PRZEGLĄD PRASY. O dziwacznych stworach
Małgorzata Kozicz, 1 lutego 2013, 15:34
Puste miejsce po dwujęzycznej tabliczce, fot. wilnoteka.lt
W minionych tygodniach Polacy na Litwie aktywnie działali, organizowali mniej lub bardziej kontrowersyjne przedsięwzięcia i trochę skandalizowali. Media litewskie przyjęły to ze spokojem, a właściwie... pominęły milczeniem.
Pewne ożywienie wniósł Stanislovas Buškevičius, wicemer Kowna i lider narodowej partii Młoda Litwa - polityk niezbyt popularny, który najwyraźniej chciałby jakoś zaistnieć w świadomości społeczeństwa. W czwartek wydał on oświadczenie adresowane do mera rejonu solecznickiego z propozycją pomocy przy zdejmowaniu tabliczek.
„Z prasy wynika, że Samorząd Rejonu Solecznickiego nie dysponuje środkami na zrealizowanie decyzji sądu. Rozumiejąc trudną sytuację finansową rejonu, członkowie partii Młoda Litwa proponują dobrowolną i nieodpłatną pomoc. W ramach samopomocy własnymi środkami i siłami zdejmiemy tabliczki z nazwami ulic w języku niepaństwowym” - cytowała S. Buškevičiusa agencja BNS i litewskie portale internetowe.
Tymczasem publicysta Karolis Jovaišas w felietonie na portalu delfi.lt już przed tygodniem nawoływał do zrobienia porządku z „polskim nihilizmem prawnym”.
„Dlaczego władze Litwy dotychczas godzą się na tak bezczelne i cyniczne zachowanie? Czyżby nie było całkowicie jasne, że nihilizm prawny i brak szacunku wobec dezycji sądu godzi w fundamenty państwowości? A jeżeli są realnie istniejące, ale oficjalnie nienazwane powody tolerowania zachowania Polaków, to dlaczego instytucje państwowe nie spełnią żądań tej mniejszości narodowej?” - pytał K. Jovaišas w komentarzu „Polacy nie przestrzegają prawa. Jaka jest pozycja D. Grybauskaitė?”.
Felieton, na pierwszy rzut oka krytyczny wobec Polaków, w rzeczy samej przedstawia bardzo trzeźwy pogląd na sprawę. Po długich rozważaniach, czy Polacy na Litwie są nie kim innym jak spolonizowanymi Litwinami („nie chodzi o to, jaka część Polaków na Litwie to wynarodowieni Litwini, tylko o to, że oni sami uważają się za Polaków, myślą jak Polacy, i wielką naiwnością jest dążenie do ich nawrócenia na litewskość” - podsumowuje Jovaišas) dochodzi autor do zaskakującej dla polskiego czytelnika, zniechęconego może tonem całej publikacji, logicznej konkluzji.
„Ustawa, zakazująca napisów w języku polskim, sama w sobie nie jest zła ani dobra, jest tylko obowiązująca. Oto jednak chwila prawdy! Czy można uważać za obowiązującą ustawę, która nie ma żadnego odzwierciedlenia w życiu realnym, a jest ważna tylko „na papierze”? Czy można uważać za ważną ignorowaną i pogardzaną ustawę? (...) Czy nie byłoby mądre z dwojga złego - polskiego nihilizmu prawnego i spełnienia żądań mniejszości polskiej - wybrać mniejsze zło? Tym bardziej że obawy, iż jakiekolwiek ustępstwa wobec Polaków będą rozpalać ich dążania separatystyczne, są przerażająco naiwne” - pisze K. Jovaišas.
Autor proponuje, by sprawy wzięła w swoje ręce prezydent Grybauskaitė, inicjując odpowiednie poprawki do ustawy, w myśl których polskie napisy stałyby się legalne.
O tym, że problemy z nazewnictwem ulic i pisownią nazwisk muszą zostać rozwiązane, pisze także Andrius Bačiulis w tygodniku „Veidas”. W felietonie „Za parę tygodni pogodzimy się z Polską?” autor analizuje przyszłość stosunków międzypaństwowych. Zdaniem Bačiulisa można liczyć na ocieplenie.
„To, że odwilż rozpoczęła się zaledwie po upływie trzech miesięcy (od odmowy wzięcia udziału w obchodach Święta Niepodległości Polski przez Dalię Grybauskaitė - przyp. aut.) i że inicjatywę polepszenia stosunków bardziej okazuje Warszawa, jest naprawdę dobrą wiadomością”. Niżej dodaje jednak, że „bez rozwiązania problemu pisowni polskich nazwisk Warszawa nie będzie wchodziła w żadne poważne rozmowy nawet na tematy czysto ekonomiczne. W Polsce to już stało się kwestią zasadniczą i sprawą prestiżu państwa i żaden polityk - ani pragmatyczny Donald Tusk, ani powściągliwy Bronisław Komorowski - nie pójdą na ustępstwa w tej sprawie”.
A normalne stosunki Litwy i Polski powinny się zasadzać nie tylko na pisowni nazwisk, także wspólnych interesów energetycznych - przypomina A. Bačiulis.
Podczas gdy jedni publicyści patrzą w przyszłość, inni szukają pretekstów do pojednania w przeszłości. Ramūnas Bogdanas na Delfi.lt uderzył w ton poetycki w artykule „Postanie roku 1863: łączy nas z Polakami przelana krew”.
„Stosunki Litwy z Polską w biegu historii pełne są upadków i wzlotów, braterstwa i złości. W żadnym okresie nie znajdziemy tylko wzajemnej obojętności. Jesteśmy jak dwa brzegi rzeki, które łączą upływające stulecia. Z przeciwnego brzegu rzeka wygląda inaczej, jest jednak wspólna, i to dzięki niej jesteśmy tacy, jacy jesteśmy”.
Powstanie styczniowe wywołało w mediach także inne echa. Z okazji obchodów 150-lecia powstania styczniowego media pisały o wystawie prac Artura Grottgera, którą zorganizował Instytut Polski wspólnie z Litewskim Muzeum Sztuki. W otwarciu ekspozycji brali udział premier Litwy Algirdas Butkevičius i ambasador RP w Wilnie Janusz Skolimowski. Toteż w doniesieniach prasowych nie brakło ugrzecznionych formułek, że „powstanie roku 1863 ma duże znaczenie zarówno dla Litwy, jak i Polski”.
„Sławna przeszłość musi nas natchnąć do nowych prac. Mam nadzieję, że wkrótce w Warszawie będę mógł rozmawiać z premierem Donaldem Tuskiem o perspektywie naszych stosunków. Jej brak oznaczałby zdradę ducha powstania” - gazety cytowały wypowiedź szefa litewskiego rządu. Oficjalnie, poprawnie i budująco.
Tymczasem prawdziwe życie toczyło się gdzie indziej! Niesankcjonowany przemarsz bez zezwolenia władz miasta, łopoczące na wietrze biało-czerwone flagi, brawurowa akcja litewskiej policji: moblizacja siedmiu radiowozów i zatrzymanie organizatora, który eskortowany na komisariat w błysku fleszy czuł się najwyraźniej jak ryba w wodzie... Takich kadrów nie powstydziłby się program „Farai” (sensacyjno-dokumentalny program o pracy policji w jednej z litewskich telewizji).
Chodzi oczywiście o marsz „Za wolność naszą i waszą”, zorganizowany przez księdza Dariusza Stańczyka i harcerzy, w duchu partyzanckim, czyli bez zezwolenia na zorganizowanie imprezy masowej. Litewscy dziennikarze najwyraźniej przegapili okazję - ekskluzywnym materiałem dysponuje tylko „Wilnoteka”. Nazajutrz o wydarzeniu - jako o przejawie najwyższego bohaterstwa, przyrównywalnego do odwagi powstańców styczniowych - pisały tylko lokalne polskie media. Żadnych sensacyjnych nagłówków w prasie litewskiej.
Tak samo cicho było o innej odsłonie polskiego patriotyzmu - koncercie ku czci tegoż powstania styczniowego w wykonaniu grup muzycznych, przedstawionych przez organizatorów (koło ZPL „Wileńska Młodzież Patriotyczna”) jako wykonawcy „współczesnej muzyki polskiej”. Nic to, że niektóre z nich, jak grupa „Irydion”, mają w swoim repertuarze na przykład piosenki o „semickim chwaście”. W Wilnie ich nie zagrały, a śpiewały jedynie „utwory tożsamościowe i patriotyczne” - jak napisał „Kurier Wileński” piórem jednego z zaangażowanych słuchaczy koncertu.
Litewskie media i tego tematu nie podjęły, bo najwyraźniej nie miały pojęcia o fakcie. Jedynie portal delfi.lt powtórzył wiadomość za swoimi kolegami z polskiej redakcji pl.delfi. Wspomina się w niej między innymi o liderze grupy „Zjednoczony Ursynów”, który ze sceny Domu Kultury Polskiej wyrażał nadzieję, że wkrótce „Wilno, Lwów i Grodno będą polskie, nie obce”. Ton publikacji był jednak wyważony - właściwie tylko skonstatowano fakty, nie odnosząc się do nich w żaden sposób.
Czyżby dziennikarze litewscy nabrali nagle głębokiego zrozumienia i tolerancji dla poczynań mniejszości polskiej na Litwie? Inne przejawy litewskiej sztuki dziennikarskiej świadczą jednak o tym, że niektórzy żurnaliści nadal są przekonani: dobra mała prowokacja nie jest zła.
Portal diena.lt zamieścił zdumiewającą wiadomość, w której przeanalizował treść plakatu wydanego przez Samorząd Rejonu Wileńskiego, zapraszającego na zapusty w Duksztach. Podejrzliwość dziennikarzy portalu wywołało następujące ogłoszenie: „(...) na święcie zobaczycie szalejących Cyganów, Żydów, żebraków, wiedźmy, wróżki, pełzające żmije, niedźwiedzie, obudzone ze snu twardego przez gwar i muzykę, pokażą wam rogi skaczące kozły i inne dziwaczne stwory, a więc - bądźcie sprytni i szybcy, przygotowani na wszelkie niespodzianki”.
Treść plakatu portal diena.lt podsumowuje następująco: „W informacji rozpowszechnionej przez samorząd ostrzega się przed dokazywaniem „dziwacznych stworów”. Na ich listę zostali wciągnięci także przedstawiciele niektórych mniejszości narodowych oraz zwierzęta”.
„I śmiech, i grzech” - jakby powiedział Wincuk Bałbatunszczyk, który również znalazł się na plakacie, ale poza listą dziwacznych stworów.
Samorząd zareagował na artykuł oświadczeniem do prasy, w którym zawarł krótki wykład na temat zapustowych przebierańców.
„Podkreślamy, że przebranie się za inną postać na zapusty nie oznacza szydzenia z tej postaci czy jej narodowości. Celem jest pozostanie nierozpoznanym” - tłumaczył oficjalnie samorząd.
Prawdziwa szopka - a raczej - prawdziwe zapusty.
Komentarze
#1 Rezolucja solidarności z
Rezolucja solidarności z Polakami na Litwie
Wyrażamy solidarność z akcją protestacyjną organizowaną w Wilnie przez Komitety Strajkowe oraz Forum Rodziców Szkół Polskich w rocznicę uchwalenia nowej ustawy oświatowej. Polacy na Litwie wykorzystali wszystkie prawnie dostępne środki, aby przeciwstawić się dyskryminacyjnej ustawie, która może doprowadzić do likwidacji znacznej części polskich placówek oświatowych. Wysłano setki pism w imieniu rodziców, uczniów, komitetów rodzicielskich i rad szkół do najwyższych władz państwowych Litwy: prezydenta, przewodniczącej Sejmu, premiera, ministra nauki i oświaty. Przeprowadzono wiece protestacyjne, zebrano 60 tysięcy podpisów w proteście przeciwko projektowi nowej ustawy.
Chcemy, by dobre stosunki polsko-litewski były ważnym czynnikiem Europy środkowej. Wspieramy umocnienie niepodległości państwa litewskiego. Nie możemy jednak się zgodzić na dyskryminację Polaków na Litwie, z którymi łączy nas kultura, tradycja historyczna, obywatelstwo naszych i ich przodków. Rzeczpospolita przyjęła w polsko-litewskim traktacie przyjaźni odpowiedzialność za zachowanie ich narodowych praw. Z tego obowiązku nic nas zwolnić nie może.
Dlatego w imię dobrej współpracy Polski i Litwy oraz w imię zobowiązań polsko-litewskiego traktatu przyjaźni wzywamy władze Republiki Litewskiej do:
rezygnacji z ujednolicenia egzaminu z języka litewskiego na maturze i przywrócenia egzaminu z języka polskiego,
zaprzestania eliminacji języka ojczystego ze szkół polskich poprzez wprowadzenie nauczania poszczególnych przedmiotów w języku litewskim,
rezygnacji z dyskryminującego pomysłu likwidowania małych polskich szkół w celu zachowania równolegle działających litewskich
przekazania wszystkich publicznych placówek oświatowych na Wileńszczyźnie demokratycznie wybranym samorządom,
Wzywamy do:
uczciwej realizacji reprywatyzacyjnych praw polskich rodzin do zabranej im przez władze sowieckie ziemi,
prawa do umieszczania dwujęzycznych tablic w rejonach i miejscowościach, które zwarcie zamieszkują Polacy,
zagwarantowania Polakom prawa do polskiej pisowni nazwisk,
likwidacji 5% progu wyborczego dla partii mniejszości narodowych,
wycofania zmian granic okręgów wyborczych, których celem jest utrudnienie mniejszości polskiej uzyskania mandatów w najbliższych wyborach parlamentarnych.
Apelujemy do władz litewskich o respektowanie praw należnych Polakom na podstawie Traktatu o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy pomiędzy Republiką Litewską i Rzeczpospolitą Polską z 1994 roku. Solidaryzujemy się z ich walką o prawa obywatelskie. Domagamy się szacunku dla zobowiązań zawartych w Konwencji Ramowej Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych i Etnicznych z 1995 roku.
Zebrani w dniu 17 marca 2012 roku w całym kraju na wiecu solidarności z Polakami na Litwie wyrażamy uznanie dla ich walki o zachowanie polskiej tożsamości narodowej.