"My" a "wy". Refleksje po orędziu prezydent Litwy


Praca plastyczna uczennicy z polskiej szkoły, fot. wilnoteka.lt
Różnica 818 godzin języka litewskiego w ciągu 12 lat edukacji dzieli maturzystów szkół litewskich i nielitewskich, zaś egzamin zdają taki sam - oficjalnie przyznali to nawet urzędnicy litewskiego Ministerstwa Oświaty i Nauki, którzy zawsze traktowali polskie szkolnictwo na Litwie jako dopust Boży. Nawet oni. A mimo to prezydent Dalia Grybauskaitė z trybuny sejmowej grzmi, że to "język litewski staje się zakładnikiem…".
Ogromny stres i zmęczenie jest naturalną konsekwencją egzaminów maturalnych, i to się obserwuje co roku. Jednakże tak nieludzko, jak w tym roku, zdezorientowani maturzyści szkół mniejszości narodowych mogli budzić jedynie współczucie i żal. Wszystko się sprowadza do jednego egzaminu - z języka litewskiego - bo niezdanie go (tylko tego jednego przedmiotu) zamyka drogę do uzyskania świadectwa maturalnego, a jeśli tylko trochę noga się powinie, start na wymarzone studia jest przesądzony: utrudniony lub niemożliwy. To dlatego przyszli filolodzy, lekarze, ekonomiści lub inżynierowie, albo nawet kosmonauci, musieli "zakuwać" język litewski. Tymczasem śruba jest wciąż podkręcana. W ubiegłym roku nie zaliczano matury z języka litewskiego poniżej 25 ze 100 możliwych punktów, obecnie nie zalicza się poniżej 30 punktów ze 100 możliwych…

Nie wystarczy jednak by maturzyści sprawdzili, jak poszedł im egzamin z języka litewskiego, muszą sprawdzić matematykę, fizykę, zresztą wszystkie przedmioty. Brakowało czasu na wszystko, na naukę pozostałych przedmiotów, bo wiadomo było: język litewski stał się NAJWAŻNIEJSZY na tegorocznej maturze.

To nie jest prezydent wszystkich obywateli. Bo stawia wyraźną granicę: ja-wy, my-wy. Granicę jakże niebezpieczną i nieludzką!

Nawet obserwatorzy litewscy zauważyli specyfikę prezydenckiego wystąpienia. Specjalista z dziedziny komunikacji społecznej Andrius Šuminas na łamach portalu 15 min.lt podkreśla tendencje prezydent Grybauskaitė do lawirowania między pojęciami "ja" i "my". "Jeśli prezydent chwali się osiągnięciami kraju, pozytywnymi zmianami, mówi w osobie pierwszej, jak tylko mowa o korupcji czy innych wadach społecznych, z którymi należy walczyć, natychmiast przechodzi na "my" - zauważa.

"Kontrowersyjny egzamin maturalny z języka litewskiego skutkuje innymi żądaniami, które prowadzą do podziału społeczeństwa" - gromiła w orędziu Dalia Grybauskaitė. Czyli: "my" i "wy". Tylko jakie nowe żądania pojawiły się na tablicy polskich postulatów? Jakie? Ano żadne. Zwrot ziemi (zresztą, nikt już nawet o tym nie wspomina), pisownia nazwisk, dwujęzyczne tablice nazw ulic (nawet nie miejscowości), zachowanie pełnowymiarowego szkolnictwa polskiego. To już nawet nie znudzenie, ale nieprawdopodobne znużenie, o tym się mówi od dwudziestu lat. Z częstotliwością katarynki. Obietnice spełnienia tych postulatów zawierał traktat polsko-litewski, potem stokrotnie, a może tysiąckrotnie rozmaici litewscy politycy obiecywali rozwiązanie "tych jakże nieistotnych" kwestii. Obiecali nie raz, a dziś się okazuje, że to "żądania, które prowadzą do podziału społeczeństwa".

Jeśli byłaby to prezydent wszystkich obywateli, to chwaląc, że "co piąty obywatel kraju ma wyższe wykształcenie", miałaby na uwadze dane ostatniego powszechnego spisu ludności, które najwyraźniej wskazują, że Polacy pozostają wciąż najmniej wykształconą społecznością na Litwie. Wciąż na przedostatnim miejscu… tuż przed Cyganami. To nie wina Polaków, to bolesne skutki historii, masowych wywózek i powojennych repatriacji kilkuset tysięcy Polaków. Na wyrównanie strat potrzeba nie lat, a dziesiątek, jeśli nie setek lat. Obecny stan to odpowiedzialność Polaków, ale w równej mierze odpowiedzialność dzisiejszych władz Litwy, również - a może przede wszystkim - litewskiej prezydent. Tymczasem jakże wymowne było przejęzyczenie jednej z wiceministrów obecnego rządu, że wszystkie decyzje odnośnie szkolnictwa wynikają z faktu, iż "Litwini nie mogą Polakom darować świetnych w ostatnich latach wyników dostawania się na studia wyższe". Ale co tam przejęzyczenie wiceminister, to również czytelny komunikat urzędniczki podczas ubiegłorocznego czwartego spotkania w Augustowie polsko-litewskiej Komisji do spraw oświaty mniejszości narodowych w Polsce i na Litwie. Vaiva Vaicekauskienė, ekspert do spraw edukacji w Ministerstwie Oświaty i Nauki, bezpośrednio odniosła się do jednej z obecnych na spotkaniu matek - Polek z Litwy: "Chcesz, by twoja córka była stomatologiem? Jeszcze po bezpłatnych studiach?! Ja też chcę!". "Wara stąd, do waszej Polski, macie już blisko" - powiedziała wówczas krewka urzędniczka już innemu rodzicowi.

"Tymczasem za litewską granicą są zamykane litewskie szkoły" - oburzała się w orędziu prezydent Grybauskaitė. To już nie lawirowanie lub przejęzyczenie, to kłamstwo w żywe oczy. Może nie wiedzieć Petras spod Jonavy czy Jonas z Klišabalė, że szkoły w sejneńskiem są zamykane na wniosek litewskich radnych. Brakuje uczniów, tak jak brakuje uczniów w Koszedarach, tej samej Jonawie, Birsztonasie i każdej innej mniejszej (a i większej) miejscowości na Litwie. Na tej samej zasadzie są zamykane (łączone) szkoły w rejonie wileńskim czy rejonie solecznickim. Jedna sprawa, kiedy zawyżane są standarty, by doprowadzić do zniszczenia szkół, druga, gdy szkoły nie spełniają standartów od lat. Osobiście słyszałam w polskim Ministerstwie Cyfryzacji i Administracji o zapisie prawnym, który mówi, że jeśli uczniom zamykanych przez radnych szkół mniejszości narodowych nie załatwiono innych możliwości nauki w języku ojczystym (szkoły lub dowozu gminnym autobusem szkolnym do innej szkoły z tym samym językiem nauczania), to ministerstwo musi natychmiast interweniować i NAKAZAĆ załatwienie nauki w szkole z językiem litewskim. Co tu mówić, nie raz słychać od samorządowców na Litwie, że wiele by dali, by mieć takie samorządowe narzędzia - i finansowe, i prawne - konieczne dla samorządności (i szkół) na Litwie.

I tyle Polska z tego prezydenckiego orędzia miała. Wszyscy obywatele Litwy natomiast wiedzą już: "Przekonaliśmy się, że współpraca w formacie NB6 (trzy kraje bałtyckie UE i trzy kraje skandynawskie) oraz NB8 (trzy kraje bałtyckie i pięć krajów skandynawskich) z łączącymi kraje bałtyckie i skandynawskie wspólnymi wartościami, najlepiej pomaga bronić interesów naszych obywateli". Aha, na dokładkę jeszcze każdy obywatel mógł się dowiedzieć, że dowodem tych wspólnych wartości i wspólnej obrony interesów jest m.in. nowo otwierany w Wilnie pierwszy na Litwie sklep Ikea. Szkoda, że prezydent adresu sklepu nie podała.

Język litewski prezydent Grybauskaitė jest dokonały, bez zarzutu - potwierdzili to litewscy językoznawcy, zauważając 4-5 mało istotnych błędów językowych. Za to z geografią u pani prezydent jest naprawdę krucho. Bo jeśli to ta wskazana droga do Europy, to pani prezydent najwyraźniej nie wie, że jadąc na północ od Litwy, przecina się biegun północny i można dojechać do Przylądka Północy Nordkapp (poniekąd fantastycznie pięknych miejsc), ale drogi do Niemiec, Francji szuka się jednak gdzie indziej...

A może pani prezydent chciała dopieścić swą liczną diasporę w Norwegii? Zgodnie ze statystykami Litwini stanowią drugą albo trzecią pod względem liczebności emigrację w Norwegii. Chyba raczej nie należą do owych "17 tysięcy osób, które w minionym 2012 roku wróciły na Litwę".

Prezydent Litwy nie tylko nie słyszy argumentów Polaków, nie słyszy też argumentów "swoich” obywateli. Niedawno jeden ze znanych litewskich muzyków, Stano, napisał list otwarty do prezydent, w którym daje wyraz swemu zatrwożeniu sytuacją emigracyjną na Litwie. Przytacza zresztą bardzo wymowny przykład, że w Norwegii co pół roku powstaje nowa społeczność litewskich mieszkańców wielkości litewskiego kurortu Połąga. Stano analizuje dalej: Jeśliby wszyscy Litwini w Norwegii utworzyli miasto, miałoby wielkość Szawel (Šiauliai). Jeśliby tak uczynili litewscy emigranci w Irlandii, powstałoby Kowno, a jeśliby taki zamiar zrealizowali Litwini w Anglii, powstałoby miasto większe niż nowe Wilno! Ci ludzie otwarcie mówią, że nie mają po co wracać. Ale to nie ich Dalia Grybauskaitė chce zachęcać do nauki języka litewskiego, nie im w tej nauce pomagać, wszystkie siły natomiast skupia na "nawracaniu" niedobrych miejscowych Polaków i na grożeniu im palcem. Przecież tylko na Litwie obce "bezpłatne koncerty zagłuszają litewskie pieśni"…

"Wy, litewscy Polacy, jesteście przewrażliwieni, nieadekwatnie reagujecie na sytuację" - słyszymy nieraz od samych Litwinów, a jeszcze częściej od "przyjaciół" z Polski. Podsumowując, wolę więc przytoczyć wypowiedzi, które wyszły spod pióra litewskich obserwatorów i litewskich komentatorów wtorkowego orędzia prezydent Litwy.

"Słuszna jest obrona litewskiej tożsamości, tyle że ja nie dostrzegłem zabiegów prezydent integrujących mniejszości narodowe z państwem litewskim. Kiedy D. Grybauskaitė mówiła o litewskim narodzie, jego osiągnięciach, wyglądało, że mówi o Litwinach jako ogóle etnicznym, nie o całości społecznej Litwy" - zauważa psycholog Juris Beltė na łamach dziennika "Lietuvos rytas". "O tym świadczą jej odwołania do czasów odzyskania niepodległości (w 1918 r. - przyp. red.), wzmianki o potrzebie ponownej misji "aušrininków"(niepodległościowych działaczy z przełomu XIX i XX w. związanych z radykalno-patriotyczno-narodową gazetą "Aušra" - przyp. red.) dzisiaj. Nie czuć dumy ze wspólnych dążeń wszystkich obywateli Litwy, podkreślana jest wyłącznie "narodowość". Ale przecież Europa tylko zyskuje na wielokulturowości, takie kraje są bardziej konkurencyjne" - podsumowuje J. Beltė.

"Grybauskaitė chciała przedstawić siebie w kontekście Białorusi jako rzeczniczkę polityki konstruktywnego sąsiedztwa. Ale przecież mamy również sąsiadującą Polskę, Łotwę, Rosję - o relacjach z nimi prezydent nie mówiła" - podkreślił politolog Lauras Bielinis.

"Czwarte orędzie było wyjątkowo antypolskie, czasem wręcz nacjonalistyczne, a więc pseudopatriotyczne, uwzględniając biografię prezydent. Grybauskaitė obrała kierunek za wszelką cenę wzniecania emocji narodowościowych i w ten sposób uaktywniania swojego elektoratu, a to droga bardzo niebezpieczna dla Litwy jako kraju europejskiego. Nacjonalizmy i fobie już dawno uwsteczniają Litwę" - to słowa Rimvydasa Valatki, jednego z bardziej znanych na Litwie obserwatorów, wypowiedziane w jednej z audycji publicznego radia LRT i zacytowane przez portal lrt.lt

Nic dodać, nic ująć.

Komentarze

#1 Ludzie, błagam, niech to

Ludzie, błagam, niech to zostanie przetłumaczone na język litewski, bardzo własciwie ujęto, ale My to wieny, a własnie Pranas z Jonavy - nie, niech ten tekst wyjdzie poza ramy społeczności polskiej!!!

#2 Dlaczego Litwę spotkała taka

Dlaczego Litwę spotkała taka kara boska w postaci naszej prezydentowej?

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.