Romantyczne serca na paryskim bruku. George Sand i Fryderyk Chopin


Trzecia w rodzinie Aurora w latach młodości, fot. magwil.lt
Król Polski August II Mocny był prapradziadem znanej francuskiej pisarki George Sand. Na przydomek "Mocny" zasłużył, bo rzeczywiście krzepki był – podkowy zgiąć potrafił gołymi rękoma. Ten potężny mężczyzna cieszył się niesłabnącym powodzeniem wśród kobiet: oprócz żony miał 11 uznanych metres, a z nimi – jedenaścioro dzieci (uważa się, że w sumie za życia spłodził około 200 potomków). Właśnie jednym z nieślubnych dzieci tego króla był Maurycy Saski (1696-1750) – pradziadek George Sand.
Królewski ojciec przeznaczył tego syna do służby wojskowej. Dziecko okazało się nader zdolne: sukcesy odnoszone na polu walki zapewniły mu sławę najwybitniejszego wodza pierwszej połowy XVIII wieku.

Swoje wieloletnie spostrzeżenia zawarł zresztą w traktacie o strategii i taktyce wojennej Rozmyślania i wspomnienia o sztuce wojennej. Za aksjomat służy tu twierdzenie: więcej trupów – mniej wrogów. I wysnuwa ważny, do dziś aktualny wniosek: na wojnie trzeba zabijać i samemu unikać śmierci. Od 1741 roku piastował funkcję marszałka Francji, a od 1747 roku – naczelnego dowódcy wszystkich armii francuskich. 

Znany był z licznych romansów i nieślubnych dzieci. Jednym z nich była już druga w rodzinie Aurora: Maria Aurora Saska (1748-1821) – babcia George Sand. Po ojcu otrzymała w spadku: dar królewskiego dziadka – tabakierkę, pieczątkę do listów i portret swej babki – kochanki Augusta Mocnego – pierwszej Aurory w tej rodzinie – Marii Aurory von Königsmarck (1662-1728). 
Druga Aurora miała trudności z zamążpójściem, bo choć z dobrej rodziny, to jednak status nieślubnego dziecka stwarzał trudności do zawarcia odpowiedniego związku. Pierwszy mąż zmarł zaraz po ślubie, drugi raz wyszła za mąż już jako trzydziestolatka. Jej wybrańcem okazał się o wiele starszy: 62-letni Charles Louis Dupin de Francueil (1715-1786). Po wielu latach Aurora stwierdzała filozoficznie: Starzec kocha mocniej niż młodzik i nie można nie kochać tego, kto kocha tak bardzo. 

Mąż był człowiekiem obdarzonym wieloma talentami: sam robił skrzypce i na nich grał; był zegarmistrzem, architektem, malarzem, poetą, kucharzem, kompozytorem, stolarzem, kowalem; pięknie haftował. Mawiał: Lepiej umrzeć w czasie balu albo w teatrze niż w łóżku przy płonących czterech świecach i nieprzyjemnych ludziach w czerni. Małżonkowie szczęśliwie doczekali syna. Był to przyszły ojciec George Sand – Maurice Dupin (1778-1808). Po śmierci Charlesa i po spłacie długów wdowa z synem zamieszkali w zakupionym majątku w Nohant. 

Dorastający Maurice wybiera karierę wojskową. Jako adiutant odbija młodą, piękną kochankę u swego generała i żeni się z nią po kłótniach i pertraktacjach z rodzicielką. Matka nie jest zadowolona z synowej – Sophie Victoire Delaborde (1773-1837), gdyż pochodziła z rodu Cyganów podróżnych (jej ojciec był handlarzem ptactwa: sprzedawał szczygły i czyże). Sophie jest w ciąży. 1 lipca 1804 roku w czasie przyjęcia tańczyła kadryla w różowej sukience, a poczuwszy się gorzej, urodziła córeczkę – Amantine Aurore Lucile Dupin (1804-1876). 

Trzecia w rodzinie Aurora – to przyszła George Sand. Wszyscy dookoła się zgadzają: dziewczynka będzie szczęśliwa, bo narodzinom towarzyszyły róż i muzyka! Przyjście na świat wnuczki zmusiło babcię do uznania ślubu świeżych rodziców, aczkolwiek sympatii pomiędzy synową i świekrą nie przybyło. 

Maurice ciągle jest na wojnie, a gdy wraca – lśni złotem – i tak go zapamięta córeczka. 12 czerwca 1808 roku młoda rodzina doczekała się synka, ale dziecko umiera. Wkrótce, nieszczęśliwie zrzucony przez przywiezionego z Hiszpanii konia Leoparda ginie ojciec.

Dziewczynka, która do lat czterech dorastała w rodzinie matki, czyli bliżej ludu, trafia pod opiekę babci – przedstawicielki sfer wyższych i odtąd staje się obiektem jątrzącego się konfliktu między tymi najbardziej kochanymi i bliskimi kobietami, co wyraziła w skardze: Matka i babcia na kawałki rozdzierają moje serce. Matka jest niezwykle zdolna: szyje, śpiewa, tańczy, gra, ma ładny styl pisania, choć ortografii nie zna, jest gorąco wierzącą kobietą, a język ma ostry niby brzytwa. Babcia, dbając o przyszłość panny, chce uczynić z wnuczki mądrą, elegancką panienkę. Jeżeli chodzi o wiarę, to babka jest sceptykiem: dopiero na łożu śmierci zlituje się nad wnuczką i poprosi ją o wezwanie księdza, by ta nie miała później z jej pochówkiem problemów.

Babka dorastającą Aurorę odda do przyklasztornej szkoły angielskich augustianek. Wszystkie dziewczynki mają mundurki: chodzą w malinowych wełnianych sukienkach. Mówią po angielsku, piją herbatę – stąd Sand wyniesie ładne maniery. Koleżanki nazywają ją Notesem, albowiem ciągle coś notuje… Zostawia opis celi klasztornej: Kiedyś ściany mej celi były chyba żółte. Teraz są niezwykłe, bo upstrzone napisami zostawionymi przez wcześniejsze mieszkanki. Są tu sentencje, imiona. Ta, która będzie tu mieszkać po mnie, będzie mogła wesoło spędzać czas, bo zostawię jej na ścianie całe powieści i poematy oraz niezwykłe rysunki, wyryte scyzorykiem na kamiennym parapecie ze strony ulicy…

Niektóre siostry wybierały "córki", którymi szczególnie się opiekowały. Sand sama wybiera sobie "matkę" – siostrę Alicję – piękną, zgrabną, niebieskooką i bardzo dobrą. Zwróciwszy się z prośbą o zaopiekowanie się, stara się jej dorównać – jest zażarcie religijna, wreszcie postanawia zostać zakonnicą. Szkołą przyklasztorną kierują mądrzy ludzie – żarliwie religijnej dziewczynce zadają pokutę: każą… wrócić do zabaw i zwykłego codziennego życia. 

Babcia, obawiając się przesadnej religijności u wnuczki, postanawia odebrać ją z klasztoru i rozważyć możliwość zamążpójścia. Dziewczyna zanurza się w wiejskie życie, zakochuje się w jeździe konnej (klacz Kolet), z którą najwygodniej się uporać w stroju męskim. Bawi ją, że czasami biorą ją za mężczyznę.

W Nohant przy babci dziewczyna nauczyła się zarządzania majątkiem, a przy okazji – cenienia i liczenia pieniędzy. Zakochała się w muzyce (uwielbiała słuchać gry na klawesynie, leżąc pod tym instrumentem), sama zacznie grać na fortepianie i harfie, nauczy się szyć i haftować, wiele czasu poświęci czytaniu, próbuje też w tajemnicy przed wszystkimi pisać. Z babcią zbliży się jeszcze bardziej, gdy ta po kolejnym ataku choroby zostanie sparaliżowana i przykuta do łóżka. 

Sand pozbędzie się wstrętu do krwi i bólu, nauczy się pielęgnować chorą, a podczas nocnych dyżurów będzie jej czytać książki. W pokoju zawiesi szkielet, by móc dokładnie poznać budowę ciała człowieka, co spotęguje antypatię sąsiadów do panienki, co to chodzi w męskim stroju i w panieńskim pokoju trzyma prawdziwego kościotrupa! Późniejsi kochankowie będą zarzucali jej brak wstydu ciała, tak naonczas typowego dla panien z dobrych domów… Idyllę przerwie zgon babci, która na łożu śmierci wyszeptała do kochanej wnuczki: Tracisz swą najlepszą przyjaciółkę. Za oknem – szaro, jest grudzień 1821 roku.
Matka zabiera córkę do Paryża: chce pokazać swą matczyną władzę i siłą wydać za mąż za wybranego kandydata, grozi osadzeniem jej w klasztorze, wreszcie oddaje na wychowanie rodzinie przyjaciela broni zmarłego ojca. Panująca w rodzinie opiekunów zgoda zachęca młodziutką Aurorę do zastanowienia się nad możliwością założenia własnej, równie pięknej rodziny, tym bardziej, że wpada jej w oko Casimir Dudevant (1795-1871) – piękny, młody, interesujący, ale nieślubny syn barona Jeana Françoisa Dudevant’a. Matka nie chce stracić kontroli nad córką, więc waha się, ale w końcu udziela zgody. 
Młodzi biorą ślub 10 września 1822 roku i ruszają do Nohant. Aurora wkrótce zachodzi w ciążę, czuje się słabo, całe dnie spędza, szyjąc wyprawkę dla dziecka (zamiłowanie do igły zachowa na całe życie). 30 czerwca 1823 roku w Paryżu urodziła syna Maurice (1823-1889) (właściwie Jean François-Maurice-Arnauld, baron Dudevant). Po kilku latach – 13 września 1828 roku – wyda na świat drugie swoje dziecko – córkę Solange (1828-1899).

Mąż jest opiekuńczy, kocha żonę, choć z czasem jego pasje – myślistwo, polityka, alkohol i kobiety – stają się przyczyną oddalenia się małżonków. Ona przecież zawsze marzyła o miłości pięknej, sentymentalnej, więc stwierdza: Małżeństwo jest przyjemne tylko do ślubu. 

W 1843 roku, gdy jej przyrodni brat Hipolit (nieślubny syn ojca) wydaje córkę za mąż, Sand w liście radzi: Nie pozwól swemu zięciowi zachować się w pierwszą noc poślubną z twoją córką niedelikatnie… Nic nie ma gorszego niż przestrach i cierpienie zadane dziewczątku naiwnemu, które niczego nie wie i czuje się jak gwałcona przez gbura. Czyżby udzielała rady, pamiętając o swoim pierwszym doświadczeniu?
Z czasem pozostawiona przez męża samej sobie Aurora znajduje pociechę w licznych romansach, które coraz bardziej nadszarpują jej reputację, ale też stwarzają aurę KOBIETY niezwykłej. A ona jedynie szuka miłości idealnej, nie dba o reputację, z romansami ani się ukrywa, ani obnosi. 

Na plotki pod jej adresem reaguje ze stoickim spokojem: …świat jest pełen bydła – kroku zrobić nie można – któreś zaczyna ryczeć. Każdą kolejną miłość spotyka jako tę jedyną i prawdziwą… Julieta Lamber – pisarka i bliska przyjaciółka George Sand będzie ją w przyszłości tak usprawiedliwiała: Nigdy nie oszukiwała, nigdy nie miała dwóch kochanków jednocześnie.

Pewnego razu Aurora w papierach męża znajduje jego testament z napisem: Otworzyć tylko po mojej śmierci. Jest prawdziwą kobietą, nie czeka więc na smutny koniec, otwiera i czyta: same przekleństwa i brzydkie rzeczy pod własnym adresem. Unosi się honorem: porzuca męża, zostawiając czasowo dzieci pod jego opieką w Nohant. Sama wyjeżdża do Paryża, a małżonek ma jej wypłacać niedużą miesięczną pensję.

W Paryżu Aurora upaja się wolnością, odkrywa teatr! Niestety, ten kosztuje drogo, szczególnie ówczesnym kobietom, skłonnym do oglądania przedstawień jedynie z wystawnych miejsc w lożach. Aurora znajduje wyjście – wdziewa strój męski, który pozwala wtopić się niepostrzeżenie między płeć brzydką i oglądać przedstawienia z taniego parteru. Nosi redington – długi za kolana, rozszerzający się ku dołowi, świetnie ukrywający damskie formy szary płaszcz, do tego – szary kapelusz, męskie buty (ach, jak cudownie zrezygnować z wąziutkich bucików, które niczym łyżwy ślizgają się w paryskim błocku!). 
Pierwsze samodzielne pieniądze zarabia, pisząc do paryskiego dziennika Le Figaro. Później do spółki z młodziutkim kochankiem Julesem Sandeau poczyna i wydaje pierwsze powieści. Podpisują się wspólnym pseudonimem Ż. Sando. W kwietniu 1832 roku ukazuje się pierwszy jej samodzielny utwór – powieść Indiana. Pisała ją sama, a opatrzyła nowym – swoim własnym pseudonimem. Wierząc, że pod postacią płci brzydkiej można w ówczesnym społeczeństwie łatwiej osiągnąć sukces, wybiera sobie pseudonim męski: George Sand. 

Indiana przynosi sławę i uznanie nowej autorce o męskim pseudonimie. Nie uszła ona uwagi samego Honore de Balzaka, który w wydrukowanej recenzji chwalił i powieść, i młodą pisarkę. Sand staje się osobą finansowo niezależną – podpisuje umowy na nowe książki, ma stałe pisanie do gazety Revue (co tydzień ma począć po 32 strony rękopisu). Wypracowuje własny styl pracy: pisze co noc przez 8 godzin, wtedy powstaje 20 stron rękopisu. Pismo równe, skreśleń mało, poprawek praktycznie nie wprowadza. 


George Sand i Fryderyk Chopin sportretowani przez Eugene Delacroixa, fot. magwil.lt

Temu stylowi hołduje zresztą całe życie. Co roku wydaje po 2-3 powieści, prowadzi obszerną korespondencję, pisze do gazet, znajduje czas na rodzinę, przyjaciół i kochanków. Traktuje pracę pisarską jako sposób na zarabianie na utrzymanie swych najbliższych, na których całe życie nie żałowała krwi i atramentu. W 1866 roku pisze do przyjaciela Gustave Flauberta: Najświętsza literatura, jak ty ją nazywasz, w moim życiu odgrywa rolę drugorzędną. Zawsze coś kochałam bardziej niż ją, a swoją rodzinę kochałam bardziej nad to coś…

Mąż Casimir jest coraz bardziej niezadowolony, zaczyna podnosić rękę na żonę, zastrzelił jej ulubionego psa. Ponieważ Aurora coraz bardziej pragnie niezależności, w 1836 roku Paryż staje się świadkiem postępowania rozwodowego Aurory Dudevant – pisarki George Sand. Obrażony małżonek piekli się, że ten, kto napisał tyle niemoralnych utworów co jego żona, nie jest godny wychowywania swoich dzieci. Między małżonkami toczy się wojna, w której zwycięża Aurora: ma rozwód, dzieci, Nahant, wolność i możliwość pisania na tematy, które sama wybierze.
Po wielu latach Casimire ucierpi na umyśle i w maju 1869 roku wystosuje do imperatora list z prośbą o wręczenie mu Krzyża Legii Honorowej za zasługi swoje i swego ojca (…), a także za to, że: (…) Po zaślubieniu Lucile Dupin, znanej w literaturze pod imieniem George Sand, okropnych męczarni zaznałem jako mąż i ojciec (…). Imperator nie uważał, że nieszczęścia osobiste zasługują na odznaczenie krzyżem, ale list czytał sam i pokazywał innym – trochę się śmiali z biednego męża niezwykłej kobiety…

Sand zawsze kochała muzykę, w jej otoczeniu nigdy nie brakowało przedstawicieli tej dziedziny sztuki. Blisko się przyjaźniła z pianistą Ferencem Lisztem i jego kochanką, a wkrótce żoną Marią d’Agoult. Od 1836 roku w Paryżu we trójkę prowadzą wspólny salon, który staje się popularnym i modnym miejscem spotkań literacko-muzycznych ówczesnej śmietanki kulturalnej i towarzyskiej. To właśnie tu w 1837 roku doszło do pierwszego spotkania pary przyszłych głośnych kochanków: Sand i Fryderyka Chopina (1810-1849). 

Chopin: piękny, wrażliwy, chory, nieszczęśliwy zesłaniec tęsknił do ojczyzny, rodziny, a także… potrzebował opieki i miłości matczynej. Sand go postrzegła takim: Średniego wzrostu, szczupły, długie cienkie ręce, malutkie stopy, jasne popielate włosy o kasztanowym odcieniu; brązowe, raczej żywe niż rozmarzone oczy; lekko orli nos; bardzo delikatny uśmiech; przytłumiony głos (…). Wszyscy z otoczenia myśleli, że ten zesłaniec – to wybitny arystokrata. 

Zdobyć go trudno – nie cierpi hałasu, konfliktów i niechlujności – natura delikatna, w miłości nieśmiała. Sand natomiast jest twarda, męska, racjonalna, pali cygara, przeklina, nosi się po męsku. Pierwszy raz, gdy Fryderyk ją zobaczył, miał powiedzieć: …jaka antypatyczna ta kobieta, ta Sand! Ona jest rzeczywiście kobietą? Raczej w to wątpię… 

A przecież znamy też inne opisy tej drobniutkiej (mierzyła ponoć 152 cm wzrostu) kobiety. Hrabia Alfred de Vigny pisze: Czarne wijące się włosy spływają na ramiona, podobnie jak u aniołów Rafaela. Oczy ogromne i czarne – jak u pięknych mistycznych włoskich rzeźb. Mężczyzn zachwycała też ciemna karnacja skóry Aurory – przypominająca w odcieniu tabakę. Dalszy opis, poczyniony przez hrabiego, sprowadza nas na ziemię: Twarz surowa, zastygła. Dolna część twarzy ciężkawa i niezbyt miła, usta brzydkie. Sylwetka niezwinna. Maniery, dźwięk głosu i odważna mowa – wszystko męskie.
To Sand czyni starania, by zdobyć Fryderyka, gdy się dowiaduje, że rodzice narzeczonej Chopina – Marii Wodzińskiej – wystraszeni stanem zdrowia kandydata na męża, nie wyrazili zgody na ślub, powodując duchowe męczarnie młodego kompozytora. Sand wie, jak pocieszyć cierpiącego mężczyznę, na którym jej bardzo zależy: biała suknia, czerwony pasek – barwy narodowe Polski, bardzo zresztą do twarzy pięknej Aurorze. Chopin odnotuje w pamiętniku: Widziałem ją trzy razy. (…) Opierała się o fortepian i jej ogniste spojrzenie mną zawładnęło… Dookoła kwiaty. Moje serce zostało zdobyte! (…) Ona mnie kocha… Aurora, jakie przepiękne imię!

Lato 1838 – to ich lato. W obawie przed zbliżającą się zimą, która niewątpliwie zagrozi zdrowiu Fryderyka, jak też przed zazdrością byłych kochanków Aurory – zakochana para opuszcza Paryż i wyrusza na Majorkę. Towarzyszą im dzieci: Maurice i Solange. Pobyt na tej wyspie Sand opisze we wspomnieniach Zima na Majorce.

Po przybyciu wyspa wzbudziła niekłamany zachwyt: palmy, drzewa figowe, granaty, cudowna pogoda… Sand żartuje: wyspiarze są bardzo uprzejmi (wiadomo, że na każdej wyspie rasa ludzka dzieli się na dwie kategorie; jedna to ludożercy, druga to ludzie bardzo uprzejmi). Nieco później humor popsuły zawisłe nad wyspą gęste chmury, z których dzień i noc spływały strugi deszczu. 

Okazało się, że wynajęty "Dom wiatrów" nie na próżno tak się nazywa: wiatry i brak kominka zrobiły swoje – Chopin zaczyna gorzej się czuć, coraz bardziej kaszle… Sand pisze, że gospodarz willi: … prosił nas o opuszczenie swojego pałacu w możliwie najkrótszym terminie. (…) nie wiedzieliśmy dokąd pójść, ponieważ pogłoski o gruźlicy rozeszły się błyskawicznie i nie mogliśmy liczyć na znalezienie noclegu gdziekolwiek, choćby za cenę złota i choćby na jedną noc (…). Zdarzył się kolejny cud i znaleźliśmy schronienie na zimę. W klasztorze kartuzów w Valldemossie… 
Tu para kochanków spędzi nieco milsze chwile. Szum deszczu na dachówkach natchnie Fryderyka: będzie tworzył, komponował ballady i preludia.

Stosunki z miejscowymi mieszkańcami nie były dobre. Obydwie strony nie przepuszczały okazji do żartobliwych docinków. Sand: Pewnego dnia kupiliśmy kalmara, by sprawić sobie radość z jego dokładnych oględzin. Nigdy nie widziałam tak okropnego zwierzęcia. (...) Kilka dni po tym, jak nasze zdumienie wzbudziło śmiech tych poczciwców, przyszła kolej na nas. Schodząc z gór ujrzeliśmy chłopów rzucających swą pracę w polu i pędzących w kierunku stojących na drodze ludzi, którzy nieśli w koszyku parę zachwycających, niezwykłych, cudownych i tajemniczych ptaków. (…) "Co ono jada?" (…) "Być może to w ogóle nie jada!" – "czy to żyje na ziemi czy w morzu?" – "Prawdopodobnie żyje cały czas w powietrzu". Koniec końców, obydwa ptaki omal nie zostały publicznie zaduszone na śmierć, gdy udało nam się stwierdzić, że nie były to kondory, ani feniksy, ani hipogryfy, lecz dwie piękne domowe gęsi, które pewien bogaty pan wysłał w prezencie jednemu z przyjaciół.

Rodzina wracała do Francji statkiem El Malorkeno, który wiózł na ląd cenny ładunek: czarne majorkańskie świnie, które podobnie jak ludzie cierpiały na morską chorobę, w wyniku której stawały się apatyczne i mogły nie dopłynąć żywe. Załoga, bojąc się utraty zarobku, od czasu do czasu zapewniała świnkom "atrakcje": …w środku nocy sternik zauważył, że sen ich jest niespokojny i wydają się padać ofiarą czarnej melancholii. Zaaplikowano im więc chłostę i regularnie co kwadrans budziły nas kwiki i wrzaski, jedne wywołane bólem i wściekłością chłostanych świń, drugie zaś stanowiące zachętę kapitana przerywaną przekleństwami jego rywalizujących ludzi, tak straszne, że kilka razy odnosiliśmy wrażenie, że trzoda pożera załogę.

Po dotarciu do portu pierwszeństwo wyładunku miały oczywiście świnie, ale Sand, przestraszona stanem zmęczonego atrakcjami podróży Chopina, zorganizowała taką burzę na statku, że kapitan co prędzej pozbył się rozszalałej pasażerki i towarzyszącej jej kompanii.

Każde lato w okresie 1839-1846 Chopin spędzał w posiadłości George Sand w Nohant, gdzie ona pełniła rolę głowy rodziny, czuła się odpowiedzialna za troje dzieci: Chopina, Maurice i Solange, on natomiast pisze wiele ze swoich najwybitniejszych dzieł. Zajęcia mieszkańców Nohant są liczne i różnorodne: czytają, tworzą, zwiedzają okolice, kąpią się w rzece, odgrywają żywe obrazy, rozwiązują szarady, stawiają balety, do których akompaniuje Chopin. Szczęśliwy zauważa: Jej oczy lśnią jedynie wtedy, gdy gram: wtedy świat jest jasny i piękny. (…) Moje palce delikatnie ślizgają się po klawiaturze, jej pióro szybko biega po papierze.

"Dobrze" nie trwa jednak wiecznie: postępująca choroba powoduje, że kompozytor staje się osobą mocno kapryśną. Władysław Mickiewicz w Pamiętnikach przytacza wspomnienie Piotra Leroux’a: George Sand miała zwyczaj zasiadać wieczorem przy biurku i pisać do późnej nocy. Pewnego razu zostawia Szopena przy fortepianie, a sama na palcach wychodzi do swej pracowni. Nazajutrz Szopen zrzędzi: "Jak tylko siądę do fortepianu, natychmiast działa ci to na nerwy i uciekasz!". Za nadejściem wieczoru George Sand już ani drgnie. Szopen gra do drugiej nad ranem. Nazajutrz George Sand widzi go znów rozjątrzonym: "Wiem – oznajmia jej – że wolisz pracować o tym samym czasie, a zmuszasz się do słuchania późno w noc mej muzyki. To poświęcenie dla mnie nieznośne"… 

W 1842 roku szwajcarska Caroline Olivier notuje wypowiedź polskiego znajomego pary – Adama Mickiewicza: Chopin jest jej złym duchem, wampirem moralnym, krzyżem, który ją zamęczy i być może na koniec ją zabije. Mickiewicz często się spotykał z parą kochanków w salonach. Był wdzięczny Sand za to, że poparła jego myśl pisania dla zarobku sztuk dramatycznych w języku francuskim, a potem pomogła dokonać korekty jego w tym języku napisanych Konfederatów barskich. Aurora ceni twórczość Mickiewicza, uważa go za: (…) geniusza równego Byronowi, duszę, którą gorąca miłość ojczyzny i świętość obyczajów zawiodła na zawrotne wyżyny ekstazy.

Z czasem Sand przekonana, że słabnący Chopin nie jest stworzony do uciech cielesnych, odsuwa kochanka, postanawia być mu tylko opiekunką: On skarży się, że wykończyłam go zmuszając do wstrzymania się, a ja jestem przekonana, że zabiłabym go, gdybym zachowywała się inaczej…

Sand siebie i Chopina przedstawia w najświeższej powieści Lukrecja Fabiani. Główna bohaterka – włoska aktorka zaszywa się na wsi, gdzie wychowuje dzieci. Kocha wielu, ale nie żąda od nich niczego, bo przecież w miłości najważniejsze jest dawać nie brać. Poznaje młodego, pięknego jak "smutna kobieta" księcia Karola. Opiekuje się nim jak dzieckiem. Po pewnym czasie ten, nad którym roztacza pieczę, staje się zazdrosny z byle powodu, nawet, a raczej zwłaszcza o dzieci, kaprysi… Lukrecja umiera…

Przyjaciel naszej pary malarz Eugene Delacroix był świadkiem czytania świeżo napisanych fragmentów: Cierpiałem, gdy była czytana ta powieść. I kat, i ofiara jednakowo mnie zaskoczyli. Pani Sand wcale się nie krępowała i nie denerwowała, a Chopin zachwycał się opowiadaniem. O północy wyszliśmy razem do domu.  Chopin chciał mnie odprowadzić, dlatego postanowiłem wybadać jego rzeczywistą opinię. (…) on rzeczywiście nie zrozumiał i ogniście wychwalał powieść…

8 sierpnia 1846 roku Sand pisze: (…) trochę się pogniewałam, dlatego pewnego dnia odważyłam się wygarnąć mu prawdę prosto w oczy i zagroziłam, że wszystko to może mi się wreszcie znudzić. Od tej chwili zachowuje się rozsądnie (…) jest dobry, miły, wspaniały, gdy nie robi głupstw…

Sytuacja stała się dramatyczna, gdy dorastające dzieci Sand przestały biernie akceptować sytuację, w jakiej żyły, i włączyły się w rodzinne rozgrywki: Maurice wystąpił po stronie matki, Solange – nie tyle po stronie Chopina, ile po stronie każdego, kto szedł przeciwko matce. Związek zaczął się chwiać i rozsypał jak domek z kart. W listopadzie 1846 roku Chopin wyjeżdża z Nohant, nikt nie spodziewa się, że na zawsze.

W listopadzie 1847 roku Sand pisze do Charlotty Marliani: (…) Przyznaję, wcale nie gniewam się za to, że on (Ch) nie pozwolił mi dalej kierować jego życiem, za które on i jego przyjaciele chcieli zepchnąć na mnie pełną odpowiedzialność. Jego charakter psuł się z dnia na dzień; doszło do tego, że wytaczał mi sceny zazdrości, wylewał na mnie rozgoryczenie i złość w obliczu przyjaciół i dzieci! (…) ten biedny chory, nie chce albo nie może się wstrzymać, zachowuje się jak kochanek, jak mąż, właściciel moich myśli i czynów. 

Odsyła Chopinowi fortepian. W liście do niego stwierdza: …będę dziękowała Bogu za to dziwne zakończenie naszej wielkiej przyjaźni, która trwała dziewięć lat.
Po raz ostatni spotkali się w 1848 roku na schodach do mieszkania Charlotty Marliani. Obydwoje zresztą opisali to spotkanie. Chopin w liście do Solange z 5 marca 1848: Wczoraj byłem z wizytą u pani Marliani i gdy już wychodziłem, w przedpokoju spotkałem matkę pani (…). Przywitałem się z nią i spytałem, czy dawno kontaktowała się z panią. "Przed tygodniem" – odpowiedziała. "A wczoraj, przedwczoraj, nie otrzymała pani listu?" – "Nie"… – Niech więc pani wie, że została pani babcią. Solange ma córeczkę i bardzo się cieszę, że pierwszy mogę pani przekazać tę wiadomość. Kiwnąłem głową i zeszedłem po schodach (…). 

Zmartwił się, ponieważ zapomniał opisać stan zdrowia córki i wnuczki po porodzie, więc prosił osobę mu towarzyszącą, by ta wróciła i powiedziała: (…) że pani i dziecko czują się dobrze. (…) pani matka zeszła razem (…) i z wielką uwagą zaczęła mnie wypytywać o pani zdrowie. Odpowiedziałem, że pani własnoręcznie skreśliła kilka słów ołówkiem na następny dzień po porodzie, że bardzo się pani namęczyła, ale po ujrzeniu córeczki, wszystko pani zapomniała. Spytała też o moje zdrowie, odpowiedziałem, że czuję się dobrze i kazałem odźwiernemu otworzyć drzwi. Pożegnałem się i wyszedłem…
Sand też opisała tę scenę: Myślałam, że po kilku miesiącach przeżytych osobno rana się wygoi i wróci spokojna przyjaźń (…). Ujrzałam go na krótko w marcu 1848 roku; uścisnęłam zimną, drżącą rękę. Chciałam z nim porozmawiać, ale on uciekł. Teraz z całą pewnością mogłam powiedzieć, że on mnie nie kocha. Zlitowałam się nad nim i nie zadałam mu tego bólu, zdałam się na łaskę Bożą (…). Nie było mi sądzone ujrzeć go ponownie. Między nami stali źli ludzie. Byli i dobrzy, ale nie mogli nic pomóc. Byli też lekkomyślni, którzy woleli się nie wtrącać w delikatne sprawy…

Chopin odszedł do Pana 17 października 1849 roku. Świadkowie śmierci twierdzili, że przed ostatnim tchnieniem szeptał: Mówiła mi, że umrę na jej rękach…

W ciągu kolejnych lat Sand będzie brała czynny udział w życiu politycznym Francji, witała rodzących się i żegnała umierających wnuków, pisała kolejne utwory, a zarabiając niemałe pieniądze pozostawała hojna – dzieliła się dorobkiem z licznym, zwartym gronem otaczających ją potrzebujących wsparcia bliskich i przyjaciół. Zawsze uważała, że: Żyć tylko dla siebie jest niedobrze.
We wrześniu 1868 roku podsumowuje życie: I oto jestem bardzo stara, spokojnie mija już sześćdziesiąta piąta moja rocznica. Ironia losu – czuję się o wiele lepiej, jestem o wiele silniejsza i sprytniejsza niż w młodości: mogę dłużej spacerować, dłużej pracować w nocy, lżej się budzę i czuję się wypoczęta… jestem absolutnie spokojna, moja starość ma sprawny umysł i ciało, wcale nie żałuję młodości, nie dążę do sławy, nie pożądam pieniędzy, chociaż, być może tyle, żebym mogła troszeczkę zostawić swoim dzieciom i wnukom.

Jej dorobek twórczy – to ponad 70 powieści, 20 sztuk teatralnych, liczne eseje i nowele, a także obfita korespondencja.

Odeszła w nocy z 7 na 8 czerwca 1876 roku. Pochowano ją w Nohant. Zebrani odczytali list Wiktora Hugo: Opłakuję zmarłą i witam nieśmiertelną… Gdy skończyli, w zaroślach obok rozległ się kląsk słowika. Zebrani stwierdzili: Oto najbardziej odpowiednie na tę chwilę przemówienie.


Klasztor kartuzów w Valldemossie, fot. magwil.lt