"Armia" ochroniarzy Wiktora Janukowycza
Anna Mikonis-Railienė, 10 czerwca 2010, 07:55
Fot. EFREM LIKATSKY AP Wiktor Janukowycz
Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz zwiększył swą ochronę niemal dwukrotnie, do 170 funkcjonariuszy - oświadczył były szef MSW, a obecnie opozycjonista Jurij Łucenko, zarzucając prezydentowi, że boi się własnego narodu.
"W takim kontekście można rozpatrywać decyzję sprzed kilku dni o zwiększeniu ochrony Janukowycza do 170 osób. Są to ochroniarze osobiści. Przypomnę, że byłego prezydenta Leonida Kuczmy strzegło 40 ochroniarzy, byłego prezydenta Wiktora Juszczenki - 100, a Janukowycza od ubiegłego tygodnia pilnuje 170 osób" - oznajmił Łucenko.
Prezydent Janukowycz, uznawany za prorosyjskiego, zasugerował w ubiegłym tygodniu, że jego życiu może zagrażać niebezpieczeństwo. W ten sposób wytłumaczył wzmożoną ochronę milicyjną towarzyszącą jego wystąpieniom publicznym.
Kiedy w ubiegłym tygodniu Janukowycz wygłaszał orędzie do narodu w kijowskim pałacu Ukraina, w okolicach znajdowało się około tysiąca funkcjonariuszy milicji. Kilkunastu zwolenników opozycji, którzy chcieli tam protestować przeciwko prezydentowi, zostało wówczas otoczonych przez milicjantów z oddziału specjalnego Berkut i zepchniętych w boczną ulicę. Następnego dnia sytuacja powtórzyła się przed Domem Ukraińskim w Kijowie, gdzie Janukowycz przemawiał na konferencji prasowej poświęconej 100 dniom prezydentury.
"Ja sam niczego się nie boję i dlatego zawsze wychodziłem do ludzi, byłem otwarty. Ale, jak informują mnie organy ochrony państwa, są one zobowiązane podejmować kroki z powodu istniejących dziś zagrożeń. (...) Są to poważne, udokumentowane fakty" - mówił prezydent Ukrainy.
Janukowycz padł już raz ofiarą ataku w Iwano-Frankowsku na zachodniej Ukrainie, podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2004 r., w których starł się z byłym już obecnie prezydentem Wiktorem Juszczenką. Student miejscowego uniwersytetu rzucił w ówczesnego kandydata obozu władzy kurzym jajkiem. Trafiony Janukowycz osunął się na ziemię, a następnie został przewieziony do szpitala.
Na podstawie: PAP