiecki, ale Niemcy się uparli, żeby grać tylko polski. Ostatecznie jak wypuś-ciliśmy 500 gołębi, orkiestra dęta Kopalni Turów z Bogatyni zagrała "Odę do radości". A po uroczystości był koncert, zagrał zespół rockowy ze Zgorzelca i grupa rapowa z Niemiec.

-Teraz przyszło ze 150 osób z tamtej strony i najwyżej 50 Po-laków. Z tamtej strony jest większe zainteresowanie relacjami polsko-niemieckimi - zauważa Gruna. - To paradoks, że gramy "Jeszcze Polska nie zginęła", a przychodzą głównie Niemcy.


Komentarze

#1 Co ma gazeta wyborcza do

Co ma gazeta wyborcza do polskiego hymnu?

#2 A tu inny hymn Polaków :)

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.