PRZEGLĄD PRASY. Jak nas widzą, czyli o autopromocji


Pikieta przy Ministerstwie Oświaty, fot. www.wilnoteka.lt
Znów o nas pisano, i znów w większości źle. Dziś krótko o tym, co napisano, i dłużej o tym, dlaczego nie piszą tak, jak byśmy chcieli.
Wygląda na to, że mamy nową gwiazdę medialną. Tym razem mowa nie o Ewelinie Saszenko, tylko o... Ryszardzie Maciejkiańcu. A może raczej Ryšardzie Maceikianecu, bo tak właśnie, zgodnie z zapisem w paszporcie, pan ten chce być podpisywany w mediach. Litewskich co prawda, bo z polskimi woli nie mieć do czynienia.

Otóż pan Ryšard wypływa na szersze wody. Zaczyna się nim interesować nie tylko „Respublika” - ostatnio udzielił dość obszernego wywiadu gazecie „Lietuvos žinios”. Co prawda, swego repertuaru nie zmienił - nadal przestrzega przed monopolem AWPL, która sprawuje na Wileńszczyźnie rząd dusz, i przed Waldemarem Tomaszewskim, który swój pogląd na Litwę potrafi wpoić nie tylko polskim notablom, ale też całej Europie.

Własny autorytet w oczach Litwinów pan Ryšard lubi budować na zasadzie kontrastu. W roli czarnego charakteru w jego opowiastkach tradycyjnie występuje W. Tomaszewski, ostatnio jednak dostało się także Czesławowi Okińczycowi. R. Maceikianec relacjonuje: „Na początku maja w Centrum Studiów Europy Wschodniej odbyła się dyskusja o stosunkach Litwy i Polski. Podczas niej doradca społeczny premiera Cz. Okińczyc wyraził wątpliwości, czy języka litewskiego w ogóle trzeba uczyć w szkołach, jeśli nie ma takowej chęci”.

Innymi słowy, według pana Ryšarda, polska młodzież w ogóle nie widzi potrzeby nauki języka litewskiego, a doradca premiera nawołuje, by w takim razie zostawić tę młodzież w spokoju. A teraz porównajmy tę interpretację z oryginałem wypowiedzi („Wilnoteka” dysponuje wszystkimi nagraniami ze wspomnianej konferencji). Co powiedział Cz. Okińczyc?

„Nie trzeba mówić o tym, że Polacy w szkołach polskich nie chcą się uczyć litewskiego. To propaganda. Nie jest to prawdą. Wizytuję polskie szkoły i naprawdę uczniowie starszych klas mówią po litewsku bez żadnego akcentu, i dobrze rozumieją, że trzeba się uczyć języków, że chcąc zająć odpowiednie miejsce w tym państwie, trzeba znać jego język, to nie podlega dyskusji. Jeśli jednak chcemy być państwem demokratycznym, to może nie trzeba na siłę wciskać tego języka i zmuszać do jego nauki. Jeśli ktoś chce być zamiataczem, to może niekonieczna jest znajomość języka. Skoro jesteśmy państwem demokratycznym, to stwórzmy możliwości, ale pozwólmy człowiekowi samemu wybrać”.

Podobieństwa są? Są, a że po wyjęciu z kontekstu zmienia się cały sens wypowiedzi? Grunt, to umiejętnie rozstawić akcenty! Pan Ryšard Maceikianec to potrafi, dlatego jest lubiany przez media litewskie i zawsze z uwagą wysłuchiwany.

Tego nie można powiedzieć o AWPL ani o jej liderze W. Tomaszewskim. Przed tygodniem gazety i portale internetowe nie posiadały się z radości, cytując wyniki sondaży: „W. Tomaszewski w trójce najmniej lubianych polityków”, „W. Tomaszewski swoimi wypowiedziami zapewnił sobie miejsce wśród najbardziej antypatycznych polityków”. I chociaż w sondażu roiło się od nazwisk z czołówki politycznej, to ani spadek popularności prezydent Dalii Grybauskaitė, ani to, że 69 procent ankietowanych negatywnie ocenia działalność premiera Andriusa Kubiliusa, nie zainteresowało dziennikarzy. Akcenty rozstawiono właśnie tak: Nie lubimy Tomaszewskiego.

Nie lubią i nie rozumieją. Nie tylko dziennikarze, także naukowcy zajmujący się tematyką polsko-litewską. Na przykład Vytas Jurkonis, jeden z autorów raportu analitycznego na temat rozwoju stosunków Litwy i Polski, który udzielił wywiadu dziennikowi „Vilniaus diena”.

Przypomnijmy, że sam raport, szeroko omawiany na początku maja, zawierał wiele propozycji korzystnych dla mniejszości polskiej. Miał też jeden punkt, który wyjątkowo nie przypadł do gustu AWPL, w punkcie tym była bowiem sugestia, że powinna powstać jeszcze jedna partia reprezentująca Polaków na Litwie. Nieważne, co to byłaby za partia, byle stworzyć pewien pluralizm w dziedzinie politycznej. AWPL potraktowała propozycję nie jako krytykę konkretnej formacji politycznej, tylko jako targnięcie się na polskość. Wszak w polskim środowisku wszystkim wiadomo, że nie może być innej opcji niż jedyna słuszna, a jeśli ktoś sądzi inaczej, nie jest Polakiem. W jedności siła! Jeśli Litwini w najbardziej nawet bezstronnym raporcie proponują nam pluralizm, znaczy to, że chcą nas rozbić i osłabić.

Ale raport i jego echa to już przeszłość. Niechęć Litwinów wobec AWPL jest stałą, którą jeszcze raz potwierdza Vytas Jurkonis w wywiadzie dla „Vilniaus diena”. Komentując protesty w sprawie ustawy o oświacie, odbywające się ostatnio pod Ministerstwem Oświaty i Ambasadą Węgier, politolog stwierdza odważnie, iż „pikiety przynoszą korzyść tylko W. Tomaszewskiemu”.

Organizację pikiety przypisuje on właśnie AWPL jako partii politycznej, zupełnie ignorując fakt, że w obu akcjach protestacyjnych brali udział przede wszystkim przedstawiciele uczniów, rodziców, nauczycieli, wreszcie ZPL jako organizacji społecznej. Politycy nawet nie zabrali głosu. Ze swojego mylnego założenia V. Jurkonis wysnuwa kolejne komentarze: „ AWPL, angażując podległe sobie organizacje, moblizuje elektorat przed kolejnymi wyborami. Na to, że te protesty mają polityczne cele, jasno wskazuje brak zdecydowania polskiej partii, czego żądać. (...) Ludzie powinni dążyć do praktycznych rozwiązań. Oni jednak nic nie proponują, tylko dyskutują i wylewają pomyje na nasze wspólne państwo. To gra do jednej bramki”.

Ogólnie rzecz biorąc, politolog ma trochę racji. Obecna sytuacja jest taka, że AWPL nie da się oddzielić od ZPL ani od innych polskich organizacji, nawet od placówek oświatowych. Wszyskie one mają wspólne poglądy i cele. Jednym z tych celów jest także dobry wynik AWPL w kolejnych wyborach sejmowych. Ale sprowadzanie całej społeczności polskiej do roli zmanipulowanych baranków, uzależnionych od skinienia jedynego wodza, to już przesada. Dlaczego nikt nie wspomina, dlaczego media nie piszą o Forum Rodziców Szkół Polskich, o 60 tysiącach podpisów złożonych świadomie i dobrowolnie na znak protestu wobec ustawy o oświacie?

Dało się to odczuć, czytając relacje gazet i portali z obu pikiet. Dziennikarze cytowali na przykład wypowiedzi Mirosława Szejbaka, przedstawiciela rodziców: „Według koordynatora zebrano 60 tysięcy podpisów obywateli, którzy protestowali przeciwko uchwaleniu tej ustawy. Podpisy rzekomo wręczono prezydent Litwy, premierowi, ministrowi oświaty”.

Według, rzekomo? Czy te asekuracyjne słówka oznaczają negatywne nastawienie dziennikarzy? A może wskazują po prostu, że przedstawiciele mediów po raz pierwszy usłyszeli o szeroko zakrojonej akcji zbierania podpisów? Dlaczego nie wiedzieli o tym wcześniej?

Warto też przypomnieć wypowiedzi zastępcy przewodniczącej Sejmu Litwy Virginii Baltraitienė, które padły jeszcze w marcu, w samo apogeum akcji, właśnie wtedy, gdy ogromne teki z podpisami były już dostarczone do adresatów. W wywiadzie dla „Žinių radijas” deputowana stwierdziła, że cały hałas robi jedna osoba - Waldemar Tomaszewski. „Jakoś ze strony polskich szkół czy samych ludzi, rodziców takich rzeczy nie słychać” - stwierdziła pani wiceprzewodnicząca.

Politycy słyną z cynizmu, ale czy odważyłaby się ta pani na świadome zignorowanie faktu istnienia 60 tysięcy głosów sprzeciwu, gdyby o nich wiedziała? Wszak to liczba z pewnością powalająca, zwłaszcza dla osoby, która dostała się do sejmu z okręgu jednomandatowego w Kiejdanach po zdobyciu 8535 głosów wyborców. O 60 tysiącach polskich głosów w obronie oświaty V. Baltraitienė jednak nie słyszała. Dlaczego?

No właśnie, dlaczego? Znowu to Litwini-wrogowie wkładają nam kij w szprychy? Może z góry źle nastawieni litewscy dziennikarze bojkotują konferencje prasowe, na których przedstawiciele społeczności polskiej rzeczowo i dobitnie przedstawiają swoje racje? Może celowo ignorują oświadczenia prasowe, wysyłane do wszystkich gazet w celu przedstawienia swego punktu widzenia? Może złośliwie nie relacjonują atrakcyjnych wydarzeń, organizowanych po to, by pokazać społeczeństwu litewskiemu, że Polacy nie tylko doskonale znają litewski, ale w dodatku są fajni i otwarci?

A może tego wszystkiego po prostu nie ma?! Może AWPL i wszystkie, jak to określa V. Jurkonis, jej podwładne organizacje uważają, że polskość obroni się sama? Że praca nad własnym wizerunkiem w mediach, promocja, reklama, PR, to puch marny i koliduje z naszym ofiarnym dźwiganiem krzyża patriotyzmu? Trudno stwierdzić jednoznacznie, ale chyba tak właśnie jest.

Czy jest w AWPL osoba odpowiadająca za kontakty z mediami? Czy W. Tomaszewski i inni liderzy korzystają z usług konsultantów, którzy uczą ich zachowania przed kamerami, kontaktów z dziennikarzami, podstaw retoryki i komunikacji? Czy partia ma służbę prasową, która operatywnie informuje dziennikarzy i społeczność o poczynaniach tej formacji politycznej? Może to wymysły i zbędne fanaberie? To konieczność we współczesnym świecie! Zwłaszcza jeśli partia aspiruje do miana jednej z najbardziej wpływowych na litewskiej scenie politycznej. Obecnie jesteśmy świadkami skutków ignorowania tej konieczności.

Potencjał jest. Są możliwości. O takim zainteresowaniu mediów, jakim cieszy się Waldemar Tomaszewski, wielu polityków mogłoby pomarzyć. Jak lider AWPL wykorzystuje swoje szanse? Czy kiedykolwiek się uśmiecha? Czy czasem zażartuje? Najczęściej rozmawia z litewskimi dziennikarzami w tonie dość opryskliwym, zniecierpliwionym, często się obraża i odmawia komentarza, bo „sami wymyślacie pomówienia, sami piszecie, i sami komentujecie”.

Owszem, gdy wypowiedzi zostają po raz kolejny przekręcone, gdy słowa są wyjmowane z kontekstu, może pojawić się zrezygnowanie i niechęć wobec mediów. Ale to jest polityka! Zasklepianie się w polskim hermetycznym światku na pewno nie pomoże w osiągnięciu celów. Polityk ma obowiązek rozmowy z dziennikarzami, jeśli oczywiście pytają go o sprawy polityczne, a nie o kolor bielizny. Jest osobą publiczną.

W dziedzinie autopromocji brawa należą się merowi rejonu solecznickiego Zdzisławowi Palewiczowi, który na podstronie internetowej samorządu zaczął pisać swój blog. Na razie są tylko dwa wpisy, które oczywiście napisał nie sam mer, choć z pewnością mógłby, bo jest filologiem z wykształcenia. Wpisy dość standardowe, ale i tak bardziej ludzkie, indywidualne, odzwierciedlające osobę mera niż sucha urzędnicza informacja.

Sam blog świeci jeszcze pustkami, ale przesłanie już jest jasne - mer chce być widoczny, chce dzielić się z mieszkańcami swoimi przemyśleniami, informować o swojej działalności, chce być blisko ludzi i iść krok w krok z nowymi tendencjami. To oczywiście jeszcze nie blog Artūrasa Zuokasa, który bodajże jako pierwszy z polityków litewskich zaistniał w Internecie, ale Soleczniki są na dobrej drodze. Tylko że jedna jaskółka nie czyni wiosny.

A propos A. Zuokasa, mimo całej niechęci, to właśnie z niego polscy działacze powinni brać przykład. Mer Wilna przez wielu jest wprost nazywany oszustem, złodziejem, krętaczem. Do tych epitetów prawie każdy doda: „Ale za to ma charyzmę!”. I paradoksalnie, dzięki tej charyzmie, dzięki mistrzowskiemu opanowaniu pr'owskich sztuczek, dzięki doskonałej umiejętności obcowania z mediami, wiele uchodzi mu na sucho. Jeśli jemu, mimo tak wielu grzeszków, udaje się utrzymać pożądany wizerunek, pomyślmy tylko, jaki sukces odnieśliby krystalicznie uczciwi, prawi, dobrzy polscy działacze, gdyby tylko mieli odpowiednią promocję!

Stosowanie socjotechnik i chwytów PR może być dyskusyjne pod względem etyki, jeśli ma na celu ukrycie prawdy lub wypromowanie rzeczy z założenia złej. Przykładów jest wiele, jeden z pierwszych to kampania przeprowadzona na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych przez ojca chrzestnego PR Edwarda Barneysa na rzecz... palenia wśród kobiet! Dzięki szeroko zakrojonej akcji (oczywiście, na zlecenie koncernów tytoniowych) udało się wypromować kopcenie wśród pań. Działa do dzisiaj.

PR i reklama są jednak jak najbardziej pożądane, gdy chodzi o zaistnienie w świadomości publicznej, o przedstawienie pozytywnego wizerunku, o doniesienie swoich racji do jak najszerszego audytorium. Są to rzeczy proste, ale wymagające spojrzenia zawodowego. Nie zawsze wystarczy nakleić na płocie kiepsko zmakietowane ulotki wyborcze, by zaistnieć w przestrzeni medialnej. Nie muszą to też być od razu działania pr'owskie, chociaż i one byłyby jak najbardziej pożądane. Potrzebny jest natomiast przepływ informacji, sprawna komunikacja, przejęcie inicjatywy, choćby w postaci zorganizowania konferencji prasowej, a nie czekanie na łaskę litewskich dziennikarzy i pozostawianie im pola do interpretacji. Po co? Choćby po to, aby dziennikarze litewscy dowiadywali się o zebraniu 60 tysięcy podpisów obywateli Litwy z jasno wyrażonym ich zdaniem w momencie sfinalizowania tego przedsięwzięcia, a nie trzy miesiące po.

Dlaczego o tym w przeglądzie prasy? Możemy złorzeczyć litewskim mediom, że kreują negatywny wizerunek Polaków na Litwie. Co tydzień znajdą się pęczki przykładów na potwierdzenie tej tezy. Tylko co sami zrobiliśmy dla kreowania swojego wizerunku?


Komentarze

#1 Tomasz Świetny artykuł.

Tomasz

Świetny artykuł. Naprawdę już dawno czegoś równie dobrego w polskich mediach na Litwie nie czytałem. Gratulacje dla autorki i wilnoteki. Chętnie bym go umieścił na swoim blogu. Czy mogę?

#2 Wyniki przywołanego sondażu

Wyniki przywołanego sondażu anty-popularności powinny właściwie cieszyć. "Tomaszewski w trójce najmniej lubianych polityków" oznacza tyle, że lider AWPL skutecznie wypełnia swoją rolę, twardo stając w obronie prześladowanej polskiej mniejszości. Nie jest marionetką, tylko przywódcą z krwi i kości. Stąd jego "niepopularność" wśród przesiąkniętych nacjonalistycznym zaślepieniem lietuvisów, stąd czarna propaganda na temat polskich organizacji i jej liderów, stąd próby zastraszania Polaków. Różne komisje etyki i sądy nękają naszego europosła, by pokazać Polakom na Litwie, że każdego może dosięgnąć karząca ręka lietuviskiego bezprawia, a zwykły maluczki obywatel to dopiero może oberwać. Lepiej więc siedzieć cicho, nie wychylać się i nie narażać.
Dla polskich środowisk najlepszym i wiarygodnym sprawdzianem zaufania do ludzi są każde kolejne wybory. A w nich od lat AWPL odnosi wyjątkowe w skali kraju sukcesy. Wyniki niedawnych wyborów samorządowych są tego doskonałym potwierdzeniem
A tak poza tym, krytykując piszesz Anonimie: "wiekszosc naszych dzialaczy" i gładko przechodzisz do "facet nasz lider". Widać, że coś nie lubisz Tomaszewskiego... Twój problem i twoja sprawa.

#3 Absolutnie sie zgadzam z

Absolutnie sie zgadzam z pania Kozicz- niewatpliwie nastawienie litewskich mediow nie jest wobec Polakow zawsze przechylne (chociaz ostatnio coraz wiecej rozsadnych glosow i na ich lamach), ale zmienic to mozna tylko po przez zmudna prace nad wlasnym wizerunkiem. A temu niestety wiekszosc naszych dzialaczy, nie umiejacych zwiazac dwoch zdan w zadnym jezyku, nie sluzy. "Najczęściej rozmawia z litewskimi dziennikarzami w tonie dość opryskliwym, zniecierpliwionym, często się obraża i odmawia komentarza, bo „sami wymyślacie pomówienia, sami piszecie, i sami komentujecie”. - przeciez on nie tylko z litewskimi dziennikarzami tak rozmawia. I nie tylko z dziennikarzami. :) Ot uwierzyl facet w swoja genialnosc, w sumie coz za roznica, ma do tego prawo, ale czy to ze naszym liderem jest facet, ktory jest tylko ciut popularniejszy od Kubiliusa - sluzy polskiej sprawie?

#4 Media we współczesnym

Media we współczesnym świecie, w polityce, są ważne, ale robienie z nich bożka to gruba przesada. W zasadzie nie ma mediów niezależnych, każde służą jakiejś ideologii, jakiejś konkretnej grupie interesów, jakieś linii politycznej. Krótko mówiąc są sprzedajne i usłużne.
Media lietuviskie wpisują się w realizowaną przez państwo politykę lituanizacji polskiej mniejszości. Drogą do tego jest tworzenie jak najgorszego wizerunku polskiego środowiska, liderów organizacji i przede wszystkim liderów politycznych - Tomaszewskiego i ogólnie całej AWPL. Wszak to przede wszystkim AWPL ucieleśnia dążenia polskiej mniejszości do zachowania tożsamości i aktywny opór przeciw zwalczaniu polskości na Wileńszczyźnie.
AWPL przyjęła strategię bezpośredniego kontaktu, spotkań z ludźmi w terenie. Niewielki obszar działania umożliwia skuteczną realizację tego zamierzenia, a wyniki z każdych ostatnich wyborów potwierdzają skuteczność i słuszność tej drogi.
Konferencje prasowe, uśmiechy, przymilanie się... Bądźmy poważni, media lietuviskie napiszą o nas tylko źle albo wcale. Bo idą takim kursem.
Przypuszczam, że pani redaktor sama nie wierzy w to co pisze - że państwowe media "nie wiedziały" o 60 tyś. podpisów przeciw nowelizacji ustawy oświatowej. Akcja zbiórki i przekazywania podpisów była sprawnie przeprowadzona i nagłośniona, pisał o tym Kurier Wileński - jedyny polski dziennik na Litwie bez wątpienia jest czytany i analizowany przez lietuvisów, nie tylko zresztą przez media, ale także przez bezpiekę.
I tak dalej, i tym podobnie...

#5 Słusznie.Comiesięczna

Słusznie.Comiesięczna konferencja konferencja prasowa Waldemara Tomaszewskiego i polskich liderów to minimum.
Przydały by się takie wypowiedzi nie tylko dla Lietuvisów,a le również dla Polaków i wahających się czy pozostać Polakami .

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.