Rajski zakątek Benedykta Emanuela


Dawny zamek krzyżacki przebudowany na zespół dworski, fot. tygodnik.lt/L. Narkowicz
"Tygodnik Wileńszczyzny" 17-26 marca 2016 nr 11
W wolny weekend warto wybrać się z rodziną lub gośćmi do wsi Czerwony Dwór (lit. Raudondvaris) koło Kowna. Bez trudu odnajdziemy w niej drogę wiodącą do dawnego magnackiego majątku, malowniczo położonego nad zalesionym stromym brzegiem Niewiaży.
Nazwa pochodzi od najstarszego tutejszego budynku, zamku z czerwonej cegły, wybudowanego w 1405 r. przez Krzyżaków, pragnących umocnić swoje pozycje na Żmudzi. Nowo pobudowaną na wzgórzu twierdzę obronną otoczono fosą i nazwano Königsburg (Królewską), a miejscowość Rotenburg (Czerwoną Twierdzą). Po przegranej pod Grunwaldem zasiedlona już miejscowość przeszła w skład dóbr królewskich. W 1549 r. Zygmunt August nadał je swojej drugiej małżonce Barbarze z Radziwiłłów Gasztołdowej, wdowie po wojewodzie trockim, zmarłej młodo i bezpotomnie.

W dalszych dziejach zamek przechodzi z rąk do rąk: był pod rządami i współrządami Gintowt-Dziewiałtowskich, Ogińskich, Kossakowskich, Radziwiłłów, Worłowskich. Według dostępnych źródeł jest potwierdzony tu także przynajmniej dwukrotny pobyt (1759 i 1761) księcia Karola Krystiana Wettyna, władcy Kurlandii i Semigalii. Gościnnie przyjmowali go i częstowali Zabiełłowie, mieszkający w Czerwonym dworze przez kilka pokoleń.

Pierwszym właścicielem Czerwonego Dworu (wówczas zwanego Wysokim Czerwonym Dworem) z tego rodu był marszałek kowieński Antoni Zabiełło. Jego wnuk Henryk odsprzedał w 1819 r. dobra wraz z siedzibą magnatowi Michałowi Tyszkiewiczowi, założycielowi litewskiej linii tyszkiewiczowskiej, który nabył je dla syna Benedykta Emanuela, późniejszego marszałka kowieńskiego i członka honorowego Muzeum Starożytności i Komisji Archeologicznej w Wilnie. Dwaj jego inni synowie (Jan i Józef), czyli bracia Benedykta, urzędowali na Birżach i Wołożynie, w skład którego wchodziła także podwileńska Waka. O ich oszczędnym, ale bardzo majętnym ojcu, który jako pierwszy z Tyszkiewiczów wszedł w posiadanie dóbr na obecnej Litwie i założycielu linii litewskiej tego rodu, naoczny świadek, mieszkający obok ich rodzinnej siedziby w Wilnie, wspomina: Kary dwukonne przywoziły z głównego domu przy ulicy Niemieckiej wory z rublami, po 1.000 w każdym, nie raz, nie dwa, nie trzy, ale przez całe poobiedzie, tak, że czekać do końca zabrakło już cierpliwości.

Jak zaświadcza dziewiętnastowieczne źródło, hrabia Benedykt Emanuel Tyszkiewicz w Czerwonym Dworze zamek zdołał odrodzić i napełnić osobliwościami pędzla i dłuta. Urządził ogród i park śliczny, który latem zadziwiał wielką liczbą drzew cytrynowych, jakie posiadał w swej oranżerii. Oranżeria, czyli tak zwany ogród zimowy z oszklonym dachem i fasadą, mieściła także inne rośliny egzotyczne (także palmy i figi) oraz kwiaty. Oprowadzanie honorowych gości po tak atrakcyjnym zakątku dworu było jednym z obowiązujących punktów ówczesnego życia gospodarzy dworu.

To miejsce nazwano „rajskim”. Stały tu marmurowe rzeźby Adama i Ewy, rosły rajskie jabłuszka, a pomiędzy zielenią były porozwieszane klatki ze szczebioczącymi ptaszkami. Anegdotka jeszcze z tamtych czasów głosi, że pani Benedyktowa Tyszkiewiczowa chcąc nieco oświecić młodą, od niedawna zatrudnioną pokojówkę, przyprowadziła ją do swego rajskiego ogrodu i pokazując klatki z ptaszętami zapytała: Wolisz papużki czy kanarki? Pani, ja nie jestem wybredna, jem wszystko – odpowiedziała ucieszona służąca.

Z dostępnych źródeł wiadomo, że odnowieniem i przebudowaniem zamku w czasach Tyszkiewiczów zajmowali się dwaj architekci: Polak Jan Margiewicz i Włoch Cezary Anachini. Wiadomo też, że pierwszy z tego rodu na Czerwonym Dworze, Benedykt Emanuel, stary zamek przekształcił w murowany zespół dworski – iście wielkopańską rezydencję, strzeżoną przez imitowanych rycerzy w pełnym uzbrojeniu.

Paradny hol, z wypchanymi niedźwiedziami naturalnej wielkości przy drzwiach wejściowych, wyposażono w szerokie, a więc wygodne dla pań noszących jeszcze wtedy krynoliny, dwubiegowe schody dębowe. Upiększono go trofeami myśliwskimi (porożami, wypchanymi ptakami, głowami upolowanych zwierząt). Był to czytelny przekaz dla przekraczających próg tego wielkopańskiego domu, że hrabia Benedykt, jak i jego przodkowie, był zapalonym myśliwym. Nie każdy mu w tym dorównywał. Na polowania jeździł nawet za granicę. Ze strzelbą, w lesie i w stroju myśliwskim, oczywiście naturalnej wielkości, został też uwieczniony na portrecie, namalowanym przez Ksawerego Kaniewskiego, zawieszonym ponad schodami westybulu, wiodącego do salonów na piętrze.

Rezydencja została wyposażona w meble modnego wówczas stylu empire, stworzonego na początku XIX w. we Francji. Nazywany stylem cesarskim był wzorowany na sztuce starożytnej Grecji, Rzymu i Egiptu. Zgodnie z modą nie mogło więc zabraknąć także dzieł sztuki – unikatowej kolekcji porcelany, rzeźb dłuta słynnych artystów włoskich i licznych obrazów, do dbania o które (wycieranie, konserwacja, odpowiednie, co pewien czas zmieniające się rozmieszczanie po salonach etc.) był zatrudniony wychowanek Akademii Sztuk Pięknych w Dreźnie. Już w 1853 r. czerwonodworskie zbiory malarstwa krajowego i obcego liczyły około 60 egzemplarzy.

Na podstawie katalogu obrazów z roku 1852, wspomnień rodziny i z prasy (Czerwony Dwór wypożyczał zgromadzone tu dzieła sztuki na wystawy, m.in. do Warszawy, Petersburga i Paryża) wiemy, że posiadano na przykład płótna Michelangelio Caravaggia, Bernardina Luini, Bartłomea di Petro, Petra Paula Rubensa. Andrea del Sarto, Domenico Zampieri.

Benedykt Tyszkiewicz sprowadził z zagranicy także wiele płócien o tematyce religijnej. Czołowe miejsce zajmowała Matka Boska, sama lub z Dzieciątkiem Jezus. Zgodnie z informacją krewnych w zamku był zbiór „Madonn”. Do najbardziej cennych zaliczano „Madonnę z Dzieciątkiem i Jagnięciem” autorstwa Leonardo da Vinci.

Tyszkiewiczowie z Czerwonego Dworu przez kilka pokoleń byli mecenasami malarzy, poetów, kompozytorów, aktorów działających w Wilnie i w jego promieniach. Przebywając tu w gościnie, Stanisław Moniuszko grywał na fortepianie, badając muzyczne zdolności hrabiowskich córek. Na dworskiej scenie występowały wileńskie trupy teatralne. Niejedne wakacje letnie na koszt Tyszkiewiczów spędził w majątku Walenty Wańkowicz, Jan Rustem, Aleksander i Wincenty Ślendzińscy, rysując i wypoczywając. Albertowi Żamettowi ufundowano stypendium zagraniczne, na koszt hrabiego kształcił się m.in. Władysław Majeranowski. Nic więc dziwnego, że zarówno wyżej wymienieni, jak i inni polscy artyści malarze, ofiarowywali prace, zdobiące czerwonodworskie pokoje.

Zamiłowanie do sztuki, znawstwo sztuki, zbieractwo, troska o biednych artystów oraz próbowanie własnych talentów w sztuce były właściwe wszystkim Benedyktom z Czerwonego Dworu. Innych właścicieli, poza jednym Michałem, ale z innych Tyszkiewiczów, bo z linii ukraińskiej, tu nie było. Chodzi o to, że jedyny syn Benedykta Emanuela, który miał kontynuować linię Benedyktów na Czerwonym Dworze zmarł niedługo po narodzinach w 1832 r. Z tego powodu otrzymał na chrzcie imię Michał (po dziadku), zamiast Benedykt. Przez kolejne lata rodzina próżno wyczekiwała potomka męskiego rodu. Na świat przyszły trzy córki. Najstarsza Joanna, aby nie stracić fortuny i nazwiska Tyszkiewicz, wyszła za hrabiego Michała Tyszkiewicza z Oczeretnej (obecnie na Ukrainie), ale wkrótce zmarła na gruźlicę. Za jej męża, wdowca, wydała się jej młodsza siostra Wanda Tyszkiewiczówna (1833-1860), w 1853 r. wydając na świat syna Benedykta Henryka. Tak oto została uratowana dynastia Benedyktów Tyszkiewiczów na Czerwonym Dworze.

Benedykt Henryk (zm. 1935), jedyny wnuk Benedykta Emanuela Tyszkiewicza, był jeszcze małym dzieckiem, kiedy stracił rodziców zmarłych na gruźlicę, uważaną wówczas za chorobę nieuleczalną i dziedziczoną z pokolenia na pokolenie. Po dziadku i rodzicach dziedziczył ogromną fortunę. Aby ratować jedynego spadkobiercę hrabia Benedykt Emanuel wysłał go wraz z opiekunem, nauczycielem i lekarzem domowym na hiszpańską wyspę Maderę, słynącą z dobroczynnego klimatu zdrowotnego. Tam chłopak przebywał aż do osiągnięcia pełnoletności.

Dużo podróżował własnym jachtem „Litwa”. Kilkakrotnie był m.in. w Afryce i Chinach. W tych ostatnich nawet przez kilka lat mieszkał, z powodzeniem ucząc się języka mandaryńskiego, poznając miejscowe rytuały i zwyczaje, delektując się chińską kuchnią, której wielkim fanem był do końca życia. Od cesarza chińskiego otrzymał zaszczytny tytuł mandaryna (stąd przezwisko hrabiego Mandaryn nadane przez rodzinę). Odwiedzając Polskę na święta i uroczystości rodzinne, zakładał paradny chiński strój urzędniczy z białego atlasu z wyhaftowanym czerwonym smokiem. Urozmaicił swoje i tak świetne zbiory, chinoiseriami. Były to malowane krajobrazy, ptaki i smoki w różnej postaci, finezyjna porcelana. Nawet pagody przywiózł do Czerwonego Dworu. Odwiedzał go nie częściej niż raz, dwa razy do roku, przeważnie w okresie letnim. Do swojej litewskiej siedziby, celem głównej ozdoby salonu, kupił w Krakowie u Jana Matejki okazałych rozmiarów obraz „Batory pod Pskowem”, znajdujący się obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie (w Czerwonym Dworze wisi obecnie kopia).