Smak Wilna ukryty w piernikach


Anna i Alvydas Griškevičiusowie, fot. wilnoteka.lt/W. Dowejko
Wileńskie pierniki mogą być dwóch rodzajów: prawdziwe, z miodem i korzennymi przyprawami, ale też „kryzysowe” – bez miodu, białe lub różowe, których smak znamy z odpustów kościelnych. Koniecznie jednak lukrowane, czasami – z napisami, dedykacjami. Oczywiście wykonane ręcznie. Właśnie takie prawdziwe wileńskie pierniki pieką Anna i Alvydas Griškevičiusowie. Od niedawna prowadzą kawiarnię na wileńskiej starówce, w której pierniki można nie tylko kupić, lecz też spróbować samemu upiec i udekorować.
W rodzinie Alvydasa Griškevičiusa receptura tradycyjnych wileńskich pierników przekazywana jest od pokoleń. Mama Alvydasa, Anna z domu Czeszun przepis dostała od swojej mamy, ta z kolei – od swojego ojca, właściciela przedwojennej piekarni przy ul. Wileńskiej nieopodal Zielonego Mostu.

Alvydas mówi, że odkąd pamięta, pomagał mamie piec i dekorować pierniki. W czasach radzieckich był to biznes „walizkowy”: pierniki piekło się we własnej kuchni, a potem sprzedawało na kościelnych odpustach, na kiermaszach kaziukowych. Po ślubie żona – również Anna, absolwentka wileńskiej „Piątki”, z zawodu nauczycielka – włączyła się do rodzinnego interesu.

Początkowo zresztą była to po prostu, jak mówi Alvydas, możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy. Dopiero z czasem postanowili skupić się na kontynuowaniu rodzinnej tradycji. Najpierw zainwestowali we własną piekarnię: kupili piwniczne pomieszczenia w kamienicy na starówce, tuż przy pomniku „Jajka”. Kolejnym krokiem było otwarcie kawiarni, w której można napić się kawy, kupić pierniki, ale również wziąć udział w warsztatach: własnoręcznie zagnieść ciasto, rozwałkować, wyciąć ciastka foremkami, a upieczone udekorować. Jak mówi Anna Griškevičienė, zajęcia edukacyjne cieszą się dużym zainteresowaniem, terminarz na najbliższe tygodnie jest praktycznie wypełniony.

Alvydas tłumaczy, że wileńskie pierniki mogą być dwóch rodzajów: prawdziwe, z miodem i korzennymi przyprawami, ale też bez miodu, zwykle białe lub różowe. Muszą być glazurowane, z napisami, dedykacjami. Jak zaznacza, większość czynności należy wykonać ręcznie. O ile bowiem ciasto można wymieszać specjalnym mikserem, to wyciąć ciastka i udekorować trzeba ręcznie – tego nie da się zaautomatyzować. Dlatego każdy pierniczek jest inny.

„Jest w nich zapach Wilna” – dodaje Anna. Ze swoimi piernikami często bywa na różnych kiermaszach, festiwalach kresowych w Polsce. Nieraz zdarza się, że osoby pochodzące z Wilna podchodzą, by podzielić się swoimi wspomnieniami z rodzinnego miasta, z przedwojennych jarmarków, na których sprzedawano pierniki.


Autentyczność pierników wypiekanych przez Griškevičiusów potwierdza certyfikat dziedzictwa narodowego. Najmłodsze pokolenie, czyli dzieci Anny i Alvydasa – Emilia i Piotr pilnie strzeżoną rodzinną recepturę już znają. Emilia studiuje cukiernictwo, a w wolnym od nauki czasie zajmuje się dekorowaniem pierników. Domeną Piotra jest sprzedaż. „Pomagają nam, ale oczywiście dajemy im możliwość wyboru: sami zadecydują, jaką drogą pójdą” – mówi Anna i dodaje, że jako rodzice bardzo by chcieli, żeby dzieci kontynuowały tradycję wileńskich piernikarzy Czeszunów i Griškevičiusów. 



Zdjęcia: Edwin Wasiukiewicz
Montaż: Mateusz Mozyro