Rozkochane w muzyce – mama i córka


Na zdjęciu: kierownictwo zespołu „Ojcowizna”, na pierwszym planie Wioletta Leonowicz, fot. archiwum zespołu
„Tylko miłość” to spektakl muzyczny, na który zaprasza wileńskiego widza Zespół Pieśni i Tańca „Ojcowizna”. Widowisko zostanie zaprezentowane w Domu Kultury Polskiej w sobotę, 28 października, o godz. 13:00 i 18:00.








Gościem specjalnym będzie orkiestra MŁODZI – POLSCY pod batutą Huberta Kowalskiego. Z tej też okazji publikujemy wywiad z mamą i córką: Wiolettą Leonowicz – kierownikiem artystycznym Polskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Ojcowizna”, chórmistrzem parafialnego zespołu muzyki sakralnej „Moderato”, jak też chórzystką zespołu „Mejszagolanki”, oraz Justyną Leonowicz, chórzystką zespołu „Ojcowizna”, zwyciężczynią konkursu „Do słów Agnieszki Osieckiej”, kierownikiem zespołu „Green & Gold”.

Agnieszka Skinder: Pani Wioletto, zaczniemy rozmowę od Pani jako kierowniczki dziś już bardzo znanego, lubianego polskiego zespołu „Ojcowizna”. Pamiętamy, że jego zjawienie się na scenie było wielką niespodzianką dla wileńskiego widza. Pierwsze koncerty były dość skromne, ale jakże szybko wyrósł, jak szybko na scenie zjawiło się prawie stu uczestników z pięknym ludowym repertuarem. Proszę opowiedzieć o początkach powstania zespołu, coś w rodzaju jego życiorysu. 

Wioletta: Początki, jak pani zauważyła, były naprawdę skromne, ponieważ nie mieliśmy niczego, pożyczaliśmy stroje na swój pierwszy występ. A zespół narodził się po prostu z potrzeby serca, po nagłej, niespodziewanej śmierci wieloletniego kierownika zespołu „Wileńszczyzna” Jana Gabriela Mincewicza, zespołu, do którego też należałam. Została taka pustka i nie wiedzieliśmy, czym ją wypełnić. Miesiąc po śmierci pana Jana postanowiliśmy, że tak jak umiemy, czyli śpiewem, tańcem, wynagrodzimy mu wszystkie te lata, które spędziliśmy obok tego wielkiego człowieka. Był to po prostu wieczór pamięci, nie zapadła wówczas decyzja o założeniu zespołu. Ten wieczór pamięci odbył się 18 czerwca 2017 r., na niego przyszło bardzo dużo ludzi. A po koncercie, który był hołdem wdzięczności, w pożyczonych strojach, zastanawialiśmy się, co dalej. I tak to się zaczęło. A to, że teraz wyrósł zespół cieszy bardzo, a z drugiej strony czuję ogromną odpowiedzialność, to mówię bez przesady. Bo jedną rzeczą jest założenie zespołu, a inną – trwanie w nim. 


Na zdjęciu: Wioletta Leonowicz, fot. archiwum prywatne

A to, że wyrósł zespół, to jest zasługa również młodzieży. Justyno, opowiedz o swoim udziale w zespole „Ojcowizna”.

Justyna: W zespole jestem od wieczoru pamięci, czyli od początku. Przeżyłam to wszystko razem.


Na zdjęciu: Justyna Leonowicz, fot. Marian Paluszkiewicz

Czyli możemy mówić, że jest to zespół rodzinny. Oto matka i córka, przykład najbliższy, macie kilka takich rodzin w zespole?

Wioletta: Tak, tego jest naprawdę niemało, gdzie i mama, i córka, i syn, i małżeństwa. Zespół jest wielopokoleniowy, najpierw były dwa pokolenia, a teraz jest też grupa dzieciaków. Chór stanowią dwie grupy, czyli grupa starsza i grupa młodzieżowa. Najczęściej bywają to wspólne koncerty, ale czasami też występują grupy osobno. Mamy też starszą grupę tancerzy, no i trzy grupy dzieciaków – rośnie nasza zamiana, bo człowiek przecież nie jest wieczny na scenie. Cieszy bardzo, że na widowisku 5-lecia zespołu na scenie wystąpiło ponad 140 artystów. 


Na zdjęciu: rodzeństwo Leonowiczów, od lewej – Michał, Joanna, Ewa, Justyna i Łukasz, fot. archiwum prywatne

Tylko 5 lat istnienia „Ojcowizny”, a wygląda, że już jesteście od dawna. Od samego początku byliście bardzo aktywni.

Wioletta: W 2018 r. wystawiliśmy pierwsze widowisko „Stary album mówi wiele”, było ogromne zaangażowanie zespolaków. Mieliśmy mało środków, ale przy pomocy ludzi dobrej woli, Związku Polaków na Litwie, Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego, „Wspólnoty Polskiej”, zaczęliśmy szyć sobie stroje, a potem popłynęły zaproszenia na różne wyjazdy. 

Justyno, to, że uczestniczysz w zespole „Ojcowizna”, to jest wpływ mamy, czy też sama lubisz folklor wileński?

Justyna: Lubię to bardzo. Lubię śpiew, lubię być w tej grupie ludzi, których łączy jedno, czyli zamiłowanie do folkloru. To jest główna przyczyna dlaczego tu jestem, tylko częściowo też dlatego, że mama prowadzi. To jest bardzo fajne uczucie, kiedy jesteśmy razem na scenie, ale chodzi nie tylko o scenę, chodzi też o same próby, więzi, przyjaźnie, że jest to rodzaj takiej tradycji, że się przychodzi na próbę, rozśpiewka, śpiewanie. Sam ten proces jest bardzo fajny.

Wioletta: Dla ludzi to jest oczywiście forma rozrywki, ale też wysiłek, bo zawsze chce się, by na scenie był poziom.  

Ile osób pracuje dla zespołu „Ojcowizna”?

Wioletta: Kapelą zawiaduje Krzysztof Stankiewicz, mamy trójkę choreografów – to Teresa Andruszkiewicz, Erwin Mieczkowski i Olga Walentynowicz – ja prowadzę chór. Każdy na swój sposób coś wnosi do zespołu i jestem im bardzo wdzięczna, że są.

To nie jest jedyny zespół, w którym występuje Justyna i który prowadzi Pani Wioletta, jesteście osobami wyjątkowo aktywnymi. Zacznijmy od Pani Wioletty – chór parafialny „Moderato”, udział w „Mejszagolankach”, kiedyś w „Wileńszczyznie”, organistka w kościele mejszagolskim – proszę opowiedzieć o tej działalności.

Wioletta: Na początku była „Wilenka”, najpierw trochę tańczyłam, a potem śpiewałam. Tak to się zaczęło. Potem był chór w Kalwarii Wileńskiej, a chór ten prowadził śp. ks. Mirosław Balcewicz. Od niego dowiedziałam się, że jest taki zespół „Wileńszczyzna” , trafiłam na czwarty rok istnienia zespołu. A potem wyszłam za mąż i trafiłam w okolice Mejszagoły, do Korwia. Wspomniany ks. Mirosław pewnego dnia przyjechał i poprosił, bym spróbowała w Mejszagole grać podczas mszy. W przyszłym roku już minie 30 lat, odkąd jestem tam organistką.


Na zdjęciu: zespół „Moderato”, którym kieruje Wioletta Leonowicz, fot. archiwum zespołu

Wioletta: W zespole są wspaniali ludzie, którzy wytrzymują ze mną już tyle lat. Nas jest ok. 20 osób. Najpierw był to po prostu chór parafialny, ale pewnego dnia, a był to rok 2012, otrzymaliśmy bardzo niespodziewane i bardzo zaszczytne zaproszenie, aby śpiewać w Polsce w Warszawie na benefisie Bernarda Ładysza. I pytają mnie organizatorzy: „Jak się państwo nazywacie?”. Więc musieliśmy przez noc wymyślić sobie nazwę. Moderato, Mejszagoła – na „M”, tak to zostało. 

A zespół „Mejszagolanki”, w którym Pani śpiewa?

Wioletta: W zespole jestem jakieś 10 lat. 

Tego jest wiele. Pani sama szuka tych zajęć?

Wioletta: Nie, tak się jakoś złożyło w życiu naturalnie i idę za tym. Po prostu sama bardzo lubię śpiewać, a jak zobaczyłam, że coś tam wychodzi pomóc innym… Szczególnie lubię wielogłosowość.

Oprócz tego Pani ma dużą rodzinę, proszę o niej opowiedzieć, czy wszystkie dzieci śpiewają?

Wioletta: 
Wszystkie, czyli pięcioro, śpiewały w chórach, część śpiewa nadal. Najstarszy Łukasz układa już swoje życie, mieszka w Warszawie, śpiewał w „Wileńszczyźnie”, Joanna śpiewała też w „Wileńszczyżnie, a Ewa, Justyna i Michał nadal śpiewają w „Ojcowiźnie”. 


Na zdjęciu: zespól „Ojcowizna” w pełnej krasie, fot. archiwum zespołu

Justyno, czy mama w domu też pełni „funkcje kierownicze”?

Justyna: Nie, mama jest mamą. Co prawda nie ma tak, że zawsze ją widzimy, bo ma bardzo dużo aktywności. Tak czy inaczej jest balans pomiędzy odpoczynkiem a aktywnościami. 

Justyno, w tak młodym wieku udało się Ci osiągnąć bardzo wiele – jesteś aktywną harcerką, laureatką wielu konkursów muzycznych, fortepianowych, no i masz swój zespół „Green & Gold”. Opowiedz proszę o tym zespole – co gracie, co lubicie, gdzie koncertujecie?

Justyna: Utworzyłam ten zespół w tym samym czasie, gdy mama zakładała „Ojcowiznę”. Była to grupa przyjaciół, z którymi chcieliśmy coś robić, grać nie folklor, ale muzykę instrumentalną, śpiewać nie tylko z podkładem, ale też samym tworzyć. W zespole są siostra, brat, kuzyni, przyjaciele. Zespół liczy 8 osób. Śpiewamy i gramy różnorodną muzykę, najczęściej popularną po angielsku, polsku, trochę po litewsku, francusku. 

No i przede wszystkim gratulujemy Justynie wygranej w konkursie „Do słów Agnieszki Osieckiej”. Piękne wykonanie i Grand Prix. Justyno, opowiedz o tym konkursie i jak się zdecydowałaś, by wziąć w nim udział?

Justyna: Od szkolnych lat uczęszczałam na różnorodne konkursy piosenkarskie, przez to zaczęłam się bardziej zagłębiać w śpiew. W trakcie studiów chodziłam do prywatnych nauczycieli, a był to trudny okres, bo miałam sesję na uniwersytecie, myślałam, że nie dam rady, ale postanowiłam wypróbować – jak będzie, tak będzie. Chciałam zobaczyć też, gdzie ja stoję. To była też taka próba dla mnie i naprawdę nie spodziewałam się wygranej, bo była bardzo duża konkurencja, a młodzież wileńska, jak wiadomo, dobrze śpiewa. 

Czym dla Was jest muzyka?

Justyna: Muzyka może być różna, może być też ciszą, szumem lasu, powiewem wiatru, w tym jest cała magia tego. Generalnie, dla mnie to jest to, bez czego nie da się żyć, i to jest takie uczucie, którego nie da się wytłumaczyć tak do końca, w tym się po prostu jest i tym się żyje.

Wioletta: Nie wyszczególniając pięknych epitetów, to jest po prostu moja część życia, bez tego nie da się żyć. Dla kogoś muzyka jest bardziej współczesna, dla kogoś ludowa, alternatywna czy klasyczna – każdy ma swój wybór. Ale muzyka pomaga. Łatwiej zrozumieć świat i pokonywać wszystkie trudności. 

Justyno, z jednej strony śpiewasz i grasz w zespole młodzieżowym (estradowym), z drugiej strony należysz do zespołu bardzo tradycyjnego, bardzo naszego, folklorystycznego, czy te działalności da się połączyć?

Justyna: Daje się. Muzyka jest różnorodna i trzeba siebie wypróbować w różnych dziedzinach. W tym właśnie jest urok tego wszystkiego. 

A co jest bardziej Twoje?

Justyna: Kiedy byłam w 12. klasie i skończyłam też szkołę muzyczną gry na fortepianie, chciałam jeszcze dalej iść w śpiew solowy, poszłam do szkoły jazzu. Nauka trwała tylko jeden rok, ale wyczułam, że jazz jest moim odzwierciedleniem. Udało mi się wówczas uczestniczyć w innym konkursie „Dainų dainelė” z klasyką jazzową i też mi się udało. Chyba to jest właśnie moje. 

Jak widzimy osiedle Mejszagoła jest miejscem rozśpiewanym, o pięknej kulturze wileńskiej. Czym jest to miasteczko dla każdej z Was dziś? 

Wioletta: Jest to część mego życia. Dla mnie najwięcej kojarzy się z parafią, w kościele jako organistka spędzam dużo czasu. Stało mi się to miasteczko bardzo bliskie, ale jak się okazało, moja babcia pochodzi z tych stron, czyli jakby powrót do korzeni. 

Justyna: W Mejszagole ukończyłam szkołę, tu był początek wszystkiego. W Wilnie można bardzo dużo zdziałać, zrobić, ale właśnie w Mejszagole się odnajduję. Tu prowadzę zespół, tu jest nasz dom kultury, nasza parafia, jesteśmy w bardzo dobrej wspólnocie i mamy bardzo dobrą więź. 

Podzielcie się proszę, skąd czerpiecie energię i jak się wam udaje tak wiele rzeczy zrealizować?

Wioletta: Jeżeli się lubi to, co robi, to się wszystko układa. Pomaga wiara w to, co robisz, i modlitwa. Po prostu robię to, co lubię.

Justyna: Tak jak mama – jak się lubi to, co robi, to się odnajdują siły. Ważny jest balans i w przeciwieństwie do mamy muszę spać, co u mamy różnie bywa. Muzyka jest też ucieczką i dla mnie te wszystkie zespoły nie sprawiają żadnej trudności, a tylko radość. I oto w tym wszystkim chodzi.


Na zdjęciu: zespół „Ojcowizna”, fot. archiwum zespołu

Pełny wywiad można obejrzeć na stronie telewizji wielokulturowej BM TV na YouTubie i na Facebooku. 

Artykuł został opublikowany na stronie dziennika „Kurier Wileński” www.kurierwilenski.lt w dniu 26 października 2023 r.


Wydarzenie muzyczne zostało objęte patronatem Mera Rejonu Wileńskiego, Pana Roberta Duchniewicza.

Projekt współfinansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP w ramach konkursu „Polonia i Polacy za Granicą 2023”, za pośrednictwem Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” im. Jana Olszewskiego, jak również ze środków: Orlen Lietuva, Ambasady RP w Wilnie, Samorządu Rejonu Wileńskiego, Departamentu Mniejszości Narodowych przy Rządzie RL, UAB „Žybartuva”, Bernarda Niewiadomskiego, dyrektora i właściciela Spółki Komforto inžinerija.