PRZEGLĄD PRASY. O przepraszaniu
Małgorzata Kozicz, 15 lutego 2013, 15:10
Linas Linkevičius, fot. msz.gov.pl/ M. Kosiński
"Przepraszam". Jedno słowo rozpętało burzę w szklance wody. Każdy, kto cokolwiek znaczy w życiu politycznym Litwy, albo chciałby znaczyć, poczuł się w obowiązku rozważać: Trzeba czy nie trzeba było przepraszać, kogo przede wszystkim należało przepraszać, komu wolno, a komu nie wolno przepraszać, co się kryje za tymi przeprosinami i dlaczego Litwy nikt nie przeprasza?
Była to najbardziej komentowana wypowiedż ostatnich miesięcy. Na temat przeprosin wypowiedzieli się między innymi: prezydent Dalia Grybauskaitė ("W imieniu państwa oświadczenia mogą składać jedynie wybrani przez naród, a nie mianowani urzędnicy"), premier Algirdas Butkevičius ("Minister nie musiał przepraszać, bo nie był do tego upoważniony"), były premier Andrius Kubilius, którego rząd opracował ustawę o oryginalnej pisowni nazwisk ("Dlaczego Linkevičius przeprosił Polaków, a nie nasz rząd"), ambasador Litwy w USA Žygimantas Pavilionis ("Wizytę ministra L. Linkevičiusa i jego przeprosiny niektórzy zagraniczni dyplomaci porównują do wizyty Algirdasa Brazauskasa w Izraelu" [w 1995 r. ówczesny premier A. Brazauskas przeprosił za dokonane na Litwie mordy na Żydach - przyp. red.]), i jeszcze wielu pomniejszych polityków i działaczy.
W mediach codziennie ukazują się komentarze i felietony z zawartym w nich szekspirowskim dylematem: Przepraszać czy nie przepraszać.
"Bezprecedensowe zdarzenie! Przedstawiciel władzy wykonawczej - minister spraw zagranicznych Republiki Litewskiej, podczas wizyty w obcym państwie, gdzie reprezentuje swój kraj, oblewa błotem sejm swojego kraju, przepraszając za demokratycznie, w drodze głosowania przyjęte uchwały, które jednak nie podobają się sąsiedniemu państwu!" - oburza się w komentarzu "L. Linkevičius w Polsce przesadził" na portalu Delfi.lt Jonas Vaiškūnas.
Vaiškūnas pyta: "Czy niechęć ministra (...) do ówczesnego sejmu nie zaćmiła mu rozumu, poczucia godności, czy taki jego czyn nie oczernił Litwy brudnymi kłamstwami?".
I przypomina, że sejm 8 kwietnia 2010 roku odrzucił, co prawda, ustawę o oryginalnej pisowni nazwisk, ale zaakceptował projekt ustawy przygotowany przez wielkiego przyjaciela Polaków Gintarasa Songailę oraz Rytasa Kupčinskasa, który przewidywał możliwość zapisania oryginalnej formy nazwiska na którejś z dalszych stron paszportu.
Według J. Vaiškūnasa, właśnie ten projekt był iście salomonowym kompromisem, który zadowoliłby i Litwę, i Polskę, a poza tym zaoszczędziłby pieniądze z budżetu. Natomiast nieplanowana wizyta Lecha Kaczyńskiego do Wilna w dniu głosowania była, jak uważa J. Vaiškūnas, wyrachowanym krokiem i próbą subtelnego nacisku. "Miano nadzieję, że zadziała jeśli nie autorytet prezydenta obcego państwa, to dawna litewska gościnność, i parlamentarzyści zagłosują tak jak trzeba".
Ówczesny sejm, cieszy się Vaiškūnas, oparł się tym zakusom i pokazał, że są rzeczy ważniejsze od koniunktury politycznej władz Litwy: konstytucja i język państwowy. Teraz jednak świętości te znów są zagrożone.
"Tusk i Sikorski są utwierdzeni w swojej wierze - oni wiedzą, co i jak powinien uchwalić sejm litewski, i zgodnie to ogłaszają całemu światu. Warszawscy panowie mogą spać spokojnie i śnić, bo już i szef litewskiego MSZ L. Linkevičius przesadził, dając nadzieję, że historia Europy będzie uzupełniona o polską wersję snu Giedymina: o historycznym województwie Rzeczpospolitej ze stolicą Wilno i miasteczkiem Kowno".
Jonas Vaiškūnas nie jest osamotniony w swoich obawach, że przeprosiny dyplomaty dają początek wynarodowieniu Litwy. Szargania konstytucji, a co najmniej niszczenia języka litewskiego dopatruje się też dziennik "Respublika" w jednym z artykułów redakcyjnych. L. Linkevičius zapomniał o 14. punkcie Konstytucji Litwy, który głosi, że językiem państwowym w tym kraju jest litewski, i zmienić to może tylko referendum, a nie kolejny szantaż - konstatuje "Respublika".
"Autorem litewskiego języka literackiego i gramatyki nie jest Linas Linkevičius ani Waldemar Tomaszewski, tylko Jonas Jablonskis. Gramatyka ta była jednym z najbardziej rewolucyjnych objawień narodu litewskiego. Jednym z historycznych kroków ku umocnieniu narodu. I nie jednodniowi politycy z nadgryzioną tożsamością, wybrani na kilka kadencji początku XXI wieku, będą zmieniać naszą pisownię".
Co ma piernik do wiatraka? - możnaby zapytać niedyplomatycznie. Dla przedstawicieli pewnych opcji każda okazja jest dobra, by szumnie przestrzegać przed wrogami, którzy kręcą oto powróz na szyję litewskiej kobyłki.
"Czy trzeba było przepraszać?" - zastanawia się z kolei Kęstutis Girnius w portalu Alfa.lt. Publicysta już na wstępie przyznaje, że należy do osób sceptycznie traktujących przeprosiny Linkevičiusa. Nie rozdzierajednak szat w obronie rzekomo zagrożonej integralności państwa litewskiego czy litewskego alfabetu. Uważa, jak większość publicystów zresztą, że Linkevičius przeprosił nie za sam wynik głosowania w sprawie ustawy o pisowni nazwisk, tylko za niezręczną sytuację, z powodu której bezpośrednim świadkiem tego głosowania stał się prezydent Lech Kaczyński.
"Gafa wobec politika sąsiedniego kraju nie jest czynem wołającym o przeprosiny. L. Linkevičius mógł nazwać głosowanie sejmu nieporozumieniem, błędem, mogło nawet być mu przykro z tego powodu. Ale nie ma powodu bić się w piersi i przepraszać za nietakt, prawdopodobnie nieświadomy. Przecież obecność w kraju prezydenta Polski nie oznacza, że sejm ma obowiązek głosować w taki czy inny sposób".
Girnius zastanawia się, jak Polska odbierze przeprosiny Linkevičiusa - jako ubolewanie z powodu jednego specyficznego zdarzenia czy jako potępienie całej dotychczasowej polityki względem mniejszości polskiej?
Prawo do oryginalnej pisowni nazwisk i dwujęzycznych nazw ulic jest niezaprzeczalne, są to jednak sprawy wcale nie kluczowe, a kosmetyczne - uważa publicysta. W sprawach istotnych natomiast, uważa Girnius, cieszą się Polacy na Litwie pełnią praw: pielęgnują swoją kulturę, tradycje i język, "o czym pośrednio świadczy nieumiejętność składnego mówienia po litewsku większości polskich działaczy, którzy żyją w zamkniętych społecznościach polskich". Sprawy oświatowe są problemem o tyle, że za późno zabrano się za wyrwanie młodzieży polskiej ze swego rodzaju polskiego getta i że dopiero teraz tworzona jest dla tej młodzieży możliwość poznania w dostatecznym stopniu języka litewskiego - wynika z dalszych rozważań Kęstutisa Girniusa.
"Przeprosiny L. Linkevičiusa trzeba uważać za dramatyczną próbę polepszenia stosunków Litwy i Polski. Rzekomo trzeba było jakoś przełamać lody, przekonująco pokazać chęć Litwy wygrzebania się z obecnego dołka, nadać przyspieszenie procesowi normalizacji stosunków. Ale polepszanie stosunków nie jest tańcem solo. Sukces jest niemożliwy bez zgody i dobrej woli partnera" - uważa K. Girnius.
Šarūnas Černiauskas z Delfi.lt uważa natomiast, że w tym tańcu to właśnie Litwa powinna objąć prowadzenie. W felietonie "Brawo dla L. Linkevičiusa" Černiauskas pisze, że minister zrobił to, co dawno zrobić należało, zaś narastającą wokół tych przeprosin histerię nazywa "komiczną".
"Może Polska powinna była przeprosić pierwsza? Nie. A to "nie" jest uzasadnione najzwyklejszą logiką. Można nawet użyć terminu "wyrachowanie". Kto bardziej potrzebuje połączeń energetycznych i gazowych między Litwą a Polską? Na pewno nie Polska, która ma mocniejszą gospodarkę, lepsze stosunki z Europą Zachodnią i, w przeciwieństwie do Litwy, nie szuka sposobów, jak podstawić sobie nogę w kwestii wydobycia gazu łupkowego. Które państwo ma (i może zaoferować) większe wpływy w Parlamencie Europejskim? Na pewno nie Litwa. Takich pytań z odpowiedzią nieprzychylną dla Litwy jest mnóstwo. A najważniejsze jest jedno: Które państwo bardziej przyczyniło się do pogorszenia stosunków międzysąsiedzkich? Na pewno nie Polska".
Podobny w wymowie jest felieton redaktor naczelnej portalu Delfi.lt Moniki Garbačiauskaitė-Budrienė (Delfi.lt przoduje w omawianiu kwestii przeprosin - w ciągu zaledwie kilku dni ukazały się co najmniej cztery komentarze autorskie publicystów i polityków na ten temat). W swoim artykule redaktor Delfi.lt dokonuje przeglądu konfliktów litewsko-polskich, które w ostatnich latach stały się ciągiem przepychanek słownych i zaostrzania sytuacji.
"Po wizycie i przeprosinach L. Linkevičiusa w relacjach obustronnych można zauważyć znaki jeżeli nie ocieplenia, to optymizmu, chociaż Polacy jeszcze dumnie poburczeli, że nie wierzą w szczerość ocieplenia. Po wizycie ministra odbyła się wizyta premiera, która wreszcie minęła bez złych obustronnych oświadczeń i odznaczała się stosunkowo dobrą wolą i nawet entuzjazmem" - odnotowuje M. Garbačiauskaitė-Budrienė. Dlatego niesolidne i niesolidarne, zdaniem autorki, było zachowanie prezydent i premiera, którzy -prawdopodobnie w obawie o własne rankingi - zaczęli publicznie krytykować ministra.
"Ostatecznie mamy dziwną sytuację: stosunki z Polską niby się ocieplają, Donald Tusk ściska się z Algirdasem Butkevičiusem, zapewniając, że relacje krajów powinny być lepsze niż dobre, a na Litwie już prawie gotowiśmy powiesić urzędnika, który poświęcając osobistą popularność, przełamał lody".
Nikłe poparcie dla słów Linkevičiusa na Litwie zauważa też redaktor portalu 15min.lt Rimvydas Valatka. "Po kilku zdaniach L. Linkevičiusa w Warszawie, dowodzących, że jednak nie wszyscy Litwini są dzikusami, do dobrego tonu narodowego weszły artykuły - zaklęcia, w których pisarze polityczni za pomocą rytualnych narodowych igieł na odległość próbowali przekłuć naczynia krwionośne szefa dyplomacji" - pisze Valatka w artykule o wymownym tytule "Są jeszcze mężczyźni na Litwie"" na portalu 15min.lt.
Tytułowi mężczyźni to, zdaniem autora, L. Linkevičius i ambasador Litwy w USA Žygimantas Pavilionis, który poparł działania ministra.
"Na służbie państwowej są jeszcze mężczyźni, którzy stojąc w Jej poczekalni nie trzęsą portkami?" - pisze R. Valatka, mając na myśli prezydent Dalię Grybauskaitė, słynącą z szybkiego rozprawiania się z dyplomatami, których wizja polityki zagranicznej nie odpowiada jej własnej (patrz Mečys Laurinkus czy Vygantas Ušackas).
Redaktor 15min.lt bezlitośnie szydzi z wypowiedzi prezydent, że minister nie może mówić w imieniu państwa. "Znowu przegapiła Ona okazję, by pomilczeć. To w czyim imieniu ma mówić minister? Teściowej? A może kochanki? Sąsiadów z podwórka, w którym mieszka? Wynagrodzenie ministrowi płaci nie teściowa i nie sąsiedzi. Minister jest zatrudnionym przez państwo politykiem, którego praca polega na mówieniu. Dobrzy ministrowie spraw zagranicznych mówią w imieniu państwa, nie milknąc. I jeszcze agitują, godzą sąsiadów. Kiedy Litwa będzie przewodniczyć Unii Europejskiej, L. Linkevičius - jeśli nie zostanie zwolniony - przez pół roku będzie mówił nie tylko w imieniu Litwy, ale i całej Unii".
Nad przyszłością - co prawda nie ministra, a całej polityki zagranicznej - zastanawia się też dziennik "Lietuvos rytas" w kolumnie redakcyjnej "Znaki czasu".
"Podstawowym problemem ministra i oficjalnego Wilna jest to, że minister ogłosił przeprosiny bez uzgodnienia z premierem i prezydent. Zagrożenia z takiego braku porozumienia płyną oczywiste. Jeśli na przykład po oświadczeniu L. Linkevičiusa i pewnego przełomu emocjonalnego, jaki nastąpił w Polsce, litewscy parlamentarzyści znów nie potrafią rozwiązać problemu pisowni nazwisk i nazw miejscowości po polsku, przeprosiny staną się bezwartościowe. Mało tego, znów rozbudzone, ale niezaspokojone oczekiwania Warszawy mogą zamienić się w nową antylitewską histerię. Przecież w Polsce radykałów jest nie mniej niż na Litwie. A każdy konflikt międzysąsiedzki dla nich jest jak tlen dla duszącego się. Niewykluczone, że nowy konflikt zaostrzy, a nie będzie próbował go rozwiązać, W. Tomaszewski ze stronnikami na Litwie. Wszak konflikt z władzą litewską jest podstawą ich polityki".
Być może posunięcie L. Linkevičiusa było skierowane nie tylko wobec Polski, ale wobec Litwy? - zastanawia się "Lietuvos rytas".
"Może to ukryta zachęta, a nawet nacisk zarówno na A. Butkevičiusa, jak i D. Grybauskaitė, by wreszcie się zdecydowali, jakich chcą stosunków z Polską. Przecież formalnie minister nie zrobił nic szczególnego - on tylko realizuje politykę, przewidzianą w programie rządu".
Komentarze
#1 Naucz się najpierw pisać po
Naucz się najpierw pisać po polsku dls Cowboy oto dowód twoich umiejętności i poziom twojego IQ
:"Cos dla ciebie Zeliga-Babulis: naucz sie przepraszac fermencie."
#2 dls Cowboy albo Pastuch wielu
#3 I coś się na Litwie zmieniło
I coś się na Litwie zmieniło od tamtej wypowiedzi? Nie licząc oczywiście zaostrzenia antypolskiej polityki władz. Kto sieje wiatr................
#4 Niemcy ciągle przpraszają
Niemcy ciągle przpraszają Polskę i inne narody. Niemcy! ktorych potęgę jakby równać z Polską czy innymi krajami to różnica chyba większa niż miedzy Polska a Litwa.
I to oni się uginają rok w rok w imię czego? No wlasnie siły i mądrosci. Bo to silny naród, i przepraszanie ich jeszcze wzmacnia a nie osłabia.
Inny przykład. Ruski Putin raz powiedział, że potępia Stalina i chvatit. I nie będzie przepraszał rok w rok. BO jest za silny!, a przepraszają słabi!!!!
I na Litwie identycznie pomuje to prezydentka i reszta "elity". Nie przepraszamy bo chcemy żeby inni myśleli że jesteśmy silni. własnie to prezydentka powiedziala w oczy niedawno Komorowskiemu, "jeteśmy silnym narodem" czytaj nie bedziemy przepraszac. To jest właśnie sposób myślenia i mentalność rosyjska czy sowiecka Litwinów.
Dobra była uczennicą - wzorową.
#5 Cos dla ciebie
Cos dla ciebie Zeliga-Babulis: naucz sie przepraszac fermencie.
#6 Panie Linas.BRAWO
Panie Linas.BRAWO