Rzecz o hipokryzji i historii czyli refleksje na rocznicę 17 września


Kolumny piechoty sowieckiej wkraczające do Polski, 17 września 1939 r., fot. wikipedia.org
W dniu 17 września 1939 r. Związek Sowiecki dokonał zbrojnej agresji na walczącą od przeszło dwóch tygodni z Niemcami Polską. W granice RP wlały się masy wojsk bolszewickich. Siły Armii Czerwonej liczyły ponad 600 tysięcy ludzi i 4700 tys. czołgów. Cios zadany Polakom przez bolszewików był decydujący i przypieczętował porażkę w wojnie 1939 r. i w konsekwencji upadek państwa.
Można zadać pytanie, czy Polska w 1939 r. przegrałaby wojnę z Hitlerem, gdyby nie nastąpił atak sowiecki? Analiza działań wojennych, a także potencjału, jakim dysponowali Polacy i Niemcy w momencie agresji sowieckiej, nakazuje poważnie zastanowić się nad odpowiedzią. Armia niemiecka nie osiągnęła do dnia 17 września 1939 r. zakładanych przez jej dowództwo celów militarnych. Z kolei Wojsko Polskie nie było pobite i dysponowało jeszcze rezerwami. Tymczasem Niemcom z każdym dniem coraz mocniej doskwierały braki materiałowe. Przede wszystkim w zaopatrzeniu w paliwo. Walki w drugiej połowie września i w październiku toczyłyby się na Kresach.

W lasach Nowogródczyzny, na błotach poleskich i na pagórkowatym Pokuciu oraz Podolu użycie przez Niemców sprzętu pancernego byłoby znacznie utrudnione. Pogarszająca się jesienna pogoda niwelowałaby też ich przewagę w lotnictwie. Zakładając oczywiście, że dla samolotów Luftwaffe w ogóle starczyłoby benzyny i wystartowałby one z lotnisk. Na Wołyniu zaś naturalną przeszkodę i linię polskiej obrony stanowiłaby rzeka Bug.

Można przyjąć, że gdyby nie nastąpił atak sowiecki, wojna obronna trwałaby kolejne długie tygodnie, a może i miesiące. Nie wiadomo więc, jak w tej sytuacji zachowaliby się zachodni alianci. Nie można wykluczyć, że w związku z przedłużającymi się działaniami wojennymi na Wschodzie, rozpoczęliby w końcu ofensywę na Zachodzie. Ktoś zarzuci, że wszystko, o czym wyżej napisałem, to czyste dywagacje i gdybanie. Zgoda. Niemniej scenariusz przeze mnie przedstawiony wydaje się wielce prawdopodobny. A to z kolei skłania do postawienia tezy, że gdyby sowiecki sojusznik Adolfa Hitlera nie zaatakował Polski, wojny tej wcale nie musiałaby ona przegrać tak sromotnie jak się stało. Państwo polskie - zapewne okrojone terytorialnie - miało szanse przetrwać. Losy naprawdę mogły potoczyć się inaczej.

Agresja sowiecka doprowadziła do nowego rozbioru Polski. Ustalona wówczas zachodnia granica sowiecka (z drobnymi korektami) utrzymała się przez dziesięciolecia. Wszystkie późniejsze - teherańskie czy jałtańskie ustalenia w sprawie wschodnich rubieży polskich, w sprawie tak ukochanych przez Polaków Kresów - potwierdzały de facto ustalenia niemiecko-sowieckie z 1939 r. W latach 90. ubiegłego stulecia - po rozpadzie ZSRR - ziemie utracone przez Polskę w wyniku zbrojnej agresji bolszewików przypadły Białorusi, Litwie i Ukrainie. I to te państwa i ich narody są głównymi beneficjentami przegranej przez Polaków wojny. I jakkolwiek zabrzmi to nieprzyjemnie dla naszych wschodnich i północnych sąsiadów, to powinni się oni uczciwie zgodzić, że w ogromnym stopniu to, co dziś posiadają, a co było polskie, zawdzięczają Józefowi Stalinowi.

Prawda ta, dla niektórych jest niewygodna i uwiera, więc jedni, na przykład „bracia Litwini’, raczej milczą o rocznicy 17 września. Inni, np. Białorusini, wcale nie ukrywają radości, że Armia Czerwona zaatakowała wówczas Polskę. Oficjalna historiografia i propaganda białoruska czci ten smutny dla Polaków dzień, nazywając go „zjednoczeniem Zachodniej Białorusi z Białoruską SRR”. O ile postawa „Baćki” Łukaszenki i jego ludzi wcale mnie nie dziwi, są to w końcu typowi „sowieciarze” i spadkobiercy ZSRS, to budzi moje największe zdziwienie ostatnie zachowanie niektórych działaczy białoruskiej opozycji demokratycznej.

Otóż dowiedziałem się właśnie w dniu 17 września, że komitet organizacyjny Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji apeluje, aby ogłosić 17 września dniem żałoby na Białorusi. Zaintrygowany, wczytałem się w treść apelu i oczy przetarłem ze zdumienia. Zacytuję jego fragmenty: „17 września 1939 roku, w porozumieniu z Niemcami nazistowskimi, wojska bolszewickie weszły na terytorium Zachodniej Białorusi. Wschodnia i Zachodnia Białoruś zjednoczyły się w tym dniu, ale zjednoczyły się we krwi […] Powinniśmy pamiętać tę datę przede wszystkim jako datę smutną, jako datę rozciągnięcia zbrodniczej ideologii komunistycznej na całe terytorium naszego kraju, skutkiem czego był ból i rozpacz całego narodu białoruskiego”.

Tak więc, jak czytamy, „Wschodnia i Zachodnia Białoruś zjednoczyły się w tym dniu”. Doprawdy, nie wiem, cóż to był za byt ta Zachodnia Białoruś w 1939 r. i dlaczego obejmował wówczas zjednoczoną przez Józefa Stalina Ziemię Łomżyńską, Augustów czy Tykocin. Mniemam natomiast, że dla działaczy partii BCHD Zachodnia Białoruś to etnicznie polskie w 1939 r. całe połacie Wileńszczyzny, Nowogródzkiego czy Ziemi Grodzieńskiej.

Doprawdy, nie spodziewałem się, że ludzie, którzy nadstawiają karku, walcząc o niepodległość i swobody demokratyczne, i wobec, których żywię szacunek za ich postawę, mogą używać tak historycznie nieprawdziwych sformułowań. Na tym gruncie pogląd o tym, iż północno-wschodnie Kresy, z ogromną liczbą ludności polskiej, stanowiącej często większość, były jakąś Zachodnią Białorusią jest zupełnie fałszywy. Pochodzi zresztą on żywcem z sowieckiej propagandy.

Stosunki pomiędzy ludźmi i narodami, zwłaszcza tak sobie bliskimi, jak Polacy i Białorusini, powinny być oparte na wzajemnym szacunku i prawdzie. Drodzy białoruscy niepodległościowcy, apeluję: Mówcie i piszcie prawdę. Przyznajcie po prostu, że znajdujące się obecnie w granicach waszego państwa dawne polskie województwa, gdzie po dziś dzień mieszka ogromny odsetek Polaków, znalazły się tam dlatego, że Polska upadła pod ciosami Hitlera i Stalina. A zmiany granic stały się możliwe dopiero w wyniku katastrofy, jaką był dla mojego narodu rok 1939. Pisał Józef Mackiewicz: „Tylko prawda jest ciekawa”…